Tak właściwie dlaczego się na to
zgodziłaś?
Jesteś pełna obaw, sprzecznych myśli i
zwyczajnych lęków, które każą ci się ewakuować, póki jeszcze możesz. Nacisnąć
klamkę, wyskoczyć z auta, zapomnieć o wszystkim i wrócić do swojej strefy
komfortu, gdzie nie musisz się przełamywać. Jak cudownie byłoby teraz położyć
się na łóżku i spać przez kilka godzin albo oglądać durne, brazylijskie
telenowele! Czysta prokrastynacja, bezcelowe egzystencjowanie, coś, w czym
nauczyłaś się być dobra. Nie musiałabyś zawracać sobie głowy tym, czy nie
wypadłaś źle przed nowo poznanymi ludźmi i czy jeszcze potrafisz być
wystarczająco zabawna, towarzyska, błyskotliwa. Ostatnio twoje życie
towarzyskie jest jak prosta na ekranie aparatu monitorującego pracę serca i
chyba jesteś za bardzo wystraszona, by zacząć je reanimować.
Z drugiej strony bez powodu nie zgodziłaś
się na to szaleństwo, prawda?
Ukradkiem spoglądasz na Thomasa, który
uważnie obserwuje drogę przed sobą, wtórując cicho radiu. Wygląda na
zrelaksowanego i podekscytowanego. Gdy zaproponował ci wyjazd do Planicy,
myślałaś, że sobie żartuje. Ale on mówił poważnie, chciał cię tam zabrać,
pokazać ci, że świat nie jest taki straszny, jakim teraz wydaje ci się być. Nie
wiedząc czemu, uwierzyłaś mu. Uwierzyłaś, że potrafisz być dawną Eleną -
roześmianą, z marzeniami, cieszącą się malutkimi momentami. Zatęskniłaś za tamtą Eleną, chciałaś,
żeby wróciła chociaż na chwilę. Chciałaś oglądać skoki, sącząc słoweńskie piwo
i bujając się w rytm wesołej muzyki, być częścią tłumu, porwać się temu
szaleństwu. W Planicy byłaś raz, może dwa, całe wieki temu, ale wciąż pamiętasz
jak było wtedy fajnie, przyjemnie, bezproblemowo. Dlaczego by do tego nie
wrócić? Na chwilę, na parę sekund? Dać szansę starej Elenie?
- Przestań się na mnie tak gapić - mruczy z
nad kierowcy Thomas, uśmiechając się szeroko. - Czuję się dziwnie.
- Proszę cię, nie mów, że moje spojrzenie
ci przeszkadza. Przecież na ciebie ciągle ktoś się gapi. - Wywracasz oczami,
nie czując ani grama irytacji. Może i jesteś wystraszona, ale z drugiej strony
twoje podekscytowanie rośnie z każdym pokonanym kilometrem przybliżającym was
do Planicy. Czujesz, że ten weekend może cię pozytywnie zaskoczyć, że za tych
ciemnych chmur, które spowiły twoje życie, wreszcie wyjdzie słońce.
- Celna uwaga. - Morgenstern śmieje się,
rzucając ci szybkie spojrzenie. - Jak samopoczucie przed jedną wielką imprezą?
Wyglądasz przez okno, zastanawiając się nad
pytaniem Thomasa. O dziwo, nie musisz mu kłamać, bo czujesz się dobrze.
Niepewnie, ale dobrze.
- Już nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam
się taka... wolna?
- Poczekaj, aż wypijesz kilka, słoweńskich
piw i poszalejesz na parkiecie z naszą kadrą. To dopiero wolność.
- Nie rozpędzaj się tak. Ja nie imprezuję.
- Kochana - z twarzy blondyna nie schodzi
cwany uśmiech. - W Planicy każdy imprezuje. Każdy.
***
Słońce razi w oczy, a ciepłe powietrze
pozwala zrzucić z siebie ocieplaną kurtkę i rozkoszować się pierwszymi
podmuchami wiosny. Podajesz Morgensternowi puszkę regionalnego piwa, po czym
sięgasz do torebki w poszukiwaniu okularów przeciwsłonecznych. Pogoda jest
wręcz bajkowa. Nieskazitelnie błękitne niebo, przyjemny wiatr, który pozwoli
zawodnikom nieźle odlecieć, cudowny krajobraz i swobodna atmosfera. Możesz
trwać w poczuciu, że nic nie musisz, delektować się beztroską, na chwilę być
młodą dziewczyną, dla której największym problemem jest wybór piwa.
