czwartek, 24 grudnia 2015

Jedenaście



Jesteś zdziwiony. Po tym, jak ostatnio Elena cię potraktowała, nie spodziewałeś się, że pewnego popołudnia zapuka do twoich drzwi ze skruszoną miną, opuszczonym wzrokiem i słabo maskowaną niepewnością. Bez śladu bojowości, bez grama bezpodstawnej złości. Jakby obdarta z grubej warstwy negatywnych uczuć, z odsłoniętą duszą i dobrze widocznymi ranami. Ludzka. Pokiereszowana. Przegrana.
Nic nie mówi. Ty też nie potrafisz znaleźć odpowiednich słów. Więc uśmiechasz się delikatnie, byle tylko jej nie spłoszyć. Gestem zapraszasz ją do środka, parzysz herbatę, prowadzisz do swojego pokoju.
Czekasz.
W końcu cię przeprasza. Przy okazji przypominając o tym, że już nie jesteś człowiek odnoszącym sukcesy.
Boli fakt, że mimo porażek, ludzie wciąż widzą cię jak zwycięzcę. A ty przecież już nie podnosisz rąk w geście wiktorii, nie pijesz szampana, nie odróżniasz się od reszty.
- Jak to robisz, że zawsze się podnosisz?
Zduszasz pogardliwe prychnięcie. Kiedyś było łatwiej walczyć, może miałeś w sobie więcej zapału, młodzieńczej naiwności, może ze zwykłej przekory chciałeś pokazać, że nikt i nic nie jest w stanie cię zatrzymać. Słowo "niemożliwe" nie istniało w twoim słowniku, wierzyłeś, że jeśli będziesz próbować wystarczająco mocno, to zrealizujesz swój cel, nawet ten najbardziej odległy. Byłeś uparty, nastawiony na sukces, gotowy podjąć walkę. Byłeś nieustraszony.
Dzisiaj jednak w tobie przeważa strach. Nocami jego niewidzialne macki chwytają cię za gardło i duszą, dniami prześladują cię wizje typu: a co by było, gdyby... Za nic nie potrafisz się go pozbyć, wrósł w ciebie, stał się twoim cieniem.
- Wiesz, Kuusamo, Titisee-Neustadt, Kulm... Mimo to, wciąż potrafiłeś powrócić na skocznie. Jak?
Chciałbyś mieć tę siłę, co wtedy. Chciałbyś nadal umieć walczyć, wznosić się ponad własne ludzkie obawy, nie przejmować się niebezpieczeństwami, jakie są wpisane w życie skoczka narciarskiego. Chciałbyś podnieść się z dna, na które upadłeś w swoim prywatnym piekle.
Na dobrą sprawę wszyscy zauważają tylko twoje sportowe upadki. A przecież za nimi stoi cały szereg pomniejszych potknięć i większych niepowodzeń. Także tych najintymniejszych, całkowicie osobistych. Tych, które nawet bolą bardziej.
Cóż, zdążyłeś się już w tym wszystkim pogubić.
- Trzeba być upartym. - Mówisz po chwili. - Kocham skoki i nie mogłem tego tak po prostu stracić. Zresztą znasz mnie, jak postawię sobie jakiś cel to go zrealizuję.
Bo kiedyś może tak było. A że teraz jest gorzej... Przecież nie będziesz opowiadał o tym każdemu, po co wszyscy mają się jeszcze bardziej zamartwiać? I tak widzą więcej, niż byś sobie tego życzył.
Wolałbyś walczyć w ukryciu i samotności. Jeśli podejmiesz jakąkolwiek walkę. Poddanie się wydaje się być o wiele łatwiejsze.
Tylko szkopuł tkwi w tym, że ty się nie poddajesz. Nigdy.
Elena wspomina o jakieś historii z waszej przyszłości. Odpowiadasz jej z uśmiechem, choć myślami jesteś, gdzie indziej. W końcu brunetka jednym, rzuconym mimochodem zdaniem przywołuje cię do rzeczywistości i już wiesz, dlatego teraz jest tak trudno.
- Kiedyś łatwiej było znieść porażkę, którą był koniec związku.
Zawsze, gdy upadałeś miałeś przy sobie Kristinę. Jej wiara w ciebie, jej miłość była wszystkim, co napędzało cię do walki, dzięki niej i dla niej podnosiłeś się za każdym razem, gdy los zmuszał cię do padnięcia na kolana. Była twoim największym kibicem, a przy tym spokojnym portem, do którego mogłeś przycumować, gdy morze wokół zamieniało się w rwący wir.
Teraz jej nie ma. A właściwie to jest, tylko jako twój drugi upadek. Chyba ten najbardziej bolesny.
