Dlaczego tak łatwo
uległaś Morgensternowi?
Rozglądasz się wokół, po
czym mrużysz oczy, oślepiona stroboskopowym światłem. Niepotrzebnie tutaj
przyszłaś. Jak na twój gust jest za głośno i za tłoczno. Poza tym gdy tylko
opróżnisz literatkę, ktoś natychmiast przynosi ci kolejne mojito, a twoi nowi
znajomi przeważnie rozmawiają na tematy, o których mało wiesz albo o osobach,
których nie znasz. Czujesz się nieswojo i nie na miejscu. I jesteś niesamowicie
zmęczona po całym dniu na skoczni.
Miło było wziąć udział w
Team Area Party. Aczkolwiek dwie imprezy w ciągu jednej doby to zdecydowanie za
dużo. Wbrew przypuszczeniom Morgensterna dwie godziny snu i kilka drinków wcale
nie sprawiły, że wstąpiła w ciebie nowa energia. Wręcz przeciwnie, najchętniej
wróciłabyś do hotelu, przebrałabyś się w ciepłe piżamy i poszłabyś spać.
Mało towarzyska z ciebie
osoba.
Fettner delikatnie klepie
cię w ramię i proponuje taniec. Zgadzasz się bez entuzjazmu. Właściwie masz
ochotę mu odmówić, ale boisz się, że jeśli zostaniesz w loży choćby pięć minut
dłużej, zaśniesz jak dziecko. A tego przecież nie chcesz.
Manuel chwyta cię za dłoń
i prowadzi przez zatłoczony parkiet. Znowu światło razi cię w oczy, więc
całkowicie zdajesz się na swojego partnera. Gdy wreszcie znajdujecie skrawek
wolnego parkietu i zaczynacie wirować w rytm elektronicznej muzyki, wypuszczasz
z płuc wstrzymywane dotąd powietrze i próbujesz się odprężyć.
Przyszłaś tutaj, aby się
zrelaksować, zdystansować, powtarzasz w myślach jak mantrę.
Mimo to czujesz, jak
twoje mięśnie napinają się.
Jest dobrze. Naprawdę
jest dobrze, więc nie rozumiesz, skąd ten nagły, mały atak paniki. Może po
prostu drażni cię masa całkowicie obcych twarzy. A może fakt, że kiedy ostatni
raz tańczyłaś, obejmowały cię ramiona Isaaka.
Przygryzasz wargę zła na
siebie za nieodpowiednie wspomnienie. Jednak nie potrafisz nie zauważyć, że w
objęciach Manuela nie czujesz się tak bezpiecznie jak podczas tańca z mężem. I
że Fettner jest kompletnie inny niż Isaak.
Choleracholeracholera!
Brunet nachyla się i
rzuca jakimś żartem. Śmiejesz się, a zdenerwowanie powoli się ulatnia. Koniec z
myśleniem o Isaaku. Zaczęłaś nowy rozdział, w którym nie ma miejsca na
człowieka, który złamał ci serce.
Będziesz się dobrze bawić
i nie pozwolisz, by wspomnienia popsuły ci wieczór.
Uśmiechasz się szeroko i
dajesz porwać się energetycznym dźwiękom. Mieszanka alkoholu i emocji robi
swoje. Zaczynasz czuć dziwną wolnością. Ale to całkiem przyjemne uczucie. Nieco
ekscytujące. Jakby nowe.
Zupełnie jakbyś znowu
miała szesnaście lat.
Noc jest intensywna, ale
wszystko rozgrywa się według utartego i prostego scenariusza. Tańczysz, a potem
idziesz na chwilę usiąść, by zregenerować siły i wypić kolejnego drinka. Nic
poza tym. Nawet dobrze się bawisz. Śmieszą cię dziwne żarty Dietharta, a
monologi Haybӧcka o makaronie mimo
wszystko są interesujące i zabawne. Znajdujesz wspólny język z partnerkami
chłopaków z kadry, zapamiętujesz wszystkie nazwiska z norweskiego teamu, a
nawet potrafisz dopasować do nich odpowiednie twarze. Z każdą kolejną minutą
(albo raczej z wypitym drinkiem) czujesz się coraz mniej wyobcowana.