Zdecydowanie potrzebowałaś takich kilku dni tylko dla siebie i swojego
zapomnienia.
- Już zapomniałam, jaka Planica jest
niesamowita - mówisz, odbierając swoje piwo i rozglądając się wokół. Za kilka
minut zacznie się seria próbna przed pierwszym konkursem, który wyjątkowo
zamiast odbyć się na Letalnicy, rozegrany zostanie na Velikance. Trybuny są już
prawie zapełnione, pośród morza flag wydobywa się wesoły gwar. Z głośników
sączy się skoczna muzyka, spiker zaczyna mówić do przybyłych, a zawodnicy
przystępują do rozgrzewki. Thomas prowadzi was przez wioskę skoczków, co chwilę
się zatrzymując i witając ze swoimi kolegami po fachu. Uśmiech nie schodzi z
jego twarzy, a oczy błyszczą jak nigdy wcześniej. Należy tutaj i to się nie
zmieni niezależnie od tego, jaką decyzję w przyszłości podejmie. - Lubią cię
tutaj - stwierdzasz, gdy kolejny skoczek z entuzjazmem przybija blondynowi
piątkę.
Thomas wzrusza ramionami.
- Nie sposób mnie nie lubić. - Szczerzy
zęby w szerokim uśmiechu, po czym wpada w serdeczne objęcie Waltera Hofera. Nie
możesz się nie zgodzić z tym, że Morgenstern jest typem faceta, którego darzy
się sympatią mimo wszystko.
Sama, odkąd wyznaczyliście granice waszej
relacji, czujesz się dobrze w jego towarzystwie. Kiedy nie wtrąca się w twoje
sprawy, potrafi być czarujący i zabawny, wie, jak dotrzeć do człowieka. Nie
tylko miło ci się z nim rozmawia, ale również cisza między wami jest całkiem
znośna, momentami nawet przyjemna. Cieszysz się, że możesz mieć w nim
przyjaciela.
- Chodź, poznasz chłopaków. - Rzuca blondyn
i kieruje się w stronę odpowiedniego domku.
Zostajesz pół kroku za nim. Dla dodania
sobie odwagi, bierzesz kilka łyków piwa. Przebywanie z Morgensternem to jedno, a
poznawanie nowych ludzi i bycie towarzyską to już ta trudniejsza część planu.
Chcesz wypaść dobrze, udowodnić sobie, że jeszcze coś w tobie została ze starej
Eleny, że zdrada męża nie zabiła w tobie całej lekkości. Nie możesz przez
resztę swojego życia mazać się i użalać się nad sobą, więc poprawiasz dłonią
włosy, uzbrajasz się w swój najpiękniejszy uśmiech i próbujesz być najlepszą
wersję samej siebie.
Kiedy podchodzicie pod domek oznaczony
literami AUT, Thomas zostaje otoczony przez austriackich skoczków i członków
sztabu. Mężczyźni przytulają go, poklepują po plecach, zapewniają, że brakowało
im jego. Morgenstern jest autentycznie wzruszony. Na pierwszy rzut oka widać,
że tęsknił za całym tym światem, za swoją drużyną, rywalizacją. Nieważne, ile
bólu przynosi mu ten sport, i tak będzie kochał skoki całym sercem.
Jest coś pięknego w tym obrazku, musisz to
przyznać. Może skoki są sportem indywidualnym, ale narodowa kadra jest jak
rodzina, a Thomas jest jej częścią.
- Hej, nie przyjechałem sam. Poznajcie
Elenę. - Thomas posyła ci uśmiech, a oczy zebranych kierują się w twoją stronę.
Mimowolnie rumienisz się pod ostrzałem oceniających spojrzeń, jednakże
zdobywasz się na delikatny uśmiech.
- To twoja nowa dziewczyna? - Rzuca ktoś z
lekkim sarkazmem w głosie.
- Na pewno nie, nie jest blondynką. - Z
przekonaniem mówi niski brunet, wykrzywiając przy tym śmiesznie usta i
lustrując cię z dołu do góry.
- Może po tym, jak przypierdolił głową o
zeskok, zmienił mu się gust? - Jakiś blondyn
wzrusza ramionami.