- Bo kiedyś z nikim nie snuliśmy poważnych planów na przyszłość, a jeśli już rozmawialiśmy o zakładaniu rodziny i tak dalej to były to tylko odległe mrzonki. Nie mieliśmy prawdziwych zobowiązań. - Podnosisz wzrok na Elenę. Wydaje ci się, że jakiś mur otaczający kobietę pękł, dzięki czemu możesz zobaczysz nie tylko gniew, jaki wzbudza w niej rozwód z mężem, ale również ból, pewne niezrozumienie, smutek, który nie sposób wyrazić słowami. Przede wszystkim jednak wyraźnie maluje się rozczarowanie.
- Możliwe. - Przytakuje.
Musisz zadać to pytanie, choć wiesz, że zaboli.
- Elena... Ty i twój mąż?
- Zdradził mnie. - Szybka, zdecydowana odpowiedź. Wiesz, że więcej już z Eleny nie wyciągniesz. Wciąż jest to dla niej bolesny temat.
Przez chwilę zastanawiasz się, czy Kristina też taka była. Czy z nikim o was nie rozmawiała, bo każde wspomnienia twojego imienia bolało, jakby ktoś wbijał w nią drobne szpilki? Czy była rozczarowana tobą czy raczej własną wiarą w ciebie i w wasze plany? Czy sama pojedyncza myśl o tobie powodowała, że gniew rozsadzał ją od wewnątrz? Czy nienawidziła cię?
Płakała czy była silna?
Jak dużo czasu zajęło jej nauczenie się żyć bez ciebie?
Jak bardzo cierpiała?
Nie wiesz za dużo o tym epizodzie z jej życia, choć przecież sam spowodowałeś, że jej świat się zawalił. Szybko zostałeś odsunięty na bok, z rozkazem od wszystkich wtajemniczonych byś dał jej spokój na kilka tygodni. Szanowałeś to, bo przecież każdy potrzebuje czasu.
Dzisiaj jest już między wami lepiej, ale wciąż atmosfera jest przesycona niewypowiedzianymi słowami, a rany na sercu jeszcze nie do końca się zasklepiły.
- A ty i Kristina?
Wiedziałeś, że zada to pytanie, każdy je zadaje. Wcale się nie dziwisz. W końcu byłeś z Kristi od zawsze, wszyscy pamiętają, jacy byliście zakochani, wręcz stworzeni dla siebie.
bach!
- Czasami ludziom nie wychodzi, nie?
Co za eufemizm! Ale co miałeś powiedzieć? Wiesz co, Elena? Jestem takim samym skurwielem, jak twój mąż?
Zresztą nie każdy musi o tym wiedzieć, zwłaszcza, że nie jest to powód do dumy.
Gdybyś tylko mógł cofnąć czas...
- Więc co zrobić, gdy nie wyjdzie? - Elena wpatruje się w twoje oczy tak, jakby u ciebie chciała znaleźć receptę na nowe życie, jakbyś najlepiej wiedział, co zrobić, by unieść dumnie czoło, walczyć i zwyciężyć. Może kiedyś potrafiłbyś odpowiedzieć na dręczące ją pytania, ale dzisiaj... dzisiaj jesteś całkowicie inny niż ten siedemnastolatek podnoszący się po Kuusamo. Dzisiaj nie ma już w tobie tej młodzieńczej naiwności, dzisiaj sam stoisz na rozdrożu dróg bezradny i zagubiony jak jeszcze nigdy. Nie wyszło i... nie wiesz, co zrobić. Pierwszy raz w życie nie masz bladego pojęcia, jak powinieneś postąpić.
- Po prostu żyć dalej. - Wyduszasz z siebie ze świadomością, jak żałośnie musiało to zabrzmieć. Elena jednak tego nie komentuje, tylko zagłębia się we własnych myślach zupełnie, jakby chciała przemyśleć, co zrobić, by dopasować się do twojej rady.
Masz wątpliwości, czy jej się uda. Z autopsji wiesz, ile kosztuje to energii i jak marne rezultaty to przynosi. Ale co miałeś jej powiedzieć? Nieważne, co zrobisz i tak będzie chujowo?
Nóż widelec, okaże się silniejsza od ciebie nawet jeśli teraz przypomina jedno wielkie nieszczęście schowaną za gniewną miną.
- Dziękuję. - Mówi po chwili dziwnie spokojna i wstając, odkłada na biurko kubek. - Pójdę już.
- Wiesz, jakbyś chciała kiedyś pogadać... Jestem do twojej dyspozycji. - Odpowiadasz trochę ze szczerością, a trochę z przekonaniem, że to powinieneś powiedzieć. Taki już jesteś, nie możesz zostawić człowieka w potrzebie samego nawet, jeśli ten człowiek nie daje sobie sprawy z tego w jak wielkich tarapatach jest.
Elena obdarza cię przestraszonym spojrzeniem, po czym z trudem podnosi kąciki ust. Wcale nie chce cię w swoim życiu, tym bardziej nie potrzebuje twojej litości. Ale... przecież tutaj jest, przyszła do ciebie, wypiła herbatę, na jakiś sposób poprosiła o radę. Jakbyście znowu byli przyjaciółmi.
Może warto naprawić to, co zostało zniszczone przez wir życia?
- Dziękuję. - Powtarza cicho i wychodzi.