Może wciąż potrafisz
jeszcze gdzieś pasować.
- Hej. - Didl dosiada się
do ciebie, omal nie wylewając na twoje kolana piwa.
- Heeej. - Odpowiadasz z
uśmiechem, przezornie się od niego odsuwając. Szkoda pożyczonej sukienki. - Co
tam?
- A no nic. - Wzdycha
blondyn, po czym zaczyna siorbać piwo. - Wygrałem w tym roku TCS, wiesz? -
Zagaja po chwili, a uśmiech rozświetla jego twarz.
- Coś mi się obiło o
uszy.
- I zdobyłem srebro w
drużynówce na Igrzyskach. I zająłem czwarte miejsce. Też na Igrzyskach. Czad,
nie?
Uśmiechasz się. Chłopak
jest uroczy i nieco pijaniutki.
- Rodzice muszą być
dumni.
Didl odstawia na stolik
pusty kufer, wzdychając głośno. Wygląda na niepocieszonego. Wygina usta w
podkówkę, patrząc na ciebie wzrokiem bezdomnego psa.
- Tata myśli, że to jego
zasługa. Bo wiesz, ściskał mocno świnkę, która przyniosła mi szczęście. Jednak
prawda jest inna. - Zniża głos, patrząc ci prosto w oczy. - Prawdą jest to, że
ja jestem po prostu świetnym skoczkiem. - Oświadcza konspiracyjnie z miną,
jakby to, co powiedział było oczywistą oczywistością. - Wręcz zajebistym.
Tłumisz śmiech.
- Nie znam się na tym,
ale na pewno jest tak, jak mówisz.
- Elena, daruj, jesteś za
trzeźwa na rozmowę z Didlem. - Ni stąd ni zowąd pojawia się Schlierenzauer i
siada obok ciebie, wciskając ci w dłonie mojito.
Na oparciu sofy przysiada
się również Morgenstern.
- Po alkoholu włącza mu
się tryb filozofa i jest nie do zniesienia.
- Właśnie, że jestem do
zniesienia. Prawda, Elena? - Didl wydyma wargę jak obrażony pierwszoklasista.
- Oczywiście, to była
bardzo miła pogawędka.
- Widzicie? Lubi mnie! -
Krzyczy uradowany Diethart, po czym mocno się do ciebie przytula. Niezręcznie
klepiesz go plecach wolną ręką, próbując opanować śmiech, jaki wzbiera się w
twojej piersi. Już zapomniałaś, że pijani ludzie bywają uroczy.
- Znalazłaś sobie amanta
od siedmiu boleści. - Prycha Gregor, puszczając do ciebie oczko. Wtóruje mu
głośny śmiech Morgensterna.
- Zazdrościcie, że jest
moją fanyną, a nie waszą. - Oświadcza z powagą Didl, na co krztusisz się
drinkiem.
Sympatyczni ci skoczkowie narciarscy.
Wbrew twoim początkowym
obawom bawisz się świetnie w gronie dopiero co poznanych ludzi. Przestajesz się
przejmować tym, czy wypadniesz dobrze przed nimi, jesteś po prostu sobą, choć w
twojej aktualnej sytuacji życiowej trudno jest ci zdefiniować nową siebie.
Nadal gdzieś w środku czujesz lęk i niepewność, ale chwilowo nie przeszkadza ci
to. Próbujesz cieszyć się ulotnością chwili, nie myśleć o tym, co będzie za
tydzień, miesiąc, rok. Na zamartwianie się przyjdzie jeszcze czas.
Po trzeciej zmęczenie
jednak bierze górę i razem z Thomasem wracasz do hotelu. Kiedy szukasz w kieszeni klucza, blondyn
rzuca ci ciche dobranoc, kierując się
w stronę swojego pokoju. Wołasz go cicho, gdy zbiera ci się na sentymenty.
Chcesz, aby wiedział, ile znaczy dla ciebie ten weekend i że jesteś mu
wdzięczna za to, że zabrał cię tutaj.
Opierasz się o framugę
drzwi, patrząc jak Thomas podchodzi do ciebie.
