wtorek, 27 grudnia 2016

Dwadzieścia trzy



Bez pośpiechu unosisz podróbek i powoli otwierasz oczy, obejmując spojrzeniem kompleks skoczni narciarskich Alpenarena. Nonszalancko opierasz się o bok samochodu, całym sobą chłonąc widok miejsca, które znasz jak własną kieszeń. Zachodzące słońce rzuca długie, ostre promienie, które odbijają się w oknach budki sędziowskiej, barwiąc je pomarańczą i czerwienią. O tej porze jest już tutaj cicho; żadnych rozentuzjazmowanych, młodych skoczków, którzy wierzą, że zawojują świat oraz żadnych pełnych wiary trenerów, którzy pragną wychować twojego następcę.
To właśnie tutaj wszystko się zaczęło.
Twoje pierwsze skoki, pierwsze rekordy i pierwsze upadki.
To tutaj obiecałeś sobie, że wespniesz się na sam szczyt. I że z niego już nie spadniesz.
Mrużysz oczy i spod półprzymkniętych powiek obserwujesz zasypiającą Alpenarenę. Nawet nie wiesz, jak tu się dzisiaj znalazłeś. W jednej chwili jechałeś samochodem do domu, marząc jedynie o kolacji i gorącym prysznicu, a w drugiej zboczyłeś z trasy i zaparkowałeś na parkingu pod kompleksem skoczni. Coś cię tutaj przyciągnęło. Coś, czego nie potrafisz określić.
Bierzesz głęboki wdech, kiedy twoje myśli wracają do punkty, wokół którego krążą nieustannie od kilku dni. Twoja rehabilitacja idzie świetnie, powoli wracasz do formy i budujesz swoją pewność siebie, a to znaczy tylko jedno - czas wrócić na skocznię. Przełykasz głośno ślinę, czując delikatnie mrowienie w palcach i nagły ucisk w żołądku. Myśl o skokach zaczyna cię palić. Stresuje cię to, że nie czujesz żadnego podekscytowania, żadnej radości. Przyjąłeś ten werdykt obojętnie, może jedynie z lekkim zawahaniem. Bez euforii. Bez tak oczekiwanego szerokiego uśmiechu. Właściwie tylko skinąłeś głową, z powrotem koncentrując się na wykonywanym ćwiczeniu.
Odkąd podjąłeś decyzję o powrocie, myślałeś, że gdy wreszcie nadejdzie ten dzień, będziesz skakać ze szczęścia, nie mogąc przestać o tym nawijać i cieszyć się jak małe dziecko.
Że będzie tak jak wtedy, gdy  miałeś te kilka lat i gdy w noc poprzedzającą twoje pierwsze skoki na nartach, nie mogłeś zasnąć, odliczając minuty do tego wiekopomnego momentu.
Jest jednak z goła inaczej.
Początkowa obojętność zdążyła przeminąć, natomiast w jej miejscu zaczął się zagnieżdżać strach. Nagły i paraliżujący, przypominający o Kulm, blokujący i bolesny. Natychmiast zaciskasz pięści i napinasz wszystkie mięśnie. Próbujesz atakować go wspomnieniami z Sochi, kiedy udało ci się razem z drużyną zdobyć wicemistrzostwo olimpijskie, ale to wszystko okazuje się niczym w porównaniu z siłą twojego lęku.
Miałeś nadzieję, że będzie inaczej. Że dasz radę. Że nie będziesz się aż tak bać.
Przecież jesteś Morgensternem. Niezwyciężonym, nieustraszonym Morgensternem. Powinieneś usiąść na belce bez żadnego balastu, bez zbędnych lęków. Powinieneś usiąść na belce, skoczyć i wygrać.
Momentalnie wypuszczasz z płuc nieświadomie wstrzymywane dotąd powietrze. Otwierasz szeroko oczy, uspokajasz oddech. Serca powoli zwalnia, przestaje tak wściekle szamotać się w piersi. Zagryzasz wargę, jeszcze raz rzucając spojrzenie Alpenarenie.
Chciałbyś znaleźć w sobie tą początkową radość, niczym niezmąconą lekkość. Wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze.
Jednak nie masz już kilku lat i nie boisz się wyłącznie o swoje ostatnie mleczaki. Prawie dwadzieścia lat później masz o wiele więcej do stracenia i zastanawiasz się, czy to wszystko, cały ten świat jest tego wart.

***

Wiosna tego roku jest jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj. Ciepła, napawająca nadzieją, pachnąca kwiatami wiśni. Nigdy nie przepadałeś za tą porą, gdyż oznaczała koniec skoków na śniegu, ale jednocześnie lubiłeś ten powiew spokoju, jaki przynosiła. Teraz jest inaczej, już nie musisz odpoczywać po intensywnym sezonie, zdobyciu Kryształowej Kuli czy rozczarowującym miejscu poza pierwszą dziesiątką Pucharu Świata.
Ta wiosna, mimo wszystko, jest pełna chaosu. Po przedwczesnym zakończeniu sezonu, nie czujesz przesytu skokami. Ale też nie wiesz, czy ci ich brakuje. Czy tęsknisz za nimi wystarczająco  mocno, by przemóc swoje lęki? Czy dla tych kilku sekund w powietrzu potrafisz znowu zaryzykować?
Już kilka razy zdążyłeś się przekonać jak bolesna może być miłość do tego sportu. Ale już chyba tak jest, gdy coś, kogoś kochamy. Nigdy nie jest łatwo. Nigdy nie jest jak w bajce. Zdarzają się niepowodzenia, sromotne porażki, problemy nie do przeskoczenia. I nie zawsze, gdzieś na końcu, znajdujemy swój happy end.
Wzdychasz, zmieniając piosenkę w telefonie. Poprawiasz słuchawki, robisz ostatnie rozciągające ćwiczenie, po czym ponawiasz bieg - już w kierunku domu. Popołudniu Kristi przywiezie Lilly; z radością oczekujesz spotkania z córeczką i obiecanej wycieczki do zoo.
Natomiast rano wyruszysz na zgrupowanie.
I oddasz pierwsze skoki od Sochi.
Przyśpieszasz, jakby to miało pomóc wyrzucić z twojego ciała całe napięcie systematycznie magazynowane od kilku dni. Wciąż nie potrafisz cieszyć się myślą, ale jednocześnie wierzysz, że gdy tylko znajdziesz się w powietrzu, to wszystko wróci - cała miłość do skoków, uzależnienie od adrenaliny, potrzeba latania.
Kilkadziesiąt metrów przed domem zwalniasz i postanawiasz przebyć pozostały dystans tempem spacerowym. Gdy przechodzisz obok posiadłości państwa Bursche, zauważysz znajomą brunetkę rozmawiającą z wysokim, starszym mężczyzną. Mimowolnie się uśmiechasz. Elena wróciła. Miło jest ją znowu zobaczyć, myślisz. Gdy kobieta cię dostrzega, unosisz rękę w geście pozdrowienia. Elena posyła ci uśmiech, po czym rzuca kilka słów swojemu ojcu i podchodzi do ciebie.
Wygląda... dobrze. Nie ma już tak przeraźliwie smutnego spojrzenia, a spod jej oczu zniknęły cienie. Ścięła nieco włosy, pomalowała usta mocną szminką, ubrała się w sukienkę. Nie garbi ramion, ani nie ucieka wzrokiem. Dosłownie wygląda tak, jakby ktoś tchnął w nią wiosenny podmuch.
- Cześć. - Zatrzymuje się kilka metrów od ciebie i opiera się o płot.
- Hej.
Przez chwilę tylko na siebie patrzycie, przyglądając się sobie nawzajem bez żadnego słowa. Cieszysz się, widząc ją w takiej formie, ale jednocześnie zastanawiasz się, skąd w niej taka zmiana. Czy pogodziła się z mężem? A może zerwała z nim definitywnie i wreszcie zaczęła wszystko od nowa, już bez ciągłego spoglądania wstecz?
- Wróciłaś. - Mówisz po chwili, unosząc pytająco jedną brew.
Elena uśmiecha się delikatnie, wzruszając ramionami.
- Wróciłam.
- Na chwilę?
Kobieta wzdycha, odwracając od ciebie wzrok i przyglądając się własnym dłoniom. A ty dostrzegasz, że pod tą nową kopułą, wciąż zostało trochę starych rozterek.
- Raczej na stale.
- A Isaak?
Brunetka odgarnia za ucho pasmo włosów, dotąd opadające jej na twarz. Jest lekko zdenerwowana, odrobinę niespokojna. Jednocześnie, mimo widocznej kruchości, bije od niej swoista pewność siebie. Rozbita, ale sklejona. Niby cała, ale jednak popękana.
- Masz czas? Może przejdziemy się nad jezioro?
Spoglądasz na zegarek, po czym kiwasz głową. Pierwsze kilkadziesiąt metrów pokonujecie w ciszy, jakby próbując zebrać własne myśli i poukładać je w sensowną całość. Minęły dwa miesiące, odkąd widzieliście się po raz ostatni, macie co sobie opowiadać. Tylko jak zacząć, gdy słowa na trudne tematy nie chcą przejść przez gardło?
Ukradkiem spoglądasz na Elenę. Wydaje się bić z myślami.
- Isaak wyszedł ze szpitala i właściwie czuje się już dobrze. - Mówi wreszcie, patrząc przed siebie. - Wiesz, na początku trudno było mi być przy nim, ale jednocześnie czułam, że to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. Z czasem patrząc na niego przestałam czuć swoje złamane serce. Mogłam pogadać z nim jak kiedyś. Pośmiać się. I nawet zaczęłam się zastanawiać, jakby to było, gdybyśmy do siebie wrócili... - Urywa nagle.
- Ale?
- Ale nie zobaczyłam tego, rozumiesz? - Rzuca ci spanikowane, pogubione spojrzenie. Jakby miała wyrzuty sumienia, że nie umiała wrócić do męża.- Nie potrafiłam wyobrazić sobie tego, jak budzę się obok niego czy jak robię mu śniadanie. Nie potrafiłam wyobrazić sobie siebie z nim. Choć przecież był dokładnie tym samym Isaakiem, którego pokochałam i z którym spędziłam tyle lat.
Dochodzicie do jeziora i zatrzymujecie się niedaleko brzegu. Siadacie na ziemi i, wpatrując się w kryształową taflę wody, kontynuujecie rozmowę.
- Może to nie on się zmienił, tylko ty. - Podpowiadasz jej.
- Boję się tej zmiany. - Wyznaje cicho, miętosząc w dłoniach rąbek sukienki. - Lubiłam starą Elenę.
- Może warto dać szansę tej nowej?
- Nie wiem.
- Słuchaj, ja ją zdążyłem polubić. Teraz twoja kolej.
Uśmiechasz się szeroko, kiedy brunetka odwraca twarz w twoją stronę. Twój uśmiech udziela się i jej.
- Spróbuję. - Przytakuje.
Przenosisz wzrok na jezioro. Bierzesz głęboki oddech i zbierasz się na odwagę, by zadać pytanie, które błąka ci się po głowie od czasu waszej ostatniej rozmowy. Mimo wielu godzin spędzonych na rozmyśleniu, co między wami poszło nie tak, nie potrafiłeś zrozumieć decyzji Eleny o waszej "przerwie"  i dlatego tym bardziej chciałbyś usłyszeć prawdę.
Zwłaszcza, że teraz rozmawiacie jak dawniej. Jak przyjaciele.
- Powiesz mi, dlaczego chciałaś się odciąć? Ode mnie?
Brunetka spuszcza głowę i zagryza wargę. W milczeniu wpatruje się we własne dłonie splecione na kolanach. Gdy się odzywa, jej głos jest cichy i pełen niepewności.
- Chciałam dowiedzieć się, co do ciebie czuję, nie mając cię przy sobie.
- I czego się dowiedziałaś? - Pytasz ze ściśniętym gardłem. Boisz się, że wszystko może się jeszcze pokomplikować. I że ten spokój jest tylko złudny.
Elena wzdycha głośno.
- Po prostu się wystraszyłam. Wiesz, po tym jak my... A potem dziewczyny mówiły różne rzeczy, że ubzdurałam sobie, że może ty...  - Plącze się. - Chciałam tylko to uciąć, zanim mogłoby się stać coś... coś gorszego.
Uśmiechasz się ironicznie pod nosem. Wreszcie puzzle zaczęły do siebie pasować.
- Może i mi się przez chwilę wydawało, że mogłem coś do ciebie poczuć... Ale... - Pocierasz twarz dłońmi, myśląc nad swoją głupotą. - Po prostu lubię komplikować sobie życie i znajomości. Taki już jestem.
- Czyli co?
Wzruszasz ramionami, po czym uśmiechasz się szeroko do brunetki.
- Przyjaciele?
Elena kiwa głową, również się uśmiechając.
- Jasne. Przyjaciele.
Miło wiedzieć, że poukładałeś sobie chociaż jedną sprawę.
Choć przed tobą i tak wciąż ten najważniejszy krok.