*

- Elena była u nas? - Zagaduje twoja matka, gdy razem z kubkami po herbacie, schodzisz do kuchni. - Widziałam jak wychodziła z naszego podwórka, gdy wracałam ze sklepu.
Kładziesz kubki do zlewu, po czym siadasz przy stole i bierzesz z miski jabłko.
- Skoro wiesz, to po co się pytasz? - Odpowiadasz z przekornym uśmiechem na ustach, ale szybko poważniejesz. Po prostu nie możesz przejść obojętnie obok cierpienia Eleny. Zastanawiasz się, czy to silne przyciąganie to zasługa twojej wrodzonej chęci pomocy innym czy próba odkupienia własnych win?
- Jak się trzyma?
Przez chwilę zastanawiasz się nad odpowiedzią. Z jednej strony Ebeling przypomina potłuczoną porcelanę, której nie da się skleić w całość. Całkowicie pogubiona, rozczarowana przez życie, z nie do wypowiedzenia smutkiem utkwionym w jasnych oczach szarpie się pomiędzy tym, co było, a tym, co jest. Z drugiej strony dostrzegłeś w niej dzisiaj jakąś iskierkę, chęć poskładania własnego życia i zakończenia tego, co zakończenia wymaga. Pytanie, czy znajdzie na to wystarczająco już nadszarpniętych sił?
- Jakoś. - Odpowiadasz szczerze.
Mama rzuca ci pytające spojrzenie z nad krojonej papryki. Wzruszasz ramionami. Przecież wiele ludzi jakoś żyje, jakoś się uśmiecha, jakoś udaje szczęśliwych. To nic nadzwyczajnego.
- Pomóc ci? - Pytasz, by zmienić temat. Nie masz ochoty na dalsze obgadywanie prywatnych spraw Eleny, zwłaszcza, że brunetka za specjalnie nikogo nie chce wpuścić do swojego potłuczonego świata.
- Możesz nastawić wodę na makaron?
- Już się robi.
Wstajesz od stołu i, wyciągnąwszy z szafki garnek, napełniasz go wodą, kładziesz na kuchence, dosypujesz trochę soli i wlewasz łyżkę oleju. Zamyślony, nawet nie spodziewasz się, że matka jeszcze nie zakończyła swojego wywiadu środowiskowego. Na chwilę drętwiejesz, gdy dociera do ciebie jej nowe pytanie.
- A ty jak się trzymasz?
I wiesz, że nie chodzi jej od tą powierzchnią fasadę, którą karmisz wszystkich wokół, a o to jakoś, które każe ci rano wstać z łóżka, choć nie masz na to ochoty i uśmiechać się, mimo potwornego zmęczenia i ewidentnego braku szczęśliwych bodźców.
- I nie chcę słyszeć jakoś. - Dodaje, jakby czytając ci w myślach.
Nie masz żadnego wyboru. Nie możesz odwrócić się w jej stronę z beztroskim uśmiechem i zbyć jakąś ogólną formułką, którą chcą usłyszeć od ciebie twoi znajomi. Dzisiaj to nie przejdzie, nie u niej. Więc siadasz na przeciwko mamy, niepewny i skołowany. Kobieta odkłada na bok nóż i wbija w ciebie nienachalne, cierpliwe spojrzenie.
- Z jednej strony strasznie chciałbym wrócić na skocznię, do drużyny. Tęsknie za tym. Ale z drugiej... to wszystko mnie przeraża.
Matka posyła ci delikatny, ciepły uśmiech.
- Tej kwestii nie rozwiążesz w pięć minut. Musisz uzbroić się w cierpliwość. - Mówi. - Pośpiech nie jest dobrym doradcą.
Wzdychasz sfrustrowany.
- Wiem. Po prostu... Ta niepewność, niewiedza mnie dobija. Chciałbym wiedzieć, na czym stoję, przygotować się do jutra. A tak, jedyną pewną rzeczą w moim życiu jest Lily.
- Może zabrzmi to banalnie, ale z czasem wszystko się ułoży. - Mama klepie cię pokrzepiająco w dłoń, a ty nie potrafisz jej nie wierzyć. Jeśli jest coś, czego nauczyłeś się w życiu to to, że mama ma zawsze rację. - A teraz wrzuć makaron, bo woda się zagotowała.
***
even the best fall down sometimes
even the stars refuse to shine


