niedziela, 31 lipca 2016

Dziewiętnaście




Team Area Party zawsze było twoją ulubioną częścią zawodów w Planicy, momentem, w którym nie musiałeś już myśleć o wynikach i skokach, a za to mogłeś skoncentrować się na pysznych gofrach od Norwegów, cholernie mocnej śliwowicy z Polski czy dobrze znanym ci Stieglu. Niemal wszystko w sezonie było już rozstrzygnięte, teraz wystarczyło się zrelaksować i z mniejszych czy większym zadowoleniem czekać na wielki finał, w międzyczasie popijając piwo ze swoim rywalami ze skoczni.
Nie chciałeś, by to była twoja ostatnia Planica, kiedy mogłeś jeszcze o sobie powiedzieć, że jesteś skoczkiem narciarskim.
Myślami wróciłeś do rozmowy z Eleną. Z każdą kolejną sekundą chciałeś tego mocniej - chciałeś znowu założyć na nogi narty, poszybować w powietrze, a potem unieść wysoko ręce i poczuć słodki ciężar medalu na piersiach. Znowu chciałeś zaryzykować, pokonać prawo grawitacji, przeznaczenie i własne słabości. Zrobić to nie dla fanów, trenera i bo tak wypada, a dla siebie. Tylko i wyłącznie dla siebie.
Bo skoki to część ciebie. Bo bez skoków nie jesteś sobą.
Ale... czy zasługujesz na podążanie za swoimi zachciankami? A może powinieneś skupić się na ludziach wokół ciebie?
Nie poznasz odpowiedzi na te pytanie, póki nie zdecydujesz i nie wkroczysz na wybraną drogę. Cokolwiek wybierzesz, będzie to lepsze od trwanie w tej bezlitosnej próżni. Kolejny błąd? Popełniłeś ich całe mnóstwo i jeszcze popełnisz nie jeden. To akurat nie powinno cię blokować.
Musisz znaleźć Alexa.
Ściskając w ręku puszkę piwa, przeciskasz się przez rozradowany tłum. Nim znajdujesz trenera, dopadają cię Schlierenzauer, Fettner i Kraft. Chłopcy są uśmiechnięci, beztroscy, jakby wyczyszczono z nich wszelkie zmartwienia minionego sezonu. Klepiesz ich po plecach, mając nadzieję, że to wystarczy, ale niestety, skoczkowie nie mają najmniejszego zamiaru przepuścić cię dalej. Zaczynają opowiadać ci niestworzone historie, relacjonują tą część sezonu, kiedy nie było cię wśród nich, śmieją się głośno. Choć bardzo chcesz pogadać z trenerem, odpuszczasz skupiając się wyłącznie na kumplach. Czujesz jak napięcie powoli ulatnia się z twojego ciała, jak na duszy robi ci się lżej. Znowu czujesz się częścią drużyny, co jeszcze mocniej utwierdza cię w przekonaniu, że musisz wrócić.
- Poppinger założył się z Diethartem o to, kto zje więcej oscypków, tylko ten palant zapomniał, że ma uczulenie na laktozę. - Gregor z wyższością przewraca oczami. - W środku nocy musieliśmy go na pogotowie wieźć, prawie się nam udusił.
- W dodatku przegrał zakład. - Dopowiada Kraft. - I teraz na każdej imprezie do końca roku stawia Didlowi alkohol.
- I zielenieje na widok oscypków. - Na twarz Fettnera wkrada się tajemniczy uśmiech, który może świadczyć tylko o jednym, Manu wpadł na diaboliczny pomysł. - Ej, czy Polacy nie dorzucają do tej śliwowicy oscypków?
Kraft zaraz podłapuje pomysł i skacząc wokół Fettnera jak mało dziecko, z entuzjazmem wywija rękami.
- Chodźmy sprawdzić, a potem  zaprowadzimy tam Poppingera.
- Okej.
Fettner i Kraft oddalają się w stronę Polaków, z ożywieniem analizując swój plan. Spoglądasz na Schlierenzauera. Jego mina mówi, że nie wie, co robi wśród takich kretynów.
- Jakie jest prawdopodobieństwo, że dzisiaj w Vopie Poppinger i nam będzie stawiał alkohol?
- Spore, jeśli będzie chciał się wykręcić od jedzenia oscypków. - Gregor śmieje się, wciskając jedną dłoń w kieszeń dresów. - Za jakie grzechy muszę męczyć się z takimi debilami, co?
Kręcisz głową z uśmiechem.
- Uwierz mi, bez nich fajnie nie jest.
Twarz Schlierenzauera na chwilę poważnieje. Chłopak rzuca ci zagadkowe spojrzenie, po czym przykłada do ust puszkę i pociąga solidny łyk piwa.
- Chcesz wrócić?
Wypuszczasz z ust powietrze. Jak bardzo impreza nie wprawiłaby cię w dobry nastrój, żołądek i tak boleśnie zaciska się w supeł za każdym razem, gdy temat twojego powrotu wraca.