***

Wszystko wydaje się sprzyjać twoim pierwszym skokom od Sochi.
Skocznia jest perfekcyjnie przygotowana, narty dobrze nasmarowane, pogoda idealna, a twoje ciało w formie.
Jedyna przeszkoda tkwi wyłącznie w twojej głowie.
Wślizgujesz się na belkę startową, poprawiasz gogle, sprawdzasz wiązania, obowiązkowo uderzasz się w uda. Ale kiedy trener daje ci znak, ty nie ruszasz się z miejsca. Wręcz przeciwnie, zaciskasz dłonie wokół belki z zacięciem wpatrując się w dół. Tyle słyszałeś o skoczkach, którzy mają lęk wysokości i właśnie teraz zastanawiasz się nad tym, jak skaczą. Skąd mają w sobie tyle siły, by codziennie przełamywać własny lęk? Czy przed startem zerkają w dół czy może wpatrują się w dal? Ile kosztuje ich ciągłe stawanie ze strachem twarzą w twarz?
Nigdy nie bałeś się wysokości. Latanie zawsze było dla ciebie czymś naturalnym, czymś bez czego nie potrafiłeś wyobrazić sobie życia. Było częścią ciebie. Dlatego tym trudniej jest ci zrozumieć, co cię teraz blokuje.
Przecież wystarczy tylko odepchnąć się od belki i skoczyć. Tylko tyle. Aż tyle.
Zagryzasz nerwowo wargę. Mimowolnie myślisz o tym, co cię czeka. Podczas rozgrzewki wyobrażałeś sobie ten moment. Widziałeś siebie w locie. Widziałeś jak lądujesz w nienagannym stylu. Wszystko się udawało. Dla uspokojenia próbujesz przywołać do siebie te obrazki. Jednak zamiast pięknego lotu, dostrzegasz tylko bolesny upadek.
Bierzesz głęboki oddech. Liczysz do dziesięciu. Nic takiego się nie stanie.
Zamykasz oczy. Przypominasz sobie Turyn. Oslo. Sochi. Wzniesione do góry Kryształowe Kule. Przypominasz sobie o swoich medalach olimpijskich, o wszystkich mistrzowskich tytułach, o ustanowionych rekordach. Umiesz latać. Potrafisz to robić. Jesteś do tego stworzony.
I żaden upadek nie może cię zatrzymać.
Podnosisz głowę i krzyżujesz wzrok ze spojrzeniem Heinza. Prawie niezauważalnie kiwasz w jego stronę. Rozumie. Macha chorągiewką.
Puszczasz się belki.
Jesteś gotowy, by latać.
Trzy. Dwa. Jeden.
Skaczesz.
****
the answer to all of my wonder
was right in my hands
now it's time for me to discover
all that i am

and i'm ready to fly
over the sun

***
cieszę się, że po tylu latach dotarłam do momentu, kiedy mogłam napisać coś morgenowego do ready to fly. piękne uczucie.

niedziela, 30 października 2016

Dwadzieścia dwa




W jednej chwili świat się zatrzymuje.
Ściskasz mocno telefon, próbując walczyć z łzami zbierającymi się w kącikach oczu. Starasz się wyłapać najważniejsze informacje podawane przez rozmówczynię, ale możesz myśleć tylko o tym, że życie Isaaka wisi na włosku.
Czujesz jak żołądek podchodzi ci do gardła. Jak zdenerwowanie splata język w supeł. Jak w płucach brakuje powietrza. Odpowiadasz coś mechanicznie matce Isaaka, po czym się rozłączasz. Cała się trzęsiesz, a łzy już otwarcie spływają po twoich policzkach.
Czy to się kiedykolwiek skończy?
Ocierasz łzy rękawem kurtki, ignorując uporczywe pytania Thomasa. Zaciskasz mocno pięści, jakby szukając w tym geście ukojenia. Ale to wszystko wciąż jest, ten palący ból, chorobliwy strach, kolejne pęknięcie na twoim pokiereszowanym sercu. Jakkolwiek źle nie byłoby między tobą a Isaakiem, nigdy nie życzyłabyś mu czegoś takiego.
Nie możesz stracić go drugi raz.
Pociągasz nosem, próbując skupić wzrok na drodze rozciągającej się przed tobą. Grube krople deszczu uderzają o przednią szybę, chmury wiszą nisko nad ziemią. Trudno jest ci się jakkolwiek pozbierać, ogarnąć, wydusić z siebie kilka słów. Bierzesz głęboki wdech, a potem kolejny i jeszcze jeden, i tak póki twoje serce się nie uspokaja. Odwracasz twarz w stronę Thomasa, czując jak całe twoje ciało boleśnie się napina.
- Zawieziesz mnie do Salzburga? - Pytasz cicho, jakby wcześniej nie było waszej rozmowy, jakbyś nie kazała mu zniknąć z twojego życia na jakiś czas.
A on odpowiada tak, jakby nie miał ci niczego za złe.
- Jasne.