***

Chyba znowu przechodzę jakieś pisarskie kryzysy, a zapasy kurczą się za szybko. W każdym razie nie o tym chciałam. Kochane moje drogie, pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia. Aby święta minęły Wam w spokojnej, radosnej atmosferze, żeby barszczu z uszakami nie brakowało, a pod choinką chowało się kilku skoczków. By Wasz sylwester był równie szalony, jak ten w Ga-pa i żeby potem nie męczył Was kac, jak Didlątka. Wielu pat, wielu wyjazdów na skoki i spełnienia wszystkich marzeń. Ściskam, xo!

piątek, 11 grudnia 2015

Dziesięć



No dobrze, może ostatnio życie Thomasa trochę się spieprzyło, ale wciąż ma, o co i dla kogo walczyć. Zresztą... sam je sobie spieprzył.
Zamykasz klapę laptopa z cichym trzaskiem, odsuwasz sprzęt od siebie i bierzesz głęboki wdech. Z jednej strony - jeśli wierzyć plotkarskim portalom - Morgenstern to dupek, zupełnie inny niż ten Morgenstern, którego niegdyś znałaś. Z drugiej strony może za ostro go potraktowałaś, ale sam się o to przecież prosił. Mógł się nie wpieprzać do twojego życia, ot co. Czy prosiłaś się o dobre rady, spojrzenia pełne litości i złote myśli? Nie. Więc niech wszyscy pójdę w diabli i przestaną obchodzić się z tobą jak z jajkiem.
Umiesz o siebie zadbać.
*Kłamstwo*
Wielka czerwona lampka w twojej głowie. Chyba sama już nie wierzysz, że potrafisz wstać z kolan, otrzepać się i pójść dalej. To nie takie proste. Boisz się w pojedynkę błądzić we mgle, jaka spowiła twoje życie, boisz się poruszyć w którąkolwiek stronę. Już nie umiesz ryzykować, jak dawniej. Potrzebujesz kogoś, kto chwyci cię za dłoń i przeprowadzi przez wszystkie przeszkody.
Potrzebujesz swojego męża.
*Trzask*
Przymykasz oczy i liczyć do dziesięciu, czekając aż twój puls zwolni, a chwila lęku pójdzie w niepamięć. Nienawidzisz tego, że to wszystko stało się takie skomplikowane. Te wszystkie uczucia, decyzje, nawet zwykłe wstanie z łóżka, które kosztuje tak wiele energii! Jakby nie można było tak po prostu zamknąć jeden rozdział i gładko przejść do kolejnego. Nie, bo tu trzeba walczyć, zdzierać do krwi łokcie, rozbijać kolana o rzeczywistość. Trzeba zagryźć usta i iść do przodu pomimo porywistego wiatru i błota rzucanego prosto w oczy.
W tobie nie ma już sił na walkę.
Chyba... chyba się poddałaś.
Uśmiechasz się smutno, nieco nostalgicznie. Nawet jeśli się poddasz, nie będziesz mogła przestać walczyć. Twoje małżeństwo jest - póki co - jednym, wielkim znakiem zapytania. Przed sobą macie z Isaakiem tylko dwie opcje: wybaczenie albo rozwód. Nie możecie przecież trwać w tym dziwnym zawieszeniu.
Więc czas zacisnąć zęby, wziąć do ręki telefon, wybrać numer i nie rozkleić się.
Isaak odbiera po drugim sygnale. W pierwszym odruchu, gdy dziwny impuls przeszedł, masz ochotę szybko się rozłączyć, wyłączyć telefon i udawać, że nic się nie stało. Mimo to zaciskasz mocniej palce na smartfonie i niepewnie witasz się z mężem.
- Dzwoniłeś. - Mówisz cicho.
Chwila ciszy. W słuchawce słyszysz tylko jego miarowi, głęboki oddech.
- Dzwoniłem. Musimy w końcu porozmawiać, przecież wiesz.
Na dźwięk jego  głosu świat wiruje ci przed oczami, a serce bije tak mocno, jakby chciało wydostać się z twojego ciała i uciec, gdzie pieprz rośnie. Tak przynajmniej byłoby lepiej, nie musiałabyś czuć tego napadu najróżniejszych emocji, pośród których najsilniejszy jest lęk przed tym, że umiałabyś pokochać go na nowo.
Bo umiałabyś. Ale nie wiesz, czy chcesz.
- Jak wrócę do Salzburga, zadzwonię. Na razie... - Wstrzymujesz gwałtownie powietrze, nie wiedząc za bardzo, co powiedzieć. Sytuacja wydaje ci się groteskowa, nieco śmieszna. Nigdy nie miałaś oporów, by rozmawiać z Isaakiem, przegadaliście wiele nocy, a teraz wyduszenie jednego zdania przychodzi ci z trudem. - Jeszcze nie mogę z tobą rozmawiać.
- Rozumiem.
- Cześć. - kończysz szybko i odsuwasz telefon od ucha, wcisnąwszy wcześniej czerwoną słuchawkę. Odkładasz komórkę na bok, a sama padasz jak długa na łóżko, zagrzebujesz się pod kocem i zwinąwszy się w kłębek, pozwalasz, aby kilka pojedynczych łez spłynęło po twojej twarzy.
Nie wiesz, czy pojedziesz do Salzburga, bo wtedy zapadnie definitywny koniec, a ty nie lubisz końców. Nie, gdy znaczą, że trzeba zacząć coś całkiem nowego.
Nie potrafisz już budować nowych światów.