- Chcę, ale nie wiem, czy to wystarczy.
Motywacja, jaka towarzyszyła ci podczas rozmowy z Eleną jakby wyparowuje. Nagle dopadają cię wątpliwości, niepewność wkrada się do twoich myśli. Teraz to dostrzegasz, tą przeciwwagę. Bo przecież na przeciwko twojego chcę stoi strach, bo przecież lęk zdążył się w tobie zakorzenić na dobre.
Łatwo nie będzie się przełamać. Ale przecież zawsze lubiłeś wyzwania.
- Nie dowiesz się, póki nie spróbujesz, nie? - Gregor klepie cię przyjaźnie w ramię. - Kto da radę, jeśli nie ty?
Uśmiechasz się pod nosem. Przez pewien czas po upadku myślałeś, że jesteś sam ze swoimi lękami i decyzjami, że nikt nie potrafi tego dokładnie zrozumieć. Teraz wiesz, że twoi najbliżsi nie muszą rozumieć wszystkiego w stu procentach, czasami wystarczy, że są, że nie tracą wiary w ciebie, że nie odwracają się od ciebie, kiedy ich odpychasz.
Uśmiechasz się w stronę Gregora. Może nie wszystko jest jeszcze stracone.
- Tak poza tym, Morgenstern - Schlierenzauer rzuca ci wyzywające spojrzenie, jednocześnie szczerząc się w durnym uśmiechu - Wróć, komuś muszę przecież skopać tyłek. - I śmiejąc się, odwraca się, aby pogawędzić chwilę z Noriakim.
Kręcisz z rozbawieniem głową. Zdecydowanie za długo nie było cię w ich gronie. Traktujesz chłopaków jak drugą rodzinę i nie wyobrażasz sobie, żeby spędzić choćby następne lato bez wspólnych treningów i podróży.
Nawet nie chcesz myśleć o tym, że kończąc karierę stracisz o wiele więcej niż same skoki. Chyba nie jesteś jeszcze na to gotowy.
Bierzesz ostatni łyk piwa, zgniatasz puszkę, po czym wyrzucasz ją do stojącego nieopodal kosza na śmieci. Pomiędzy ludźmi zauważasz Elenę siedzącą na schodkach przed domkiem Niemców, samą, nieco przestraszoną, ale jakby promieniejącą. Mimowolnie uśmiechasz się do siebie samego. Ostatnie miesiące były dla brunetki trudne. Kiedy spotkaliście się po raz pierwszy od kilku lat wyglądała jak cień dawnej siebie. Z ciemnymi workami pod oczami, obojętnym spojrzeniem i twarzą ściągniętą w surowym grymasie przemierzała sklepowe uliczki patrząc pod własne nogi. Była potłuczona, bez perspektyw na lepsze życie i bez wiary w siebie. Całkowicie zamknęła się na świat wokół. Ale powoli, krok za krok, zaczęła się odradzać niczym łąka, na którą spadł długo wyczekiwany deszcz. Jej oczy napełniły się nadzieją i blaskiem, twarz złagodniała, uśmiech częściej błąkał się po ustach. Już nie chodziła ze spuszczoną głową, nie bała się każdej mijanej osoby. Na pewno jeszcze sporo czasu minie, zanim znowu komuś zaufa na tyle, by dopuścić go bardzo blisko siebie, ale jest na dobrej drodze i czujesz, że to w końcu się zdarzy. Jeszcze znajdzie kogoś, kto będzie na nią w pełni zasługiwał, kto nie skrzywdzi jej, kto doceni  ją w stu procentach. Zasługuje na to.
- Co siedzisz tak sama? - Siadasz obok niej na schodkach, po czym szturchasz ją w bok.
Elena odrywa wzrok od Toma Hilde, który jak zwykle pajacuje, i patrzy na ciebie z udawaną kpiną.
- Z kim mam siedzieć, skoro zostawiłeś mnie z ludźmi, których kompletnie nie znam? - Mówi z wyrzutem, teatralnie wywracając oczami. Wiesz, że tylko żartuje, że nie ma ci niczego za złe.
- Gadałaś z laskami chłopaków o jakich babskich sprawach, więc się ulotniłem. - Z miną niewiniątka wzruszasz ramionami. - Coś poza tym się jeszcze wydarzyło? Poznałaś kogoś?
Kobieta wydyma usta, obracając w rękach butelkę heinekena.
- Aha. - Mruczy, odgarniając jedną ręką włosy, które zawiało jej na twarz. - Jakiś burak, chyba z Norwegii, chciał ze mną tańczyć, ale ledwo trzymał się na nogach i taniec z nim mógłby skończyć się katastrofalnie.
- To na pewno Velta. - Wtrącasz ze śmiechem. O tanecznych umiejętnościach Velty krążą legendy.