***

Wciąż pamiętasz te wszystkie drobiazgi, które w zwyczajny sposób czyniły wasze życie niezwykłym. Pamiętasz, w jakim kubku zawsze rano pijał kawę, jak zawsze musiałaś mu poprawiać krzywo zawiązany krawat, jak całował cię w przelocie w skroń i wychodził spóźniony, bo znowu wstał po trzeciej budzikowej drzemce. Pamiętasz, w jakiej pozycji zasypiał zmęczony po całym dniu, jak wtulał policzek w zagłębienie między twoją szyją a twoim barkiem. Jak łapał cię za dłoń, gdy wychodziliście z domu. Jak zamawiał dla ciebie zieloną herbatę, a dla siebie podwójne espresso w waszej ulubionej kawiarni, która znajdowała się na rogu ulicy, przy której mieszkaliście. Wyraźnie pamiętasz jego zapach, kolor jego oczu i kształt ucha. Przez te wszystkie lata zdążyłaś się nauczyć się go na pamięć.
I teraz to wszystko wraca z niesamowitą siłą. I wszystko, co możesz zrobić to nie rozpaść się na kawałki.
- Już niedaleko. - Thomas zerka na ciebie z ukosa, po czym ponownie wbija wzrok w drogę przed sobą.
Kiwasz apatycznie głową. Nie podejmujesz tematu. Nie mówisz ani słowa o tym, co właśnie dzieje się w twojej głowie. Boisz się, że jeśli uformujesz swoje obawy w słowa, wszystko stanie się zbyt realistyczne, by móc to wytrzymać. Starasz się zamknąć swoje lęki w małym pudełku, ale z każdym kolejnym wracającym wspomnieniem coraz trudniej jest ci kontrolować sytuację. Czujesz, że jeszcze chwila, a oszalejesz. Każda niepewność zaczyna cię przytłaczać. Nie wiesz, w jakim stanie dokładnie jest Isaak. Nie wiesz, jak zareagujesz, gdy zobaczysz go leżącego na szpitalnym łóżku. I nie wiesz, co mu powiesz, gdy już przy nim będziesz.
Ciąg niekończących się niewiadomych. Masz już dość szukania odpowiedzi na pytania, które bez przerwy pojawiają się w twoim życiu.
Zagryzasz wargę tak mocno, że w ustach czujesz metaliczny posmak krwi. Musisz odrzucić od siebie wszystkie negatywne myśli związane z Isaakiem, skupić się na chwilach, w których byliście dobrze zgranym zespołem. Nie możesz na niego spojrzeć i ujrzeć w nim zdrajcy. Ale czy tak potrafisz? Czy potrafisz nie czuć bólu? Czy potrafisz dać mu trochę wsparcia?
- Jesteśmy. - Dwadzieścia minut później, Thomas parkuje na szpitalnym parkingu i wyłącza silnik. Nie możesz zebrać się na odwagę, by wysiąść i wkroczyć do budynku, więc jeszcze przez chwilę siedzicie w ciszy. Masz wrażenie, że małą przestrzeń w aucie zapełnia tylko dźwięk twojego kołatającego serca.
- Hej. - Thomas podchwyca twoje spojrzenie. - Będzie dobrze. Dasz radę.
- Po tym wszystkim, co zrobił... dlaczego tak bardzo boję się o niego? - Wypowiadasz głośno pytanie, które błąkało ci się po głowie od kilku dobrych minut, i wbijasz wzrok w przednią szybę, jednocześnie mocno splatając dłonie na kolanach. - Czy nie powinien być mi obojętny?
- Może po prostu jesteś dobrym człowiekiem? Albo... - Morgenstern urywa w pół słowa, ale doskonale wiesz, co chciał powiedzieć.
Nie masz sił, by o tym myśleć, by komplikować kolejny wątek swojego życia.
Czy to wszystko może okazać się tylko złym snem?
Skoczek głośno wypuszcza z płuc powietrze.
- Pomyśl o tym na spokojnie, kiedy emocje opadną. Bo emocje zazwyczaj nie są dobrym doradcą. Wiesz, o co mi chodzi?
Kiwasz twierdząco głową. Rozumiesz, co mówi Thomas. I czujesz jak obawy ciążą ci na sercu, jeszcze bardziej wszystko utrudniając. Musisz odseparować wszystko, co dzieje się teraz w twojej głowie i skupić się na Isaaku. Inaczej wrócisz do punktu wyjścia, gdzie powoli popadałaś w depresję.
Żadnych stanowczych i wielkich ruchów, ot co.
- To co? Idziemy?
Przełykasz głośno ślinę, po czym krzyżujesz wzrok z pytającym spojrzeniem Morgensterna. Uspokajasz się, gdy wiesz, że blondyn nie chce zostawić cię samej sobie, że chce pomóc ci odnaleźć się w sytuacji. I być dla ciebie wsparciem.
Nawet po tym wszystkim, co mu powiedziałaś.
A ty chciałaś to wszystko po prostu urwać.
- Idziemy. - Kiwasz niepewnie głową, próbując uchwycić się optymizmu w jego oczach, który zawsze zjednywał mu ludzi. Ufasz mu, ufasz, że miał rację, mówiąc, że dasz radę.
Bierzesz głęboki wdech i otwierasz drzwi. Podmuch chłodnego powietrza wpada do środka auta i przyjemnie uderza cię w rozgrzane policzki, sprawiając, że zaczynasz myśleć na chłodno, bez zbędnych emocji.
Dasz radę.

***

Matka Isaaka przygarnia cię mocno do siebie, zalewając cię potokiem słów. Niepewnie klepiesz ją po plecach w geście pocieszenia. Nigdy nie zostałyście przyjaciółkami, ale akceptowałyście się, głównie ze względu na Isaaka. Kobieta puszcza cię po chwili, a ty możesz przyjrzeć się jej twarzy. Od razu zauważasz, że wygląda starzej. We włosach prześwitują jej srebrne pasma, kurze łapki są odrobinę głębsze niż ostatnio. W kącikach jej zaczerwionych oczu lśnią łzy.
- Co się dokładnie stało? - Pytasz, nie spuszczając z jej twarzy poważnego spojrzenie. - Co z Isaakiem?
Kobieta bierze głęboki wdech.
- Kierowca tira zasłabł za kierownicą, zjechał na przeciwny pas i uderzył w samochód Isaaka. Cud, że przeżył. Mój chłopiec... - Sigrid zaczyna szlochać, znowu chowając się w twoich ramionach. - Był operowany. I lekarze wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej. Boże, taka katastrofa, takie nieszczęście.
Nieporadnie głaszczesz ją po plecach, sama próbując się nie rozpaść. Zaciskasz mocno zęby, gdy czujesz pieczenie pod powiekami. Dasz radę.
- Ciii, będzie dobrze. Isaak z tego wyjdzie.
Kilka chwil później Sigrid wyplątuje się z twoich objęć i ręką wyciera mokre policzki. Prostuje się z wymuszonym uśmiechem na ustach.
- Przepraszam, po prostu... - Urywa i bierze głęboki wdech. - Dobrze, że przyjechałaś. Wiesz, Isaak jest taki nieszczęśliwy bez ciebie.
Uciekasz wzrokiem w bok, wstrzymując oddech i napinając ciało. Nie chcesz rozmawiać z teściową o rozpadzie twojego małżeństwa, zwłaszcza w takich okolicznościach.
- Może byście się jeszcze pogodzili...
- Nie chcę o tym rozmawiać. - Mówisz stanowczo, rzucając jej ostre spojrzenie. - Lepiej powiedz mi, w której sali leży Isaak.
- Powinnaś to przemyśleć. Nie wiem, co takiego zrobił ci Isaak, ale on cię kocha, pamięęę... Chociaż widzę, że masz już kogoś innego. - Sigrid dopiero teraz zauważa Thomasa schowanego gdzieś za twoimi plecami. Jej spojrzenie od razu twardnieje, a twarz nabiera chłodnego wyrazu. Nie zamierzasz prostować jej domysłów. - Cóż, w każdym razie Isaak leży w sali sto dwa, a ja idę poszukać swojego męża.
Kobieta rzuca ci rozczarowane spojrzenie, po czym odchodzi, a stukot jej obcasów jeszcze przez chwilę rozchodzi się echem po szpitalnym korytarzu. Prychasz pod nosem, nie mogąc powstrzymać ironicznego uśmieszku.
- Nie powiedział jej. A to tchórz. - Odwracasz się w stronę Thomasa. - Dasz wiarę?
- Czy to teraz ważne?
- Masz rację. - Bierzesz głęboki wdech dla uspokojenia, jednocześnie na zmianę ściskając i rozprostowując dłonie. Tyle myśli naraz atakuje twój umysł, że już sama nie wiesz, co powinnaś teraz zrobić. Najłatwiej byłoby się schować w kącie i płakać nad złośliwością życia, ale zamiast tego próbujesz zebrać się w garść. Kiedyś w końcu musisz wyjść naprzeciw przeciwnością losu. - Po prostu nie wierzę w to. Sigrid pewnie myśli, że to moja wina. A tu taka niespodzianka... No nic, chodźmy. - Mówisz, po czym przełykasz głośno ślinę.
Nie zdziwisz się, jeśli za najbliższym zakrętem, życie znowu wykręci ci podły, zupełnie nieśmieszny żart. Ale wiesz, że kiedyś i tak się po nim podniesiesz.
W końcu sztuką nie jest życie bez upadków, sztuką jest umieć się podnieść po każdym z nich.

***

Opierasz czoło o chłodną szybę, oddzielającą cię od Isaaka. Mężczyzna wciąż śpi podłączony do medycznej aparatury, a wokół niego krząta się starsza pielęgniarka. Twój prawie były mąż nie wygląda dobrze. Jest cały podrapany i posiniaczony, lewą nogę ma wciśniętą w gips, a na głowie założony solidny opatrunek. Z trudem na niego patrzysz, ale wiesz, że nie możesz odejść. W zdrowiu i w chorobie, mimo wszystko.
Przypomina ci się wasz ślub. To był pechowy dzień; od rana padało, Isaak miał trzydziestoośmiostopniową gorączkę i ledwo stał w kościele, a zespół, który zamówiliście miał wypadek i nie dojechał na wesele, więc muzykę musieliście puszczać z komputera. Mimo to byłaś najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Wystarczyło zacisnąć palce, by poczuć chłód obrączki i wiedzieć, że to uczucie to już na zawsze, do końca życia. W zdrowiu i w chorobie. Darząc się zaufaniem i dochowując wierności. Razem przeciwko światu.
Jednak ta bajka nie miała szczęśliwego zakończenia i teraz, kiedy zaciskasz palce, już nie czujesz chłodu obrączki.
Nie wierzysz w karmę, ale co jeśli ten wypadek to nic innego jak wyrównanie rachunków?
- Przyniosłem ci herbatę.
Obracasz głowę w bok, po czym bierzesz od Thomasa styropianowy kubeczek. Jesteś wdzięczna, że nie dość, że wiózł cię taki kawał drogi, to jeszcze wciąż przy tobie jest, czekając razem z tobą, aż lekarze będą mogli powiedzieć coś więcej o stanie Isaaka. Wiele dla ciebie znaczy jego obecność i dopiero teraz czujesz, jak cennym jest przyjacielem.
Tylko nie rozumiesz tego dziwnego, ściskającego żołądek uczucia, które pojawia się za każdym razem, kiedy przenosisz wzrok z twarzy Morgensterna na twarz Isaaka. Jakby wyrzuty sumienie, jakieś zupełnie irracjonalne poczucie zdrady. Mimo wszystko.
Bierzesz łyka herbaty, po czym znowu spoglądasz przez szybę.
- Nie powinno mnie tu być. - Mówisz cicho, czując bolesne ukłucie w sercu. - Nie po tym wszystko. Ale mu obiecałam.
Thomas nie odpowiada. Opiera się o przeciwny koniec szyby również przyglądając się Isaakowi.
- Tylko dlaczego ja dotrzymuję obietnic, a on nie? - Wzdychasz, patrząc na męża z wyrzutem. - Myślałam, że już się z tym wszystkim uporałam, że zostawiłam to za sobą. Ale gdy patrzę na niego... To wciąż boli.
- Kiedyś przestanie, zobaczysz.
- Chyba z powrotem w to nie wierzę.
- Spójrz na mnie i na Kristi. Dogadujemy się.
- Macie dziecko, musicie się dogadywać.
- Elena... - Thomas zerka na ciebie. - Zasługujesz na to by być szczęśliwa, okej? A będziesz szczęśliwa, jeśli sobie na to pozwolisz.
Zaciskasz usta w wąską linię. Morgenstern cię nie przekonuje, nie wydaje ci się, że twoje szczęście zależy wyłącznie od ciebie. Bo przecież byłaś szczęśliwa, póki Isaak wszystkiego nie spieprzył.
- Niby jak? - Warczysz cicho poirytowana. - Jak mam być szczęśliwa, kiedy ciągle wszystko jest nie tak?
Blondyn przez chwilę milczy, po czym wzdycha głośno, kręcąc głową.
- Chciałbym to wiedzieć.
- Więc wiesz, jak się czuję. - Wywracasz oczami. - I jeśli mogę dać ci radę, naprawianie świata zacznij od siebie. - Patrzysz mu prosto w oczy, dostrzegając w nich to, co czego wcześniej widzieć nie chciałaś; dostrzegając człowieka, który boi się  równie mocno co ty, którego zżera niepewność jutra. - U ciebie też nie jest w porządku. - Dodajesz ciszej.
A on nie odpowiada.
Odchrząkujesz, prostując się nieco.
- Dziękuję, że mnie tu zawiozłeś i że jesteś. Ale to, co mówiłam wcześniej... Naprawdę będzie lepiej, jeśli przez jakiś czas nie będziemy się widywać. - Szepczesz, próbując brzmieć spokojnie. - Musimy przemyśleć to, co się zdarzyło w Planicy. Osobno. Poza tym chcę zobaczyć, czy sama też potrafię stać na nogach.
- Elena... - Widzisz zawód w oczach Thomasa. Cień niezrozumienia. Chce coś powiedzieć, ale wyprzedzasz go:
- Proszę. Jakiś czas. Odezwę się, obiecuję.
Mężczyzna wpatruje się w ciebie przez chwilę, po czym kiwa smętnie głową.
- Rozumiem.
- To dobrze. - Uśmiechasz się lekko, po czym odwracasz głowę, nie chcąc widzieć goryczy na twarzy Thomasa. Nie chcesz tego robić, ale potrzebujecie się zdystansować od siebie. Musisz zdusić to, co widzą inni, musisz skończyć to, zanim się zacznie. Szybko i zdecydowanie.
Kiedy z powrotem odwracasz twarz, Thomasa już nie ma.

