Nie chcesz tęsknić. Nie za kimś, kto cię
zdradził, kto skrzywdził cię tak boleśnie, że nie umiesz wziąć oddechu bez tego
palącego uczucia przeszywającego płuca. Nie chcesz o nim myśleć, wracać do wszystkich pięknych chwil, których w waszym
życiu było przecież całkiem sporo. Próbujesz odpychać od siebie wszelkie
pytania, ale każde dlaczego wraca jak
bumerang, potęgując twój smutek, ból i samotność. Nie wiesz dlaczego ta cała
sytuacja tak mocno cię uderzyła. Zdradził cię, okej. Ale zamiast wziąć się w
garść, dumnie unieść czoło i pokazać światu, jaka silna jesteś, chowasz się w
swoim mieszkaniu, pijąc wino, jedząc lody i słuchając smętnych
piosenek. Wychodzisz na zewnątrz tylko, gdy skończy ci się alkohol lub
wafle ryżowe. Telefon już dawno wyłączyłaś, poczta zdążyła zapchać całą
skrzynkę, naczynia górują w zlewie. Usunęłaś się z własnego życia, bo co to za
życie, które stało się ruiną? Jak żyć, kiedy nic cię nie cieszy, kiedy wszystko
wydaje się szare i irytujące, a jedynym twoim marzeniem jest przespanie kilku
godzin?
Wzdychasz, po czym szczelniej otulasz się
kocem. Nic nie jest tak, jak być powinno. Sen nie chce nadejść. Zimno przeszywa
twoje ciało. W mieszkaniu panuje cisza, która dudni ci w uszach. Czujesz, że
wariujesz.
Wciąż go kochasz.
Jak oparzona zrywasz się z kanapy i
zarzucając koc na ramiona, kierujesz swoje kroki w stronę kuchni, po drodze
włączając wieżę. Bezbrzeżnie smutny głos Emeli Sande przekrzykuje ciszę,
jednocześnie miło otulając twoją duszę, jeszcze bardziej wypierając cię z
uczuć. Nucąc pod nosem, szukasz korkociągu, po czym otwierasz wino. Napełniasz
lampkę i usiadłszy na wysokim stołku, opierasz się o blat kuchennej wyspy.
Przez chwilę wpatrujesz się w martwy punkt, który po kilku minutach okazuje się
być ślubną fotografią wiszącą na ścianie. Duszkiem opróżniasz kieliszek,
nalewasz kolejną porcją i przykładasz szkło do ust.
Cokolwiek nie robisz, ten cholerny głos
wraca - kochasz go. Wciąż. Mocno. Całą sobą. I tak bardzo nienawidzisz.
Tęsknisz.
Chcesz, by był.
By nigdy nie pokazywał ci się na oczy.
Odkładasz lampkę na blat i chowasz twarz w
dłoniach. Gorące łzy spływają po twojej twarzy, szloch wstrząsa drobnym ciałem.
Twoja bańka pęka, a mix najróżniejszych uczuć uderza w ciebie z taką siłą, że
gdybyś stała, jak nic upadłabyś na podłogę. Przekrzykiwanie własnych uczuć nic
nie daje, uciekanie od nich również. Pozwalasz, by zamieniając się łzy,
wypłynęły z ciebie, oczyszczając cię z bólu i tęsknoty, by usunęły z ciebie
całą miłość do człowieka, który zniszczył ci życie.
Wiesz, że musisz wziąć się w garść,
poskładać życie w jakąś złudną całość, chociaż udawać, że jest dobrze. Jak nie
dla siebie, to dla swoich bliskich; wiesz, że wciąż masz przy sobie ludzi,
którzy się o ciebie martwią. Ale teraz ich nie potrzebujesz, potrzebujesz tylko
jego.
A on
już nie wróci.