- Poza tym taki śmieszny koleś z tłustymi włosami i śmiejący się z wszystkiego namawiał mnie na spróbowanie polskiej wódki.
- O nie, polskiej wódki zdecydowanie odradzam ci próbować. - Śmiejesz się głośno. Dawno nie było ci tak lekko na duszy, dawno nie czułeś się tak swobodnie. - To się zawsze źle kończy, uwierz mi.
- O, brzmi jak początek dobrej, pikantnej historii. - Żartuje sobie Elena. Nabijanie się z ciebie sprawie jej widocznie dużo radości. - No dalej, faza wzięła? Odwaliłeś coś?
- Jaa? W życiu!
- No, Thomas, musiałeś się kiedyś upić polską wódką.
Przewracasz oczami, po czym wykorzystując moment nieuwagi kobiety, zabierasz z jej rąk butelkę piwa i, mimo jej protestów, śmiało się częstujesz.
- To jeszcze nie ten poziom znajomości. - Rzucasz brunetce pełne wyższości spojrzenie, za co obrywasz w łeb. Elena zaczyna być coraz bardziej swobodna oraz spontaniczna, nie powiesz, podoba ci się to. Miałeś nadzieję, że ten wyjazd pokaże Ebeling, jak wiele traci siedząc w domu i rozmyślając nad życiem, które już przecież nie wróci, że sprawi, iż kobieta znowu zechce prawdziwie żyć. - Czy przypadkiem ten amant od siedmiu boleści - kiwasz głową w stronę Hilde'go, które wciąż robi z siebie głupka, żonglując puszkami po piwie. - Nie próbował dobierać ci się do majtek?
Elena najpierw parska śmiechem, po czym wykrzywia twarz w grymasie.
- On nie, ale jakiś włoski lowelas wyznał mi miłość, zaproponował małżeństwo, piątkę dzieci, prowadzenie winnicy i produkcję sera. - Brunetka odbiera ci piwo i zeruje je. - Tak sobie myślę, że byłam głupia odprawiając go z kwitkiem, wziąwszy pod uwagę, jak bardzo nie mam faceta, dzieci i pracy.
Wiesz, że żartuje. Ale widzisz też, że żartem przykrywa jakiś smutek, który na chwilę przygasił jej oczy i wkradł się do głosu.
- Elena...
- Wszystko w porządku. - Kręci głową, jakby chcąc odgonić od siebie złe myśli. - Jestem tylko trochę zmęczona. Wiesz, za dużo rozmów z ludźmi jak na jeden dzień.
Posyłasz jej krzepiący uśmiech, który kobieta odwzajemnia.
- Byłaś dzisiaj bardzo dzielna. - Mówisz cicho. - Jestem z ciebie dumny.
Przez chwilę w milczeniu na siebie patrzycie. W końcu się dotarliście, wypracowaliście taką sytuację, w której obojgu wam jest dobrze. Nie musisz się martwić, że gdy coś głupio palniesz, Elena uniesie się gniewem, warknie na ciebie i ucieknie. Wiesz też, że jeśli będziesz potrzebował się wygadać, ona będzie obok ciebie gotowa, aby cię wysłuchać.
- Jak tam twoja decyzja? Wciąż ją podtrzymujesz? - Pyta niby obojętnie, przenosząc wzrok na Rosjan, którzy próbują nauczyć Hofera tańczyć kankana.
W życiu nie powiedziałbyś, że szef wszystkich szefów ma jeszcze w sobie tyle ikry.
- Oczywiście. - Mimowolnie się uśmiechasz. Już nie czujesz niepewności, strachu czy wątpliwości. Teraz jedynie radość wzbiera w twoim sercu. Jesteś zmotywowany i szczęśliwy, czy twój powrót może się w ogóle nie udać? - Chciałem złapać Alexa i z nim o tym pogadać, ale chyba odłożę to do jutra. Na razie chcę się dobrze bawić i nie myśleć, o tym, co będzie.
- To bardzo dobry pomysł. - Oświadcza z uśmiechem Elena. Widać, że cieszy się razem z tobą. - Też musisz wyluzować.
- A jeśli już mowa o dobrej zabawie... - Z niewinną miną spoglądasz na swoją koleżankę, ale wiesz, że zdradzają cię diabelskie ogniki w oczach. - Wieczorem idziemy się zabawić. Zobaczysz, jaką ta skoczna brać potrafi siać patę.
Ebeling rzuca ci pełne powątpiewania spojrzenie.
- Da się zrobić większą imprezę niż tu? - Ręką pokazuje na ludzi, którzy, kołysząc się na boki, śpiewają różnojęzyczne przyśpiewki.
- Ojj, zdziwiłabyś się.
- I tak pasuję. Wypiłam tyle piwa, że po jednym drinku padnę. - Dla podkreślenia swoich słów unosi pustą butelkę po heinekenie na wysokość twoich oczu.