****
baby i'm not made of stone
it hurts
loving you the way i do
it hurts
***

alles Gute zum Geburtstag, Morgo.
a Was zachęcam do wzięcia udziału w ankietce poniżej.


poniedziałek, 26 września 2016

Dwadzieścia jeden




Wbrew wszystkiemu twierdzisz, że jednak jesteś tchórzem.
Bo niby jak inaczej wytłumaczyć to, że bez słowa zostawiłeś Elenę w hotelu i na skocznię udałeś się w towarzystwie drużyny? Celowo próbowałeś opóźnić rozmowę z nią, tak jak teraz celowo nie podchodzisz do niej, choć stoi zaledwie kilkadziesiąt metrów od ciebie. Stać cię jedynie na bezosobowe kiwnięcie głową na przywitanie zupełnie jakby była obojętną ci osobą, a nie... No właśnie, kim?
Wzdychasz sfrustrowany, zły. Nie pierwszy raz zastanawiasz się jak to jest, że czasami jeden, nawet mały błąd może być aż tak opłakany w skutkach.
Może życie właśnie polega na tych wszystkich detalach, które - choć niepozorne - mają diametralny wpływ na los?
Jak na przykład nieśmiały uśmiech Silvii skierowany wyłącznie do ciebie. Jak złe ułożenie nart. Jak zagubione oczy Eleny.
Niby nic, ale w rzeczywistości nic znaczy całkiem dużo.
Jaką przyjdzie ci teraz zapłacić cenę za tych kilka minut podczas, których być może zburzyłeś wszystko, co z taką cierpliwością budowałeś między sobą a Eleną?
Zerkasz niepewnie na kobietę. Oddałbyś wiele za możliwość przeczytania jej myśli. Czy znowu się na ciebie zamknie? Zacznie cię odpychasz? Ucieknie?
A może dzielnie przeczeka aż sztorm wokół was ucichnie?
Przełykasz głośno ślinę. Gdyby chciała uciec, nie byłoby jej tutaj teraz, prawda? Pewnie już dawno siedziałaby w autobusie do Villach, byle jak najdalej od ciebie.
Ale jest. I to na pewno coś znaczy.
- O co chodzi?
Przenosisz wzrok na Gregora i dostrzegasz jak ironicznie przewraca oczami. Po chwili uświadamiasz sobie, że nie usłyszałeś żadnego słowa z jego pięciominutowego monologu. Twoje myśli całkowicie zaprzątnęła Elena.
Wzdychasz głośno.
- Czasami mam wrażenie, że nie potrafię utrzymać żadnej relacji z kobietą. - Wyznajesz, czując jak na twoje policzki wpełza zdradziecka czerwień; rumienisz się zupełnie jak przyłapany na gorącym uczynku nastolatek.
Schlierenzauer patrzy się na ciebie badawczo, po czym zerka w kierunku Eleny, a jego oczy momentalnie robią się okrągłe jak spodki.
- O kurwa, nie mów, że... przespałeś się z nią!
-  Ciszej! - Syczysz, krzywiąc się. Jeszcze tego ci brakowało, by jakiś dziennikarz coś podłapał, a świat dowiedziałby się o twoim kolejnym romansie. - Nie. W sumie było blisko. Ale nie.
Gregor nadal gapi się na ciebie w osłupieniu. Pewnie ma cię za kretyna. Wcale by cię to nie zdziwiło, sam uważasz, że jesteś totalnym idiotą. Przymykasz na chwilę oczy i oddychasz głęboko. Niestety, kiedy unosisz powieki, nic się nie zmieniło, świat wciąż jest taki sam, a sytuacja między tobą a Eleną jest niejasna.
Cóż, w końcu będziesz musiał z nią porozmawiać.
Schlierenzauer prycha cicho.
- Zawsze musisz się w coś wpakować. - Oświadcza, wpychając ręce głęboko w kieszenie sportowych spodni.
Przewracasz oczami zły na siebie. Ma rację. Zawsze musisz się w coś wpakować jakby życie bez problemów było dla ciebie za nudne.
- Byłem trochę pijany, okej?
Skoczek wzrusza ramionami, pilnie obserwując twoją twarz. Czujesz się niekomfortowo pod jego oceniającym spojrzeniem, więc odwracasz wzrok w stronę skoczni. Zaraz powinna rozpocząć się ostatnia w tym sezonie seria.
- Podoba ci się czy jak?
Cały się spinasz, gdy słyszysz jego pytanie. Czy on tak serio? Przygryzasz wargę, bijąc się z własnymi myślami. Zmieszany pocierasz twarz w nadziei, że ten drobny gest oczyści twój umysł.
Podoba ci się, jak to w ogóle rozumieć?
- Nie myślałem nad tym. - Urywasz. Owszem, już dawno zauważyłeś, że Elena jest atrakcyjną kobietą. Ale to przecież nic nie znaczy. Wiele kobiet uważasz za piękne. Owszem, lubisz ją, ale czy lubisz ją w ten szczególny sposób? Jak odróżnić przyjaźń od czegoś więcej? I czym jest to "coś więcej"?  - Wydaje mi się, że nie. - Mówisz po chwili nieco speszony.
Na twarzy Gregora wykwita jego irytujący, wszystkowiedzący uśmieszek, który nigdy nie zwiastuje czegoś dobrego.
- Wydaje? - Pyta cicho, po czym przewraca oczami. - Ostatnio wydawało ci się, że nie podoba ci się Silvia i co z tego wyszło?
Zaciskasz mocno usta na wspomnienie Silvii. Czujesz dziwny ciężar w brzuchu, ręce ci drżą, myśli wirują. Przypominasz sobie rozmowę z Gregorem, kiedy skoczek po raz pierwszy zauważył twoją zażyłość z Silvią. Zbyłeś go wtedy z łatwością. Teraz wiesz, że cokolwiek nie powiesz, Schlieri podejdzie do tego z dystansem. Wszyscy uczymy się na błędach, czyż nie?
- To była całkiem inna sytuacja. - Wyduszasz wytrącony z równowagi. Nie rozumiesz sugestii Gregora, przecież te dwie historie nie mają żadnego punktu stycznego, żadnego cholernego podobieństwa.
A Elena to twoja przyjaciółka. A z przyjaciółkami nie nawiązuje się przelotnych romansów. A już na pewno Elena nie jest odpowiednią kobietą do takich zażyłości.
- Na pewno? - Schlierenzauer rzuca ci znaczące spojrzenie, po czym odchodzi, zostawiając cię samego z natłokiem skołtunionych myśli.

