wtorek, 7 czerwca 2016

Osiemnaście




Tak właściwie dlaczego się na to zgodziłaś?
Jesteś pełna obaw, sprzecznych myśli i zwyczajnych lęków, które każą ci się ewakuować, póki jeszcze możesz. Nacisnąć klamkę, wyskoczyć z auta, zapomnieć o wszystkim i wrócić do swojej strefy komfortu, gdzie nie musisz się przełamywać. Jak cudownie byłoby teraz położyć się na łóżku i spać przez kilka godzin albo oglądać durne, brazylijskie telenowele! Czysta prokrastynacja, bezcelowe egzystencjowanie, coś, w czym nauczyłaś się być dobra. Nie musiałabyś zawracać sobie głowy tym, czy nie wypadłaś źle przed nowo poznanymi ludźmi i czy jeszcze potrafisz być wystarczająco zabawna, towarzyska, błyskotliwa. Ostatnio twoje życie towarzyskie jest jak prosta na ekranie aparatu monitorującego pracę serca i chyba jesteś za bardzo wystraszona, by zacząć je reanimować.
Z drugiej strony bez powodu nie zgodziłaś się na to szaleństwo, prawda?
Ukradkiem spoglądasz na Thomasa, który uważnie obserwuje drogę przed sobą, wtórując cicho radiu. Wygląda na zrelaksowanego i podekscytowanego. Gdy zaproponował ci wyjazd do Planicy, myślałaś, że sobie żartuje. Ale on mówił poważnie, chciał cię tam zabrać, pokazać ci, że świat nie jest taki straszny, jakim teraz wydaje ci się być. Nie wiedząc czemu, uwierzyłaś mu. Uwierzyłaś, że potrafisz być dawną Eleną - roześmianą, z marzeniami, cieszącą się malutkimi momentami. Zatęskniłaś za tamtą Eleną, chciałaś, żeby wróciła chociaż na chwilę. Chciałaś oglądać skoki, sącząc słoweńskie piwo i bujając się w rytm wesołej muzyki, być częścią tłumu, porwać się temu szaleństwu. W Planicy byłaś raz, może dwa, całe wieki temu, ale wciąż pamiętasz jak było wtedy fajnie, przyjemnie, bezproblemowo. Dlaczego by do tego nie wrócić? Na chwilę, na parę sekund? Dać szansę starej Elenie?
- Przestań się na mnie tak gapić - mruczy z nad kierowcy Thomas, uśmiechając się szeroko. - Czuję się dziwnie.
- Proszę cię, nie mów, że moje spojrzenie ci przeszkadza. Przecież na ciebie ciągle ktoś się gapi. - Wywracasz oczami, nie czując ani grama irytacji. Może i jesteś wystraszona, ale z drugiej strony twoje podekscytowanie rośnie z każdym pokonanym kilometrem przybliżającym was do Planicy. Czujesz, że ten weekend może cię pozytywnie zaskoczyć, że za tych ciemnych chmur, które spowiły twoje życie, wreszcie wyjdzie słońce.
- Celna uwaga. - Morgenstern śmieje się, rzucając ci szybkie spojrzenie. - Jak samopoczucie przed jedną wielką imprezą?
Wyglądasz przez okno, zastanawiając się nad pytaniem Thomasa. O dziwo, nie musisz mu kłamać, bo czujesz się dobrze. Niepewnie, ale dobrze.
- Już nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się taka... wolna?
- Poczekaj, aż wypijesz kilka, słoweńskich piw i poszalejesz na parkiecie z naszą kadrą. To dopiero wolność.
- Nie rozpędzaj się tak. Ja nie imprezuję.
- Kochana - z twarzy blondyna nie schodzi cwany uśmiech. - W Planicy każdy imprezuje. Każdy.
***

Słońce razi w oczy, a ciepłe powietrze pozwala zrzucić z siebie ocieplaną kurtkę i rozkoszować się pierwszymi podmuchami wiosny. Podajesz Morgensternowi puszkę regionalnego piwa, po czym sięgasz do torebki w poszukiwaniu okularów przeciwsłonecznych. Pogoda jest wręcz bajkowa. Nieskazitelnie błękitne niebo, przyjemny wiatr, który pozwoli zawodnikom nieźle odlecieć, cudowny krajobraz i swobodna atmosfera. Możesz trwać w poczuciu, że nic nie musisz, delektować się beztroską, na chwilę być młodą dziewczyną, dla której największym problemem jest wybór piwa. Zdecydowanie potrzebowałaś takich kilku dni tylko dla siebie i swojego zapomnienia.