*
- Tinka, na litość Boską. - Sonja, twoja
najlepsza przyjaciółka jeszcze z czasów studiów, wzdycha głośno, po czym
zabiera z rąk swojej dwuletniej córki kubeczek jogurtu i wyciera rączki
dziewczynki kuchennym ręczniczkiem. - Kiedy nauczysz się jeść, co? - Dodaje,
jakby z naganą w głosie, jednocześnie czule głaszcząc małą po jasnych włosach.
- Joachim, zabierzesz dzieci?
Wysoki blondyn o niebieskich oczach, który
dotąd bujał kilkumiesięcznego syna w wózku, kiwa głową, wstając z drewnianego
taboretu.
- Jasne. Porozmawiajcie sobie bez tych
potworków.
Zanim opuszczają pomieszczenie, Joachim
całuje swoją żonę w policzek, a Tinka tuli się do nóg matki.
Wpatrujesz się w ten szczęśliwy, rodzinny
obrazek z bólem rozsadzającym serce. Chcieliście z Isaakiem stworzyć właśnie
taki dom - pełen rozwrzeszczanych dzieci, ciepła i bezpieczeństwa. Dom, który
przetrwa każdą burzę, który nie zostanie zniszczony przez żadną wichurę. Który
stałby gdzieś na obrzeżach Salzburga, spokojny, szczęśliwy, otoczony iście
sielankową atmosferą. Marzyliście o tym, leżąc nocami w podwójnym łóżku,
splatając dłonie i będąc tak blisko siebie, że wyraźnie słyszeliście delikatnie
przyśpieszony rytm waszych serc. Śmialiście się wtedy cicho do swoich pięknych
wizji, zaciekle kłóciliście się o kolor, który powinien pokryć ściany waszego
przyszłego salonu, wymyślaliście imiona dla dzieci. A przede wszystkim
wiedzieliście, że chcecie spędzić ze sobą całą wieczność.
Wieczność okazała się być zaledwie kilkoma
latami, miłość ulotną chwilą, po której został ci jedynie chłód obrączki wciąż
tkwiącej na twoim palcu.
- Jeszcze kawy? - Z zamyślenia wyrywa cię
zmęczony głos przyjaciółki. Mechanicznie kiwasz głową, po czym obserwujesz jak
blondynka zaparza kolejną porcję ciemnego napoju. Po chwili kolorowy kubek
ląduje przed tobą, a aromat jaki z niego wypływa jest chyba najlepszą rzeczą,
jaka spotkała cię w ciągu ostatnich dni. Obejmujesz naczynie palcami, uparcie
unikając przewiercającego na wskroś spojrzenia Sonji. W końcu jednak nie możesz znieść
ciszy, jakiegoś dziwnego napięcia wiszącego w powietrzu, w końcu musisz
spróbować się otworzyć. Sonja i tak cierpliwie znosiła twoje kilkudniowe
milczenie, dając ci upragniony dystans i czas na przemyślenie wszystkiego.
- Więc? - Mówisz, po czym zagryzasz dolną
wargę, jak zwykle, gdy jesteś zdenerwowana.
Sonja delikatnie kręci głową.
- To ty mi powiedz. Co zamierzasz?
Przymykasz na chwilę oczy, biorąc głęboki
wdech. Co zamierzasz? Nic. Na tę chwilę nic. Chcesz jedynie znowu zaszyć się w
swoim mieszkaniu, notabene w miejscu, gdzie każdy przedmiot przypomina ci o nim, i bezradnie patrzyć na to, jak
świat coraz bardziej wymyka ci się z rąk. Jesteś zmęczona. Nie masz sił. I
odwagi, by zacząć wszystko od nowa.
- Chyba wrócę do rodziców. Przynajmniej na
jakiś czas. - Mówisz jednak, po czym szybko zaciskasz usta, jakby nie wierząc
we własne słowa. Tylko, że to, co powiedziałaś... To jest chyba właśnie to,
czego potrzebujesz. Kilku chwil spokoju w swoim rodzinnym miasteczku, z daleka
od tego całego bagna. Powrotu do punktu wyjścia. Stabilizacji.
Twoja przyjaciółka podchodzi do ciebie i z
lekkim uśmiechem obejmuje cię ramionami.
