wtorek, 15 marca 2016

Szesnaście



Nienawidzisz tego mieszkania.
Ostatnia sukienka zostaje upchnięta w walizce, ostatnie książki zapakowane do kartonu, a ostatnie wspólne zdjęcia włożone do pudełka, do którego pewnie już nigdy nie zajrzysz. Za kilka minut powinien przyjechać twój ojciec, spakujecie rzeczy do jego samochodu, a potem zamkniesz mieszkanie na klucz po raz ostatni. W nocy napisałaś maila do Isaaka; chcesz, abyście sprzedali wasze M-3 i podzielili pieniądze na pół. Mężczyzna jeszcze nie odpowiedział.
Boże, ile tu wspomnień.
Ostrożnie siadasz na brzegu łóżka i rozglądasz się wokół, czując gorzki smak porażki w ustach i dziwny ucisk w żołądku. Wciąż nie potrafisz zrozumieć, dlaczego doszło do tego wszystkiego. Czy naprawdę winien był tylko alkohol? Czy jakieś podświadome myśli Isaaka, które wyszły na zewnątrz, gdy mężczyzna przesadził z trunkami? Masz mętlik w głowie, ale jednego jesteś pewna: to koniec. Teraz zaczniesz nowe życie, bez Isaaka.
Czy to będzie lepsze życie?
Wątpisz.
Mimo wszystko jesteś z siebie dumna. Zrobiłaś jakiś krok, podjęłaś decyzję. Wreszcie. Cokolwiek byś nie myślała o Morgensternie, to dzięki niemu ruszyłaś z miejsca. Chciałaś udowodnić sobie, że jesteś na tyle dzielna, by przestać uciekać, by w końcu zmierzyć się z własnymi problemami. Nikt ich za ciebie nie rozwiąże, musisz zrobić to sama. Choćby bolało i paliło, trzeba zacisnąć usta i iść dalej.
Zobaczysz, gdzie ta droga cię zaprowadzi.
Dzwonek do drzwi. Wstajesz z łóżka i idziesz do przedpokoju, po drodze próbując nie myśleć o tym, co tu zostawiasz. A zostawiasz przecież tak wiele. Wspomnienia, szczęście, milion obietnic, swoje serce, siebie. Ale również wydarzenia z ostatnich tygodni, dwie trudne rozmowy z Isaakiem, milion łez pochłoniętych przez poduszkę, kilka wypitych butelek wina, mnóstwo wykrzyczanych w samotności przekleństw i całą litanię żalów. Zostawiasz tutaj kilka lat, które może nie zawsze były łatwe, ale których w gruncie rzeczy nie żałujesz.
Próbujesz utrzymać motywację do nowego, lepszego życia, ale mimowolnie, gdy twoje rzeczy zostają wyniesione, a ty stoisz sama pośrodku salonu z pękiem kluczy w ręce, pękasz i nawet nie powstrzymujesz łez cieknących po policzkach.
Nienawidzisz tego mieszkania.
Ale nienawiść przecież ci nie pomoże.

***

Kolejne dni mijają ci na bezcelowym gapieniu się w okno, włóczeniu się po Seeboden i rozdrapywaniu ran. Nie spodziewałaś się, że tych kilka kroków - rozmowa z Isaakiem, wyprowadzanie się z mieszkania i złożenie pozwu - wyssie z ciebie tyle energii. Próbujesz odzyskać wewnętrzną równowagę i chęci do życia, ale wszystko na co cię teraz stać to puste egzystowanie. Może to tylko kwestia czasu, aż podniesiesz się z łóżka i stwierdzisz, że to jest ten dzień, w którym znowu zaczniesz żyć. Na razie przeżywasz okres żałoby po swoim małżeństwie, próbujesz wszystko sobie uporządkować i dystansujesz się emocji. Robisz fundamenty pod nowy rozdział.
A przynajmniej taką masz nadzieję.
Bierzesz głęboki wdech, rozkoszując się chłodnym powietrzem szczypiącym w płuca. Rozglądasz się wokół, zaczynając od jasno święcącego słońca zawieszonego na błękitnym niebie. Potem przesuwasz wzrok na wierzchołki gór, które mimo odwilży wciąż są pokryte śniegiem. Kilka metrów przed tobą szumi jezioro, gdzieś nieopodal kracze wrona. Temperatura jest zdecydowanie wyższa niż wtedy, kiedy wróciłaś do miasta. Gdybyś się lepiej rozejrzała, pewnie znalazłabyś kwitnące krokusy.
Idzie wiosna.
Ziemia powoli wybudza się z zimowego snu, więc czas, abyś i ty otrząsnęła się z ostatnich tygodni i po prostu żyła. Reszta przyjdzie sama.
W przypływie impulsu sięgasz do kieszeni kurtki i zamykasz w dłoni obrączkę. Zawsze nosisz ją przy sobie, jakby nie potrafiąc się z nią rozstać. Z Issakiem też nie było ci łatwo się pożegnać, ale zrobiłaś to. Teraz czas na krok kolejny.
Ostatni raz rzucasz okiem na prostą obrączkę z wygrawerowaną datą ślubu. Potem przymykasz oczy, bierzesz zamach i wyrzucasz pierścionek do jeziora. Wyraźnie słyszysz cichy plask, gdy obrączka ginie w wodnej głębinie.
A więc to już.
Praktycznie jesteś wolna, formalnie jeszcze trochę czasu minie, zanim odzyskasz status niezamężnej kobiety.
Nabierasz powietrza w płuca.
Bardzo niepewnie zaczynasz nowy rozdział.

