sobota, 28 marca 2015

Trzy



- Znowu to oglądasz?
Ojciec zagląda przez twoje ramię, zerkając na ekran, na którym rozgrywa się prawdopodobnie najgorsza scena twojego życia. Na początku wszystko wygląda tak jak zawsze - sadowisz się na belkę spokojny, by po chwili się od niej odepchnąć i mknąć w dół z niebotyczną prędkością. Automatycznie wybijasz się z progu i... wtedy coś się dzieje. Bezradnie próbujesz zamachać rękami, jakby w nadziei, że to pomoże ci bezpiecznie wylądować, po czym uderzasz o zeskok i koziołkujesz przez kilkanaście metrów bezwładny niczym szmaciana lalka. W końcu się zatrzymujesz, a na skoczni zapada cisza, jaka gości na Kulm jedynie późnymi nocami. Każdy wstrzymuje oddech, w napięciu wpatrując się w twoje drobne ciało i czekając na jakikolwiek, nawet najmniejszy gest z twojej strony. Ale nic takiego się nie dzieje. Przez tych kilka, przeraźliwie długich sekund, zanim ratownicy medyczni do ciebie docierają, nie poruszasz się ani o milimetr.
- Nawet tego nie pamiętam. - Mówisz, śmiejąc się nieco nerwowo. - Cholerna czarna dziura.
Służby ratunkowe układają cię na noszach i znoszą ze zeskoku. Wciąż się nie ruszasz, kibice nie otrzymują od ciebie tak pożądanego skinienia ręką. Potem operator zmienia ujęcie - Pointner jakby próbując zaprzeczyć temu, co właśnie się wydarzyło, kiwa głową na boki, w ręku ściskając swoją ukochaną chorągiewkę. Ze zdenerwowaniem przygryza dolną wargę, a grymas przeszywa jego twarz. Trudno stwierdzić, co w tym momencie myśli. Jest zły, martwi się czy boi?
Zgadujesz, że wszystko naraz.
- Może to nawet i lepiej. - Stwierdza cicho twój ojciec.
Filmik kończy się, a ty wreszcie zerkasz na swojego tatę. Pozioma bruzda przecina jego czoło, a ból i strach, który codziennie próbuje przed tobą ukrywać, wyraźnie odbija się w jego szarych oczach. Mocno zaciska usta, w głowie mając wciąż świeże wspomnienie twojego upadku. Chciałbyś zabrać od niego ten obraz, sprawić, by zapomniał, nawet jeśli równałoby się to powiększeniu twojego własnego lęku.
Przynajmniej wiedziałbyś, czego dokładnie się obawiasz, miałbyś realną i odczuwalną wizję przed oczami, coś przed czym broniłbyś się wszystkimi siłami. A tak z tyłu głowy masz jedynie jakieś widmo, niewyraźne urywki, głównie zapamiętane z oglądania kilkuminutowego filmiku. I dziwną blokadę, której nie potrafisz zrozumieć. Nie bez kompletnej świadomości tego, co stało się na Kulm.
- Naprawdę cię podziwiam.
Twój ojciec podchodzi do niewielkiego okna i wygląda przez nie. Wiesz, co widzi - tyle razy sam stawałeś w tym miejscu i rozmyślając nad własnym życiem, wpatrywałeś się w rozciągające się przed twoimi oczami krajobrazy, że doskonale znasz ten widok na pamięć i możesz odtworzyć go w każdej chwili. Niewielki ogródek - zazwyczaj zielony i z porozrzucanymi wokół zabawkami Lily - teraz zasypany śniegiem. W oddali wyraźnie rysujące się zalesione góry i jasny błysk pobliskiego jeziora, nad które niegdyś często zabierał cię ojciec - przepadaliście wtedy na całe dnie, łowiąc ryby i rozmawiając o "Simpsonach", a gdy wieczorem wracaliście do domu, czekała na was mama z kazaniem o nieodpowiedzialności i ciepłą kolacją w kuchni.
Tęsknisz za tymi czasami.
- Nie wiem, skąd masz w sobie tyle siły. Żeby po dwóch upadkach pozbierać się tak szybko i wziąć udział w igrzyskach? I jeszcze zdobyć medal! Trzeba być tobą.