- To dobra decyzja.
Pod wpływem ciepła jej ramion, zaczynasz
na powrót się rozpadać. Jakiś mizerny pancerz, który udało ci się przywdziać,
powoli pokrywa się pęknięciami, by po chwili z cichym trzaskiem zamienić się w
kilka odłamków, odsłaniających twoje pokiereszowane serce. Nie umiesz
powstrzymać łez, które bez ostrzeżenia pojawiły się pod twoimi powiekami.
- Cii... - Sonja mocniej cię obejmuje,
delikatnie się kołysząc.
- Nie rozumiem dlaczego. Przecież się
kochaliśmy. - Szlochasz. - Mieliśmy tyle planów. Co zrobiłam źle?
Sonja milczy, wciąż cię przytulając i
pozwalając ci się wypłakać. Wie, że tego teraz potrzebujesz. Odrobiny wsparcia,
zrozumienia. Ale jak ma zrozumieć coś, czego nigdy nie doświadczyła? Przecież są z Joachimem idealną parą od wielu, wielu lat.
- Tak bardzo go nienawidzę. - Łkasz dalej.
- I tak bardzo tęsknię.
- Może powinniście porozmawiać? - Sugeruje
niepewnie blondynka. - To może wiele wyjaśnić. Może jeszcze uda wam się do
siebie wrócić?
- Wrócić? - Podrywasz głowę do góry i
zaglądasz w jej brązowe, zatroskane oczy. Kobieta delikatnie głaszcze cię po
włosach, próbując dodać otuchy.
- Jeśli go kochasz i umiesz mu wybaczyć... To twoja decyzja. Przecież nie powiedział ci, że chce rozwodu.
Rozwód.
Na to słowo gwałtownie podrywasz się z miejsca i kilkakrotnie okrążasz przestronną kuchnię. W końcu zatrzymujesz się przed oknem i założywszy rozdygotane
ramiona na piersi, wpatrujesz się w ponury krajobraz tonącego w deszczu
Salzburga. Rozwód brzmi tak
ostatecznie. Odkąd Isaak wyjawił ci prawdę, uciekałaś od tego słowa za każdym
razem, gdy pojawiało się gdzieś na wierzchu twoich myśli - spychałaś je do
najdalszych zakamarków umysłu. Ale w końcu musisz go zasmakować, zaakceptować,
że kiedyś będzie musiało paść. Jak nie z jego ust, to z twoich.
Chyba, że... Chyba, że umiałabyś mu
wybaczyć.
- Rozwód. - Mówisz cichutko, tylko po to,
by je urealnić, by zobaczyć jak to jest wymówić tych kilka głosek, które mogą
wywrócić twoje życia do góry nogami. - Isaak powiedział mi tylko o zdradzie.
Nic więcej. Ale też do mnie nie dzwonił, nie przychodził, zupełnie jakby o mnie
zapomniał.
- Może chce dać ci trochę przestrzeni?
- Może. - Powtarzasz jak echo, zapatrzona
w pochmurne niebo.
Nie wiesz, czy umiałabyś wybaczyć. Ale
życie bez Isaaka wydaje się być takie straszne. Puste. Bezsensowne.
Potrzebujesz go.
Tak bardzo nie chcesz już go widzieć.
*
To nie tak miało wyglądać. Miałaś tutaj
dojść do siebie, odbić się do dna, z powrotem wziąć świat w swoje dłonie.
Chwilowa siła i twarde postanowienie diabli wzięli, gdy tylko przekroczyłaś
próg rodzinnego domu. Kiedy wyprowadzałaś się na studia, każdy wiedział, że
jeszcze zawojujesz świat - błyskotliwa kariera w branży marketingowej, piękny
dom, szczęśliwa rodzina, tak właśnie wszystko miało wyglądać. Tymczasem wracasz
na stare śmieci z podkulonym ogonem, bez pracy i mężem, który nie wiadomo,
gdzie jest i który być może długo już nim nie pozostanie. Zamiast sukcesu,
niekończący się ciąg porażek. Zamiast dumnych uśmiechów rodziców, spojrzenia
pełne współczucia i litości.
