Bez pośpiechu unosisz podróbek i powoli otwierasz
oczy, obejmując spojrzeniem kompleks skoczni narciarskich Alpenarena.
Nonszalancko opierasz się o bok samochodu, całym sobą chłonąc widok miejsca,
które znasz jak własną kieszeń. Zachodzące słońce rzuca długie, ostre
promienie, które odbijają się w oknach budki sędziowskiej, barwiąc je
pomarańczą i czerwienią. O tej porze jest już tutaj cicho; żadnych
rozentuzjazmowanych, młodych skoczków, którzy wierzą, że zawojują świat oraz
żadnych pełnych wiary trenerów, którzy pragną wychować twojego następcę.
To właśnie tutaj wszystko się zaczęło.
Twoje pierwsze skoki, pierwsze rekordy i pierwsze
upadki.
To tutaj obiecałeś sobie, że wespniesz się na sam
szczyt. I że z niego już nie spadniesz.
Mrużysz oczy i spod półprzymkniętych powiek obserwujesz
zasypiającą Alpenarenę. Nawet nie wiesz, jak tu się dzisiaj znalazłeś. W jednej
chwili jechałeś samochodem do domu, marząc jedynie o kolacji i gorącym
prysznicu, a w drugiej zboczyłeś z trasy i zaparkowałeś na parkingu pod
kompleksem skoczni. Coś cię tutaj przyciągnęło. Coś, czego nie potrafisz
określić.
Bierzesz głęboki wdech, kiedy twoje myśli wracają do
punkty, wokół którego krążą nieustannie od kilku dni. Twoja rehabilitacja idzie
świetnie, powoli wracasz do formy i budujesz swoją pewność siebie, a to znaczy
tylko jedno - czas wrócić na skocznię. Przełykasz głośno ślinę, czując
delikatnie mrowienie w palcach i nagły ucisk w żołądku. Myśl o skokach zaczyna
cię palić. Stresuje cię to, że nie czujesz żadnego podekscytowania, żadnej
radości. Przyjąłeś ten werdykt obojętnie, może jedynie z lekkim zawahaniem. Bez
euforii. Bez tak oczekiwanego szerokiego uśmiechu. Właściwie tylko skinąłeś
głową, z powrotem koncentrując się na wykonywanym ćwiczeniu.
Odkąd podjąłeś decyzję o powrocie, myślałeś, że gdy wreszcie
nadejdzie ten dzień, będziesz skakać ze szczęścia, nie mogąc przestać o tym
nawijać i cieszyć się jak małe dziecko.
Że będzie tak jak wtedy, gdy miałeś te kilka lat i gdy w noc poprzedzającą
twoje pierwsze skoki na nartach, nie mogłeś zasnąć, odliczając minuty do tego
wiekopomnego momentu.
Jest jednak z goła inaczej.
Początkowa obojętność zdążyła przeminąć, natomiast w
jej miejscu zaczął się zagnieżdżać strach. Nagły i paraliżujący, przypominający
o Kulm, blokujący i bolesny. Natychmiast zaciskasz pięści i napinasz wszystkie
mięśnie. Próbujesz atakować go wspomnieniami z Sochi, kiedy udało ci się razem
z drużyną zdobyć wicemistrzostwo olimpijskie, ale to wszystko okazuje się
niczym w porównaniu z siłą twojego lęku.
Miałeś nadzieję, że będzie inaczej. Że dasz radę. Że
nie będziesz się aż tak bać.
Przecież jesteś Morgensternem. Niezwyciężonym,
nieustraszonym Morgensternem. Powinieneś usiąść na belce bez żadnego balastu,
bez zbędnych lęków. Powinieneś usiąść na belce, skoczyć i wygrać.
Momentalnie wypuszczasz z płuc nieświadomie
wstrzymywane dotąd powietrze. Otwierasz szeroko oczy, uspokajasz oddech. Serca
powoli zwalnia, przestaje tak wściekle szamotać się w piersi. Zagryzasz wargę,
jeszcze raz rzucając spojrzenie Alpenarenie.
Chciałbyś znaleźć w sobie tą początkową radość,
niczym niezmąconą lekkość. Wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze.