Pocierasz dłońmi zmęczoną twarz. To, że ludzie nieprzerwanie od kilkunastu dni podnoszą cię do rangi bohatera, kiedy sam czujesz się malutki i zagubiony, ciąży ci na sercu niczym wielki głaz i spędza sen z powiek. Wcale nie postrzegasz siebie za zwycięzcę, nie, kiedy targają tobą te dziwne, rwące bóle i smutki nagle nawiedzające twoją duszę i czyniące w niej spustoszenia nie do zapełnienia.
- Nawet nie wiesz, jaki jestem z ciebie dumny, synu. - Twój ojciec odwraca się w twoją stronę. - Zrobiłeś coś niezwykłego. Thomas?
Bierzesz głęboki wdech. Prostujesz ramiona. Uspokajasz rozszalałe serce. Ale to nie wystarcza. Nadal jesteś wewnętrznie rozbity, rozczłonkowany na tysiące części. Nadal nie umiesz wziąć własnego życia w swoje ręce i uporządkować je tak, by wszystko z powrotem grało. Nie wiesz, dokąd zmierzasz i to cię najbardziej przeraża.
- Jestem... zmęczony. Tym wszystkim.
Ojciec kiwa ze zrozumieniem głową.
- Musiało cię to kosztować wiele sił.
Uśmiechasz się smutno. Chyba to najwyższy czas, by spróbować zrozumieć własne życie - nie tylko te ostatnie tygodnie, ale wszystko, co działo się na przestrzeni lat. Nie byłeś idealnym człowiekiem, ludzie też to wiedzą, ale jakoś pomijają ten fakt, uznają twoje grzeszki za coś nieznaczącego, zupełnie nie zmniejszającego twojej chwały. A co jeśli ten upadek to nic innego jak wracająca karma, jak zapłata za krzywdy, które niegdyś wyrządziłeś?
- Cokolwiek zdecydujesz... Ludzie zrozumieją. - Tata klepie cię po ramieniu i wychodzi z twojego pokoju, zostawiając cię samego z przygniatającymi myślami. Dlaczego wszystko musiało się aż tak skomplikować?
*
- Potrzebuję przerwy.
Pointner nawet nie podnosi na ciebie wzroku z nad swoich ukochanych tabelek i wykresów, które zawsze tak pieczołowicie analizuje. Z głośnym westchnięciem odsuwasz krzesło i siadasz na nim, czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony trenera. Mężczyzna jeszcze przez chwilę przerzuca różne kartki, po czym przecierając dłonią zmęczone oczy, prostuje się i wreszcie zaszczyca cię spojrzeniem. Ani grama zdziwienia.
- Nikt od ciebie nie oczekuje, że będziesz skakać do końca sezonu. - Mówi nieco przekrzywiając głowę i przyglądając ci się uważnie. - Wyśpij się. Spędź czas z rodziną. Odpocznij. Spróbuj zapomnieć.
Prychasz rozdrażniony.
- Jak mam zapomnieć o czymś, czego nie pamiętam?
- Wiesz, co mam na myśli.
Alex rzuca ci jeszcze jedno spojrzenie, po czym znowu zanurza się w papierach. Dla niego to też nie jest komfortowa sytuacja - jeden z jego najlepszych zawodników odpadł z rywalizacji i kto wie, czy jeszcze kiedykolwiek wróci do tego swojego świetnego skakania. Boli cię świadomość, że gdyby nie te dwa upadki... Wzdychasz głęboko. Złoty medal olimpijski, a może nawet i Kryształowa Kula - to wszystko mogłoby być tak blisko, dosłownie w zasięgu ręki. Albo nart. Bo przecież tak właśnie zapowiadał się ten sezon. Na przełomie listopada i grudnia nikt nie śmiałby przypuszczać, że losy tak się potoczą, a ty koniec końców zamiast skakać na skoczniach świata, będziesz siedzieć w domu, cały czas myśląc o tym, co właściwie się wtedy stało i czując napierający z każdej strony ból.
