Ruuskije
Gorki. Zaciskasz oczy, zmarzniętymi palcami mocniej obejmując barierkę.
Nerwowo oblizujesz spierzchnięte usta, ze zdenerwowaniem napinając mięśnie.
Twój puls powoli zwalnia, wracając do normalnego tempa, serce przestaje tak
przeraźliwie kołatać w piersi. Gdy otwierasz oczy, one nadal tam są - kilka pięknych, oświetlonych, tak bardzo spragnionych sportowych wrażeń
skoczni. Twoja miłość i twój największy koszmar.
Ze złością odpychasz się od zimnej barierki
i odwróciwszy się na pięcie, robisz kilka kroków w przód. Zatrzymujesz się,
kręcąc głową. Wracasz. Unosisz twarde spojrzenie na ten narciarski kompleks,
wiedząc że musisz dać radę, że wszyscy oczekują, że dasz radę. A ty jesteś
przecież niepokonanym i niezłomnym Morgensternem, zawsze dajesz radę. Teraz też
musisz.
Ale co...co jeśli jesteś już zmęczony? Co
jeśli nie masz już sił? Co jeśli tym razem przegrasz?
Jeszcze raz potrząsasz głową, by wyrzucić
z siebie te głupie myśli. Oczywiście, że wszystko się uda - jutro pójdziesz tam
i skopiesz im wszystkim tyłki. Na chwilę zapomnisz o strachu, upadkach i
niemocy. Na chwilę znowu staniesz się dawnym sobą, Morgensternem, którego tak
łatwo nie da się złamać. Zawsze to ci się udawało, więc dlaczego nie teraz, nie
w chwili, w której tego najbardziej potrzebujesz?
Wyzywającym wzrokiem jeszcze raz
obejmujesz Ruuskije Gorki. I wcale nie sądzisz, że jesteś nie do pokonania.
Uśmiechasz się smutno w stronę ciemnych
chmur, które, niczym groźba, wiszą nad skocznią, po czym odwracasz się i
odchodzisz. Nie wiesz, czy chcesz tu być i czy jutrzejsza walka jest do
wygrania.
Nie jesteś superbohaterem, jesteś tylko
człowiekiem.
*
Siedzisz na belce startowej i wypatrujesz
znaku od trenera. Robiłeś to już tyle razy, ale dzisiaj jest jakby inaczej. Nie
ma tej dzikiej ekscytacji, która zawsze ogarniała twoje serce, nie ma nutki
ryzyka niosącej cię na dalekie metry. Jest strach. Są myśli, które blokują. I migawki z Kulm. To wszystko tworzy mieszaninę, która pozbawia cię radości z
lotu, czegoś, co było podstawą twojej miłości do tego sportu. Nie myślisz o
tym, by wzbić się w powietrze i pozostać tam jak najdłużej - myślisz tylko o
tym, by bezpiecznie wylądować.
Pointner macha chorągiewką. To już. Odpychasz się od barierki i
suniesz wzdłuż najazdu. Próg. Wybicie. Lecisz. Z ulgą przymykasz oczy, gdy
udaje ci się bezpiecznie wylądować i mimo wciąż odczuwalnego bólu w nodze,
uśmiechasz się wdzięcznie. To już. Po
wszystkim.
Na skoczni wybucha głośna żwawa. Głośnym
brawom i entuzjastycznym krzykom nie ma końca. Nawet nie masz czasu zerknąć na
swój wynik wyświetlony na ekranie - Haybӧck i Diethart już klepią cię po
plecach i tulą do siebie.
- Stary, zrobiłeś to. Jesteś niesamowity!
- Michi uśmiecha się szeroko, z podekscytowania prawie wywracając cię na
ziemię.
- Jesteś bohaterem. Totalnie. - Didl kiwa
głową z podziwem. - Tylko ty mogłeś tak skoczysz po takim upadku. Wow.
Chcesz coś odpowiedzieć, podziękować,
cokolwiek, ale żadne słowa nie mogą przejść przez twoje gardło. Oni nie wiedzą.
Nikt nie wie.
Wreszcie patrzysz na ekran. Naprawdę ci
się udało - skoczyłeś na tyle daleko, że powinniście zdobyć srebrny medal.
I faktycznie, kilkanaście minut później, gdy narty Freunda - ostatniego
zawodnika konkursu, dotykają śniegu na zeskoku, każdy już wie, że Austria
została wicemistrzem olimpijskim. Kiedyś może gorzko byłoby przełknąć taką
informację, ale w tym roku - z dwoma młokosami, jedną kaleką i Schlierenzauerem
nie w swojej optymalnej formie w drużynie - srebrny medal cenniejszy jest niż
złoto, zwłaszcza dla ciebie.