- Już zapomniałam, jaka Planica jest niesamowita - mówisz, odbierając swoje piwo i rozglądając się wokół. Za kilka minut zacznie się seria próbna przed pierwszym konkursem, który wyjątkowo zamiast odbyć się na Letalnicy, rozegrany zostanie na Velikance. Trybuny są już prawie zapełnione, pośród morza flag wydobywa się wesoły gwar. Z głośników sączy się skoczna muzyka, spiker zaczyna mówić do przybyłych, a zawodnicy przystępują do rozgrzewki. Thomas prowadzi was przez wioskę skoczków, co chwilę się zatrzymując i witając ze swoimi kolegami po fachu. Uśmiech nie schodzi z jego twarzy, a oczy błyszczą jak nigdy wcześniej. Należy tutaj i to się nie zmieni niezależnie od tego, jaką decyzję w przyszłości podejmie. - Lubią cię tutaj - stwierdzasz, gdy kolejny skoczek z entuzjazmem przybija blondynowi piątkę.
Thomas wzrusza ramionami.
- Nie sposób mnie nie lubić. - Szczerzy zęby w szerokim uśmiechu, po czym wpada w serdeczne objęcie Waltera Hofera. Nie możesz się nie zgodzić z tym, że Morgenstern jest typem faceta, którego darzy się sympatią mimo wszystko.
Sama, odkąd wyznaczyliście granice waszej relacji, czujesz się dobrze w jego towarzystwie. Kiedy nie wtrąca się w twoje sprawy, potrafi być czarujący i zabawny, wie, jak dotrzeć do człowieka. Nie tylko miło ci się z nim rozmawia, ale również cisza między wami jest całkiem znośna, momentami nawet przyjemna. Cieszysz się, że możesz mieć w nim przyjaciela.
- Chodź, poznasz chłopaków. - Rzuca blondyn i kieruje się w stronę odpowiedniego domku.
Zostajesz pół kroku za nim. Dla dodania sobie odwagi, bierzesz kilka łyków piwa. Przebywanie z Morgensternem to jedno, a poznawanie nowych ludzi i bycie towarzyską to już ta trudniejsza część planu. Chcesz wypaść dobrze, udowodnić sobie, że jeszcze coś w tobie została ze starej Eleny, że zdrada męża nie zabiła w tobie całej lekkości. Nie możesz przez resztę swojego życia mazać się i użalać się nad sobą, więc poprawiasz dłonią włosy, uzbrajasz się w swój najpiękniejszy uśmiech i próbujesz być najlepszą wersję samej siebie.
Kiedy podchodzicie pod domek oznaczony literami AUT, Thomas zostaje otoczony przez austriackich skoczków i członków sztabu. Mężczyźni przytulają go, poklepują po plecach, zapewniają, że brakowało im jego. Morgenstern jest autentycznie wzruszony. Na pierwszy rzut oka widać, że tęsknił za całym tym światem, za swoją drużyną, rywalizacją. Nieważne, ile bólu przynosi mu ten sport, i tak będzie kochał skoki całym sercem.
Jest coś pięknego w tym obrazku, musisz to przyznać. Może skoki są sportem indywidualnym, ale narodowa kadra jest jak rodzina, a Thomas jest jej częścią.
- Hej, nie przyjechałem sam. Poznajcie Elenę. - Thomas posyła ci uśmiech, a oczy zebranych kierują się w twoją stronę. Mimowolnie rumienisz się pod ostrzałem oceniających spojrzeń, jednakże zdobywasz się na delikatny uśmiech.
- To twoja nowa dziewczyna? - Rzuca ktoś z lekkim sarkazmem w głosie.
- Na pewno nie, nie jest blondynką. - Z przekonaniem mówi niski brunet, wykrzywiając przy tym śmiesznie usta i lustrując cię z dołu do góry.
- Może po tym, jak przypierdolił głową o zeskok, zmienił mu się gust? - Jakiś blondyn
wzrusza ramionami.