Spieprzyłaś Ebeling, tak bardzo
spieprzyłaś.
Nie chcesz już się podnosić. Nigdy nie
byłaś silna, więc jak teraz, po takich ciosach, masz niby poskładać własne
życie i zacząć wszystko od nowa?
Czy
mogę hibernować?
- Elena, dlaczego ciągle siedzisz w tym
pokoju? Idź na spacer, spotkaj się ze starymi znajomymi. Świat się przecież nie
skończył.
Obrzucasz matkę obojętnym spojrzeniem,
szczelniej przykrywając się kołdrą. Lubisz ten pokój. Z tymi fioletowymi
ścianami i kolorystycznie dobranymi pufkami oraz puszystym dywanem jest taki
dziewczęcy. Z pewną nostalgią wspominasz czasy, kiedy razem z koleżankami
przesiadywałyście tutaj do późnych godzin nocnych, malując się nawzajem, jedząc
lody i rozmawiając o chłopakach. Życie było wtedy o wiele mniej skomplikowane,
a świat stał przed wami otworem. Nowe początki brzmiały cholernie ekscytująco i
niosły ze sobą jakąś słodką obietnicę lepszego życia.
Dzisiaj, prawie piętnaście lat później,
myśl o nowych początkach paraliżuje cię doszczętnie.
- Elena... Nie zachowuj się jak dziecko.
Masz prawie trzydzieści lat, chyba umiesz wziąć się w garść?
Wzdychasz z irytacją, ale ku zadowoleniu
matki wstajesz z łóżka. Kilkanaście minut później, pijąc w kuchni mocną kawę,
jesteś zmuszona po raz kolejny wysłuchać kazania mamy.
- Kochanie, musisz wreszcie podjąć jakąś
decyzję. Albo posyłasz Isaaka, gdzie pieprz rośnie, albo jeszcze o was walczyć.
Inaczej całkowicie się wyniszczysz.
Odstawiasz do zlewu kubek, w ogóle nie
reagując na jej słowa. Pozwalasz, by odbiły się od ciebie i powędrowały gdzieś
w eter, mimo, że wiesz, iż matka ma rację. Powinnaś podjąć jakąś decyzję.
Jakąkolwiek. Ale się boisz. Najzwyczajniej na świecie się boisz, że krok, który
zrobisz zaprowadzi cię na skraj urwiska. Nie wiesz, czy zniesiesz kolejny
upadek.
Zamknąć się w sobie, w swoim bólu... Tak
jest bezpieczniej.
Ubierasz się i wychodzisz na dwór.
Bierzesz głęboki wdech, rozkoszując się chłodnym, rześkim powietrzem przyjemnie
szczypiącym w płuca. Śnieg leniwie wiruje w powietrzu, osiadając w twoich
włosach i na policzkach. Gdzieś w oddali lśni tafla miejscowego jeziora, nad
którym wyrastają góry gęsto pokryte drzewami. Uśmiechasz się lekko, prawie
niezauważalnie. Seeboden. Jedyne miejsce na świecie, gdzie możesz poczuć się
dobrze, nawet gdy całe życie wali ci się na głowę.
Nieśpiesznie zaczynasz przecinać ulice,
obserwując jak zmieniło się twoje miasto, wyciągając z niego wspomnienia, przez
chwilę żyjąc przeszłością. Było ci tutaj tak dobrze, ale oczywiście musiał ci
się zamarzyć wielki świat. Co by było, gdybyś jednak została?