- Chciałam ci tylko
powiedzieć, że naprawdę dobrze się bawiłam. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz
było tak miło. Naprawdę dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.
Skoczek uśmiecha się w
ten swój chłopięcy sposób.
- Spoko. Też się dobrze
bawiłem. Nie okazałaś się być drętwą towarzyszką.
Udajesz oburzoną, choć
przychodzi ci to z trudem.
- Myślałeś, że będę
drętwa?
- Trochę. W końcu
ostatnio byłaś taka nadęta. - Thomas przewraca oczami, ale mimo tego przytyku
wesołe iskierki nie znikają z jego spojrzenia.
- Byłam, to fakt. -
Zgadzasz się z nim. Naprawdę nie masz pojęcia, dlaczego mężczyzna nadal z tobą
trzyma. - Ale trochę wyluzowałam, nie?
Blondyn kiwa głową z
lekkim uśmiechem na ustach. Przez tych kilkanaście lat jedno się nie zmieniło:
tym uśmiechem zawsze zjednuje sobie ludzi.
- Zdecydowanie. Chyba
oboju nam dobrze wyszła ta Planica. Jestem z nas dumny.
Przytakujesz mu. Po takim
weekendzie jesteś gotowa, by wrócić do życia.
Tylko, czy życie przyjmie
cię życzliwie, z otwartymi ramionami czy po prostu znowu skopie ci tyłek?
Przygryzasz lekko wargę,
wpatrując się w ciszy w oczy Thomasa, jakby w nich próbując dostrzec odpowiedzi
na dręczące cię pytania. Zamiast tego widzisz w nich jedynie troskę i ciepło.
- Thomas... - Zagajasz
cicho, mnąc w palcach rąbek sukienki. - Myślisz, że my jeszcze będziemy kiedyś
szczęśliwi?
Morgenstern jest
zaskoczony twoim pytaniem. Powolnym ruchem odgarnia z nad twojej twarzy kosmyk
włosów, delikatnie muskając opuszkiem palca twoją skórę.
Mimowolnie przeszywa cię
dreszcz, którego nie rozumiesz.
- Myślę, że tak. -
Uśmiecha się nostalgicznie. - Musimy w to uwierzysz, wiesz? - Szepcze, po czym
nachyla się ku tobie i subtelnie cię całuje. Jesteś zaskoczona, nie
spodziewałaś się tego, mimo to coś bliżej niezidentyfikowanego, jakiś dziwny
impuls wywodzący się z okolic serca każe ci odwzajemnić pocałunek. Thomas
obejmuje cię w pasie, niwelując wolną przestrzeń między wami. Wplątujesz dłoń w
jego włosy, czując jak dreszcze przebiegają wzdłuż twojego kręgosłupa.
Wszystko, czego teraz chcesz to tylko jego obecność, jego dotyk. Całujesz go z
pasją, zapominając o całym świecie. Całą sobą chłoniesz jego zapach, smak ust.
Przymykasz oczy odurzona intensywnością odczuć. Jesteś jak w amoku.
Mężczyzna naciska na
klamkę, a drzwi się otwierają. Wchodzicie do pokoju, nie przerywając
pocałunków. W pośpiechu zdejmujecie kurtki, blondyn rozpina twoją sukienką.
Padacie na łóżko. Jego dłonie błądzą po twoim ciele, pocałunkami śledzisz
krzywiznę jego policzka.
Nie kontrolujesz tego, co
się dzieje. Poddajesz się chwili, pragnieniu. I czujesz się lekka jak nigdy
wcześniej.
Sięgasz palcami do jego
koszuli, rozpinasz guziki. Jesteś w innym świecie. Przez parę minut nie jesteś
Eleną - prawie rozwódką z rozpieprzonym życiem, jesteś Eleną, która pragnie
jedynie drugiego człowieka.
Człowieka, który jest jej
przyjacielem.
Ta myśl działa na ciebie
jak kubeł zimnej wody. Wstrzymujesz oddech, przymykając oczy. Zahaczasz się o
jego łańcuszek, co sprowadza do pionu również Thomasa. Mężczyzna patrzy na
ciebie z przerażeniem w oczach. Wygląda jak dosłownie wyrwany z innego świata.