- Pamiętasz naszą umowę? Miałeś wrócić tylko na Soczi. Teraz kuruj się, by w przyszłym sezonie wszystkich zmiażdżyć. - Pointner oblizuje palec i przekręca stronę swojego notatnika.
Obojętnie prześlizgujesz wzrokiem po jego gabinecie. Malutki pokoik z surowym wystrojem, którego centrum stanowi dębowe biurko. Pod ścianą stoi niewielka szafka, a obok niej barek wypełniony drogimi trunkami przeznaczonymi tylko dla ważnych gości lub ważnych chwil. Natomiast na beżowych ścianach wisi mnóstwo fotografii w drewnianych ramkach - wszystkie najpiękniejsze chwile Austrii Team unieruchomione w jednym kadrze. Bez problemu odnajdujesz siebie na kilkunastu zdjęciach. Na jednym podnosisz do góry Kryształową Kulę, na innym razem z kolegami dumnie pozujecie ze złotymi medalami zawieszonymi na szyjach. Jest też zdjęcie z Soczi - wszyscy uśmiechacie się szeroko, ale twój uśmiech różni się od uśmiechów reszty. Nie obejmuje przygaszonych oczu, nie symbolizuje czystego szczęścia. Coś przykrywa, ale czy ktokolwiek to zauważa?
- Myślałem... Skoro dałem radę skoczyć w Soczi... Myślałem, że ogarnę się na resztę sezonu.
- Thomas, nie jesteś jakimś nadczłowiekiem. Miałeś dwa poważne upadki w krótkim czasie, to normalne, że potrzebujesz czasu i odpoczynku. Na skakanie przyjdzie jeszcze czas.
- Tylko, że ja nie wiem, czy w ogóle jeszcze chcę skakać. - Wyrzucasz z siebie z szybkością karabinu maszynowego i zamierasz w oczekiwaniu na reakcję Pointnera. Czujesz jak po karku spływa ci strużka zimnego potu, a gula w gardle rośnie do rozmiarów nie pozwalających na dodanie jakikolwiek słów na obronę własnego stanowiska. Nerwowo splatasz palce, głęboko oddychając. Wypowiedzenie tego zdania na głos kosztowało cię więcej niż przypuszczałeś.
Trener, jakby unieruchomiony twoimi słowami, zerka na ciebie z nad kartki, którą aktualnie się zajmował. Chrząka cicho i odkłada ją na blat biurka, po czym zamyka notatnik i wygodniej lokuje się w swoim fotelu, ponownie wbijając w ciebie zmartwiony wzrok.
- To jeszcze nie czas na takie rozmowy. Musisz dać sobie trochę czasu, nabrać dystansu.
Zaciskasz dłonie w pięści, napinając niemalże wszystkie mięśnie. Wszystkim im dobrze się mówi, ale oni nie wiedzą, jak trudno wytrzymać ten napór lęku, ten strach, który nie pozwala ci wejść na belkę startową. Nie wiedzą, jak bardzo boli świadomość, że w końcu nie możesz dłużej walczyć, że po tylu wielkich sukcesach, musisz nagle zderzyć się ze świadomością, że przegrywasz, że nie masz wystarczająco dużo siły, by po raz kolejny wstać z kolan i z dumnie uniesionym czołem wspiąć się na sam szczyt. Nawet tobie czasami świat musi powiedzieć dość.
Ale wiesz też, że trener ma rację, że nie możesz podjąć decyzji teraz, póki rany w świadomości są świeże. Musisz zawalczyć o własną karierę jeszcze ten jeden raz, jak na prawdziwego Morgensterna przystało. Potem podejmiesz decyzję na spokojnie, bez emocji, trzymając w garści fakty. Wtedy dopiero ta decyzja będzie słuszna i akceptowalna przez wszystkich.
- Dobrze. - Mówisz, wstając z krzesła i zbierając się do wyjścia. - Zadecyduję w lato.

*******

Nie wiem, co ze mną nie tak, że dodaję rozdział dzisiaj, choć dwójka ukazała się we wtorek, ale chyba nie radzę sobie z weekendem bez skoków. Przerąbane. I wciąż jestem na etapie poszukiwania dobrego nagłówka, ale żaden obrazek nie przekazuje odpowiednich treści, jak żyć?