***

Odkładasz na bok czytaną książkę, gdy twój telefon zaczyna wibrować. Chwytasz urządzenie i po ujrzeniu na ekranie uśmiechniętej fotografii przyjaciółki, odbierasz połączenie, jednocześnie czując nieprzyjemny ucisk w żołądku. To wyrzuty sumienia - w końcu ostatnio tak bardzo zaniedbałaś waszą przyjaźń. Nie odpisywałaś na smsy i maile, nie dzwoniłaś, całkowicie odsunęłaś Sonję na bok. A ona, znając cię, grzecznie czekała w cieniu, aż sama wykonasz ruch. Dała ci przestrzeń i czas. Jesteś jej za to wdzięczna.
Ale jednak, ile można czekać na wieści od przyjaciółki, której świat runął na głowę?
- No cześć.
- No proszę, żyjesz - stwierdza, ale w jej głosie nie słychać żadnych wyrzutów. Oddychasz z ulgą. Tego ci jeszcze brakowało, by się na ciebie obraziła.
- Przepraszam, że się nie odzywałam - mówisz, podnosząc się do pozycji siedzącej i odgarniając z nad czoła niesforne kosmyki włosów. - Miałam dużo do przemyślenia.
- I do jakich wniosków doszłaś?
Milczysz przez chwilę, gdy strumień informacji przelewa się przez twoją głową. Ostatnio zdarzyło się tak wiele, ale jakby wszystko stało w miejscu. To nieprzyjemne uczucie, nie potrafisz się go pozbyć, a przecież tak bardzo chcesz ruszyć naprzód, żyć nowym, stabilnym życiem. Tylko wciąż nie wiesz, jak.
- Biorę rozwód - mówisz wreszcie, z zadowoleniem stwierdzając, że głos ci nawet nie zadrżał. Bierzesz rozwód, taki jest fakt i nic oraz nikt tego nie zmieni. Tego będziesz się trzymać.
Cisza po drugiej stronie słuchawki świadczy o tym, że Sonja jest zaskoczona. Chyba nie spodziewała się takiego finału.
- Jesteś pewna? - pyta.
Kiwasz głową, choć twoja przyjaciółka nie może tego zobaczyć. Myślisz o swojej ostatniej rozmowie z Isaakiem, o obrączce, którą kilka dni temu wrzuciłaś do jeziora. Dawno nie byłaś tak pewna swojej przyszłości, jak w tej chwili.
- Tak, to najlepsze wyjście.
- Wiesz, że będę z tobą, cokolwiek zrobisz?
- Wiem, dziękuję - uśmiechasz się. - Jeszcze trochę minie, zanim stanę na nogi, ale chyba jestem na dobrej drodze.
- Wrócisz do Salzburga?
Przymykasz na chwilę powieki, z trudem hamując westchnięcie. W tej kwestii wciąż zadajesz więcej pytań, niż uzyskujesz odpowiedzi. Nie wyobrażasz sobie życia w Salzburgu, ale też nie potrafisz wyobrazić go sobie gdziekolwiek indziej.
- Nie wiem. Na razie zostanę u rodziców, a potem zobaczymy - uśmiechasz się gorzko. Nigdy nie lubiłaś być ciężarem, drażniło cię bycie zależnym od kogokolwiek. Niestety los z ciebie zakpił i zmusił cię do życia na garnuszku rodziców. Musisz to zmienić. - A co u ciebie? Jak dzieciaki? - zręcznie zmieniasz temat. Mimo godzin spędzonych na myśleniu, wciąż brakuje ci odpowiedzi na pytania, którymi ciągle zasypują cię ludzie z zewnątrz. Potrzebujesz czasu, dużo czasu.
- Ani chwili spokoju. Nie wiem, po kim moje dzieci mają tyle energii...