Patrzysz na nich wszystkich ze zdezorientowaniem. Część twarzy kojarzysz z telewizji i prasy, ale nie na tyle, by dopasować do nich odpowiednie nazwiska. Jakoś w ostatnich czasach, pochłonięta pracą i małżeństwem, nie miałaś czasu śledzić jakichkolwiek sportowych zmagań.
Koniec końców, co ci zostało z tego zaangażowania w zdobywanie pieniędzy i kochanie, wydawać by się mogło, idealnego mężczyzny?
- Elena jest moją przyjaciółką i sąsiadką, okej? - Morgenstern rzuca ci spojrzenie typu "Nic nie poradzę na tych głąbów", po czym przedstawia ci wszystkich. Nie jesteś pewna, czy zdołałaś zapamiętać imię każdego, ale - jak się okazuje - będziesz mieć szansę poznać ich bliżej. Thomas miał rację, mówiąc, że ten weekend będzie jedną wielką imprezą.
Cóż, naprawdę wiele czasu minęło, odkąd ostatni raz porządnie się wybawiłaś.
- Naprawdę nie jesteś jego dziewczyną? - Blondyn z tunelem w uszach szturcha cię w bok, gdy Morgenstern wdaje się w pogawędkę z bodajże fizjoterapeutą kadry i nie zwraca na was większej uwagi. - To nie ma sensu. Po co miałby zabierać tutaj swoją nie-dziewczynę?
Czy to nie przypadkiem Thomas numer dwa?
Naprawdę starasz się, aby nie obdarzyć skoczka kpiącym spojrzeniem, ale średnio ci to wychodzi. Na samą myśl o tym, że mogłabyś być z kimś takim jak Morgenstern, chce ci się śmiać. Nie ma między wami żadnej chemii, zupełnie nic nie iskrzy. Zaczęliście się dogadywać, owszem, ale nic ponadto.
Zresztą nie masz zamiaru wplątywać się w jakieś romanse. Na razie serwujesz sobie przerwę od spotykania się z kimkolwiek. Nie potrzebujesz kolejnych rozczarowań.
- Mając na uwadze wszystkie plotki o życiu uczuciowym Thomasa, w życiu nie wpakowałabym się w związek z nim - stwierdzasz cicho, nie bez ironii w głosie, co zauważa twój rozmówca.
- Morgi jest czadowym gościem - Thomas kiwa głową, a na jego twarz wypływa smutny uśmiech. - Ale życia za grosz nie potrafi sobie ułożyć.
Nie tylko on, myślisz. Pod tym względem do siebie pasujecie. Przez chwilę udało się wam mieć ustabilizowane, szczęśliwe życie, ale potem wszystko runęło niczym domek z kart. Może dlatego na początku go odpychałaś, może dlatego połączyła was jakaś osobliwa nić porozumienia, choć - paradoksalnie - stoicie po przeciwnych stronach podobnego problemu.
- O czym plotkujecie? - Obok was pojawia się Thomas. Odkąd wróciłaś na stare śmieci, nie widziałaś go takiego zrelaksowanego, tryskającego optymizmem, pełnego nadziei. Jest w nim coś takiego, że, kiedy na niego patrzysz, sama masz ochotę się uśmiechnąć.
Blondyn z tunelem mamrocze coś pod nosem o rozgrzewce i szybko się ulatnia. Życzycie jeszcze chłopakom powodzenia, po czym idziecie zająć miejsca. Dawno nie byłaś tak podekscytowana, naprawdę nie pamiętasz już, co ostatnio wzbudziło w tobie taką radość. Z ciekawością oglądasz zawody, uważnie słuchając Thomasa, który zasypuje cię istotnymi informacjami o skoczkach lub samej dyscyplinie. Stajesz się częścią tłumu, który żywo reaguje po dalekim skoku i głośno wzdycha po tym, jak zawodnik osiągnie mizerną odległość. Mocno trzymasz kciuki, kiedy któryś z reprezentantów Austrii wzbija się w powietrze, skupiasz się wyłącznie na tej chwili, delektujesz się spokojem, jaki cię ogarnął.
Ale przede wszystkim świetnie bawisz się w towarzystwie Thomasa.