No nic. Bądźcie silne w ten okropny weekend. Ciao <3

6 komentarzy:

  1. Jeny. Nie umiem powiedzieć, co to opowiadanie mi robi. Boli, ale boli tak przyjemnie, że nie nie mam jakichkolwiek pretensji i nie próbuję się przed tym bronić. Dobrze wiesz, jaki temat ruszyłaś. I nawet jeśli boli i skręca nieprzyjemnie żołądek, to nawet nie zwraca się na to uwagi, bo tak pięknie to piszesz.
    Pustkę i zagubienie Thomasa czuć w każdym zdaniu. To, jak sam nie wie, jak poradzić sobie z własnym życiem, z tym co się stało jest tak poruszające, a zarazem tak ścinające z nóg... Nie mam słów i znowu chce mi się beczeć. Wszyscy wiemy, jak to się skończy i wszyscy jedynie możemy sobie wyobrażać co od tego upadku targało Morgenem, a Twoja interpretacja jest taka... nie wiem, jak to określić... taka prawdziwa? Taka ludzka? Obnażasz na naszych oczach człowieka z każdego pojedynczego strachu, z każdego uczucia, które nim targa. I przenosisz jego wszystkie emocje na nas. To jest fenomenalne i mogę jedynie zabić Ci brawo. Jesteś mistrzem, Cam, jesteś mistrzem słowa pisanego. Rozwalasz mnie tym, jak wwiercasz się w bohatera, jak rozkładasz go przed czytelnikiem. To samo czułam, czytając Manuela i tak jest również przy Thomasie, który jest mi jeszcze bliższą postacią, o ile nie najbliższą. Robisz teraz ze mną co chcesz, kompletnie mi to nie przeszkadza i nawet Cię proszę o to, abyś nie przestawała. Już czuję, ze to opowiadanie jest cholernie bliskie mojemu sercu i chyba pod każdym rozdziałem będę Ci za nie dziękowała. To już tak totalnie osobiście Ci piszę, że potrzebowałam właśnie takiej historii. I ogromniaście cieszę się, że to Ty się jej podjęłaś. Amen.
    Wybacz nieskładność tego komentarza, ale piszę go tuż po przeczytaniu rozdziału. Wciąż jestem rozklekotana, ale jakbym teraz nie napisała, to cholera wie, kiedy bym to zrobiła. Idealne zastąpiłaś nam ten pierwszy weekend bez skoków. Danke schon. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie ten obrazek idealnie pasuje :)
    Weekend bez skoków... jakoś tak pusto... :(
    A rozdział... Jeśli kiedyś chciałam zostać Morgensternem to Ty właśnie spełniłaś moje marzenie. Wlazłam w jego skórę i poczułam jego ból. Źle to się czyta ze świadomością że Morgi już nigdy nie skoczy (tzn nie zrozum mnie źle - czyta się super, ale smutno tak jakoś bardziej). No... chyba że przewidujesz jakieś zmiany w scenariuszu. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
    E_A

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak mi słów... To wszystko jest tak realistycznie opisane, jakbyś naprawdę weszła w skórę Thomasa. Miałam setki łez w oczach, kiedy czytałam ten rozdział. Wspomnienia, niekoniecznie dobre, znowu wróciły... Czułam dosłownie wszystko to, co Morgi. Masz niesamowity talent ♥
    Weekend bez skoków to nie weekend :) Nie pozostało nic innego, jak odliczać dni do LGP. Chociaż skoki latem, to nie to samo, co zimą...
    Buziaki i zapraszam w wolnej chwili do siebie :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Po przeczytaniu rozdziału siedziałam kilka minut i próbowałam jakoś pozbierać w całość to, co chciałabym Ci przekazać w moim komentarzu i nie jest to łatwe, bo czytanie o Morgensternie, TAKIM Morgensternie jest bolesne i automatycznie pojawił mi się nie tylko jego wypadek na Kulm, ale przede wszystkim te piękne skoki, chwile glorii, zwycięstwa, zdobycie KK... Ciężko nie uronić łzy, kiedy się o tym czyta, zwłaszcza jeśli ktoś opisał to wszystko tak pięknie, jak Ty.