*

Nie wiesz, jak to się stało, że siedzisz teraz w pokoju Morgensterna z parującym kubkiem w ręku. Spięta bierzesz łyka owocowej herbaty, starannie unikając jego wzroku. Chyba zrobiłaś błąd przychodząc tutaj, ale poczułaś się w obowiązku przeprosić go za garść ostrych słów, które rzuciłaś mu w twarz.
Chociaż w świetle faktów rzuconych przez Internet nie chcesz przepraszać za nic. Właściwie nie rozumiesz, dlaczego jesteś tutaj i chcesz porozmawiać z kimś, kto zrobił jakieś kobiecie takie samo świństwo, co Tobie Isaak.
Ale... Tak bardzo potrzebujesz pogadać z kimś z "zewnątrz".
Thomas też jest zdziwiony twoimi odwiedzinami. Z trudną do odszyfrowania miną siedzi na krześle obok biurka, dając ci czas i przestrzeń, których ci potrzeba, by wydusić z siebie cokolwiek.
Także milczycie.
Niepewnie prześlizgujesz wzrokiem po jego pokoju. Dużo w nim się zmieniło. Tam, gdzie niegdyś stała kolekcja jego samochodów, dzisiaj stoi ołtarzyk pełen pucharów i dyplomów uzyskanych w jakiś młodzieżowych konkursach. Na szafce nocnej ustawione jest zdjęcie jego córki, obok leży gruba książka. Tylko bałagan został ten sam.
Nabierasz powietrza w płuca, zerkając na niego niepewnie.
- Chciałam cię przeprosić. Niepotrzebnie się uniosłam. Po prostu ostatnio wszystko jest tak, jak być nie powinno, a ty mi jeszcze bardziej o tym przypomniałeś. W końcu twoje nazwisko jest dla Austriaków synonimem sukcesu.
Morgenstern powoli kręci głową, uśmiechając się ironicznie.
- Od dawna tak nie jest.
- Przepraszam.
Znowu chwila ciszy pełnej dziwnego napięcia. O czym możesz z nim rozmawiać? Przecież już dawno wasze światy straciły punkty wspólne, a nić porozumienia została zerwana.
- Powiedz mi. - Zaczynasz cicho, okazując zainteresowanie kubkowi, wokół którego oplotłaś palce. Zawsze bałaś się poruszać tematy trudne, wolałaś od nich uciekać, udawać, że problemy nie istnieją. Przywdziałaś maskę tej, która ma idealne, ułożone życie pełne beztroskiej radości. Problemy nie dotyczyły ciebie. Może dlatego teraz tak ciężko jest ci przejść przez huragan, w jaki zamieniło się twoje życie. - Jak to robisz, że zawsze się podnosisz?
Podnosisz wzrok, obserwując reakcje Morgensterna. Mężczyzna, jakby zamiera, wpatrzony w ścianę za tobą. Nerwowo oblizuje wargę, wyłamuje palce, jakby w geście dziwnej  bezsilności. Jego oddech jest ciężki, spojrzenie tak bardzo bezradne. Czujesz, że trafiłaś w czuły punkt, choć za nic nie potrafisz zrozumieć jego reakcji.
A jednak, Thomas ma tajemnicy, o których nie wiesz.
- Wiesz, Kuusamo, Titisee-Neustadt, Kulm... Mimo to, wciąż potrafiłeś powrócić na skocznie. Jak?
Thomas marszczy czoło, bierze głęboki wdech, "wraca" do ciebie. Wzrusza ramionami, siląc się na jakąś nonszalancję, po czym uśmiecha się. Z trudem.