Patrzysz na nich wszystkich ze
zdezorientowaniem. Część twarzy kojarzysz z telewizji i prasy, ale nie na tyle,
by dopasować do nich odpowiednie nazwiska. Jakoś w ostatnich czasach,
pochłonięta pracą i małżeństwem, nie miałaś czasu śledzić jakichkolwiek
sportowych zmagań.
Koniec końców, co ci zostało z tego
zaangażowania w zdobywanie pieniędzy i kochanie, wydawać by się mogło,
idealnego mężczyzny?
- Elena jest moją przyjaciółką i sąsiadką,
okej? - Morgenstern rzuca ci spojrzenie typu "Nic nie poradzę na tych
głąbów", po czym przedstawia ci wszystkich. Nie jesteś pewna, czy zdołałaś
zapamiętać imię każdego, ale - jak się okazuje - będziesz mieć szansę poznać
ich bliżej. Thomas miał rację, mówiąc, że ten weekend będzie jedną wielką
imprezą.
Cóż, naprawdę wiele czasu minęło, odkąd
ostatni raz porządnie się wybawiłaś.
- Naprawdę nie jesteś jego dziewczyną? -
Blondyn z tunelem w uszach szturcha cię w bok, gdy Morgenstern wdaje się w
pogawędkę z bodajże fizjoterapeutą kadry i nie zwraca na was większej uwagi. -
To nie ma sensu. Po co miałby zabierać tutaj swoją nie-dziewczynę?
Czy
to nie przypadkiem Thomas numer dwa?
Naprawdę starasz się, aby nie obdarzyć
skoczka kpiącym spojrzeniem, ale średnio ci to wychodzi. Na samą myśl o tym, że
mogłabyś być z kimś takim jak Morgenstern, chce ci się śmiać. Nie ma między wami
żadnej chemii, zupełnie nic nie iskrzy. Zaczęliście się dogadywać, owszem, ale
nic ponadto.
Zresztą nie masz zamiaru wplątywać się w
jakieś romanse. Na razie serwujesz sobie przerwę od spotykania się z
kimkolwiek. Nie potrzebujesz kolejnych rozczarowań.
- Mając na uwadze wszystkie plotki o życiu
uczuciowym Thomasa, w życiu nie wpakowałabym się w związek z nim - stwierdzasz
cicho, nie bez ironii w głosie, co zauważa twój rozmówca.
- Morgi jest czadowym gościem - Thomas kiwa
głową, a na jego twarz wypływa smutny uśmiech. - Ale życia za grosz nie potrafi
sobie ułożyć.
Nie
tylko on, myślisz. Pod tym względem do siebie pasujecie. Przez chwilę udało
się wam mieć ustabilizowane, szczęśliwe życie, ale potem wszystko runęło niczym
domek z kart. Może dlatego na początku go odpychałaś, może dlatego połączyła
was jakaś osobliwa nić porozumienia, choć - paradoksalnie - stoicie po
przeciwnych stronach podobnego problemu.
- O czym plotkujecie? - Obok was pojawia
się Thomas. Odkąd wróciłaś na stare śmieci, nie widziałaś go takiego
zrelaksowanego, tryskającego optymizmem, pełnego nadziei. Jest w nim coś
takiego, że, kiedy na niego patrzysz, sama masz ochotę się uśmiechnąć.
Blondyn z tunelem mamrocze coś pod nosem o
rozgrzewce i szybko się ulatnia. Życzycie jeszcze chłopakom powodzenia, po czym
idziecie zająć miejsca. Dawno nie byłaś tak podekscytowana, naprawdę nie pamiętasz
już, co ostatnio wzbudziło w tobie taką radość. Z ciekawością oglądasz zawody,
uważnie słuchając Thomasa, który zasypuje cię istotnymi informacjami o
skoczkach lub samej dyscyplinie. Stajesz się częścią tłumu, który żywo reaguje
po dalekim skoku i głośno wzdycha po tym, jak zawodnik osiągnie mizerną
odległość. Mocno trzymasz kciuki, kiedy któryś z reprezentantów Austrii wzbija
się w powietrze, skupiasz się wyłącznie na tej chwili, delektujesz się
spokojem, jaki cię ogarnął.
Ale przede wszystkim świetnie bawisz się w
towarzystwie Thomasa.