Łzy same cisną się do oczów, wzruszenie
chwyta za gardło. Ludzie nie przestają wiwatować. Automatycznie wpadasz z
jednych ramion w drugie, gratulując, dziękując. Z każdej strony słyszysz, że
jesteś bohaterem, że dokonałeś czegoś niemożliwego, że jesteś najlepszy,
niezwyciężony.
Ale oni nie wiedzą. Nikt nie wie.
*
Symboliczna lampka szampana to za mało.
Najchętniej napiłbyś się czegoś mocniejszego, czegoś, co choć na chwilę oderwie
twoje myśli od prawdy, jaką nosisz w sobie od powrotu na skocznie, ale dobrze
wiesz, że nie możesz mieszać tabletek z alkoholem - a medykamentów wciąż
przyjmujesz całkiem sporo. Szkoda tylko, że żaden lekarz nie przepisał ci nic
na ten dziwny, palący ból serca, na obawy, które głęboko się w tobie
zakorzenił, na silne poczucie własnej śmiertelności i kruchości.
- Didl, przestać się wydzierać. Nawet ja
śpiewam lepiej od ciebie! - Schlierenzauer z wielkim uśmiechem na twarzy uderza
Dietharta w głowę.
- Każdy śpiewa lepiej od ciebie, Gregi.
- Zauważa przymilnie Michael.
Gregor prycha z irytacją. Jak zwykle
chciałby być najlepszy w każdej kategorii życia.
Choć twoje usta rozciągają się w uśmiechu,
nie śmiejesz się razem z kolegami. Nie potrafisz skupić się na ich
przekomarzaniach, dzielić z nimi tej słodkiej, beztroskiej chwili. Nie umiesz
spojrzeć na tę całą sytuację jak na zabawę.
Bo skoki to nie zabawa.
Może kiedyś tak było. Żyłeś w tej swojej
idealnej bańce, nie widząc, ile zagrożeń niesie twoja praca. A przecież
narażałeś się każdego dnia, każdego.
Ale wtedy liczyła się tylko ta chwila w powietrzu, te kilka sekund podczas,
których czułeś, że mogłeś wszystko. Błoga nieświadomość. Czy ona może wrócić?
- Morgenstern! Skurczybyku, jesteś
najlepszy! - Didl prawie pakuje ci się na kolana, rozlewając na ciebie odrobinę
swojej wódki. - Gdyby nie ty, to kto wie, czy cieszylibyśmy się teraz z tego
medalu.
- Za Morgiego!
- Za Morgiego!
Wszyscy podnoszą do góry swoje kieliszki w
geście toastu. Ty również unosisz swoją literatkę, w której zamiast mocnej,
potrafiącej ukoić każdy ból wódki, jest tylko zwykła woda. Pijecie twoje
zdrowie, pijecie na twoją cześć. Pijecie, bo znowu zostałeś czyimś bohaterem.
Gdy Schlierenzauer ponownie skupia na
sobie całą uwagę, niespostrzeżenie wstaniesz z fotela i odstawiwszy literatkę
na szafkę, wychodzisz do przedpokoju. Zakładasz buty i kurtkę. Tylko nie możesz
znaleźć swojej czapki, więc bierzesz nakrycie głowy należące do Michaela. Wychodzisz.
Noc jest ciemna i zimna, mróz szczypie twoje policzki. Nieśpiesznie
przechodzisz kilkadziesiąt metrów, rozkoszując się chwilą spokoju i samotności.
Wreszcie możesz pozwolić sobie na luksus luzu psychicznego, na zrzucenia
ochronnej bariery, która otaczała wszystkie kłębiące się w tobie myśli.
Rozpadasz się jak filiżanka przez nieuwagę strącona ze stołu. Znowu jesteś
mentalnie rozbity i niepoukładany, zupełnie bezradny i bierny.
Oni wszyscy uważają cię za bohatera, za
kogoś wielkiego, kto po każdym upadku potrafi wstać, otrzepać kolana i z
uniesioną głową ponownie wrócić na szczyt. Kogoś, kogo nikt i nic nie potrafi
zatrzymać. Ale oni nie wiedzą, nikt nie wie. Nie jesteś bohaterem, jesteś tylko
człowiekiem. Słabym, wątłym, połamanym człowiekiem, który już dłużej nie
potrafi udawać, że jest dobrze. Bo nie jest. Jest cholernie trudno. Nie masz już
sił, by walczyć, by z uśmiechem siadać na belce i jak gdyby nic skoczyć. Boisz
się. W nocy nie możesz przez to spać, a nawet jeśli uda ci się zasnąć, to po chwili budzisz
się z krzykiem.