- Trzeba być upartym. - Mówi. - Kocham skoki i nie mogłem tego tak po prostu stracić. Zresztą znasz mnie, jak postawię sobie jakiś cel to go zrealizuję.
- Tak, nawet jeśli tym celem jest nieosiągalna Luise Bieler. - Wspominasz mimochodem.
Blondyn śmieje się, a jego uśmiech tym razem jest szczery.
- Przyznaję, na tym polu poniosłem sromotną klęskę.
Również się uśmiechasz, wracając do czasów, które be zwątpienia były łatwiejsze. Wtedy większość podejmowanych decyzji nie miała aż takiego wpływu na przyszłość, a to, że nie udało ci się z tym, czy tamtym chłopakiem nie było żadnym końcem świata, a jedynie chwilowym kryzysem, z którego nie tak trudno wyjść - wystarczyło bowiem tylko, by pojawił się nowy uśmiech, nowe, magnetyzujące spojrzenie, nowe uczucie.
Dlaczego teraz tak nie może być?
- Kiedyś łatwiej było znieść porażkę, którą był koniec związku. - Dzielisz się swoją refleksją z Thomasem, nie zastanawiając się, na ile jest to zwykłe stwierdzenie, a na ile odkrycie własnych uczuć.
- Bo kiedyś z nikim nie snuliśmy poważnych planów na przyszłość, a jeśli już rozmawialiśmy o zakładaniu rodziny i tak dalej to były to tylko odległe mrzonki. Nie mieliśmy prawdziwych zobowiązań.
- Możliwe.
- Elena... Ty i twój mąż?
- Zdradził mnie. - Ucinasz krótko, ostro. Z powrotem uciekasz za mur, którym odgrodziłaś się od świata. Nie chcesz poruszać tego drażliwego tematu, gdy masz w głowie taki mętlik myśli i uczuć.
Thomas tego nie komentuje, nie rzuca nawet standardowego "Przykro mi", jak większość ludzi w podobnych sytuacjach.
- A ty i Kristina? - Pytasz niepewnie, może bardziej w odwecie niż z ciekawości. Swoją drogą, byłaś zdziwiona, gdy dowiedziałaś się, że się rozeszli, że on ją zdradził. W końcu byli parą praktycznie od zawsze i wydawało się, że są dla siebie stworzeni.
Ale... z autopsji wiesz, że "na zawsze" to trudny warunek do spełnienia.
Morgenstern bierze głęboki oddech. Wydaje się być w ogóle niezrażony twoim pytaniem, obojętny, przyzwyczajony.
- Czasami ludziom nie wychodzi, nie?
Zduszasz prychnięcie. Nie masz sił, by cokolwiek mu wypominać, zresztą nie masz prawa. Nie powinnaś żadnej innej zdrady brać personalnie; to smutne, ale codziennie ktoś kogo zdradza.
- Więc co zrobić, gdy nie wyjdzie? - Pytasz, uważnie obserwując jego twarz, wytrzymując przenikliwe spojrzenie.
- Po prostu żyć dalej.
Tylko, że "po prostu żyć dalej" dla niektórych jest bardziej jak "aż żyć dalej".

never stop believing
you'll find a new begging now

*********

Wszystko wróciło do normy, czterostronicowa długość, porządna dawka szajsa i bidolenie. Ale za to okrągłe, dziesiąte. Cytując klasyka: xD.

Dla odmiany zapraszam do śmieszkowania o tu: another-lonely-night i tam: pata-w-gapa.