***

Jeszcze kilkanaście minut temu byłeś pewien, że to, co się wczoraj zdarzyło to tylko skutek kilku drinków i przedłużającej się samotności. Teraz, po nieoczekiwanej sugestii Gregora, nie jesteś już niczego pewien. Myśli, tak niedawno klarowne, teraz wydają się kłębić i plątać jak włóczka, która wpadła w ręce Lilly i którą dziewczynka uznała za świetną zabawkę.
Gregor postawił w twojej głowie wielki znak zapytania, sprawił, że zacząłeś zastanawiać się nad kwestią, która przecież - gdyby nie on - w życiu nie przyszłaby ci na myśl.
Co jeśli ma rację? Co jeśli Elena zupełnie niepostrzeżenie wdarła się do twojego serca? Może gdzieś między waszymi rozmowami i nieoczywistym podobieństwem staliście się sobie bliżsi niż powinniście? Może patrząc na nią, ujrzałeś coś, czego szukasz od dawna?
Potrząsasz gwałtownie głową. To po prostu niemożliwe. Od początku traktowałeś ją jak przyjaciółkę - nikogo więcej. Chciałeś jej pomóc skleić serce, bo myślałeś, że może w ten sposób jakoś odkupisz swoje winy. A to, co zdarzyło się po powrocie do hotelu ma swoje logiczne wyjaśnienie. I tu nawet nie chodzi o alkohol. Ty po prostu nie umiesz być sam. Potrzebujesz kogoś, kto będzie trwał u twojego boku. Nieprzywykły do niebycia w parze, czujesz, że kogoś ci brakuje.
A Elena była tak blisko.
Wypuszczasz z płuc powietrze. Sam już nie wiesz, w co powinieneś wierzyć. Nie wiesz, czy możesz ufać sobie. Ostatnio wszystkie twoje osobiste decyzje miały dramatyczne finały. Cokolwiek byś nie zrobił, ktoś i tak zostawał zraniony. Więc może teraz najlepiej będzie zostawić wszystko losowi i czekać, aż sprawy się poukładają bez twoich ingerencji?
Zresztą teraz najważniejsze jest, abyś wrócił na skocznię tak pewny siebie, jaki byłeś zanim zdarzyły się te wszystkie upadki. Przede wszystkim musisz skoncentrować się na sporcie i odsunąć na bok to, co może cię rozproszyć, grubą kreską oddzielić te niezidentyfikowane uczucia i poplątane myśli.
Nie chcesz teraz pakować się w jakiekolwiek - uh - miłości. A już na pewno nie z kobietą, która jeszcze nie do końca pozbierała się po rozstaniu z mężem. To mógłby być zabójczy krok.
Nie mniej jednak najpierw musisz porozmawiać z Ebeling. A teraz, jak zauważasz, trafia się dobra okazja. Kobieta stoi sama w pobliżu barierek z twarzą zwróconą ku skoczni. Ramiona ma zgarbione, dłońmi mocno obejmuje metalowy drążek. Bierzesz głęboki wdech i kierujesz się w jej stronę, zanim znowu stchórzysz. Zdążasz jeszcze zauważyć pełne obawy spojrzenie Schlierenzauera. Nie ufa ci i wcale mu się nie dziwisz.
Zatrzymujesz się obok Eleny, pilnując by dystans między wami nie był ani za mały ani za duży. Opierasz się o barierkę, po czym przyglądasz się jej profilowi. Czego powinieneś się spodziewać?
- W porządku? - Pytasz cicho, nie znajdując lepszych słów. Nie wiesz, co powiedzieć, by nie pogrążyć was jeszcze bardziej. W tej chwili stąpacie po cienkim lodzie, jeden niepomyślny krok i wszystko może się po prostu skończyć.
Brunetka rzuca ci szybkie, oceniające spojrzenie, po czym z powrotem skupia wzrok na skoczni.
- Chyba.
Wiesz, że nie możesz odwlekać rozmowy o TYM w nieskończoność. Mimo to, gdy otwierasz usta, nie wychodzą z nich te słowa, które tak nieporadnie próbowałeś wcześniej dobrać. Zamiast nich pojawiają się myśli bezpieczniejsze, nie posiadające tak dużego znaczenia.
- Po powrocie do hotelu chcę pogadać z Pointnerem, więc pewnie dopiero pod wieczór będziemy wracać do Villach. Masz coś przeciwko temu?
- Nie, coś ty.
- Okej.
Przez chwilę masz ochotę stchórzyć i odejść bez poruszenia najważniejszej kwestii. Szybko jednak się opamiętujesz. Im prędzej poukładasz sprawy między wami, tym szybciej będziesz mógł skupić się na sobie i swoim powrocie na skocznię.
Bierzesz głęboki wdech. Raz kozie śmierć.
- Co do wczoraj... Głupio wyszło. - Wyduszasz, czując ucisk w żołądku. Znaleźliście się w naprawdę niezręcznej sytuacji i jakikolwiek powrót do chwili sprzed kilku godzin powoduje, że czujesz się po prostu zawstydzony.
Elena momentalnie sztywnieje. Zaciska dłonie tak mocno wokół barierki, że knykcie jej bieleją. W końcu jednak wzrusza obojętnie ramionami.
- Byliśmy pijani. - Stwierdza opanowanym tonem.
- Taak. - Potakujesz. Nie potrafisz dostrzec tego, co kryje się pod maską jej złudnego spokoju. - Nie chciałbym, żeby to zmieniło cokolwiek między nami. - Mówisz ostrożnie.
Kąciki ust Ebeling delikatnie się unoszą.
- Ja też.
Nabierasz powietrza w płuca. To nie jest łatwa rozmowa, ale wasze rozmowy często są takie. Na jakiś sposób zdążyłeś się do tego przyzwyczaić.
- Więc znielubisz mnie ponownie? - Próbujesz nieco rozładować napięcie między wami.
- Yhym. Ani nie polubię za bardzo. Masz to jak w banku.
Krótkie, ostre ukłucie gdzieś w okolicy serca. Cholerny Schlierenzauer.
Ale też ulga. To wiele upraszcza między wami. Albo tylko tobie. Nie masz pojęcia, jak rozszyfrować Elenę. Trzyma dystans, bo żałuję czy może coś poczuła?
- Cieszę się. - Klepiesz kobietę w ramię. Czujesz jak brunetka wzdryga się pod twoim dotykiem, najpewniej mając w pamięci tamte chwile.
Możecie się starać zapomnieć, ale te pocałunki jeszcze przez długi czas będą stanowić gruby mur postawiony między wami.
Postanawiasz dać wam trochę wytchnienia od swojej wzajemnej obecności. Uśmiechasz się do kobiety, po czym kierujesz się w stronę austriackiego domku.
W głowię wciąż masz pełno znaków zapytania.

***

Atmosfera między wami jest tak gęsta, że można by było ją nożem ciąć.
Nie rozumiesz tego. Myślałeś, że uda wam się przejść po waszej krótkiej rozmowie do porządku dziennego, że zapomnicie i będzie prawie jak dawniej.
Tymczasem od czasu wyjazdu spod hotelu żadne z was nie odezwało się ani słowem. Próbujesz skupić się na drodze, a Elena wpatruje się w migoczące za oknem krajobrazy. Żadnej interakcji. Zupełnie nic.
Nie wiesz, jak podsumować ten weekend. Oddzielnie zrobiliście duży krok do przodu, natomiast w waszej relacji nastąpił regres. Znowu nie czujecie się swobodnie w swoim towarzystwie, nie potraficie dobrać odpowiednich słów, jesteście świadomi grubego muru, jaki między wami tkwi.
Cóż, już raz udało ci się przełamać barierę między wami.
Powoli nabierasz powietrza w płuca. Nie patrząc na nią, mówisz:
- Pointner ucieszył się z newsa. Pewnie jeszcze trochę czasu minie, zanim wrócę na skocznię, ale jestem dobrej myśli.
Elena apatycznie odrywa wzrok od okna i niepewnie zerka na ciebie.
- To dobrze. - Próbuje się uśmiechnąć, ale marnie jej to wychodzi. - Najważniejsze, że jesteś zmotywowany.
- Tak. Ten weekend i bycie blisko tego świata uświadomiło mi, że jeszcze nie jestem gotowy, aby odejść.
- Cieszę się.
Kobieta obdarza cię jeszcze jednym bladym półuśmiechem, po czym z powrotem odwraca twarz do okna, nerwowo naciągając rękawy kurtki na palce. Czujesz jej zdenerwowanie, to jak próbuje trzymać się na dystans. Jej też nie chcesz pozwolić odejść. Włączasz prawy kierunkowskaz i zjeżdżasz na parking przydrożnego zajazdu. Gasisz silnik, układasz ręce na kolanach i bierzesz głęboki wdech.
- Dlaczego się zatrzymaliśmy? - Pyta z napięciem w głosie brunetka.
- Chyba musimy coś sobie wyjaśnić. Nie chcę, żeby było między nami... tak.
Chwilę siedzicie w ciszy, nawet na siebie nie patrząc. Ganisz siebie w myślach za to, że doprowadziłeś do takiej sytuacji. Gdybyś tylko mógł cofnąć czas, powstrzymać się przed pocałowaniem Eleny, gdybyś choć ten jeden raz w życiu najpierw byś pomyślał... Dałbyś wiele, byle tylko uniknąć chwili jak ta.
Wzdychasz głęboko, przenosząc spojrzenie na brunetkę. Kobieta siedzi sztywno, ze wzrokiem utkwionym we własnych kolanach.
- Elena, porozmawiaj ze mną. - Mówisz miękko.
Ebeling kręci głowa.
- Nie chcę. - Szepcze. - Nie chcę o tym rozmawiać, chcę by było jak dawniej. - Przymyka oczy, nie przestając kręcić głową.
- Musimy o tym porozmawiać, jeśli chcemy, by było jak dawniej.
- A chcesz, by tak było?
Jesteś zaskoczony jej pytaniem, tonem jej głosu. Przecież to oczywiste, że tego chcesz. Owszem, może nie potrafisz jasno określić tego, co czujesz do niej, ale poradzisz sobie z tym. I będzie jak dawniej. Wiesz to.
Tymczasem Elena nabiera w płuca powietrza i wystrzela kolejnym pytaniem jak z karabinu. Szybko, póki ma odwagę.
- Dlaczego to zrobiłeś?
Tym razem patrzy się na ciebie, marszcząc czoło i zagryzając wargę. Czeka jak na wyrok.
A ty nie wiesz, co powiedzieć. Wszystkie wyjaśnienia, którymi karmiłeś wcześniej samego siebie, wyparowują z twojej głowy. Pustka. Kompletna pustka. Choć zainicjowałeś tę rozmowę, teraz masz ochotę uciec z samochodu, zostać sam, nie widzieć wyrzutu w jej oczach.
Nienawidzi cię za to, jesteś pewien. Wini cię, nie chce cię znać. Nie da rady zapomnieć i nadal uważać cię za swojego przyjaciela. Straciłeś zaufanie, które z takim trudem zdobyłeś.
Spieprzyłeś. Kolejny raz w życie spieprzyłeś.
Zaciskasz mocno dłonie, po czym przenosisz wzrok na przednią szybę. Pierwsze krople deszczu ciężko uderzają o okno. Próbujesz skupić się na tym, byle tylko opanować nerwy. Nie masz pojęcia, jak to wszystko rozegrać.
Bierzesz głęboki wdech.
- Nie wiem. - Mówisz w końcu cicho.
- Nie wiesz? - Wyczuwasz jakby nutkę ironii w jej głosie.
Wzruszasz ramionami.
- Po prostu nie wiem. A ty? - Rzucasz wyzywająco, patrząc prosto w jej oczy. Nie rozumiesz, dlaczego cię atakuje, ale odpowiadasz jej tym samym. Też przecież miała w tym udział.
Chociaż gdyby nie ty, do niczego by nie doszło.
- Nie wiem. - Z Ebeling jakby uchodzi powietrze. Z westchnięciem opiera się o fotel, splata dłonie i opiera je o kolana. - Będzie lepiej, jeśli przez jakiś czas nie będziemy się widywać. - Mówi głosem wypranym z emocji, nie zaszczycając cię ani jednym spojrzeniem.
Zamierasz. Z niedowierzaniem otwierasz szerzej oczy. Czujesz jak żołądek podchodzi ci do gardła, jak zasycha ci w ustach. Czy to jakiś surrealisty sen, koszmar, z którego nikt nie chce cię obudzić? Jak to możliwe, że kilka nic nieznaczących gestów może zaważyć na tym, czy ktoś w jest w czyimś życiu czy go nie ma?
Chcesz jej to powiedzieć, chcesz powiedzieć to, co chce usłyszeć. Łapiesz ją za dłoń, niemym gestem prosisz, by na ciebie spojrzała.
- Elena, proszę...
Ale ona tylko kręci głową. Wie lepiej. Woli uciec. Znowu boi się spojrzeć własnym lękom prosto w oczy.
- Tak będzie lepiej, Thomas. - Szepcze prawie niedosłyszalnie, wyplątując dłoń z twojego uścisku. - Przez jakiś czas, proszę.
Czujesz jak opuszczają cię siły. Poddajesz się. Ile razy można powstrzymać kogoś przed zamknięciem się w sobie? Ile razy można ingerować w czyjeś życie, nalegać, by nie niszczył siebie? Skoro ona tego właśnie chce, skoro chce zniszczyć wszystko to, co ostatnio zbudowała, skoro przestało jej zależeć...
Proszę bardzo.
Przekręcasz kluczyk w stacyjce, wrzucasz pierwszy bieg i wyjeżdżasz z parkingu, pozwalając by cisza dudniła wam w uszach. Gdzieś w głębi siebie byłeś pewien, że Elena nie jest już tą samą Eleną, którą spotkałeś w sklepie, gdy ta kupowała butelkę wina. Wierzyłeś, że stanęła na nogi, że już tak bardzo nie boi się życia z wszystkimi jego konsekwencjami. Przecież to całkiem ludzkie popełnić błąd. Grunt to zrozumieć go.
Z drugiej strony sam najlepiej wiesz, jak strach przed ponownym zranieniem potrafi skutecznie człowieka zablokować i ile wysiłku kosztuje przełamanie go. Każdy kolejny upadek na skoczni ranił bardziej twoją psychikę niż ciało, zagnieżdżał w twoim umyślę lęk, który budził się zawsze wtedy, kiedy zasiadałeś na belce startowej. W takich chwilach nie jest łatwo odepchnąć się i rzucić się - jakby nie patrzyć - w przepaść. Mimo to nigdy nie pozwoliłeś mu wygrać.
Nienawidzisz przegrywasz najbardziej na świecie.
Dlatego tym bardziej nie potrafisz w pełni zrozumieć Eleny. Jej obojętności, braku woli walki. Tego, jak pozwala, aby "rzeczy się działy" bez jej udziału i ingerencji.
Chciałeś zaszczepić w niej jakąkolwiek iskrę, sprawić, by wzięła sprawy w swoje ręce. Ale nie wyszło, sromotnie poległeś na tym polu bitwy. Czas się z tym pogodzisz.
Zerkasz na nią kątem oko. Wciąż uparcie wpatruje się w okno.
Cóż.
Nie możesz zmieniać jej na siłę.
Nagle cisza zostaje przerwana przez typowy dzwonek nokii. Elena chwyta za torebkę i wyjmuje z jej wnętrza telefon. Zerka na ekran z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Odbiera.
Kilka nerwowych pytań później wreszcie na ciebie zerka. Ma oczy pełne łez i drżący głos, gdy mówi, że Isaak, jej mąż, miał poważny wypadek.