Czasy, kiedy Thomas Morgenstern był
bohaterem minęły.
Teraz... teraz jesteś tylko człowiekiem.
Nikim więcej.
i'm only human
just a little human
i can take so much
until i've had enough
*********
Kiedyś, kończąc austriacką kawę, obiecałam, że jeszcze napiszę opowiadanie, w którym Thomas będzie szczęśliwy. Obietnica, póki co została bez pokrycia, choć, gdybym musiała wskazać skoczka, o którym zaczęłam pisać najwięcej opowiadań byłby nim Morgenstern. Trudny z niego materiał. Nie chcę obiecywać, że skończę to opowiadanie, na razie nie czuję, że mogę dotrzeć do epilogu. Nie wiem, ta historia już jakiś czas żyje we mnie, ale jakoś nie potrafię jej przelać na worda. I nie powinnam tego publikować, ale tak jakoś smutno mi się zrobiło na serduszko.
"Human" Christiny Perri i "Ready to fly" Richarda Marxa to coś, na czym będzie trzymać się całe opowiadanie. Tak myślę.
Bo każdy z nas jest człowiekiem, który ma w sobie setki uczuć, lęków, obaw i pragnień, Thomas nie jest wyjątkiem. Kurczę, mam nadzieję, że dotrzesz do epilogu, bo mi już się podoba i chciałabym poznać ciąg dalszy. Pozdrawiam i życzę dużo weny. :3
OdpowiedzUsuńBrak mi słów <3 Realizm z jakim opisujesz emocje targające Thomasem, momentami zapiera dech. Jeśli ktoś miałby stworzyć jego historię, właśnie Ty nadajesz się do tego idealnie! Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJezu, tak. Ja wierzę, że uda Ci się to spisać. Może nie teraz, nie od razu, ale kiedyś, w bliższej lub dalszej przyszłości. Jeny, no bo jak nie, jak tak? Hej, ja tutaj płaczę, Pierw dlatego, że to Morgi. O Morgim jest tak niewiele. A po drugie - treść. Boląca i łamiąca moje małe emmowe serce, które oddałam temu Złamasowi lata temu. Jestem teraz beczącą kulką nieszczęścia, ale ten początek jest piękny, poruszający, mimo, że dotyczy tak bolesnego tematu.
OdpowiedzUsuńNie no, ja wierzę, że jednak kiedyś to napiszesz. Naprawdę. Kibicuję Ci z całego serduszka, trzymam kciuki i tak dalej. Dasz radę!
A Human i Ready to fly to zawsze będa takie dwie piosenki, które będą mi się z nim kojarzyć, trafiłaś idealnie.
No. Będę czekać choćby lata świetlne i będę po cichu motywować. Bo wiem, że Ty możesz z tego stworzyć coś wspaniałego i cudownego. I cieszę się, że to właśnie Ty.
No i od czego ja mam zacząć, powie mi ktoś? Czułam, że nie wytrzymasz długo bez czegoś poważniejszego (ciągle chlipię, że Fetti się już skończył), ale to... To coś absolutnie cudownego, najcudowniejszego.
OdpowiedzUsuńBo ta narracja, znowu ta, już sobie lepszej nie wyobrażam. A Ty najwyraźniej czujesz się w niej tak dobrze, jak dobrze się to czyta.
Bo Morgi. Bo to przecież moja pierwsza skoczna miłość, najdłuższa i najtrwalsza, oj tak. Więc dla mnie to taki powrót sentymentalny, najlepszy z możliwych.
Bo ten rozdział jest przejmujący od początku do końca, taki wnikliwy i prawdziwy, tak bardzo ludzki.
Bo zaczynasz kolejną historię, którą już teraz kocham i będę wytrwale czekać na każdy kolejny rozdział. Więc nie waż się poddawać, bo Cię znajdę.
Bo, od tego chyba powinnam zacząć, ale już za późno, jesteś tak genialnie genialna, że nie da się przejść obok tego obojętnie. Piszesz tak, że Twoje historie, no te poważne w sensie, po prostu się czuje.
No i zakończmy na tym mój bezsensowny komentarz, w którym sama się chyba pogubiłam.
Chciałam tylko powiedzieć, że bardzo się cieszę.
Ściskam. <3
Próba trzecia, ponieważ znów zostałam wywalona z blogspota i zaczynam bardzo mocno trafić cierpliwość. Już nie oddam wszystkiego w taki sposób, jaki bym chciała, ale postaram się, ot co.