Wzruszasz ramionami, nie mając zamiaru odpuścić. Oboje potrzebujecie porządnego resetu, czegoś, co zajmie wam myśli na długie godziny, co nie zetrze z waszych twarzy uśmiechów i nie zgasi wesołych spojrzeń.
Śmiejesz się, trącając ją w ramię.
- Nie pękaj. Prześpisz się teraz z dwie godziny i będziesz jak nowo narodzona. Poza tym jesteś mi coś winna. - Spoglądasz na nią z tryumfem. - Dzięki temu, że byłem twoim przewodnikiem, mogłaś zwiedzić każdy zakamarek skoczni.
Elena teatralnie unosi oczy w stronę nieba, ze sarkazmem mówiąc:
- Och, co ja bym zrobiła, gdybym nie mogła odwiedzić w... hmm budce tego, jak mu tam, pana od wiatrów?
Unosisz jedną brew, z całych sił próbując nie wybuchnąć śmiechem. Niestety nie wychodzi ci to. Zanosisz się głośnym śmiechem, obejmując ramieniem Elenę i przygarniając ją do siebie. A ona nie ucieka. Też się śmieje. Niczym się nie przejmuje.
Zdecydowanie złapała klimat Planicy.
- Zobaczysz, będzie miło...
***

but i still won't take that step
locked inside the glass
an empty box of memories
and a heart full of regret
do you know where you're going?
don't even know where i am

***



W klubie jak zawsze jest tłoczno. Głośno muzyka rozsadza bębenki słuchowe, na parkiecie tłoczy się mnóstwo ludzi, bar również okupowany jest przez sporą gromadę imprezowiczów. Siedzisz razem z drużyną i ich znajomymi lub partnerkami w loży, rozmawiasz na tyle na ile pozwala gwar klubu, sączysz piwo i właściwie niczym się nie przejmujesz. Obok ciebie, wciśnięta w małą czarną pożyczoną od dziewczyny Krafta, siedzi Elena. Wygląda obłędnie, choć na pierwszy rzut oka widać, że nie czuje się tutaj w stu procentach komfortowo. Raczej się nie odzywa, chyba, że ktoś skieruje do niej pytanie. Powoli pije swoje mojito, dyskretnie przyglądając się ludziom wokół i próbując się nie wyróżniać. Z trudem udało ci się ją tu wyciągnąć, nawet przez chwilę masz wyrzuty sumienia, gdy Fettner namawia ją do tańca, a ona z niechęcią się zgadza. Jednak po chwili, gdy wirują wśród tłumu, widzisz jak na twarzy Ebeling wykwita delikatny uśmiech i już nie żałujesz. Oboje macie wyluzować i tego chcesz się trzymać.
- Ej, Morgi. - Didl siada obok ciebie, tuląc do siebie butelkę piwa i patrząc na ciebie rozbieganymi oczami. - Nie boisz się, że Fettnero wyrwie ci sąsiadkę?
Obdarzasz kumpla rozbawionym spojrzeniem, po czym zerkasz na parkiet, gdzie Manuel obraca wokół siebie Elenę.
- Może i bym się bał, ale wiem, że nie zrobi tego, kiedy patrzy na niego jego dziewczyna. - Odpierasz, dyskretnie kiwając w stronę Katrin.
Thomas w zamyśleniu kiwa głową. Powoli zaczyna już odpływać.
- No racja. Aż taki głupi nie jest. Hej, Poppinger!!! - Krzyczy nagle blondyn, gdy obok loży zatrzymuje się Manuel. Gdy Poppi odwraca wzrok w jego stronę, Didl unosi wysoko butelkę. - Patrz, piwo mi się skończyło.
Poppinger jęczy głośno.
- Jeśli będziesz żłopać piwo w takim tempie, do rana wydam na ciebie wszystko, co zarobiłem przez cały sezon. - Mówi z wyrzutem.
Diethart wzrusza ramionami.
- Trzeba było lepiej skakać, to byś miał więcej hajsów. Albo wystarczyło zjeść więcej oscypków. - Odgryza się ze śmiechem, wciskając w dłonie kumpla pustą butelkę. - No ruchy, stary. Zaraz uschnę.
Poppinger, mrucząc coś pod nosem, oddala się w stronę baru.
Posyłasz Thomasowi uśmiech.
- Fajnie to sobie wykombinowałeś.
- No nie? A Alex tak krytykował moją miłość do serów. Co z tego, że będę gruby, wystarczy, że mam alkohol za friko.
- Widzicie? - Schlierenzauer nachyla się w waszą stronę. - Fannisowi już odpierdoliło i tańczy na stole Niemców. Co za palant!
Odwracasz głowę i widzisz jak Fannemel pokracznie kręci biodrami stojąc na stoliku w niemieckiej loży, omal nie strącając z niego kufli z piwem. Widocznie wstawiony Wellinger wciska za spodnie Norwega banknoty, Wank niczym przerażona matka próbuje uspokoić rozszalałego małolata, Sev ma minę typu "O ja pierdolę, całe życie z debilami", natomiast reszta kadry wręcz ryczy ze śmiechu, jednocześnie fotografując i filmując zaistniałą sytuację. Idziesz o zakład, że Wellinger nie będzie miał życia przez następny rok. No cóż, nie musiał tyle pić.