Też nie ma pojęcia, co
wy, do cholery, odpieprzacie.
Zrywa się z łóżka,
zapinając krzywo koszulę. Jest oszołomiony, spanikowany, oddycha z trudem.
- Elena... - Nie kończy.
Wpatruje się w ciebie tymi swoimi szaroniebieskimi oczami. Jego źrenice wciąż
są rozszerzone, policzki wręcz płoną, każdy włos sterczy w inną stronę.
Odwracasz wzrok. Chcesz
coś powiedzieć, ale żadne słowo nie przedostaje się przez twoje zaciśnięte
gardło.
Wciąż to do ciebie nie
dociera.
Prawie przespałaś się z
Thomasem.
Prawie zrujnowałabyś
wszystko, co udało wam się wypracować.
Kiedy podnosisz wzrok,
jego już nie ma. Oddychasz z ulg, po czym zarzucasz na twarz kołdrę.
Sen nie chce przyjść.
***
Budzisz się z uczuciem
dziwnej dezorientacji.
Nie otwierasz oczu, jakby
bojąc się promieni słońca przedzierających się przez niezasłonięte roletami
okna.
Albo konsekwencji
nocnych... czynów.
Zaciskasz mocniej
powieki, jednocześnie naciągając na głowę kołdrę. Chcesz zasnąć, jeszcze chwilę
pouciekać od rzeczywistości, która znowu musiała się skomplikować.
Odsunąć moment, w którym
będziesz musiała MU spojrzeć w oczy.
Co wyście najlepszego
zrobili? Kiedy w końcu udało się wam stworzyć taką relację, w której obojgu wam
było dobrze, jeden cholerny impuls musiał wszystko spieprzyć.
Impuls, poczucie
samotności, znalezienie kogoś, kto na jakiś sposób rozumie.
Tylko tyle. Aż tyle.
Czy było warto?
Wzdychasz, ciaśniej
otulając się kołdrą. Na szczęście w porę się opamiętaliście, można powiedzieć,
że zatrzymaliście się tuż przed urwiskiem. Ale jednak - co się zdarzyło, nie
odzdarzy się. Wciąż będziesz pamiętać jego dotyk na swojej skórze, jego
rozszerzone źrenice, własne pożądanie, wasze przyśpieszone oddechy i
niespokojne ruchy. Za każdym razem, kiedy spojrzysz w jego twarz, przypomnisz
sobie tamtą chwilę, tych kilkanaście minut, które zmieniły tak wiele.
Spokojnie.
Byliście pijani,
nieświadomi znaczenia sytuacji, na pewno spragnieni drugiego człowieka. To
można zrozumieć, wytłumaczyć, wybaczyć. Tylko jak pokonać palący w policzki
wstyd? Skąd znaleźć tyle odwagi, by nie odwrócić wzroku i nie spuścić głowy?
Skąd wziąć siłę na rozmowę o tym?
Bo przecież
niewyjaśnienie tamtej sytuacji, tylko wszystko pogorszy.
Odrzucasz kołdrę na bok i
otwierasz oczy, niemal natychmiast się krzywiąc. Gwałtowny ruch powoduje, że
czujesz jakby ktoś wwiercał ci się w czaszkę. Ostry, nieprzyjemny ból głowy,
ewidentna niemoc w kończynach i wyschnięty na wiór język - czy to kara?
Prychasz pod nosem, po czym krzyżujesz na piersiach ręce i wlepiasz wzrok w
sufit. Wciąż jesteś w wczorajszej sukience, na jednej ręce masz ślad z fluidu i
maskary, a twoje włosy to jeden wielki kołtun. Nawet nie chcesz wiedzieć, jak
bardzo źle wyglądasz. Marzysz o gorącym prysznicu, który spłucze z ciebie
wczorajszą noc. Mimo to nie ruszasz się z łóżka. Próbujesz odwlec moment spotkania
z Thomasem w nieskończoność, uciec od tego, od czego uciec nie możesz.
Musisz być dzielną
dziewczynką. Znowu.