Jednak nie masz już kilku lat i nie boisz się
wyłącznie o swoje ostatnie mleczaki. Prawie dwadzieścia lat później masz o wiele
więcej do stracenia i zastanawiasz się, czy to wszystko, cały ten świat jest
tego wart.
***
Wiosna tego roku jest jeszcze piękniejsza niż
zazwyczaj. Ciepła, napawająca nadzieją, pachnąca kwiatami wiśni. Nigdy nie
przepadałeś za tą porą, gdyż oznaczała koniec skoków na śniegu, ale
jednocześnie lubiłeś ten powiew spokoju, jaki przynosiła. Teraz jest inaczej,
już nie musisz odpoczywać po intensywnym sezonie, zdobyciu Kryształowej Kuli
czy rozczarowującym miejscu poza pierwszą dziesiątką Pucharu Świata.
Ta wiosna, mimo wszystko, jest pełna chaosu. Po
przedwczesnym zakończeniu sezonu, nie czujesz przesytu skokami. Ale też nie
wiesz, czy ci ich brakuje. Czy tęsknisz za nimi wystarczająco mocno, by przemóc swoje lęki? Czy dla tych
kilku sekund w powietrzu potrafisz znowu zaryzykować?
Już kilka razy zdążyłeś się przekonać jak bolesna
może być miłość do tego sportu. Ale już chyba tak jest, gdy coś, kogoś kochamy.
Nigdy nie jest łatwo. Nigdy nie jest jak w bajce. Zdarzają się niepowodzenia,
sromotne porażki, problemy nie do przeskoczenia. I nie zawsze, gdzieś na końcu,
znajdujemy swój happy end.
Wzdychasz, zmieniając piosenkę w telefonie.
Poprawiasz słuchawki, robisz ostatnie rozciągające ćwiczenie, po czym ponawiasz
bieg - już w kierunku domu. Popołudniu Kristi przywiezie Lilly; z radością
oczekujesz spotkania z córeczką i obiecanej wycieczki do zoo.
Natomiast rano wyruszysz na zgrupowanie.
I oddasz pierwsze skoki od Sochi.
Przyśpieszasz, jakby to miało pomóc wyrzucić z
twojego ciała całe napięcie systematycznie magazynowane od kilku dni. Wciąż nie
potrafisz cieszyć się tą myślą, ale
jednocześnie wierzysz, że gdy tylko znajdziesz się w powietrzu, to wszystko
wróci - cała miłość do skoków, uzależnienie od adrenaliny, potrzeba latania.
Kilkadziesiąt metrów przed domem zwalniasz i
postanawiasz przebyć pozostały dystans tempem spacerowym. Gdy przechodzisz obok
posiadłości państwa Bursche, zauważysz znajomą brunetkę rozmawiającą z wysokim,
starszym mężczyzną. Mimowolnie się uśmiechasz. Elena wróciła. Miło jest ją znowu
zobaczyć, myślisz. Gdy kobieta cię dostrzega, unosisz rękę w geście
pozdrowienia. Elena posyła ci uśmiech, po czym rzuca kilka słów swojemu ojcu i
podchodzi do ciebie.
Wygląda... dobrze. Nie ma już tak przeraźliwie
smutnego spojrzenia, a spod jej oczu zniknęły cienie. Ścięła nieco włosy,
pomalowała usta mocną szminką, ubrała się w sukienkę. Nie garbi ramion, ani nie
ucieka wzrokiem. Dosłownie wygląda tak, jakby ktoś tchnął w nią wiosenny
podmuch.
- Cześć. - Zatrzymuje się kilka metrów od ciebie i
opiera się o płot.
- Hej.
Przez chwilę tylko na siebie patrzycie, przyglądając
się sobie nawzajem bez żadnego słowa. Cieszysz się, widząc ją w takiej formie,
ale jednocześnie zastanawiasz się, skąd w niej taka zmiana. Czy pogodziła się z
mężem? A może zerwała z nim definitywnie i wreszcie zaczęła wszystko od nowa,
już bez ciągłego spoglądania wstecz?
- Wróciłaś. - Mówisz po chwili, unosząc pytająco
jedną brew.