Zmęczona niewygodnymi pytania, które
podsuwa ci mózg, wchodzisz do jakiegoś nowego supermarketu. Wirujesz między
działami, by w końcu dotrzeć do półek, na których w równych rządkach stoją
wszelakie alkohole. Łapiesz za butelkę najtańszego wina i odwracasz się z zamiarem udania się do kasy,
kiedy zatrzymuje cię jakieś spojrzenie. Nachalnie, bez cienia skrępowania
wpatrujesz się w twarz mężczyzny, szybko dopisując do jego rysów odpowiednie
nazwisko. Thomas Morgenstern. Oczywiście. Życie znowu z ciebie zadrwiło,
stawiając ci na drodze człowieka wciąż będącego na fali sukcesów podczas, gdy
twoje życie przypomina kompletną ruinę.
Pieprzona ironia. Boli, gdy uświadamiasz sobie, że zaczynaliście w tym samym
miejscu. To samo miasto, to samo Kindergarden,
ta sama ulica. Ludzie zawsze lgnęli do Thomasa, ty nie byłaś wyjątkiem. Czasami
zdarzało ci się grać z nim i jego znajomymi w dwa ognie, bawić się w chowanego,
pić pierwsze piwa nad brzegiem jeziora, chodzić na te same imprezy. Pamiętasz
go bardzo dobrze. Od zawsze życie układało się po jego myśli.
- Przepraszam panią, wszystko w porządku?
- Pyta, dostrzegając twoje natarczywa spojrzenie, lekko marszcząc przy tym
czoło. Nie, nie pamięta ciebie. Zmieniłaś się. On również, ale stając się
niemalże bohaterem narodowym, często gościł na okładkach gazet czy ekranach
telewizorów.
Nie możesz nie porównywać się z nim. Aułć.
- Tak. - Odpowiesz krótko, niezbyt
przyjemnym tonem, po czym ostentacyjnie podchodzisz do kasy. Dlaczego świat
lubi przypominać ci o twoim własnym popapraniu? Przecież wiesz, że jesteś jedną
wielką porażką, która rozwala wszystko za co się weźmie.
Płacisz za wino i wychodzisz ze sklepu.
Nie chcesz jeszcze wracać do domu, w mieście twoje problemy wydają się
mniejsze, bledsze. Złamane serce tak bardzo nie krwawi, tęsknota nie krzyczy
tak przeraźliwie głośno. Łatwiej jest ci znowu przywdziać się w obojętność.
- Hej, zaczekaj.
Nie wiesz dlaczego to robisz, ale
odwracasz się. Thomas stoi kilka metrów od ciebie, pilnie studiując twoją
twarz. Po jego zdeterminowanym spojrzeniu, zaciśniętych ustach i
charakterystycznie zmarszczonym czole wiesz, że próbuje wydobyć ciebie z
własnych wspomnień. Mijają sekundy, płatki śniegu znikają w jego blond włosach,
a wydychane powietrze zamienia się w obłoczki pary. Zauważasz, że uszy odstają
mu mniej niż kilkanaście lat temu i nie wiedząc czemu rozbawia cię ta myśl.
Mimo to nie uśmiechasz się w przeciwieństwa do Morgensterna, którego twarz
rozjaśnia się lekkim uśmiechem.
- Czy my się przypadkiem nie znamy?
undo my sad
undo what hurts so bad
undo my pain
******
Bam. Powoooli wkraczamy w akcję zasadniczą. Szczerze powiedziawszy, pierwotny pomysł opowiadania nie zakładał żadnych romansów i Eleny, ale co to za fanfic bez żadnych wątków miłosnych? No właśnie, żaden :x
Z dobrych wiadomości: odkryłam, jaki mam problem z pisaniem o Morgensternie, a ze złych to utknęłam w piątce i jakoś nie mogę ruszyć. Ale chyba wygnałam myśli anty-twórcze, więc jakoś pójdzie. Mam nadzieję.
Trzymajcie się!
Nareszcie znalazłam opowiadanie o Morgensternie, które ma sens!!
OdpowiedzUsuńDopiero opublikowałaś 4 rozdział, a ja już chcę więcej i więcej..:)))
Rozdział przeczytałam już w nocy, ale teraz komentarz powinien mi wyjść bardziej sensowny (mam taką nadzieję przynajmniej). Swoją drogą to opowiadanie idealnie wpasowuje się w mój dzisiejszy humor. Bo na smutki najlepiej przeczytać/posłuchać czegoś przygnębiającego, co by się jeszcze bardziej zdołować.