Jeszcze chwilę leżysz w
łóżku, po czym wstajesz z wyraźną niechęcią. Szukając w walizce czystych ubrań,
zastanawiasz się, kiedy w końcu wszystko przestanie się komplikować. Czy
jeszcze długo będziesz cierpieć? Czy wreszcie odbijesz się od dna i staniesz na
nogi? Czy w końcu będzie łatwo?
Wchodzisz pod prysznic i
odkręcasz kurek. Po chwili uderza w ciebie gorący strumień wody, spłukując z
ciebie wyrzuty sumienia i brud zgubnych impulsów.
Jesteście z Thomasem
dorośli. Będziecie potrafili wyjaśnić sobie wszystko i uratować waszą relację,
przyjaźń.
Dopiero teraz
uświadamiasz sobie, ile możesz stracić. Morgenstern jest twoim najważniejszym
sojusznikiem. Kto wie, gdyby nie on, może wciąż leżałabyś w ciemności swojego
pokoju i rozpamiętywała własne porażki.
Nie możesz pozwolić mu
odejść.
Nie możesz pozwolić sobie
zamknąć się na niego.
Kiedy kilkanaście minut
później, świeża i podmalowana, wchodzisz na stołówkę, nigdzie nie widzisz
Thomasa. Mimowolnie czujesz ulgę, odprężasz się. Nie jesteś gotowa na
konfrontację, nie wiesz, co masz mu powiedzieć, choć jednocześnie chcesz z nim
natychmiast wyjaśnić całą sytuację. Skrzywiasz się lekko. Znowu to cholerne
uczucie, ten dziwny paradoks, kiedy jednocześnie czegoś chcesz i nie chcesz
tego. Pieprzona emocjonalna huśtawka, pieprzone niezdecydowanie, tchórzostwo.
Oddychasz głęboko, by
uspokoić rozszalałe nerwy. Idziesz po kawę, niczego innego i tak nie byłabyś w
stanie przełknąć. Zauważasz dziewczyny Stefana i Michaela - Marisę i Claudię -
więc do nich dołączasz, przywdziewając na twarz marną imitację uśmiechu.
Starasz się, naprawdę się starasz. Nawet jeśli dziewczyny widzą, że coś jest
nie tak, najpewniej uznają to za kaca i ignorują.
Cudownie.
Marisa informuje cię, że
Thomas pojechał już na skocznie razem z całym team'em, po czym proponuje ci
podwózkę. Zgadzasz się. Może uda ci się spędzić cały konkurs w towarzystwie
nowych koleżanek i zdobędziesz trochę czasu na poukładanie sobie myśli w
głowie? Nie chcesz znowu dać się omamić impulsom i palnąć coś niepotrzebnego,
co tylko pogorszy całą tą sytuację.
Wdech, wydech. Wszystko
się ułoży. Musi.
Z powodu niesamowitych
korków docieracie na skocznie kilka minut przed rozpoczęciem konkursu. Thomas,
zauważając się, kiwa głową w twoją stronę, ale, ku twojej uldze, nie podchodzi.
Cały czas rozmawia z różnymi ludźmi, jednocześnie pilnie obserwując konkurs.
Zresztą nawet nie nadarza się odpowiednia okazja, by pogadać - ciągle coś się
dzieje, wszędzie jest pełno ludzi, skoki są ciekawe, a Austria wygrywa w
Pucharze Narodów. Nie ma tutaj miejsca na takie rozmowy, ale nie jest ci z tego
powodu jakoś przykro.
Mimo wszystko boisz się
tego, co usłyszysz od Morgensterna.
Kiedy dziewczyny lecą do
swoich chłopaków, a ty zostajesz sama, możesz wreszcie przestać udawać
beztroską i zainteresowaną. Opierasz się o barierkę i wlepiasz wzrok w
skocznię. Trybuny powoli pustoszeją, drużyny zaczynają się pakować, ktoś z
polskiej ekipy otworzył szampana. Niektórzy świętują, niektórzy pytają siebie,
co poszło nie tak, inni obiecują sobie, że następny sezon będzie lepszy, będzie
ich.
- W porządku? - Nie
musisz odwracać głowy, by wiedzieć, że to Thomas opiera się o barierkę obok i
że na jego twarzy na pewno nie gości jego firmowy uśmiech.