***
is it dark, where you are
can you count the stars where you are
do you feel like you are a thousand miles from home


***

znowu miałam chwilę, w której myślałam po co to wszystko? ale potem przypomniałam sobie obietnicę, którą złożyłam sobie równe dwa lata temu. a obietnic się nie łamie.
także jest rozdział. i to po dwóch tygodniach, a nie po dwóch miesiącach, jak to ostatnio mam zwyczaju hehs



poniedziałek, 12 września 2016

Dwadzieścia



Dlaczego tak łatwo uległaś Morgensternowi?
Rozglądasz się wokół, po czym mrużysz oczy, oślepiona stroboskopowym światłem. Niepotrzebnie tutaj przyszłaś. Jak na twój gust jest za głośno i za tłoczno. Poza tym gdy tylko opróżnisz literatkę, ktoś natychmiast przynosi ci kolejne mojito, a twoi nowi znajomi przeważnie rozmawiają na tematy, o których mało wiesz albo o osobach, których nie znasz. Czujesz się nieswojo i nie na miejscu. I jesteś niesamowicie zmęczona po całym dniu na skoczni.
Miło było wziąć udział w Team Area Party. Aczkolwiek dwie imprezy w ciągu jednej doby to zdecydowanie za dużo. Wbrew przypuszczeniom Morgensterna dwie godziny snu i kilka drinków wcale nie sprawiły, że wstąpiła w ciebie nowa energia. Wręcz przeciwnie, najchętniej wróciłabyś do hotelu, przebrałabyś się w ciepłe piżamy i poszłabyś spać.
Mało towarzyska z ciebie osoba.
Fettner delikatnie klepie cię w ramię i proponuje taniec. Zgadzasz się bez entuzjazmu. Właściwie masz ochotę mu odmówić, ale boisz się, że jeśli zostaniesz w loży choćby pięć minut dłużej, zaśniesz jak dziecko. A tego przecież nie chcesz.
Manuel chwyta cię za dłoń i prowadzi przez zatłoczony parkiet. Znowu światło razi cię w oczy, więc całkowicie zdajesz się na swojego partnera. Gdy wreszcie znajdujecie skrawek wolnego parkietu i zaczynacie wirować w rytm elektronicznej muzyki, wypuszczasz z płuc wstrzymywane dotąd powietrze i próbujesz się odprężyć.
Przyszłaś tutaj, aby się zrelaksować, zdystansować, powtarzasz w myślach jak mantrę.
Mimo to czujesz, jak twoje mięśnie napinają się.
Jest dobrze. Naprawdę jest dobrze, więc nie rozumiesz, skąd ten nagły, mały atak paniki. Może po prostu drażni cię masa całkowicie obcych twarzy. A może fakt, że kiedy ostatni raz tańczyłaś, obejmowały cię ramiona Isaaka.
Przygryzasz wargę zła na siebie za nieodpowiednie wspomnienie. Jednak nie potrafisz nie zauważyć, że w objęciach Manuela nie czujesz się tak bezpiecznie jak podczas tańca z mężem. I że Fettner jest kompletnie inny niż Isaak.
Choleracholeracholera!
Brunet nachyla się i rzuca jakimś żartem. Śmiejesz się, a zdenerwowanie powoli się ulatnia. Koniec z myśleniem o Isaaku. Zaczęłaś nowy rozdział, w którym nie ma miejsca na człowieka, który złamał ci serce.
Będziesz się dobrze bawić i nie pozwolisz, by wspomnienia popsuły ci wieczór.
Uśmiechasz się szeroko i dajesz porwać się energetycznym dźwiękom. Mieszanka alkoholu i emocji robi swoje. Zaczynasz czuć dziwną wolnością. Ale to całkiem przyjemne uczucie. Nieco ekscytujące. Jakby nowe.
Zupełnie jakbyś znowu miała szesnaście lat.
Noc jest intensywna, ale wszystko rozgrywa się według utartego i prostego scenariusza. Tańczysz, a potem idziesz na chwilę usiąść, by zregenerować siły i wypić kolejnego drinka. Nic poza tym. Nawet dobrze się bawisz. Śmieszą cię dziwne żarty Dietharta, a monologi Haybӧcka o makaronie mimo wszystko są interesujące i zabawne. Znajdujesz wspólny język z partnerkami chłopaków z kadry, zapamiętujesz wszystkie nazwiska z norweskiego teamu, a nawet potrafisz dopasować do nich odpowiednie twarze. Z każdą kolejną minutą (albo raczej z wypitym drinkiem) czujesz się coraz mniej wyobcowana.
Może wciąż potrafisz jeszcze gdzieś pasować.
- Hej. - Didl dosiada się do ciebie, omal nie wylewając na twoje kolana piwa.
- Heeej. - Odpowiadasz z uśmiechem, przezornie się od niego odsuwając. Szkoda pożyczonej sukienki. - Co tam?
- A no nic. - Wzdycha blondyn, po czym zaczyna siorbać piwo. - Wygrałem w tym roku TCS, wiesz? - Zagaja po chwili, a uśmiech rozświetla jego twarz.
- Coś mi się obiło o uszy.
- I zdobyłem srebro w drużynówce na Igrzyskach. I zająłem czwarte miejsce. Też na Igrzyskach. Czad, nie?
Uśmiechasz się. Chłopak jest uroczy i nieco pijaniutki.
- Rodzice muszą być dumni.
Didl odstawia na stolik pusty kufer, wzdychając głośno. Wygląda na niepocieszonego. Wygina usta w podkówkę, patrząc na ciebie wzrokiem bezdomnego psa.
- Tata myśli, że to jego zasługa. Bo wiesz, ściskał mocno świnkę, która przyniosła mi szczęście. Jednak prawda jest inna. - Zniża głos, patrząc ci prosto w oczy. - Prawdą jest to, że ja jestem po prostu świetnym skoczkiem. - Oświadcza konspiracyjnie z miną, jakby to, co powiedział było oczywistą oczywistością. - Wręcz zajebistym.
Tłumisz śmiech.
- Nie znam się na tym, ale na pewno jest tak, jak mówisz.
- Elena, daruj, jesteś za trzeźwa na rozmowę z Didlem. - Ni stąd ni zowąd pojawia się Schlierenzauer i siada obok ciebie, wciskając ci w dłonie mojito.
Na oparciu sofy przysiada się również Morgenstern.
- Po alkoholu włącza mu się tryb filozofa i jest nie do zniesienia.
- Właśnie, że jestem do zniesienia. Prawda, Elena? - Didl wydyma wargę jak obrażony pierwszoklasista.
- Oczywiście, to była bardzo miła pogawędka.
- Widzicie? Lubi mnie! - Krzyczy uradowany Diethart, po czym mocno się do ciebie przytula. Niezręcznie klepiesz go plecach wolną ręką, próbując opanować śmiech, jaki wzbiera się w twojej piersi. Już zapomniałaś, że pijani ludzie bywają uroczy.
- Znalazłaś sobie amanta od siedmiu boleści. - Prycha Gregor, puszczając do ciebie oczko. Wtóruje mu głośny śmiech Morgensterna.
- Zazdrościcie, że jest moją fanyną, a nie waszą. - Oświadcza z powagą Didl, na co krztusisz się drinkiem.
Sympatyczni ci skoczkowie narciarscy.
Wbrew twoim początkowym obawom bawisz się świetnie w gronie dopiero co poznanych ludzi. Przestajesz się przejmować tym, czy wypadniesz dobrze przed nimi, jesteś po prostu sobą, choć w twojej aktualnej sytuacji życiowej trudno jest ci zdefiniować nową siebie. Nadal gdzieś w środku czujesz lęk i niepewność, ale chwilowo nie przeszkadza ci to. Próbujesz cieszyć się ulotnością chwili, nie myśleć o tym, co będzie za tydzień, miesiąc, rok. Na zamartwianie się przyjdzie jeszcze czas.
Po trzeciej zmęczenie jednak bierze górę i razem z Thomasem wracasz do hotelu.  Kiedy szukasz w kieszeni klucza, blondyn rzuca ci ciche dobranoc, kierując się w stronę swojego pokoju. Wołasz go cicho, gdy zbiera ci się na sentymenty. Chcesz, aby wiedział, ile znaczy dla ciebie ten weekend i że jesteś mu wdzięczna za to, że zabrał cię tutaj.
Opierasz się o framugę drzwi, patrząc jak Thomas podchodzi do ciebie.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że naprawdę dobrze się bawiłam. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz było tak miło. Naprawdę dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.
Skoczek uśmiecha się w ten swój chłopięcy sposób.
- Spoko. Też się dobrze bawiłem. Nie okazałaś się być drętwą towarzyszką.
Udajesz oburzoną, choć przychodzi ci to z trudem.
- Myślałeś, że będę drętwa?
- Trochę. W końcu ostatnio byłaś taka nadęta. - Thomas przewraca oczami, ale mimo tego przytyku wesołe iskierki nie znikają z jego spojrzenia.
- Byłam, to fakt. - Zgadzasz się z nim. Naprawdę nie masz pojęcia, dlaczego mężczyzna nadal z tobą trzyma. - Ale trochę wyluzowałam, nie?
Blondyn kiwa głową z lekkim uśmiechem na ustach. Przez tych kilkanaście lat jedno się nie zmieniło: tym uśmiechem zawsze zjednuje sobie ludzi.
- Zdecydowanie. Chyba oboju nam dobrze wyszła ta Planica. Jestem z nas dumny.
Przytakujesz mu. Po takim weekendzie jesteś gotowa, by wrócić do życia.
Tylko, czy życie przyjmie cię życzliwie, z otwartymi ramionami czy po prostu znowu skopie ci tyłek?
Przygryzasz lekko wargę, wpatrując się w ciszy w oczy Thomasa, jakby w nich próbując dostrzec odpowiedzi na dręczące cię pytania. Zamiast tego widzisz w nich jedynie troskę i ciepło.
- Thomas... - Zagajasz cicho, mnąc w palcach rąbek sukienki. - Myślisz, że my jeszcze będziemy kiedyś szczęśliwi?
Morgenstern jest zaskoczony twoim pytaniem. Powolnym ruchem odgarnia z nad twojej twarzy kosmyk włosów, delikatnie muskając opuszkiem palca twoją skórę.
Mimowolnie przeszywa cię dreszcz, którego nie rozumiesz.
- Myślę, że tak. - Uśmiecha się nostalgicznie. - Musimy w to uwierzysz, wiesz? - Szepcze, po czym nachyla się ku tobie i subtelnie cię całuje. Jesteś zaskoczona, nie spodziewałaś się tego, mimo to coś bliżej niezidentyfikowanego, jakiś dziwny impuls wywodzący się z okolic serca każe ci odwzajemnić pocałunek. Thomas obejmuje cię w pasie, niwelując wolną przestrzeń między wami. Wplątujesz dłoń w jego włosy, czując jak dreszcze przebiegają wzdłuż twojego kręgosłupa. Wszystko, czego teraz chcesz to tylko jego obecność, jego dotyk. Całujesz go z pasją, zapominając o całym świecie. Całą sobą chłoniesz jego zapach, smak ust. Przymykasz oczy odurzona intensywnością odczuć. Jesteś jak w amoku.
Mężczyzna naciska na klamkę, a drzwi się otwierają. Wchodzicie do pokoju, nie przerywając pocałunków. W pośpiechu zdejmujecie kurtki, blondyn rozpina twoją sukienką. Padacie na łóżko. Jego dłonie błądzą po twoim ciele, pocałunkami śledzisz krzywiznę jego policzka.
Nie kontrolujesz tego, co się dzieje. Poddajesz się chwili, pragnieniu. I czujesz się lekka jak nigdy wcześniej.
Sięgasz palcami do jego koszuli, rozpinasz guziki. Jesteś w innym świecie. Przez parę minut nie jesteś Eleną - prawie rozwódką z rozpieprzonym życiem, jesteś Eleną, która pragnie jedynie drugiego człowieka.
Człowieka, który jest jej przyjacielem.
Ta myśl działa na ciebie jak kubeł zimnej wody. Wstrzymujesz oddech, przymykając oczy. Zahaczasz się o jego łańcuszek, co sprowadza do pionu również Thomasa. Mężczyzna patrzy na ciebie z przerażeniem w oczach. Wygląda jak dosłownie wyrwany z innego świata.
Też nie ma pojęcia, co wy, do cholery, odpieprzacie.
Zrywa się z łóżka, zapinając krzywo koszulę. Jest oszołomiony, spanikowany, oddycha z trudem.
- Elena... - Nie kończy. Wpatruje się w ciebie tymi swoimi szaroniebieskimi oczami. Jego źrenice wciąż są rozszerzone, policzki wręcz płoną, każdy włos sterczy w inną stronę.
Odwracasz wzrok. Chcesz coś powiedzieć, ale żadne słowo nie przedostaje się przez twoje zaciśnięte gardło.
Wciąż to do ciebie nie dociera.
Prawie przespałaś się z Thomasem.
Prawie zrujnowałabyś wszystko, co udało wam się wypracować.
Kiedy podnosisz wzrok, jego już nie ma. Oddychasz z ulg, po czym zarzucasz na twarz kołdrę.
Sen nie chce przyjść.
***