***

Trudno jest pogodzić się ze stratą, z tym, że coś, ktoś jednego dnia jest, a drugiego tego, go nie ma. Trudno jest odnaleźć się w nowej rzeczywistości, przewartościować wszystko, w co do tej pory wierzyłaś. Wiesz, że musisz mieć cierpliwość do samej siebie, nie uciekać, gdy przyjdzie gorszy moment, gdy jakieś wspomnienie położy cień na twoim ledwo co odbudowanym świecie. Wiesz, co masz robić, tylko tak trudno to wykonać. Trudno być twardą, gdy czujesz, jak cała pokrywasz się siatką cienkich pęknięć, gdy jesteś o krok od ponownego rozsypania się. Ale z drugiej strony bardziej już nie upadniesz, prawda? Masz ograniczony wybór: albo zostaniesz w tym miejscu, w którym jesteś na zawsze, albo odbijesz się od dna i poskładasz się w całość. Wszystko zależy od ciebie.
Przygryzasz wargę, krzyżując ramiona na piersiach i wyglądając przez kuchenne okno na podwórze. Owszem, twój upadek nie był wyłącznie twoją winą, to nie ty zadecydowałaś o miejscu, w którym się znalazłaś, ale jeśli chodzi o podnoszenie się... tutaj nie będzie osób trzecich, które popchną cię w tą, czy w tamtą stronę zupełnie jakbyś była szmacianą lalką. Może ktoś się pojawić, pomóc ci, zasugerować wybór konkretnej ścieżki, ale na pewno nie będzie za ciebie podejmować decyzji. Za swoją przyszłość tylko ty ponosisz odpowiedzialność. Wszystko jest w twoich rękach.
Jedyne co musisz zrobić, to znaleźć w sobie siłę i krok po kroku przesuwać się naprzód. Już pokonałaś kilka metrów, jesteś na dobrej drodze, nie możesz wątpić i się poddawać nawet, jeśli kapitulacja wydaje się być łatwiejszą i bardziej kuszącą alternatywą.
Z cichym westchnięciem odrywasz się od okna i kierujesz się w stronę schodów, kiedy zatrzymuje cię dźwięk dzwonka. Przez chwilę masz ochotę zignorować gościa - w końcu to najpewniej ktoś do twoich rodziców, a ich i tak nie ma w domu - ale przełamujesz się i podchodzisz do drzwi. Mija kilka, długich chwil, zanim rozpoznajesz wysoką, smukłą blondynkę stojącą na werandzie.
- Cześć - odzywa się niepewnie, posyłając w twoją stronę ciepły uśmiech. - Słyszałam, że wróciłaś i chciałam się przywitać.
Pamiętasz ją z młodzieńczych lat. Zawsze uśmiechnięta, pewna siebie, w końskim kucyku i starannie dobranych sukienkach nie odstępowała Thomasa na krok. Byli taką zgraną parą, wydawało się, że będą razem już na zawsze.
Morgenstern.
Tłumisz parsknięcie, po czym uśmiechasz się do Kristiny, choć twój uśmiech bardziej przypomina grymas.
- Kopę lat. Zmieniłaś się.
- Ty też - odpowiada. - Mogę wejść?
Przez chwilę się namyślasz.
- Przysłał cię Thomas, prawda?
- Elena...
- Zawsze lubił bawić się w Supermana - przewracasz oczami zirytowana. Doceniasz jego troskę, w końcu to dzięki niemu zdecydowałaś się na rozmowę z Isaakiem, ale koleś zaczyna przesadzać.
- Porozmawiajmy - prosi cicho blondynka. - Kiedyś całkiem dobrze się dogadywałyśmy.
Mierzysz ją twardym spojrzeniem, przez co uświadamiasz sobie, że właściwie patrzysz tak na wszystkich, którzy oferują ci pomocną dłoń. Zamiast się cieszyć, że w gruncie rzeczy nie zostałaś całkowicie sama, odpychasz każdego. Gdzie cię to zaprowadzi?
- Dobrze.
Wpuszczasz kobietę do środka, parzysz wam herbatę, po czym siadacie przy kuchennym stole, pogrążając się w ciszy. W skupieniu przejeżdżasz opuszkiem palca po wzorkach namalowanych na kubku, nawet nie podnosząc wzroku na Kristinę. Zastanawiasz się, jaki cel miał w jej wysłaniu Thomas, bo tego, że Kristi nie przyszła tutaj z całkowicie własnej woli, jesteś pewna.
- Nie bądź zła na Thomasa, chce dobrze.