Czujesz tą drobną zmianę
w powietrzu wokół was. Jakby atmosfera zgęstniała. Jakby zamykała wam usta.
Zaciskasz palce na
chłodnym metalu. W twojej głowie krąży tyle myśli. Przenosisz na blondyna
wzrok, jednocześnie wstrzymując oddech. Ma zacięta twarz, zatroskane
spojrzenie. Nie wiesz, czego możesz się spodziewać.
- Chyba. - Wzruszasz w
końcu ramionami, z powrotem spoglądając na skocznie. Czujesz się nieswojo w
jego towarzystwie, masz ochotę zapaść się pod ziemię. Jesteś pewna, że twoje
policzki płoną. Ale jak okiełznać wstyd, kiedy mózg wciąż podsyła ci TAMTE
wspomnienia?
Morgenstern powoli
wypuszcza z płuc powietrze.
- Po powrocie do hotelu
chcę pogadać z Pointnerem, więc pewnie dopiero pod wieczór będziemy wracać do
Villach. Masz coś przeciwko temu? - Pyta.
- Nie, coś ty.
- Okej. - Thomas odrywa
się od barierki jakby miał zamiar odejść, jednak zostaje w miejscu. - Co do
wczoraj... Głupio wyszło.
Dusisz prychnięcie. Głupio to dziwne określenie tego, co się
zdarzyło.
Wzruszasz ramionami.
- Byliśmy pijani.
- Taaak. - Blondyn wzdycha,
rzucając ci smutne spojrzenie. - Nie chciałbym, żeby to zmieniło cokolwiek
między nami.
- Ja też.
- Więc... - Thomas waha
się. - Nie znielubisz mnie ponownie?
- Yhym. Ani nie polubię
za bardzo. - Mruczysz, skupiając wzrok na swoich dłoniach. - Masz to jak w
banku.
- Cieszę się. - Mężczyzna
klepie cię w ramię, uśmiechając się ostrożnie.
Mimowolnie wzdrygasz się
na jego dotyk, a gorąco uderza cię w policzki. Wciąż odczuwasz kaca moralnego
po tym, co się stało i nie potrafisz normalnie reagować na Morgensterna. Żywisz
nadzieję, że czas zniweluje twój wstyd, a ty znowu będziesz potrafiła spojrzeć
na skoczka jak na przyjaciela.
Thomas rzuca ci jeszcze
jeden uśmiech, po czym szybko odchodzi. Wiesz, że on też to czuje. Tą
niezręczność. Wstyd. Chęć cofnięcia czasu. Obawę, że wasza krucha relacja może
nie wytrzymać ciężaru, jaki na nią nałożyliście.
Oddychasz głęboko. Jakoś
to będzie. Może.
Kilkanaście minut
później, gdy siedzisz w aucie Marisy, wciąż nie potrafisz wyrzucić z myśli
Morgensterna. Zastanawiasz się nad tym, jak bardzo zmieniło się twoje podeście
w stosunku do skoczka. Nie byłaś jeszcze gotowa na jakiekolwiek zbliżenia z
mężczyzną, a już na pewno nie wyobrażałaś sobie, że coś podobnego może zajść
między tobą a Thomasem.
Nie chcesz tego
powtórzyć. Nie z nim.
Ale wizja związania się z
jakimś innym mężczyzną - nie Isaakiem, nie Thomasem - już nie wyzwala w tobie
tyle buntu, strachu i niechęci. Czujesz nieśmiałe musknięcie nadziei na to, że
jeszcze będziesz potrafiła ułożyć sobie życie z nowym facetem, że na starość
nie musisz wcale zostać sama.
Bo teraz, gdy wiesz, że
nie tylko Isaak może działać na ciebie tak mocno, jesteś gotowa, by wrócić do
gry.
Jak za dotknięciem
czarodziejskiej różki, znika z ciebie cały strach i niepewność. Odprężasz się.
Z Morgensternem jeszcze się dogadasz. Potem poszukasz pracy, poznasz nowych
ludzi, może z kimś się umówisz. Życie zacznie się toczyć w odpowiednim rytmie,
a ty zawalczyć o własną przyszłość, o siebie. I znowu wszystko będzie takie
jakie być powinno.