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy. Życie Eleny się posypało, lecz może to odpowiedni moment, by się odbić od dna i zacząć składać wszystko do kupy? Spotkanie się z Isaakiem z pewnością nie byłoby łatwe, jednak zarówno Sonja, jak i matka Eleny, mają rację - musi odpuścić i już do niego nie wracać lub spróbować zawalczyć o ich związek. Ciężko jednak walczyć o miłość, kiedy niczego się nie jest pewnym - z jednej strony Elena kocha Isaaka, zaś z drugiej nie potrafi tak po prostu wymazać faktu, że ją zdradził i nie ma pewności, że nie zrobiłby tego ponownie.
No i jest sobie Morgi, którego życie nie jest pasmem sukcesów, mimo że Elenie tak się wydaje. Dla pobocznego obserwatora być może tak jest, ale Thomas również boryka się z problemami. No i kiedy już doszło do ich spotkania, to ciekawe co z niego wyniknie? (Niech usiądą gdzieś i wypiją to wino razem. Ale cii, to tylko moja chora wyobraźnia, w której oboje zwierzają się sobie nawzajem. I tyle).
Czekam z niecierpliwością na 5 i mam nadzieję, że faktycznie wygnałaś te myśli anty-twórcze. Duuużo weny! :*
Zatem przybywam zgodnie z obietnicą! Nie mam pojęcia, czy mój dzisiejszy komentarz będzie jakkolwiek składny i czy cokolwiek z niego wyciągniesz, ale postaram się, aby było ładnie. Bo, mój Boże, jak Ty zasługujesz na dobre słowa! I to opowiadanie! Mnie się to w mojej małym łebku nie mieści, jak można w zaledwie jednym zdaniu zawrzeć tyle emocji i w tak prosty sposób opisać tysiące uczuć, które tkwią w postaci. To u Ciebie uwielbiam, wiesz? Że u Ciebie nie ma rozdrabniania się, owijania w bawełnę, tylko raz-dwa ukazujesz to, co chcesz, aby czytelnik zobaczył. I tego megaśnie Ci zazdroszczę, bo dzięki temu tekst prosty, nieskomplikowany, ale dosadny. Potem można siedzieć z otwartą szczeną i mieć w głowie tylko jedno, długie "omgomgomgomgomgomg" (służę za przykład). No, dlatego tak uwielbiam Twoje opowiadania!
OdpowiedzUsuńZnów zaczęłam od końca, prawda? Ech.
Dobra, to od początku.
A jak od początku, to od piosenki. Przez Ciebie znowu ją zapętlam jak porąbana. Przypomniałaś mi, jaka jest piękna, jak bardzo ją uwielbiam i jak chciałam, aby wygrała Eurowizję! A nie jakaś Kiełbasa z brodą, phi, Austriacy to taki dziwny naród. Anyway, piosenka cudowna, pięknie posłużyła jako tło dla tego rozdziału, w którym znów pojawiła się postać Eleny. Roztrzaskanej, zranionej, zdradzonej Eleny, która nie wie, na czym stoi; której do tej pory piękny świat rozpadł się na miliony kawałeczków i która nie wie, co ma zrobić. Krótko mówiąc znalazła się w takim samym kryzysowym punkcie w swoim życiu, jak drugi bohater. Wiesz, zastanawiałam się, jak połączysz ich ścieżki. A tu proszę! Nie spodziewałam się tego, po tym rozdziale, więc jestem mile zaskoczona. No i tak, mamy tutaj starą znajomość... Ona pamięta jego, on jej nie, bo przecież przez jego życie przewinęło się tyle twarzy, że trudno wszystkie je spamiętać, już nie mówiąc o tych, które spotykał w dzieciństwie. Reakcja osoby w takim położeniu jak Elena jest całkowicie uzasadniona. Spotyka człowieka, któremu w życiu tyle (bo przecież nie wszystko) się udało, który ma na koncie pasmo sukcesów, pozornie będącego jej całkowitym przeciwieństwem... No właśnie, ale tylko pozornie. Bo my wiemy, co się kryje za twarzą Morgensterna, a ona nie. Och, gdyby tylko wiedziała, że nie jest takim szczęśliwym i poukładanym człowiekiem... Cóż. Końcówka nakazuje mi myśleć, że tutaj właśnie rozpoczyna się ich wspólna droga, na której spotkały się dwie osoby, które nagle utraciły cały swój sens. Ciekawi mnie straszliwie, jak to się między nimi potoczy. Czy Elena da im szansę porozmawiać, czy dalej będzie się alienować...? Mam nadzieję, że ten zastój na piątce będzie krótkotrwały i prędko się z niego wygrzebiesz. Dasz radę! Bo jak nie Ty, to kto? :) Wierzę w Ciebie!