Podnosisz wzrok na blondynkę. Wydaje się być nieco spięta i zaniepokojona.
- Czyli cię tu przysłał.
Kobieta wzrusza ramionami.
- Powiedzmy, że zasugerował mi, że powinnam cię odwiedzić. Elena, wszyscy byliśmy kiedyś przyjaciółmi i naprawdę przykro mi, że nasza paczka rozpadła się tak samoistnie, a jeszcze bardziej mi przykro, gdy widzę cię taką... rozbitą. Chce ci pomóc tak, jak pomagałam ci, gdy miałyśmy po piętnaście lat.
- Przechodziłaś przez coś podobnego i jakoś mnie nie było przy tobie - wytykam, patrząc jej w oczy. Twarz Kristiny jest poważna, nieco nieobecna. Brakuje jej dawnego błysku w oku, czegoś, co sprawiało, że chciało się nią być, tą pewną siebie, przebojową dziewczyną, która miała wszystko, co chciała.
Wszyscy się zmieniamy, prawda?
- To już nieważne. Mam wszystko za sobą.
- I dobrze ci z tym?
Kristi marszczy czoło, intensywnie zastanawiając się nad odpowiedzą. W zamyśleniu chwyta za serwetkę i zaczyna ją miętosić w palcach.
- Im dłużej myślę nad tym wszystkim, tym coraz bardziej jestem przekonana, że to i tak by się skończyło. Dobrze nam było razem, gdy byliśmy młodzi, ale potem, gdy przyszła cała reszta... wspólne mieszkanie, poważny związek, jego kariera, moja kariera, dziecko... - kobieta bierze głęboki wdech. - Życie nas przerosło. Mamy za bardzo różne wizje tego, jak powinna wyglądać nasza przyszłość.
- Ale to nie tłumaczy jego zdrady - z jakąś irracjonalną złością zaciskasz dłoń w pięść. Nie potrafisz zrozumieć toku myślenia Kristiny.
Blondynka wzrusza ramionami.
- Minęło tyle czasu, patrzę na całą tamtą sytuację z innej perspektywy. Owszem, na początku nie było mi łatwo, nienawidziłam go za to, że zostawił mnie i Lilly, że wolał spędzać czas z inną kobietą niż z nami. Ale pogodziłam się z tym. Teraz mam w nim świetnego przyjaciela, widzę, jak stara się być w życiu Lilly - twarz Cernic łagodnieje. - Oboje ruszyliśmy naprzód, bo wciąż przed nami wiele do przeżycia. Nie warto marnować czasu na wzajemne pretensje, wojny, trwanie w związku, który przestał dawać satysfakcję.
Patrzysz na Kristinę i masz nadzieję, że też taka kiedyś będziesz. Że znajdziesz w sobie siłę, zaakceptujesz miłosną porażkę i z nadzieją popatrzysz w przyszłość. Zgadujesz, że jej było łatwiej przez wgląd na to, że musiała być twarda dla własnej córki. Ty nie masz nikogo, dla kogo nie powinnaś się poddawać.
Ale czy naprawdę?
Nagle myślisz o rodzicach, Sonji, Kristinie, która przyszła do ciebie, gdy usłyszała, że masz problem, nawet o tym irytującym Morgensternie. Jeszcze masz dla kogo żyć. Bo przecież to nie tak, że jesteś całkowicie sama. Sama będziesz, jeśli nie przestaniesz odrzucać od siebie ludzi.
Bierzesz głęboki oddech.
Z Isaaka może jeszcze się wyleczysz.
- Kochasz go? - pytasz nagle, z zainteresowaniem obserwując Kristinę.
Kobieta milczy przez chwilę. Ma łagodną twarz, pogodne spojrzenie, ani śladu gniewu w czekoladowych oczach.
- Na jakiś sposób zawsze będę go kochać - uśmiecha się lekko.


*******

Gdy równy rok temu publikowałam pierwszy rozdział, chyba nie wierzyłam, że przetrwam tutaj rok, że nie rzucę tego opowiadania po kilku rozdziałach. Ale stało się i dzisiaj wciąż tu jestem. Przede wszystkim chciałabym podziękować Wam, że wytrwałyście ten rok ze mną, mimo moich krótszych i dłuższych pauz oraz licznych narzekań. Jesteście najlepsze! Thomasowi i Elenie życzę, by lepiej ze mną współpracowali. Dodatkowo Elenie, żeby się ogarnęła, bo mnie już denerwuje. :p
Cóż, od siebie dodam, że obiecuję, iż kończę z chałą. W następnym, elenowym rozdziale będzie "odwilż". 
Trzymajcie się! <3