***

W przerwie między seriami, Morgenstern prowadzi cię na górę skoczni. Widok, jaki się stamtąd rozpościera jest oszałamiający. W dole kotłuje się morze różnonarodowych flag, nad nim górują potężne Alpy, których ośnieżone szczyty pięknie kontrastującą z błękitem nieba. Wciąż słyszycie gwar kibiców, ale jest znacznie ciszej niż na dole. Nie potrafisz powstrzymasz uśmiechu cisnącego się na twoje usta, całą sobą chłoniesz roztaczający się krajobraz, próbując zapamiętać go z jak najdrobniejszymi szczegółami.
- Niesamowite - szepczesz, nie odrywając wzroku od flag państwowych powiewających na wietrze. - Zapiera wdech w piersiach.
Za pleców dobiega cię śmiech Thomasa.
- I mówi to ktoś, kto bał się wspiąć na drzewo.
- Z pewnych rzeczy się wyrasta - mówisz, oglądając się za siebie i obdarzając blondyna rozbawionym spojrzeniem. - Zresztą zawsze z Moritzem wybieraliście najtrudniejsze do wspinaczki drzewa.
Thomas robi minę niewiniątka. Po chwili jednak jego spojrzenie ucieka w bok, a wyraz twarzy momentalnie się zmienia. Łobuzerski błysk znika z oczu, uśmiech zamiera na ustach, a z pomiędzy warg wymyka się ciche westchnięcie.
- Szkoda, że Letalnica jest w remoncie, tam dopiero widoki są bajeczne. - W jego głosie słychać smutek, melancholię, może rozczarowanie. Ściąga brwi, w zamyśleniu wpatrując się w mamucią skocznię i milczy. Zastanawiasz się nad tym, co chodzi po jego głowie. Czy przypomina sobie upadek na innym mamucie, który zabrał mu tak wiele? Czy wciąż boli go tamto wspomnienie? Czy się boi?
Przeklinasz siebie w duchu, gdy uświadamiasz sobie, że masz zamiar złamać waszą umowę i przekroczyć granicę, którą sobie wyznaczyliście. A właściwie, którą ty wyznaczyłaś, Morgenstern jedynie zgodził się na twój warunek
W ten weekend mieliście tylko świetnie się bawić i zapomnieć o wszelkich problemach, nie rozmawiać o tym, co trudne i co rozrywa duszę. Ale jego oczy... są takie smutne.
Cholera jasna.
- O czym myślisz? - Pytasz cicho, po czym speszona lekko przygryzasz wargę.
Thomas, wyrwany z zamyślenia, rzuca ci roztargnione spojrzenie. Wzrusza ramionami i wbija wzrok w zeskok Velikanki, na którym ląduje przedskoczek. Zaraz powinna zacząć się druga seria, ale w tym momencie mało cię to interesuje.
- Thomas...
Blondyn bierze głęboki wdech, uśmiechając się smutno i obejmując wzrokiem to, co dzieje się na dole. Trzydziesty skoczek pierwszej serii otworzył właśnie rundę finałową, oddając daleki skok i otrzymując gorący aplauz kibiców.
- Tęsknię za tym, wiesz? - Szepcze, a jego głos brzmi tak cholernie smutno. - Za tym wszystkim. Za skakaniem, podróżowaniem, wygrywaniem, ludźmi z kadry, swoimi rywalami, nawet za Hoferem. - Śmieje się gorzko, nieco gardłowo.
Coś łapie cię za serce. Do tej pory lekceważyłaś problemy Morgensterna, w końcu sam zasłużył sobie na to, co go spotkało. Karma wraca i tak dalej. Ale teraz, widząc go w takiej rozsypce, tęskniącego do tego, co kochał najbardziej, co było całym jego światem... Nie potrafisz mu nie współczuć.
Rozbita kariera i rozbita rodzina to za dużo cierpienia jak na jednego człowieka.
- Z drugiej strony boję się do tego wrócić. Tak naprawdę nikt nie może przewidzieć tego, co stanie się w powietrzu, jakiegoś nagłego podmuchu, własnego błędu, który może przynieść katastrofalne skutki. - Na chwilę wstrzymuje oddech. Choć fizycznie znajduje się metr od ciebie, duchowo jest w całkiem innym miejscu. - Wszystkie środki ostrożności nie wykluczają całego niebezpieczeństwa. A ja mam córkę, o której muszę myśleć, dla której nie może mnie zabraknąć. Jestem innym człowiekiem niż wtedy, gdy zaczynałem, ale... - Milknie. Wydaje się być zmęczony, zrezygnowany, przegrany. Ten sezon był wyjątkowo trudny dla niego. I być może był tym ostatnim.