No, także tego... Chyba nie jest tak ładnie, jak sobie to zakładałam. Cóż mogę jeszcze dodać, co? Robisz ze mną, co chcesz, owijasz sobie wokół palca i masz mnie jak na zawołanie. Kocham, kocham, kocham. Kocham to opowiadanie i Ciebie. Naprawdę będę to powtarzać pod każdym rozdziałem. Może po prostu długo czekałam na coś takiego, abym miała tak teraz tego nie uwielbiać. Wsiąkam w tekst i mnie nie ma dla otoczenia. Oj, jak niewiele opowiadań potrafi mnie w taki stan wprowadzić.
Chyba tyle ode mnie. Trzymam kciukaski za dalsze prace nad tekstem. Cieszę się, że już mnie więcej wiesz, jaki masz problem z Morgo i że pognałaś precz te anty-twórcze myśli. A kysz!
Ściskam, posyłam masę pozytywnych fluidów z nadzieją, że się przydadzą i okażą pomocne, no i cóż... Do następnego! :*
O Boże... Jak Ty to robisz, że każdy kolejny rozdział jest po prostu coraz bardziej idealny? ♥
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak bardzo szkoda mi Eleny. Biedna dziewczyna. Zdradzona, ze złamanym sercem, którego chyba tak szybko się "nie sklei"... Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Bo w końcu musi być dobrze... Jestem bardzo ciekawa, jak połączysz losy Eleny i Thomasa? Na pewno zrobisz to w cudowny sposób ♥
Buziaki :**
Hej Kochana, przepraszam, że tutaj, ale nie wiedziałam, gdzie się podziać ;)
UsuńW wolnej chwili zapraszam na czwórkę. Wpadniesz? ♥
Dobra, jestem gotowa komentować (scheisse, zawsze muszę odczekać co najmniej dzień, żeby dość do siebie i napisać coś sensownego).
OdpowiedzUsuńNo, rozwalające. Cierpienie w czystej postaci, do tego cierpienie (zdaje się) kompletnie niezawinione, czyli jednocześnie niezrozumiane i bolesne. Bo kurczę, we wszystkim doszukujemy się kary za coś, a tym czasem Elena wydaje się być po prostu pokrzywdzona przez los, a co gorsze - przez męża, osobę najbliższą, której powinno się bezgranicznie ufać i z którą buduje się nowy dom, zakłada rodzinę, tworzy pokolenia. Do tego burzy się jakaś idea i wizja, która była tak blisko spełnienia. I weź tu się pozbieraj, weź zaufaj komukolwiek na nowo, podejmij decyzję co dalej. Nie da się tak po prostu.
A teraz momencik. Znają się? Naprawdę, czy to jakieś wrażenie, lub zwyczajna zaczepka (ok, jeśli powinnam to sama wydedukować to oficjalnie jestem pałą w czytaniu ze zrozumieniem)? Thomas pojawił się w ciekawym momencie. Elena ma już wszystkie opcje w głowie: rozwód, lub druga szansa. I nagle ktoś staje na drodze i sądzę, że nawet jeśli decyzja zapadłaby w 100% to właśnie teraz jej fundamenty uległyby skruszeniu.