    Nikogo wątpliwości Thomasa nie dziwią i dobrze, że zarówno jego rodzina, jak i trener to rozumieją i chcą go wesprzeć w tym trudnym momencie. W końcu nie jest łatwo zostawić za sobą lata kariery i zacząć żyć na nowo bez sportu, któremu się tyle poświęciło i się go kocha.
    To wszystko jest smutne i przygnębiające, zaczynając na piosence, a kończąc na treści. Ale to nie jest złe, wręcz przeciwnie! Opisujesz wszystko w taki piękny sposób, że potrafię się wczuć w Thomasa, choć żaden z czytelników nie potrafi w pełni zrozumieć tego, co nim targało tak naprawdę i z jakim strachem oraz lękiem przyszło mu się mierzyć.
    To jest cudowne i choć łamie mi serce, to chcę więcej. O. Pozdrawiam ciepło i życzę dużo weny. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, tak czytałam ten rozdział i przez niego naprawdę wiele sobie uświadomiłam. Poczułam praktycznie na własnej skórze, jak czuł się Thomas po tych wszystkich upadkach. Bo tak naprawdę dla nas, że tak powiem zwykłych ludzi, to dość trudne do zrozumienia. Niby wydaje nam się, że wiemy jak to jest, ale tak naprawdę nie mamy pojęcia o niczym. Mówiąc szczerze, większość z nas, oglądając upadki Thomasa, miała nadzieję, że nic mu nie będzie. Ale oczywiście w sensie fizycznym. A dlaczego? Bo tylko ten mogliśmy zobaczyć. Niby mieliśmy jakieś mgliste pojęcie o tym, że oprócz tychże urazów istnieją również te psychiczne. Ale jak to często bywa, jeżeli nie możemy czegoś zobaczyć to nie przywiązujemy do tego wagi. No i tak też niestety było w tym przypadku. Co było dla nas ważne? To, żeby Thomas się "wykurował" z wszystkich obrażeń, "otrząsnął" po tych wydarzeniach i wrócił na skocznię. Jak się jednak okazało, opcja "otrząśnij się" była niemożliwa do zrealizowania i Thomas zakończył karierę. Wtedy udało nam się pojąć trochę więcej, ale i tak nie wszystko. Nie mogę wyjść z podziwu, że ty potrafiłaś tak utożsamić się z jego odczuciami, lękami i emocjami. Do tego to albo trzeba przeżyć koszmar albo mieć wybitny talent , by zajrzeć komuś wgłąb duszy. Chapeau bas!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dałam sobie cały dzień na zebranie się w sobie, przemyślenie i napisanie czegoś adekwatnego, ale obawiam się, że nadal nie będę w stanie tego zrobić. Autentyczność sytuacji, którą opisujesz jest zabijająca. Parszywie pokazuje nam, że tak właśnie było. A dodając to, że wiele z nas zwyczajnie boi się myśleć, co siedziało w głowie Morgiego i jak cholernie trudna była to decyzja, wyobraźnia płata figle. Budzą się lęki i choć znamy finał (chociaż kto wie - może go zmienisz) to obawiamy się. Bo znamy finał, ale jako osoby trzecie, a tutaj przeżywamy to wszystko.
    My wahaliśmy się: z jednej strony nadzieja, że Thomas szybko dojdzie do siebie, że będzie walczył i będzie silny, że jeszcze niejedno trofeum zdobędzie, a z drugiej: strach. O niego samego. O to, czy ten upadek nie był decydujący, o to, że się powtórzy. I właściwie myślę, że do końca wszyscy balansowali między tymi dwoma przepaściami bez poczucia, co jest właściwym wyjściem.
    Boli mnie to, bo oddajesz niesamowicie emocje, które targają człowiekiem, który de facto decyduje o swojej przyszłości. Naprawdę czytam i wierzę: tak właśnie było. To właśnie myślał Thomas. Taki był układ. Zaciera się granica między fikcją literacką, bo widzimy fakty.
    A teraz przyznaj się: konsultowałaś się z Morgim przed napisaniem tego, prawda?
    Pozdrawiam, kłaniam się, składał hołd. Jesteś niesamowita!

    OdpowiedzUsuń