- Ale wciąż to kochasz. - Stwierdzasz, uważnie obserwując jego twarz, na której maluje się tyle różnych emocji. Mężczyzna bije się z własnymi myślami, pragnieniami, samym sobą. Stoi na rozwidleniu dróg, a kierunek, który wybierze zadecyduje o całym jego życiu. Jednak już nic nie będzie takie same jak wcześniej.
- Jak cholera.
W tym momencie swojego życia nie jesteś najlepszą osobą do udzielania rad, ale nie możesz przejść obojętnie obok tak bardzo rozbitego człowieka. Człowieka, który dodatkowo, sam, choć miał masę własnych problemów, nie przeszedł obojętnie obok ciebie. Nawet, jeśli wtedy to wyjątkowo cię zirytowało, pomogło ci. To właśnie dzięki niemu dzisiaj po raz pierwszy od dawna wzięłaś głęboki wdech i zakrztusiłaś się czystym, świeżym powietrzem.
- Czasami trochę zdrowego egoizmu nie zaszkodzi.
Morgenstern podnosi głowę i patrzy na ciebie z powątpieniem.
- Przez większość swojego życia byłem egoistą. Wystarczy.
Ty jednak widzisz ową sprawę z całkiem innej strony. Może nie miałaś styczności z blondynem przez dobrych, kilka lat, ale wiesz jedną, ważną rzecz i chcesz mu uświadomić, że może jednak się myli.
- Twoja córka na pewno będzie szczęśliwsza, widząc cię szczęśliwego. A bez skoków jesteś... Na pewno nie jesteś najlepszą wersją samego siebie. Rób to, co kochasz, co sprawi, że będziesz spełniony i dopiero wtedy zacznij uszczęśliwiać innych.
Nieświadomie wstrzymujesz oddech. Z dołu dobiega cię ryk zadowolonego tłumu, ale teraz, ten świat, w którym byłaś zaledwie kilkanaście minut temu, wydaje ci się całkiem obcy i nieistotny. Całą swoją uwagę koncentrujesz na blondynie obok ciebie, który wygląda jak zagubione dziecko we mgle. Chcesz dodać mu jakoś otuchy, udowodnić, że nie jest w tym sam, ale nie wiesz, co jeszcze możesz mu powiedzieć, więc po prostu chwytasz go za dłoń i delikatnie ją ściskasz.
Jesteście przyjaciółmi, a przyjaciele nie milczą o problemach. Teraz to rozumiesz. I już nie chcesz wypierać się tego, że wasza przyjaźń nie skończyła się, gdy wasze drogi rozeszły się wiele lat temu.
- Może masz rację. - Thomas powoli kiwa głową, obserwując jak kolejny skoczek wzbija się w powietrze, by po kilku minutach wylądować z idealnie zaznaczonym telemarkiem. Jego twarz jakby jaśnieje, a oczy nabierają znajomego błysku. - Spróbuję wrócić. Wrócę. - Mówi ze zdecydowaniem, uśmiechając się szeroko i mocniej ściskając twoją dłoń.
***

when you lose your way
and the fight is gone
your heart starts to break
and you need someone around now
just close your eyes a while
i'll put my arms above you
and make you unbreakable

***

złota zasada pisania: jest nauka, jest wena, jest pisanie.
początkowo rozdział miał pod wieloma względami wyglądać inaczej, jednakże "w praniu" wyszło, jak wyszło. a tak poza tym obiecałam sobie, że już nie będę narzekać i jakoś wymęczę to, co zostało (a nie wiem, ile i co zostało, yolo xD), więc no, miło mi, jeśli ktoś jeszcze, mimu ciągłych przerw, czeka na nowości tutaj.
buźka!