- Patologia skaziła nawet Niemców. - Podsumowuje krótko Schlierenzauer, kiedy Andreas wskakuje na stolik i razem z Andersem zaczyna tańczyć macarenę. - Chyba tylko ja jestem jedynym normalnym skoczkiem.
Didl prycha głośno.
- A pamiętasz, jak po konkursie w Oslo zapiłeś z Hilde?
- Zamknij się! - Syczy Gregor i choć jest ciemno, jesteś pewien, że chłopak się zaczerwienił.
Hmm, to może być całkiem dobra historia.
- Kontynuuj, Didl, chętnie o tym usłyszę. - Śmiejesz się, w ostatniej chwili uchylając się przed ciosem Schlieri'ego.
- Żałuj, że tego nie widziałeś! - Mówi z przejęciem Diethart, w ogóle nie przejmuj się Gregorem, który wręcz gotuje się ze złości. - Bawili się w wikingów, a Polacy byli ich wrogami, których obrzucali podkładkami pod piwo.
- Cóż, wyobraź sobie, że w klubie nie mieli mieczy. - Mruczy sarkastycznie Gregor i, krzyżując ze zrezygnowaniem ramiona, opiera się o sofę.
- Wyrzucili z ich klubu. Trochę obciach, co?
Nie wytrzymujesz i wybuchasz śmiechem tak głośnym, że nawet Wellinger na chwilę przestaje tańczyć i rzuca ci zdezorientowane spojrzenie. Nie wierzysz w to co usłyszałeś, mowy nie ma, żeby Gregor aż tak się upił, żeby zostać wyrzuconym z klubu. Chciałbyś to zobaczyć na własne oczy.
Schlierenzauer patrzy na ciebie z mordem w oczach, więc klepiesz go wesoło po ramieniu, mówiąc:
- Baw się dzisiaj grzecznie, dzieciaczku i omijaj Toma.
Chłopak warczy coś w odpowiedzi, ale go nie słuchasz. Wstajesz z miejsca i idziesz na parkiet. DJ puszcza Kylie, tłum w odpowiedzi ryczy entuzjastycznie. Taksujesz wzrokiem tańczącą masę, kilka razy obrywając łokciem od Stjernena. W końcu dostrzegasz wysokiego bruneta odzianego w ciemną koszulę. Kładziesz na jego ramieniu dłoń z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Odbijany. - Mówisz, gdy Fettner odwraca głowę w twoją stronę.
Brunet kiwa głową, po czym rzuca kilka słów Elenie i odchodzi.
- Mogę? - Pytasz z grzecznym uśmiechem na ustach, po czym łapiesz kobietę za dłonie. Elena odpowiada szerokim uśmiechem. Zaczynacie poruszać się w rytm muzyki. Mimowolnie przychodzą ci na myśl niezliczone prywatki, na jakich bawiliście się razem. Z nostalgią wspominasz to jak popijaliście kradziony rodzicom lub starszemu rodzeństwu alkohol, jak graliście w "Prawda czy wyzwanie", jak tańczyliście do upadłego. Żyliście wtedy tak jak tylko potrafią żyć młodzi ludzi, którzy dopiero wkraczają w dorosłość i jeszcze nie dźwigają na swoich barkach żadnych zobowiązań.
Dzisiaj wydaje ci się, że to wszystko działo się w innym życiu.
- O czym myślisz? - Elena wspina się na palce, by dosięgnąć twojego ucha i przekrzyczeć muzykę.
Wzruszasz ramionami.
- Wspominam sobie.
- Jakieś miłe rzeczy?
- Same miłe. - Uśmiechasz się, po czym obracasz nią kilkakrotnie. Lubisz przebywać w towarzystwie Eleny, bo kobieta przypomina ci o dobrych, szczęśliwych czasach, kiedy byłeś pełen pasji do życia, a świat stał przed tobą otworem. Spędzałeś cały swój czas trenując lub włócząc się z przyjaciółmi, czerpałeś życie garściami, wierzyłeś, że możesz dokonać czegoś niezwykłego. No i byłeś na zabój zakochany w Kristi.
Kiedy zaczęło się między wami psuć?
Potrząsasz głową, aby odgonić od siebie wspomnienie byłej. To nie czas na takie rozkminy. Nachylasz się nad Eleną, jedną rękę opierasz na jej plecach, drugą łapiesz za jej dłoń.
- Idziemy usiąść? - Pytasz, na co brunetka kiwa z entuzjazmem głową.