Nie wiem jak to robisz, ale niesamowicie działasz na wyobraźnię za pomocą kilku słów. Proszę mi nie zarzucać braku litości nad czytelnikiem, bowiem poniekąd sama jej nie masz - w tym wszystkim tak cudownie ujętym tak naprawdę serce pęka. Bo to wyżej to nic innego, jak życie. Dokładnie takie samo, jak nasze. Tak samo podatne na wszelkie sytuacje i rysy.
Pozdrawiam ciepluteńko ♥
Więc tak...
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to przepraszam za spóźnienie.
Po drugie mimowolnie się uśmiechnęłam jak zobaczyłam piosenkę na górze, bo zawsze wydawała mi się prześliczna. A do tego pasuje do rozdziału jak nic.
Po trzecie, zaczynając od rzeczy weselszych, bardzo, ale to bardzo urzekł mnie sposób, w jaki wykreowałaś Sonię i jej rodzinę. Nie dość, że tworzą razem bardzo ciepły obrazek, to sprawiają wrażenie żywcem wyjętych z rzeczywistości. A to chyba jednak z największych zalet opowiadań.
Po czwarte Elena... nie ma łatwo w życiu. Trudno się nie załamać, kiedy ukochaną osobą rąk po prostu nas zdradzi, tym samym pokazując, że nie do końca jej na nas zależało. Nie wiem, czy zdecyduje się walczyć czy da sobie spokój, ale podejrzewam, że zrobi to, co podyktuje jej serce. Może i Morgi będzie miał w tym swój udział?
Po piąte, przechodząc do Morgiego, to nie podejrzewałabym, że on i El znali się wcześniej. Ich spotkanie w sklepie to zderzenie dwóch różnych rzeczywistości, nie mniej jednak obu nadłamanych w wielu miejscach. Czyżby od tego czasu ich losy miały się spleść?
Rozdział, jak to zresztą do ciebie podobne, bardzo życiowy i zwyczajnie wspaniały. Nie wiem, jak ty to robisz.
Pozdrawiam :)
PS Wiem, że masz dużo swoich spraw na głowie, a do tego wątpię, żebyś miała ochotę zaprzątać ja sobie jakimiś nieznajomymi blogami, ale gdyby kiedykolwiek dopadła cię nuda, to może dałabyś radę wpaść do mnie na nową historię? Będzie trochę tajemnic i Austriaków. Co sadzisz?
http://how-to-become-a-champion.blogspot.com
Kurczę. Czytałam ten rozdział, ale go nie skomentowałam. How?
OdpowiedzUsuńW każdym razie, jak spojrzałam na poprzednie moje komentarze to się załamałam, więc może teraz stworzę coś bardziej sensownego.
Nie wiem, co bym zrobiła na miejscu Eleny - jest bardzo rozdarta, bo przecież nadal kocha męża, ale jednak go nienawidzi, bo przecież zdradził. Myślę, jednak, że powinna z nim porozmawiać. wtedy wieleby sie wyjaśniło, któreś uczucie przeważyło, pomagając podjąć decyzję.
Dobrze, że ma przyjaciółkę i wspierającą rodzinę, którzy jej pomagają, bo rzeczywiście tkwienie w tym impasie, z winem pod kocem, mogloby sie dla niej źle skończyć.
No i Thomas. Są do siebie bardziej podobni, niż mogloby sie wydawać, prawda? Oboje zagubieni i rozdarci, boją się podjąć decyzję, która może zmienić ich życie. Obojgu zawalił się świat i nie potrafią się odnaleźć w nowej rzeczywistości. I mimo iż Elena nie potrafi narazie dostrzec tego podobieństwa, to myślę, że poczuje jakąś więź z Morgensternem - w końcu znają się z czasów szkolnych, on nawet ją kojarzy, więc...?
Więc co dalej?
(wrócę wieczorem, don't worry!)
Buziaki, E_A!