Budzisz się z uczuciem dziwnej dezorientacji.
Nie otwierasz oczu, jakby bojąc się promieni słońca przedzierających się przez niezasłonięte roletami okna.
Albo konsekwencji nocnych... czynów.
Zaciskasz mocniej powieki, jednocześnie naciągając na głowę kołdrę. Chcesz zasnąć, jeszcze chwilę pouciekać od rzeczywistości, która znowu musiała się skomplikować.
Odsunąć moment, w którym będziesz musiała MU spojrzeć w oczy.
Co wyście najlepszego zrobili? Kiedy w końcu udało się wam stworzyć taką relację, w której obojgu wam było dobrze, jeden cholerny impuls musiał wszystko spieprzyć.
Impuls, poczucie samotności, znalezienie kogoś, kto na jakiś sposób rozumie.
Tylko tyle. Aż tyle.
Czy było warto?
Wzdychasz, ciaśniej otulając się kołdrą. Na szczęście w porę się opamiętaliście, można powiedzieć, że zatrzymaliście się tuż przed urwiskiem. Ale jednak - co się zdarzyło, nie odzdarzy się. Wciąż będziesz pamiętać jego dotyk na swojej skórze, jego rozszerzone źrenice, własne pożądanie, wasze przyśpieszone oddechy i niespokojne ruchy. Za każdym razem, kiedy spojrzysz w jego twarz, przypomnisz sobie tamtą chwilę, tych kilkanaście minut, które zmieniły tak wiele.
Spokojnie.
Byliście pijani, nieświadomi znaczenia sytuacji, na pewno spragnieni drugiego człowieka. To można zrozumieć, wytłumaczyć, wybaczyć. Tylko jak pokonać palący w policzki wstyd? Skąd znaleźć tyle odwagi, by nie odwrócić wzroku i nie spuścić głowy? Skąd wziąć siłę na rozmowę o tym?
Bo przecież niewyjaśnienie tamtej sytuacji, tylko wszystko pogorszy.
Odrzucasz kołdrę na bok i otwierasz oczy, niemal natychmiast się krzywiąc. Gwałtowny ruch powoduje, że czujesz jakby ktoś wwiercał ci się w czaszkę. Ostry, nieprzyjemny ból głowy, ewidentna niemoc w kończynach i wyschnięty na wiór język - czy to kara? Prychasz pod nosem, po czym krzyżujesz na piersiach ręce i wlepiasz wzrok w sufit. Wciąż jesteś w wczorajszej sukience, na jednej ręce masz ślad z fluidu i maskary, a twoje włosy to jeden wielki kołtun. Nawet nie chcesz wiedzieć, jak bardzo źle wyglądasz. Marzysz o gorącym prysznicu, który spłucze z ciebie wczorajszą noc. Mimo to nie ruszasz się z łóżka. Próbujesz odwlec moment spotkania z Thomasem w nieskończoność, uciec od tego, od czego uciec nie możesz.
Musisz być dzielną dziewczynką. Znowu.
Jeszcze chwilę leżysz w łóżku, po czym wstajesz z wyraźną niechęcią. Szukając w walizce czystych ubrań, zastanawiasz się, kiedy w końcu wszystko przestanie się komplikować. Czy jeszcze długo będziesz cierpieć? Czy wreszcie odbijesz się od dna i staniesz na nogi? Czy w końcu będzie łatwo?
Wchodzisz pod prysznic i odkręcasz kurek. Po chwili uderza w ciebie gorący strumień wody, spłukując z ciebie wyrzuty sumienia i brud zgubnych impulsów.
Jesteście z Thomasem dorośli. Będziecie potrafili wyjaśnić sobie wszystko i uratować waszą relację, przyjaźń.
Dopiero teraz uświadamiasz sobie, ile możesz stracić. Morgenstern jest twoim najważniejszym sojusznikiem. Kto wie, gdyby nie on, może wciąż leżałabyś w ciemności swojego pokoju i rozpamiętywała własne porażki.
Nie możesz pozwolić mu odejść.
Nie możesz pozwolić sobie zamknąć się na niego.
Kiedy kilkanaście minut później, świeża i podmalowana, wchodzisz na stołówkę, nigdzie nie widzisz Thomasa. Mimowolnie czujesz ulgę, odprężasz się. Nie jesteś gotowa na konfrontację, nie wiesz, co masz mu powiedzieć, choć jednocześnie chcesz z nim natychmiast wyjaśnić całą sytuację. Skrzywiasz się lekko. Znowu to cholerne uczucie, ten dziwny paradoks, kiedy jednocześnie czegoś chcesz i nie chcesz tego. Pieprzona emocjonalna huśtawka, pieprzone niezdecydowanie, tchórzostwo.
Oddychasz głęboko, by uspokoić rozszalałe nerwy. Idziesz po kawę, niczego innego i tak nie byłabyś w stanie przełknąć. Zauważasz dziewczyny Stefana i Michaela - Marisę i Claudię - więc do nich dołączasz, przywdziewając na twarz marną imitację uśmiechu. Starasz się, naprawdę się starasz. Nawet jeśli dziewczyny widzą, że coś jest nie tak, najpewniej uznają to za kaca i ignorują.
Cudownie.
Marisa informuje cię, że Thomas pojechał już na skocznie razem z całym team'em, po czym proponuje ci podwózkę. Zgadzasz się. Może uda ci się spędzić cały konkurs w towarzystwie nowych koleżanek i zdobędziesz trochę czasu na poukładanie sobie myśli w głowie? Nie chcesz znowu dać się omamić impulsom i palnąć coś niepotrzebnego, co tylko pogorszy całą tą sytuację.
Wdech, wydech. Wszystko się ułoży. Musi.
Z powodu niesamowitych korków docieracie na skocznie kilka minut przed rozpoczęciem konkursu. Thomas, zauważając się, kiwa głową w twoją stronę, ale, ku twojej uldze, nie podchodzi. Cały czas rozmawia z różnymi ludźmi, jednocześnie pilnie obserwując konkurs. Zresztą nawet nie nadarza się odpowiednia okazja, by pogadać - ciągle coś się dzieje, wszędzie jest pełno ludzi, skoki są ciekawe, a Austria wygrywa w Pucharze Narodów. Nie ma tutaj miejsca na takie rozmowy, ale nie jest ci z tego powodu jakoś przykro.
Mimo wszystko boisz się tego, co usłyszysz od Morgensterna.
Kiedy dziewczyny lecą do swoich chłopaków, a ty zostajesz sama, możesz wreszcie przestać udawać beztroską i zainteresowaną. Opierasz się o barierkę i wlepiasz wzrok w skocznię. Trybuny powoli pustoszeją, drużyny zaczynają się pakować, ktoś z polskiej ekipy otworzył szampana. Niektórzy świętują, niektórzy pytają siebie, co poszło nie tak, inni obiecują sobie, że następny sezon będzie lepszy, będzie ich.
- W porządku? - Nie musisz odwracać głowy, by wiedzieć, że to Thomas opiera się o barierkę obok i że na jego twarzy na pewno nie gości jego firmowy uśmiech.
Czujesz tą drobną zmianę w powietrzu wokół was. Jakby atmosfera zgęstniała. Jakby zamykała wam usta.
Zaciskasz palce na chłodnym metalu. W twojej głowie krąży tyle myśli. Przenosisz na blondyna wzrok, jednocześnie wstrzymując oddech. Ma zacięta twarz, zatroskane spojrzenie. Nie wiesz, czego możesz się spodziewać.
- Chyba. - Wzruszasz w końcu ramionami, z powrotem spoglądając na skocznie. Czujesz się nieswojo w jego towarzystwie, masz ochotę zapaść się pod ziemię. Jesteś pewna, że twoje policzki płoną. Ale jak okiełznać wstyd, kiedy mózg wciąż podsyła ci TAMTE wspomnienia?
Morgenstern powoli wypuszcza z płuc powietrze.
- Po powrocie do hotelu chcę pogadać z Pointnerem, więc pewnie dopiero pod wieczór będziemy wracać do Villach. Masz coś przeciwko temu? - Pyta.
- Nie, coś ty.
- Okej. - Thomas odrywa się od barierki jakby miał zamiar odejść, jednak zostaje w miejscu. - Co do wczoraj... Głupio wyszło.
Dusisz prychnięcie. Głupio to dziwne określenie tego, co się zdarzyło.
Wzruszasz ramionami.
- Byliśmy pijani.
- Taaak. - Blondyn wzdycha, rzucając ci smutne spojrzenie. - Nie chciałbym, żeby to zmieniło cokolwiek między nami.
- Ja też.
- Więc... - Thomas waha się. - Nie znielubisz mnie ponownie?
- Yhym. Ani nie polubię za bardzo. - Mruczysz, skupiając wzrok na swoich dłoniach. - Masz to jak w banku.
- Cieszę się. - Mężczyzna klepie cię w ramię, uśmiechając się ostrożnie.
Mimowolnie wzdrygasz się na jego dotyk, a gorąco uderza cię w policzki. Wciąż odczuwasz kaca moralnego po tym, co się stało i nie potrafisz normalnie reagować na Morgensterna. Żywisz nadzieję, że czas zniweluje twój wstyd, a ty znowu będziesz potrafiła spojrzeć na skoczka jak na przyjaciela.
Thomas rzuca ci jeszcze jeden uśmiech, po czym szybko odchodzi. Wiesz, że on też to czuje. Tą niezręczność. Wstyd. Chęć cofnięcia czasu. Obawę, że wasza krucha relacja może nie wytrzymać ciężaru, jaki na nią nałożyliście.
Oddychasz głęboko. Jakoś to będzie. Może.
Kilkanaście minut później, gdy siedzisz w aucie Marisy, wciąż nie potrafisz wyrzucić z myśli Morgensterna. Zastanawiasz się nad tym, jak bardzo zmieniło się twoje podeście w stosunku do skoczka. Nie byłaś jeszcze gotowa na jakiekolwiek zbliżenia z mężczyzną, a już na pewno nie wyobrażałaś sobie, że coś podobnego może zajść między tobą a Thomasem.
Nie chcesz tego powtórzyć. Nie z nim.
Ale wizja związania się z jakimś innym mężczyzną - nie Isaakiem, nie Thomasem - już nie wyzwala w tobie tyle buntu, strachu i niechęci. Czujesz nieśmiałe musknięcie nadziei na to, że jeszcze będziesz potrafiła ułożyć sobie życie z nowym facetem, że na starość nie musisz wcale zostać sama.
Bo teraz, gdy wiesz, że nie tylko Isaak może działać na ciebie tak mocno, jesteś gotowa, by wrócić do gry.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różki, znika z ciebie cały strach i niepewność. Odprężasz się. Z Morgensternem jeszcze się dogadasz. Potem poszukasz pracy, poznasz nowych ludzi, może z kimś się umówisz. Życie zacznie się toczyć w odpowiednim rytmie, a ty zawalczyć o własną przyszłość, o siebie. I znowu wszystko będzie takie jakie być powinno.
- Elena, skąd ten tajemniczy uśmiech? Czyżby Thomas? - Marisa wyrywa cię z zamyślenia. Podłapujesz jej rozbawione spojrzenie we wstecznym lusterku.
Mimowolnie rumienisz się.
- Hmm, nie. - Przełykasz głośno ślinę. Boisz się, że blondynka pociągnie dalej ten niezręczny dla ciebie temat.
I jak się okazuje, są to całkiem uzasadnione obawy.
- Przed nami nic się nie ukryje, kochana. - Dodaje ze śmiechem Claudia. - My wszystko widzimy.
- Niby co? - Bąkasz niepewnie, chcąc zapaść się pod ziemię. Nie sądzisz, by te babskie ploteczki były dobrym pomysłem, przynajmniej nie te na temat Morgensterna. Nie, póki na każde wspomnienie jego imienia, czerwień wpełza na twoje policzki, a części ciała dotykana przez jego ręce, pieką boleśnie przypominać ci o waszym przekroczeniu pewnej granicy.
Cholera, zaciskasz dłonie w pięści, zastanawiając się nad tym, jak wybrnąć z tematu.
- To jak na ciebie leci. - Marisa sugestywnie porusza brwiami.
Że co?!
Momentalnie się prostujesz, a twoje policzki znowu oblewa rumieniec, bo przed oczami stają ci obrazki z ubiegłej nocy. Nie podoba ci się to, ale nie potrafisz odgonić od siebie wspomnień.
- Jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi. - Mówisz z uporem. - Nikim więcej.
- Ale czy Thomasowi pasuje taki układ?
Przełykasz głośno ślinę, odwracając twarz do okna. To, co dziewczyny mówią to jakaś kompletne bzdura, przewidzenia. Między tobą a Thomasem nie ma nic, żadnej chemii, żadnego mocniejszego uderzenia serca. A nawet jeśli przez chwilę coś się zadziało nie miało to nic wspólnego z uczuciem. To był impuls, chwilowa słabość, zwykła tęsknota za czyimś dotykiem. Nic więcej.
Nic.
Prawda?
Powoli wypuszczasz z płuc powietrze. Teraz nie jesteś niczego pewna.
***
let me rewind to the times where we never felt ill
we fill our minds with those dreams and we never miss a beat
just pass the time staying up, feeling restless at night
come wake me up before i die and i never get to live

***

no nie wiem, po prostu nie wiem.
ale wciąż jestem.
i mógłby być już sezon. i sesja. może szłoby łatwiej. szybciej.
naja.