Wracacie do loży, gdzie Diethart przegaduje się z Poppingerem, a Haybӧck grzecznie sączy swoje piwo. Nie mijają dwie minuty, a Schlierenzauer przynosi wam drinki. Impreza trwa w najlepsze. Cieszysz się, że możesz spędzić tą noc w gronie ludzi z kadry, zupełnie tak jakby ostatni tygodni nie było. Wciąż jesteś jednym z nich. Mimo wszystko.
- Ej, widzieliście gdzieś Krafta? - Pyta nagle Michael, podnosząc wzrok z nad swojego kufla.
Poppinger wykrzywia twarz w złośliwym uśmiechu.
- A co? Już się stęskniłeś?
- Dlaczego interesuje cię, gdzie jest Kraft, a nie Claudia? - Śmieje się Didl, na co twarz Haybӧcka oblewa się purpurą.
- No bo, wiem, gdzie jest Claudia. - Duka niepewnie blondyn. - Tańczy z... kurwa, z Fettnerem. - Skoczek dopija szybko swoje piwo, po czym udaje się na parkiet w poszukiwaniu swojej dziewczyny. Wszyscy przy stoliku wybuchają głośnym śmiechem.
- Dziwne wielokąty nam się tu tworzą. - Gregor porusza sugestywnie brwiami.
- O co chodzi z tym Fettnerem? - Szepcze konspiracyjnie Elena, nieco nachylając się w twoją stronę i marszcząc czoło.
Posyłasz jej rozbawione spojrzenie.
- Powinnaś wiedzieć. - Odpowiadasz, ale na twarzy Ebeling nadal maluje się zdezorientowanie. - Nie mów, że nie bajerował cię, gdy tańczyliście.
- Aaaa. - Elena uśmiecha się szeroko ze zrozumieniem. - No tak. Więc to wasz kadrowy Casanova?
- Dokładnie. Żadnej nie przepuści.
Brunetka, wodząc palcem po brzegu szklanki, kiwa głową w stronę parkietu, gdzie Haybӧck zamiast ratować swoją dziewczynę przed urokami Fettnera, śmieje się w najlepsze z Kraftem, próbując (próbując!) przy tym bujać się w rytm muzyki.
Cóż, nie każdy jest urodzonym tancerzem.
- A z nimi?
- Kto wie. - Śmiejesz się, wygodniej opierając się o oparcie i biorąc do ręki drinka. - Są jak papużki nierozłączki.
- Ciekawe rzeczy dzieją się u was kadrze. - Podsumowuje kobieta. - I ogólnie w branży. - Dodaje, kiedy jej wzrok pada na tańczących breakdance'a Japończyków. Wydaje się być jednocześnie zdziwiona i rozbawiona tym, jak skoczkowie spędzają swój czas wolny.
Cóż, zawsze twierdziłeś, że skoki to specyficzna dyscyplina sportowa.
Kilkadziesiąt minut i kilka drinków później oboje z Eleną uznajecie, że macie już dość imprezowania i chętnie pójdziecie spać. Brunetka zeskakuje z barowego stołka, przez co traci równowagę i omal nie zalicza gleby. Na szczęście jesteś w pobliżu i zdążasz ją złapać.
- Nie myślałam, że jestem pijana, póki nie wstałam. Dzięki, Gregor. -  Ebeling piorunuje wzrokiem durnie szczerzącego się Schlierenzauera, który przez pół nocy stawiał wam drinki, bo, jak sam powiedział, chciał zobaczyć cię pijanego.
Chyba mu nie wyszło.
Żegnacie się ze znajomymi i idziecie do szatni, odebrać wasze kurtki. Kiedy wychodzicie z klubu, niebo wciąż jest ciemne, a powietrze lodowate. Wydychane powietrze zmienia się w obłoki pary, resztki śniegu skrzypią pod podeszwami. Milczycie, zmęczeni długim wieczorem.
Potrzebowałeś dokładnie takiej odskoczni, tych kilku promili we krwi, rozmów z ludźmi, których lubisz oraz przetańczonych piosenek. Potrzebowałeś być na konkursach w Planicy, by uświadomić sobie, jak bardzo tęsknisz i jak bardzo chcesz wrócić. I potrzebowałeś spędzić z Eleną trochę czasu, by uzmysłowić sobie, że nie chcesz, aby Elena była dla ciebie jedynie synonimem miłej przeszłości. Chcesz, by była w twoim życiu nie jako przyjaciółka z dzieciństwa, a jako przyjaciółka, która jest teraz i która będzie później. Chcesz wierzyć, że nie będzie uciekać, gdy - zupełnie jak przyjaciel - wytkniesz jej błędy. I chcesz pomóc jej stanąć na nogi.
- Mam pytanie. - Brunetka w zamyśleniu przygryza dolną wargę. - Jak oni wszyscy, do cholery, będą jutro skakać? A właściwie dzisiaj? Za jakieś sześć godzin?
- To jest właśnie Planica. - Odpierasz z uśmiechem. - Wszystko praktycznie jest przesądzone i mało kogo obchodzi to, jak pójdzie mu w konkursie.