Elena uśmiecha się delikatnie, wzruszając ramionami.
- Wróciłam.
- Na chwilę?
Kobieta wzdycha, odwracając od ciebie wzrok i
przyglądając się własnym dłoniom. A ty dostrzegasz, że pod tą nową kopułą,
wciąż zostało trochę starych rozterek.
- Raczej na stale.
- A Isaak?
Brunetka odgarnia za ucho pasmo włosów, dotąd
opadające jej na twarz. Jest lekko zdenerwowana, odrobinę niespokojna.
Jednocześnie, mimo widocznej kruchości, bije od niej swoista pewność siebie.
Rozbita, ale sklejona. Niby cała, ale jednak popękana.
- Masz czas? Może przejdziemy się nad jezioro?
Spoglądasz na zegarek, po czym kiwasz głową. Pierwsze
kilkadziesiąt metrów pokonujecie w ciszy, jakby próbując zebrać własne myśli i poukładać
je w sensowną całość. Minęły dwa miesiące, odkąd widzieliście się po raz
ostatni, macie co sobie opowiadać. Tylko jak zacząć, gdy słowa na trudne tematy
nie chcą przejść przez gardło?
Ukradkiem spoglądasz na Elenę. Wydaje się bić z
myślami.
- Isaak wyszedł ze szpitala i właściwie czuje się już
dobrze. - Mówi wreszcie, patrząc przed siebie. - Wiesz, na początku trudno było
mi być przy nim, ale jednocześnie czułam, że to była najnaturalniejsza rzecz na
świecie. Z czasem patrząc na niego przestałam czuć swoje złamane serce. Mogłam
pogadać z nim jak kiedyś. Pośmiać się. I nawet zaczęłam się zastanawiać, jakby
to było, gdybyśmy do siebie wrócili... - Urywa nagle.
- Ale?
- Ale nie zobaczyłam tego, rozumiesz? - Rzuca ci
spanikowane, pogubione spojrzenie. Jakby miała wyrzuty sumienia, że nie umiała
wrócić do męża.- Nie potrafiłam wyobrazić sobie tego, jak budzę się obok niego
czy jak robię mu śniadanie. Nie potrafiłam wyobrazić sobie siebie z nim. Choć
przecież był dokładnie tym samym Isaakiem, którego pokochałam i z którym
spędziłam tyle lat.
Dochodzicie do jeziora i zatrzymujecie się niedaleko
brzegu. Siadacie na ziemi i, wpatrując się w kryształową taflę wody,
kontynuujecie rozmowę.
- Może to nie on się zmienił, tylko ty. -
Podpowiadasz jej.
- Boję się tej zmiany. - Wyznaje cicho, miętosząc w
dłoniach rąbek sukienki. - Lubiłam starą Elenę.
- Może warto dać szansę tej nowej?
- Nie wiem.
- Słuchaj, ja ją zdążyłem polubić. Teraz twoja kolej.
Uśmiechasz się szeroko, kiedy brunetka odwraca twarz
w twoją stronę. Twój uśmiech udziela się i jej.
- Spróbuję. - Przytakuje.
Przenosisz wzrok na jezioro. Bierzesz głęboki oddech
i zbierasz się na odwagę, by zadać pytanie, które błąka ci się po głowie od
czasu waszej ostatniej rozmowy. Mimo wielu godzin spędzonych na rozmyśleniu, co
między wami poszło nie tak, nie potrafiłeś zrozumieć decyzji Eleny o waszej
"przerwie" i dlatego tym
bardziej chciałbyś usłyszeć prawdę.
Zwłaszcza, że teraz rozmawiacie jak dawniej. Jak
przyjaciele.
- Powiesz mi, dlaczego chciałaś się odciąć? Ode mnie?
Brunetka spuszcza głowę i zagryza wargę. W milczeniu
wpatruje się we własne dłonie splecione na kolanach. Gdy się odzywa, jej głos
jest cichy i pełen niepewności.
- Chciałam dowiedzieć się, co do ciebie czuję, nie
mając cię przy sobie.
- I czego się dowiedziałaś? - Pytasz ze ściśniętym
gardłem. Boisz się, że wszystko może się jeszcze pokomplikować. I że ten spokój
jest tylko złudny.