***
W przerwie między seriami, Morgenstern
prowadzi cię na górę skoczni. Widok, jaki się stamtąd rozpościera jest
oszałamiający. W dole kotłuje się morze różnonarodowych flag, nad nim górują
potężne Alpy, których ośnieżone szczyty pięknie kontrastującą z błękitem nieba.
Wciąż słyszycie gwar kibiców, ale jest znacznie ciszej niż na dole. Nie
potrafisz powstrzymasz uśmiechu cisnącego się na twoje usta, całą sobą
chłoniesz roztaczający się krajobraz, próbując zapamiętać go z jak
najdrobniejszymi szczegółami.
- Niesamowite - szepczesz, nie odrywając
wzroku od flag państwowych powiewających na wietrze. - Zapiera wdech w
piersiach.
Za pleców dobiega cię śmiech Thomasa.
- I mówi to ktoś, kto bał się wspiąć na
drzewo.
- Z pewnych rzeczy się wyrasta - mówisz,
oglądając się za siebie i obdarzając blondyna rozbawionym spojrzeniem. -
Zresztą zawsze z Moritzem wybieraliście najtrudniejsze do wspinaczki drzewa.
Thomas robi minę niewiniątka. Po chwili
jednak jego spojrzenie ucieka w bok, a wyraz twarzy momentalnie się zmienia.
Łobuzerski błysk znika z oczu, uśmiech zamiera na ustach, a z pomiędzy warg
wymyka się ciche westchnięcie.
- Szkoda, że Letalnica jest w remoncie, tam
dopiero widoki są bajeczne. - W jego głosie słychać smutek, melancholię, może
rozczarowanie. Ściąga brwi, w zamyśleniu wpatrując się w mamucią skocznię i
milczy. Zastanawiasz się nad tym, co chodzi po jego głowie. Czy przypomina
sobie upadek na innym mamucie, który zabrał mu tak wiele? Czy wciąż boli go
tamto wspomnienie? Czy się boi?
Przeklinasz siebie w duchu, gdy
uświadamiasz sobie, że masz zamiar złamać waszą umowę i przekroczyć granicę,
którą sobie wyznaczyliście. A właściwie, którą ty wyznaczyłaś, Morgenstern
jedynie zgodził się na twój warunek
W ten weekend mieliście tylko świetnie się
bawić i zapomnieć o wszelkich problemach, nie rozmawiać o tym, co trudne i co
rozrywa duszę. Ale jego oczy... są takie smutne.
Cholera
jasna.
- O czym myślisz? - Pytasz cicho, po czym
speszona lekko przygryzasz wargę.
Thomas, wyrwany z zamyślenia, rzuca ci
roztargnione spojrzenie. Wzrusza ramionami i wbija wzrok w zeskok Velikanki, na
którym ląduje przedskoczek. Zaraz powinna zacząć się druga seria, ale w tym
momencie mało cię to interesuje.
- Thomas...
Blondyn bierze głęboki wdech, uśmiechając
się smutno i obejmując wzrokiem to, co dzieje się na dole. Trzydziesty skoczek
pierwszej serii otworzył właśnie rundę finałową, oddając daleki skok i
otrzymując gorący aplauz kibiców.
- Tęsknię za tym, wiesz? - Szepcze, a jego
głos brzmi tak cholernie smutno. - Za tym wszystkim. Za skakaniem,
podróżowaniem, wygrywaniem, ludźmi z kadry, swoimi rywalami, nawet za Hoferem.
- Śmieje się gorzko, nieco gardłowo.
Coś łapie cię za serce. Do tej pory
lekceważyłaś problemy Morgensterna, w końcu sam zasłużył sobie na to, co go
spotkało. Karma wraca i tak dalej. Ale teraz, widząc go w takiej rozsypce,
tęskniącego do tego, co kochał najbardziej, co było całym jego światem... Nie
potrafisz mu nie współczuć.
Rozbita kariera i rozbita rodzina to za
dużo cierpienia jak na jednego człowieka.
- Z drugiej strony boję się do tego wrócić.
Tak naprawdę nikt nie może przewidzieć tego, co stanie się w powietrzu, jakiegoś
nagłego podmuchu, własnego błędu, który może przynieść katastrofalne skutki. -
Na chwilę wstrzymuje oddech. Choć fizycznie znajduje się metr od ciebie,
duchowo jest w całkiem innym miejscu. - Wszystkie środki ostrożności nie
wykluczają całego niebezpieczeństwa. A ja mam córkę, o której muszę myśleć, dla
której nie może mnie zabraknąć. Jestem innym człowiekiem niż wtedy, gdy
zaczynałem, ale... - Milknie. Wydaje się być zmęczony, zrezygnowany, przegrany.