Nie potrafisz odszyfrować wyrazu twarzy Eleny, więc nie wiesz, co o tym wszystkim twierdzi. Może to i nawet lepiej.
Dochodzicie do hotelu. W ciszy jedziecie windą na siódme piętro i przechodzicie przez ciasny korytarz. Elena zatrzymuje się przed swoim pokojem i szuka w kieszeni klucza. Przechodzisz obok niej, rzucając ciche "dobranoc". Już masz otworzyć swoje drzwi, kiedy słyszysz, jak Ebeling zwraca się do ciebie twoim imieniem.
Uśmiechasz się pod nosem i podchodzisz do niej.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że naprawdę dobrze się bawiłam. - Mówi niepewnie, opierając się o framugę drzwi i naciągając na dłonie rękawy kurtki. - Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz było tak miło. Naprawdę dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś. - Nieśmiało podnosi na ciebie wzrok. W słabym świetle jarzeniówki jej ciemne oczy wydają się być prawie czarne.
- Spoko. - Posyłasz jej łobuzerski uśmiech. - Też się dobrze bawiłem. Nie okazałaś się być drętwą towarzyszką.
Kobieta wybucha śmiechem.
- Myślałeś, że będę drętwa? - Mówi z udawanym wyrzutem, jednocześnie nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który pcha się na jej usta.
- Trochę. W końcu ostatnio byłaś taka nadęta. - Wzruszasz ramionami na pozór obojętnie.
Elena kiwa głową.
- Byłam, to fakt. Ale trochę wyluzowałam, nie?
- Zdecydowanie. Chyba obojgu nam dobrze wyszła ta Planica. Jestem z nas dumny.
- Ja też.
Przez chwilę stoicie naprzeciwko siebie w ciszy, za bardzo nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć. Zrobiło się tak... intymnie. Połączył was kryzys, który przyszedł w tym samym momencie i próby zażegnania go. Całkowicie przypadkowo to "porozumienia" przeistoczyło się w przyjaźń i, choć przez wiele lat nie miałeś z Eleną żadnego kontaktu, teraz nie wyobrażasz sobie, żebyś nie mógł porozmawiać z nią, gdy nadejdzie gorsza chwila.
Masz nadzieję, że i ona tak myśli.
- Thomas... - Zaczyna nieśmiało brunetka. Nagle przestaje być taka promienna jak na imprezie, jej beztroska ustępuje miejsca zagubieniu i bezbronności, a jej oczy znowu przysłania cień i tylko włosy w nieładzie oraz odświętna sukienka świadczą o tym, że jeszcze kilkanaście minut temu bawiła się w najlepsze. - Myślisz, że my jeszcze kiedyś będziemy szczęśliwi? - Pyta cicho, z nadzieją wpatrując się w twoje oczy.
Przełykasz głośno ślinę, wytrzymując jej wzrok. Chciałbyś znać odpowiedź na to pytanie.
- Myślę, że tak. - Odgarniasz z nad jej twarzy niesforny kosmyk, czując coś, czego nie potrafisz zdefiniować. - Musimy w to uwierzysz, wiesz?
To impuls każe ci się nad nią nachylić i delikatnie, jakby pytająco wpić się w jej usta. Elena najpierw sztywnieje zaskoczona obrotem sytuacji, ale po kilku sekundach odwzajemnia pocałunek. Obejmujesz ją w pasie, przyciskając ją mocniej do siebie. Kobieta wplątuje dłoń w twoje włosy. Nie wiesz, co się dzieje, poddajesz się chwili, jakiemuś dziwnego, niewytłumaczonemu pragnieniu. Całujecie się z pasją, jakby z tęsknotą za czymś bliżej nieokreślonym. Po minucie, dziesięciu, godzinie, nie wiesz, przenosicie się do pokoju. Ściągasz z niej kurtkę, potem zdejmujesz swoją. Rozpinasz zamek jej sukienki, opuszkiem palca wodząc po jej rozgrzanej skórze. Padacie na łóżko. Obdarowujesz ją pocałunkami, ona rozpina guziki twojej koszuli.
Jesteście jakby w innym świecie.
Trzeźwiejecie dopiero, gdy Elena niefortunnie zaczepia się o twój łańcuszek. Przez chwilę patrzycie na siebie przerażeni, nie rozumiejąc, co tu właśnie zaszło. Bez słów zrywasz się z łóżka i zapinasz guziki koszuli. Elena poprawia sukienkę, nie patrząc na ciebie.
Ojaciępierdolę.
- Elena... - Wstrzymujesz oddech, niepewnie zerkając na nią. Nie wiesz, co zrobić, co powiedzieć. Przecież wy... niemożliwie. Nie powinniście dopuścić do takiej sytuacji, jesteście przyjaciółmi.
Ebeling kręci tylko głową w osłupieniu.
Łapiesz więc za swoją kurtkę i wychodzisz bez słowa.