OdpowiedzUsuńCam, to jest magia. Czytam, czytam i nie mogę oderwać wzroku od tego dzieła. Wszystko takie realne i prawdziwe, boleśnie trafiające. Każdy z nas potrzebuje zmierzyć się z tym tematem, jak do tego doszło, co miotało Thomasem od dawna, a czego nie mówił na głos. I tutaj to wszystko znajduję i poniekąd chce mi się płakać. Bo boli liść od świadomości, że ktoś, kogo uważałaś za nadczłowieka okazuje się być... człowiekiem. I to potwornie kruchym człowiekiem, prawie z porcelany. I pomyśl, że ta porcelana rzuca się w przepaść z prędkością +/- 100km na godzinę - wszystko może się zdarzyć. U Morgiego szczególnie wiele się dzieje.
No ale on wie, że to coś się dzieje. I mam wrażenie, że duszenie tego w sobie mu nie pomaga. Ale to poważna decyzja, więc musi być jej pewien. Naprawdę nikt oprócz niego nie wie?
Chryste, ile wrażeń i ile jeszcze mogłabym tu napisać. Analizę walnę innym razem, przysięgam.
Brak mi słów na to jak się cieszę, że to Ty piszesz to wszystko. Wiem, że mogę się spodziewać czegoś niesamowitego. ♥
Byle by się dodał. Teraz go sobie już w Wordzie napisałam i będę kopiować do skutku, bo blogger postanowił się zbuntować :)
OdpowiedzUsuńPiękne, cudowne i takie że nie można oderwać wzroku. Czytałam kilka razy i za każdym to było coraz bardziej magiczne!
Życzę Ci sił, inspiracji i powodzenia, żebyś dotrwała do końca!!
Buziaki! :*
Jestem tu dopiero dziś i ranyyyy julek Cam, czuję, że to będzie taki wyciskacz łez, że się nie pozbieram D: Rozdział wspaniały, pełen takich prawdziwych doznań, jakbyś wiedziała co 'siedziało' w Morgim podczas tamtego skoku... dokładnie tak wyobrażałam sobie jego odczucia i myśli po tym jak usłyszałam, że postanowił zakończył karierę. Wszystko co opisałaś jest takie realne, całkowicie przepełnione emocjami, potrafię sobie dokładnie wyobrazić każdy moment... Cholera, dziękuję Ci za ten rozdział, coś pięknego.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno i już wyczekuje kolejnego wpisu <3 @Flyforawhile
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że do Ciebie trafiłam ♥
OdpowiedzUsuńMasz ogromny talent i coś czuję, że to będzie historia pełna zaskoczeń i łez. Piszesz niesamowicie realistycznie, aż zazdroszczę Ci takich umiejętności :) Plus za bohaterów i ścieżkę dźwiękową, bo "Human" jest piosenką idealnie pasującą do treści. Na pewno zostanę u Ciebie na dłużej :)
Buziaki i zapraszam w wolnej chwili do siebie :**
Mhm... Zostaję. Podoba mi się temat, i to na dodatek realistycznie przedstawiony. Czekam na następny rozdział, choć podejrzewam, ze najpierw będziesz chciala zakobczyc Dianę i Fanniego. No coz, cierpliwosc jest cnota, jak mowia ;)
OdpowiedzUsuńE_A
Diana i Fannis to nie u mnie ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńHej;) Wpadłam, przeczytałam i bardzo mi się podobało. Rozdział w sumie bazował tylko na emocjach, ale pokazałaś je tak wyraźnie i dokładnie, że mogłam poczuć, że naprawdę rozumiem tę postać. I jest mi go żal;/ Bo tak naprawdę jest sam z tym wszystkim, co dzieje się w jego głowie. Bardzo podobało mi się to zdanie, że znowu dla kogoś został bohaterem. Dla kogoś, nie dla siebie. I to chyba mówi wszystko. Chyba przestał odczuwać satysfakcję z tego, co robi, pozostał tylko strach związany z wejściem na skocznię, ale też strach przed tym, że zawiedzie najbliższych. No i ma chłopak problem. Sama nie wiem, co mogłabym mu poradzić, gdyby był postacią realną. Przykra sprawa. Ale piękny rozdział! Lubię znać emocje bohatera, lubię je czuć razem z nim i lubię jak autor potrafi je trafnie przekazać. Podobało mi się!
OdpowiedzUsuńJak czas pozwoli to wrócę do następnych;)
Pozdrawiam! ;*
Oraz zapraszam do siebie: sila-jest-we-mnie.blogspot.com
http://snowflakes-clung-to-his-mouth.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo dopiero początek,ale może akurat kogoś zainteresuje. Tematem głównym jest Daniel ale nie tylko. Serdecznie zapraszam.