Ten sezon był wyjątkowo trudny dla niego. I być może był tym ostatnim.
- Ale wciąż to kochasz. - Stwierdzasz,
uważnie obserwując jego twarz, na której maluje się tyle różnych emocji. Mężczyzna
bije się z własnymi myślami, pragnieniami, samym sobą. Stoi na rozwidleniu
dróg, a kierunek, który wybierze zadecyduje o całym jego życiu. Jednak już nic
nie będzie takie same jak wcześniej.
- Jak cholera.
W tym momencie swojego życia nie jesteś
najlepszą osobą do udzielania rad, ale nie możesz przejść obojętnie obok tak
bardzo rozbitego człowieka. Człowieka, który dodatkowo, sam, choć miał masę
własnych problemów, nie przeszedł obojętnie obok ciebie. Nawet, jeśli wtedy to
wyjątkowo cię zirytowało, pomogło ci. To właśnie dzięki niemu dzisiaj po raz
pierwszy od dawna wzięłaś głęboki wdech i zakrztusiłaś się czystym, świeżym
powietrzem.
- Czasami trochę zdrowego egoizmu nie
zaszkodzi.
Morgenstern podnosi głowę i patrzy na
ciebie z powątpieniem.
- Przez większość swojego życia byłem
egoistą. Wystarczy.
Ty jednak widzisz ową sprawę z całkiem
innej strony. Może nie miałaś styczności z blondynem przez dobrych, kilka lat,
ale wiesz jedną, ważną rzecz i chcesz mu uświadomić, że może jednak się myli.
- Twoja córka na pewno będzie szczęśliwsza,
widząc cię szczęśliwego. A bez skoków jesteś... Na pewno nie jesteś najlepszą
wersją samego siebie. Rób to, co kochasz, co sprawi, że będziesz spełniony i
dopiero wtedy zacznij uszczęśliwiać innych.
Nieświadomie wstrzymujesz oddech. Z dołu
dobiega cię ryk zadowolonego tłumu, ale teraz, ten świat, w którym byłaś
zaledwie kilkanaście minut temu, wydaje ci się całkiem obcy i nieistotny. Całą
swoją uwagę koncentrujesz na blondynie obok ciebie, który wygląda jak zagubione
dziecko we mgle. Chcesz dodać mu jakoś otuchy, udowodnić, że nie jest w tym
sam, ale nie wiesz, co jeszcze możesz mu powiedzieć, więc po prostu chwytasz go
za dłoń i delikatnie ją ściskasz.
Jesteście przyjaciółmi, a przyjaciele nie
milczą o problemach. Teraz to rozumiesz. I już nie chcesz wypierać się tego, że
wasza przyjaźń nie skończyła się, gdy wasze drogi rozeszły się wiele lat temu.
- Może masz rację. - Thomas powoli kiwa
głową, obserwując jak kolejny skoczek wzbija się w powietrze, by po kilku minutach
wylądować z idealnie zaznaczonym telemarkiem. Jego twarz jakby jaśnieje, a oczy
nabierają znajomego błysku. - Spróbuję wrócić. Wrócę. - Mówi ze zdecydowaniem,
uśmiechając się szeroko i mocniej ściskając twoją dłoń.
***
when you lose your way
and the fight is gone
your heart starts to
break
and you need someone
around now
just close your eyes a
while
i'll put my arms above
you
and make you
unbreakable
***
złota zasada pisania: jest nauka, jest wena, jest pisanie.
początkowo rozdział miał pod wieloma względami wyglądać inaczej, jednakże "w praniu" wyszło, jak wyszło. a tak poza tym obiecałam sobie, że już nie będę narzekać i jakoś wymęczę to, co zostało (a nie wiem, ile i co zostało, yolo xD), więc no, miło mi, jeśli ktoś jeszcze, mimu ciągłych przerw, czeka na nowości tutaj.
buźka!
ps. #spoiler, w następnym rozdziale przemycę trochę paty <3
Jejku Cam. Tak cudownie się to czyta i Ty nawet nie mów, że to się kiedyś skończy. Nie zgadzam się.