 ***

Ein Hoch auf das, was uns vereint
Auf diese Zeit (auf diese Zeit)
Ein Hoch auf uns (uns)
Auf dieses Leben
Auf dem Moment,
Der immer bleibt!
***

Wymyśliłam im ładną przyjaźń, to teraz ją ładnie rozpieprzyłam, typisk xD
W ogóle myślałam, że nigdy nie skończę tego rozdziału. Mam nadzieję, że długością rekompensuję te prawie dwa miesiące ciszy i jednocześnie gratuluję tym, którzy dotrwali do końca. Sama nie wiem, co się w tym rozdziale wydarzyło, okay.
Dla usprawiedliwienia dodam, że ostatnio przeżyłam patę oraz przeczytałam jakieś romansidło dla nastolatek, więc no wyszło jak wyszło xDD
Ciao!

PS. Nie wiem, co mi się porobiło z interlinią między akapitami meh

3 komentarze:

  1. Kocham to opowiadanie. Kocham, kocham i jeszcze raz kocham.
    Bardzo nie mogłam doczekać się powyższego rozdziału. Długo wyczekiwałam momentu zbliżenia Eleny i Thomasa, i się doczekałam. Jednak różowej przyszłości to nie zwiastuje. Mam nadzieję, że Elena nie wróci do swego poprzedniego szarego wcielenia po tym wydarzeniu. Nie chciałabym, aby wszystko wróciło do punktu wyjścia. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnią i będzie wszystko dobrze między nimi.
    Już nie mogę doczekać się 20!

    OdpowiedzUsuń
  2. JESTEM! I strasznie przepraszam, że pojawiam się z takim poślizgiem. Czas jest ostatnio małym gnojkiem z nogami Usaina Bolta. Ech, nieważne. Ważne jest to, że udało Ci się napisać nową część dla tych gamoni, za co mam ochotę nosić Cię na rękach. Żadne opowiadanie nie cieszy mnie tak, jak to. Ach!
    Bardzo czekałam na tę wielką patę w Kranjskiej Gorze w Twoim wydaniu, gdyż-iż-ponieważ, takie sceny spod Twoich paluszków wychodzą zawsze genialnie. Choćby taka Pata w Ga-Pa, no halo! A tutaj mamy Vopę, upijającego Elenę Gregora, jakieś alkoholowe zakłady między Didlem a Poppingą i ten nieodłączny obrazek tańczącego na stole Fannisa. Miłość max. <3 I ta miłość do sera, no błagam. xD
    Anyway wszystko skupia się na końcówce. Na tym, że nagle (a może w końcu?) między Eleną a Thomasem do czegoś doszło. Pisałam Ci już, że ja tej dójki jakoś nie potrafię ze sobą połączyć, ale odkąd pojechali do Słowenii, takie zbliżenie wisiało w powietrzu. Nagłe, impulsywne, niekontrolowane. Tylko oni, ich wspólne rany, brak pewności co do przyszłości, chęć po prostu życia pomimo tego, co się wydarzyło. Są do siebie bardzo podobni. Pewnie to, o czym rozmawiali do tej pory w Planicy i to, jak bardzo się do siebie zbliżyli (nawet w przyjaźni), pchnęło ich w swoje ramiona. Ale to widać nawet w tekście - zadziałał impuls, potrzeba posiadania i zrozumienia u osoby, która WIE JAK TO JEST. Ech... Myślę, że dobrze, że mimo wszystko do niczego nie doszło. Że w porę powstrzymali siebie nawzajem przed - tak przynajmniej myślę - najgorszym z możliwych błędów. I tak teraz będzie nieco inaczej. Przekroczyli jedną z granic przyjaźni, znaleźli się na krawędzi drugiej. Mimo to mam nadzieję, że nie zaprzepaścili tego, co do tej pory wypracowali. A wypracowali naprawdę sporo, biorąc pod uwagę trudny charakter Eleny i całego Thomasa.
    Ach, kocham to miłością tak wielką, jaką Didl darzy swoje świnki, a Gregory odbicie w lustrze. Nie mogę się doczekać tego, co dalej i mam nadzieję, że dowiemy się niebawem. Ściskam kciuki za pisanie (jak zawsze), jestem zakochana w nowym szablonie i tulę CIę bardzobardzobaaaardzo mocno! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. WIEDZIAŁAM.
    Ale po kolei.
    Paaataaa...! Jak ja się stęskniłam za tymi głupkami ;). No i polskie akcenty zawsze w cenie.
    Fajnie, że Morgi chce spróbować, fajnie że Elena zaczęła "żyć". AUTy jak zwykle nieokrzesani, impreza w Planicy przednia, a impreza po godzinach jeszcze lepsza (biedny Poppi :<). I na dodatek... mocno zakrapiana.
    Cusz, przyjaźń fajna, ale czy zepsuta? Mnie tam się końcówka podobała. Zobaczymy co im z tego wyjdzie ;)

    OdpowiedzUsuń