Elena wzdycha głośno.
- Po prostu się wystraszyłam. Wiesz, po tym jak my...
A potem dziewczyny mówiły różne rzeczy, że ubzdurałam sobie, że może ty... - Plącze się. - Chciałam tylko to uciąć,
zanim mogłoby się stać coś... coś gorszego.
Uśmiechasz się ironicznie pod nosem. Wreszcie puzzle
zaczęły do siebie pasować.
- Może i mi się przez chwilę wydawało, że mogłem coś
do ciebie poczuć... Ale... - Pocierasz twarz dłońmi, myśląc nad swoją głupotą.
- Po prostu lubię komplikować sobie życie i znajomości. Taki już jestem.
- Czyli co?
Wzruszasz ramionami, po czym uśmiechasz się szeroko
do brunetki.
- Przyjaciele?
Elena kiwa głową, również się uśmiechając.
- Jasne. Przyjaciele.
Miło wiedzieć, że poukładałeś sobie chociaż jedną
sprawę.
Choć przed tobą i tak wciąż ten najważniejszy krok.
***
Wszystko wydaje się sprzyjać twoim pierwszym skokom
od Sochi.
Skocznia jest perfekcyjnie przygotowana, narty dobrze
nasmarowane, pogoda idealna, a twoje ciało w formie.
Jedyna przeszkoda tkwi wyłącznie w twojej głowie.
Wślizgujesz się na belkę startową, poprawiasz gogle,
sprawdzasz wiązania, obowiązkowo uderzasz się w uda. Ale kiedy trener daje ci
znak, ty nie ruszasz się z miejsca. Wręcz przeciwnie, zaciskasz dłonie wokół
belki z zacięciem wpatrując się w dół. Tyle słyszałeś o skoczkach, którzy mają
lęk wysokości i właśnie teraz zastanawiasz się nad tym, jak skaczą. Skąd mają w
sobie tyle siły, by codziennie przełamywać własny lęk? Czy przed startem
zerkają w dół czy może wpatrują się w dal? Ile kosztuje ich ciągłe stawanie ze
strachem twarzą w twarz?
Nigdy nie bałeś się wysokości. Latanie zawsze było
dla ciebie czymś naturalnym, czymś bez czego nie potrafiłeś wyobrazić sobie
życia. Było częścią ciebie. Dlatego tym trudniej jest ci zrozumieć, co cię
teraz blokuje.
Przecież wystarczy tylko odepchnąć się od belki i
skoczyć. Tylko tyle. Aż tyle.
Zagryzasz nerwowo wargę. Mimowolnie myślisz o tym, co
cię czeka. Podczas rozgrzewki wyobrażałeś sobie ten moment. Widziałeś siebie w
locie. Widziałeś jak lądujesz w nienagannym stylu. Wszystko się udawało. Dla
uspokojenia próbujesz przywołać do siebie te obrazki. Jednak zamiast pięknego
lotu, dostrzegasz tylko bolesny upadek.
Bierzesz głęboki oddech. Liczysz do dziesięciu. Nic
takiego się nie stanie.
Zamykasz oczy. Przypominasz sobie Turyn. Oslo. Sochi.
Wzniesione do góry Kryształowe Kule. Przypominasz sobie o swoich medalach
olimpijskich, o wszystkich mistrzowskich tytułach, o ustanowionych rekordach.
Umiesz latać. Potrafisz to robić. Jesteś do tego stworzony.
I żaden upadek nie może cię zatrzymać.
Podnosisz głowę i krzyżujesz wzrok ze spojrzeniem
Heinza. Prawie niezauważalnie kiwasz w jego stronę. Rozumie. Macha chorągiewką.
Puszczasz się belki.
Jesteś gotowy, by latać.
Trzy. Dwa. Jeden.
Skaczesz.
****
the answer
to all of my wonder
was right
in my hands
now it's
time for me to discover
all that i
am
and i'm
ready to fly
over the
sun
***
cieszę się, że po tylu latach dotarłam do momentu, kiedy mogłam napisać coś morgenowego do ready to fly. piękne uczucie.