OdpowiedzUsuńTen początek... tak to już jest w życiu, że bolesne sytuacje często ostatecznie wychodzą na dobre. Oczywiście, potrzeba dużo czasu, ale ten moment, kiedy człowiek się zatrzymuje i zaczyna analizować swoje życie może się okazać przełomem. U Eleny tych przełomów było kilka, gdyż jej powrót do normalności charakteryzują małe kroczki. Może to i lepiej? Małe zmiany są z reguły bardziej długotrwałe. Grunt, że ciągle jest na dobrej drodze. Zdecydowanie wolę jak sobie swobodnie żartuje z Thomasem.
Myślę, że to, że tęskni za dawną sobą jest dość znaczące. Chyba przestała w sobie szukać winy za rozpad małżeństwa. Dawna Elena była szczęśliwa i mam nadzieję, że uda jej się to szczęście na nowo odnaleźć. Może inaczej będzie je definiować, ale ważne, żeby je odzyskała.
Poznanie austriackiej kadry nie mogło być normalne, ale jak nigdy wcześniej, miałam wrażenie, że Elena czuje się naprawdę dobrze. I chyba to był cel Thomasa, gdy proponował jej ten wyjazd.
A on sam... no cóż. Trudno mi się skupić na nim, bo bardziej szukam odpowiednich słów, by wyrazić mój zachwyt nad tym jak tutaj opisałaś przyjaźń.
I wiesz... na dobry tekst można czekać miesiącami. W każdym razie ja będę czekać.
Kamciu, Kamciu, Kamciu. Mam wrażenie, że ja Ci tutaj nic nowego nie napiszę. Przez siedemnaście poprzednich rozdziałów (albo szesnaście, bo raz byłam zła i nie skomentowałam, za co wciąż mi potwornie wstyd) powtarzam zachwyty nad tą fantastyczną, ale jakże cholernie trudną historią. Można mi w ten sposób zarzucić brak obiektywizmu. Pewnie coś w tym jest, bo gdy czyta się o "swoim" skoczku, to zazwyczaj jest to czytanie "mimo wszystko". W przypadku tego opowiadania nie istnieje żadne "mimo wszystko". Po pierwsze: to piszesz Ty, Cam. Znam Twoje opowiadania, przez ostatnie już niemal dwa lata poznałam Twoje pisanie, sposób, w jaki kreujesz postacie i ich historie, znam Twój styl i wiem, że potrafisz wzruszać, a kiedy trzeba, to doprowadzasz go do łez ale śmiechu. Mówiąc krótko: jesteś cholernie zdolną bestią, więc moje tutejsze zachwyty nie są przesadzone. A po drugie: to jest naprawdę bardzo, ale to bardzo dobre opowiadanie. Potwornie niedoceniane, co mnie boli, ale z drugiej strony czuję, że jest takie "moje" i żaden inny czytelnik mi go nie kradnie. :3
OdpowiedzUsuńJestem bardzo mocno emocjonalnie związana z tą historią. Tak, tak, Morgo. Co zrobić? Chyba troszkę wracam do tego, co napisałam powyżej o czytaniu o "swoim" skoczku, ale nie znamy się od wczoraj, żebyś nie wiedziała, że Morgo to nie byle kto. A wiesz i rozumiesz. Teraz trochę wrzucę swojego szitu tutaj, ale to opowiadanie tak bardzo nie pozwala mi zapomnieć o tym, co ja sama napisałam. W sensie - swoim pogruchotanym Thomasem i podnoszącą się z kolan Eleną przywołujesz mi wszystkie dobre wspomnienia z pisania Shattered, za co ogromnie Ci dziękuję. Gdy zaraz po publikacji rozdziału tu wpadłam (oczywiście cała rozemocjonowana, jak to zawsze jest, gdy pojawia się tutaj coś nowego) i zobaczyłam, że dałaś do rozdziału "Unbreakable", to mnie ścisnęło w sercu i się poryczałam, bo to jedna z tych piosenek, które mocno mi towarzyszyły przy pisaniu tych moich głupków. I to znowu uruchomiło we mnie lawinę wspomnień, ale to tam nieważne. Ech, za dużo o sobie tu piszę, ale chcę, abyś wiedziała, jak Over the sun jest dla mnie ważne i szczególne i że kocham tę historię z całego serca. I kocham Ciebie, że podjęłaś się tej cholernie trudnej tematyki, za co też Ci dziękuję. Można policzyć dosłownie na palcach jednej ręki ilość autorek, które mogłyby o NIM napisać. A pewnie i tak nie wykorzystałabym wszystkich palców. Jesteś szczególna, Cam. Podjęłaś się tego wyzwania i wiedz, że idzie Ci doskonale. Jasne, proces pisania pewnie do najprostszych nie należy, ale wiesz... droga na szczyt góry prosta nie jest, trzeba się namęczyć, ale jak już się wejdzie, to jest super. Oho, tryb Coelho mi się uruchamia, chyba pora przejść do rozdziału.