- Elena, skąd ten
tajemniczy uśmiech? Czyżby Thomas? - Marisa wyrywa cię z zamyślenia. Podłapujesz
jej rozbawione spojrzenie we wstecznym lusterku.
Mimowolnie rumienisz się.
- Hmm, nie. - Przełykasz
głośno ślinę. Boisz się, że blondynka pociągnie dalej ten niezręczny dla ciebie
temat.
I jak się okazuje, są to
całkiem uzasadnione obawy.
- Przed nami nic się nie
ukryje, kochana. - Dodaje ze śmiechem Claudia. - My wszystko widzimy.
- Niby co? - Bąkasz
niepewnie, chcąc zapaść się pod ziemię. Nie sądzisz, by te babskie ploteczki
były dobrym pomysłem, przynajmniej nie te na temat Morgensterna. Nie, póki na
każde wspomnienie jego imienia, czerwień wpełza na twoje policzki, a części
ciała dotykana przez jego ręce, pieką boleśnie przypominać ci o waszym
przekroczeniu pewnej granicy.
Cholera, zaciskasz
dłonie w pięści, zastanawiając się nad tym, jak wybrnąć z tematu.
- To jak na ciebie leci.
- Marisa sugestywnie porusza brwiami.
Że co?!
Momentalnie się
prostujesz, a twoje policzki znowu oblewa rumieniec, bo przed oczami stają ci obrazki
z ubiegłej nocy. Nie podoba ci się to, ale nie potrafisz odgonić od siebie
wspomnień.
- Jesteśmy tylko i
wyłącznie przyjaciółmi. - Mówisz z uporem. - Nikim więcej.
- Ale czy Thomasowi
pasuje taki układ?
Przełykasz głośno ślinę,
odwracając twarz do okna. To, co dziewczyny mówią to jakaś kompletne bzdura,
przewidzenia. Między tobą a Thomasem nie ma nic, żadnej chemii, żadnego
mocniejszego uderzenia serca. A nawet jeśli przez chwilę coś się zadziało nie
miało to nic wspólnego z uczuciem. To był impuls, chwilowa słabość, zwykła
tęsknota za czyimś dotykiem. Nic więcej.
Nic.
Prawda?
Powoli wypuszczasz z płuc
powietrze. Teraz nie jesteś niczego pewna.
***
let
me rewind to the times where we never felt ill
we
fill our minds with those dreams and we never miss a beat
just
pass the time staying up, feeling restless at night
come
wake me up before i die and i never get to live
***
no nie wiem, po prostu nie wiem.
ale wciąż jestem.
i mógłby być już sezon. i sesja. może szłoby łatwiej. szybciej.
naja.
Cam, jakim cudem Ty tu komencików jeszcze nie masz, co?
OdpowiedzUsuńObiecałam sobie, że ten komentarz pod najnowszą notką będzie jakiś sensowniejszy, ale muszę iść zaraz spać, a nie chcę Cię zostawić bez słowa, więc skrobnę co nieco i najwyżej jutro wrócę z czymś sesnowniejszym.
Rozumiem skrepowanie eleny i Morgiego, bo rzeczywiście alkohol torchę im do głowy uderzył. Spodizewałam się, że wspólne poniekąd problmey ich do siebie zbliżą, ale parę drników podkręciło tempo do maksimum i wyszło torchę dziwnie. Co nie znaczy że mi sie nie podobało. Ale dla nich był to jednak niejaki szok.
Podba mi się odkrycie Eleny, że potrafi nadal patrzeć normalnie na mezczyzn mimo rozstania z męzem. Podoba mi się, że chce utrzymać znajomość z Morgim na normalnym poziomie, choć moze być trudno.
Zwłaszcza, że MArisa chyba ma rację i Thomas podświadomie liczy na coś wiecej. Jak mówilam - alkohol wyzwala naszą podświadomość lepiej niz cokolwiek innego.
Ok, uciekam. Jest cudnie, mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać na kontynuację ;)
Wenki, wenki, wneki!
buźki, E_A :*