Powiem tak: xD
To przez tę Planicę, słoweńskie piwo i tekst Thomasa: "W Planicy każdy imprezuje. Każdy." Uruchomiłaś we mnie wspomnienia sprzed blisko już trzech miesięcy (o kurczaki, KIEDY TO MINĘŁO) i - że tak wyprzedzę - nie mogę się doczekać następnego rozdziału, skoro przemycisz tam trochę paty. XD (Jeśli mogę coś poradzić to powiem tak: nie krępuj się z niczym, nie ma rzeczy, których Planica, a właściwie Kranjska Gora nie widziała XD). Ale wracając do tematów poważnych, bo przecież to opowiadanie porusza tematy poważne (ale jednocześnie jest mega życiowe, przez co nie ma tutaj momentów, w którym wszyscy wpadamy w dół wraz z bohaterem, tylko pojawiają się elementy rozładowujące atmosferę), to nie ma możliwości, abym nie uwierzyła w prawdziwość Twoich postaci. Ogromnie cieszę się, że oboje nie siedzą zamknięci w domach i nie rozmyślają nad swoimi losami, tylko mają chęci, aby się podnieść i iść dalej. I że doszli do tego momentu, w którym podnoszą siebie nawzajem w bardzo niepretensjonalny sposób.
Po prostu są, spędzają wspólnie czas, rozmawiają o tym, co ich boli tylko jeśli tego chcą. Widać tutaj ogromny progres, jaki nastąpił między tą dwójką. I rzeczywiście, nie ma między nimi żadnej chemii, o której choćby pierwiastek łatwo w takich historiach. Bo zawsze wystarczy jedno spojrzenie, krótka myśl w głowie bohatera, by czytelnik zaczął odczytywać pewne sygnały. Tutaj tego nie ma. A przynajmniej ja tego nie wyczuwam. Może też dlatego, że w jakiś sposób nie wyobrażam sobie Eleny i Thomasa jako pary. Jestem na etapie rozpracowywania tego wniosku, jak już do tego dojdę, to Ci napiszę, ale oni razem-razem? Nieee. Nie widzę tego. Chociaż może Twój cel jest inny? Niezbadane zakamarki Twojego umysłu, ale wiedz, że jesteś tą autorką, której ufam w 100%. Bądźmy szczere, umiesz prowadzić takie obyczajowe historie i zawsze wiesz, co napisać, aby w całości nie było żadnych zgrzytów. Także no. Ufam Ci. Cokolwiek im tu nie wymyśliłaś, z pewnością będą to czytać z rozdziawioną japą, a potem będę pisać elaboraty o podobnej objętości do tego tutaj.
UsuńNo okej, to może jednak będę już kończyć. Podsumowując: każdym rozdziałem tutaj doprowadzasz mnie do łez samym tym, że się pojawia (mimo wszystko czasem martwię się, że ten Twój syndrom Morgensterna jest prawdziwy i go nie dokończysz :c). Przywracasz mi całą masę wspomnień związaną z pisaniem Shattered, a tym rozdziałem i zapewne następnym przywrócisz mi jeszcze Planicę, więc już jestem zachwycona. :D A poza tym piszesz tak pięknie i tak prawdziwie oddajesz ludzkie lęki, słabości i towarzyszące bohaterom uczucia, że nie pozostaje mi nic innego jak zdjąć kapelusz i głęboko się przed Tobą ukłonić.
Jesteś n a j l e p s z a, Kamciu. <3
Ach, no to elena sie trochę rozerwie.
OdpowiedzUsuńMówiłaś gdzieś wcześniej, że miało nie być romansu, ale bedzie. Mnie się wydaje że bez romansów było by też spoko, ale zoabczymy co z tego będzie.
Fajna jest ta ich przyjaźń, wiesz?