ps. #spoiler, w następnym rozdziale przemycę trochę paty <3

4 komentarze:

  1. Jejku Cam. Tak cudownie się to czyta i Ty nawet nie mów, że to się kiedyś skończy. Nie zgadzam się.
    Ten początek... tak to już jest w życiu, że bolesne sytuacje często ostatecznie wychodzą na dobre. Oczywiście, potrzeba dużo czasu, ale ten moment, kiedy człowiek się zatrzymuje i zaczyna analizować swoje życie może się okazać przełomem. U Eleny tych przełomów było kilka, gdyż jej powrót do normalności charakteryzują małe kroczki. Może to i lepiej? Małe zmiany są z reguły bardziej długotrwałe. Grunt, że ciągle jest na dobrej drodze. Zdecydowanie wolę jak sobie swobodnie żartuje z Thomasem.
    Myślę, że to, że tęskni za dawną sobą jest dość znaczące. Chyba przestała w sobie szukać winy za rozpad małżeństwa. Dawna Elena była szczęśliwa i mam nadzieję, że uda jej się to szczęście na nowo odnaleźć. Może inaczej będzie je definiować, ale ważne, żeby je odzyskała.
    Poznanie austriackiej kadry nie mogło być normalne, ale jak nigdy wcześniej, miałam wrażenie, że Elena czuje się naprawdę dobrze. I chyba to był cel Thomasa, gdy proponował jej ten wyjazd.
    A on sam... no cóż. Trudno mi się skupić na nim, bo bardziej szukam odpowiednich słów, by wyrazić mój zachwyt nad tym jak tutaj opisałaś przyjaźń.
    I wiesz... na dobry tekst można czekać miesiącami. W każdym razie ja będę czekać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kamciu, Kamciu, Kamciu. Mam wrażenie, że ja Ci tutaj nic nowego nie napiszę. Przez siedemnaście poprzednich rozdziałów (albo szesnaście, bo raz byłam zła i nie skomentowałam, za co wciąż mi potwornie wstyd) powtarzam zachwyty nad tą fantastyczną, ale jakże cholernie trudną historią. Można mi w ten sposób zarzucić brak obiektywizmu. Pewnie coś w tym jest, bo gdy czyta się o "swoim" skoczku, to zazwyczaj jest to czytanie "mimo wszystko". W przypadku tego opowiadania nie istnieje żadne "mimo wszystko". Po pierwsze: to piszesz Ty, Cam. Znam Twoje opowiadania, przez ostatnie już niemal dwa lata poznałam Twoje pisanie, sposób, w jaki kreujesz postacie i ich historie, znam Twój styl i wiem, że potrafisz wzruszać, a kiedy trzeba, to doprowadzasz go do łez ale śmiechu. Mówiąc krótko: jesteś cholernie zdolną bestią, więc moje tutejsze zachwyty nie są przesadzone. A po drugie: to jest naprawdę bardzo, ale to bardzo dobre opowiadanie. Potwornie niedoceniane, co mnie boli, ale z drugiej strony czuję, że jest takie "moje" i żaden inny czytelnik mi go nie kradnie. :3
    Jestem bardzo mocno emocjonalnie związana z tą historią. Tak, tak, Morgo. Co zrobić? Chyba troszkę wracam do tego, co napisałam powyżej o czytaniu o "swoim" skoczku, ale nie znamy się od wczoraj, żebyś nie wiedziała, że Morgo to nie byle kto. A wiesz i rozumiesz. Teraz trochę wrzucę swojego szitu tutaj, ale to opowiadanie tak bardzo nie pozwala mi zapomnieć o tym, co ja sama napisałam. W sensie - swoim pogruchotanym Thomasem i podnoszącą się z kolan Eleną przywołujesz mi wszystkie dobre wspomnienia z pisania Shattered, za co ogromnie Ci dziękuję. Gdy zaraz po publikacji rozdziału tu wpadłam (oczywiście cała rozemocjonowana, jak to zawsze jest, gdy pojawia się tutaj coś nowego) i zobaczyłam, że dałaś do rozdziału "Unbreakable", to mnie ścisnęło w sercu i się poryczałam, bo to jedna z tych piosenek, które mocno mi towarzyszyły przy pisaniu tych moich głupków. I to znowu uruchomiło we mnie lawinę wspomnień, ale to tam nieważne. Ech, za dużo o sobie tu piszę, ale chcę, abyś wiedziała, jak Over the sun jest dla mnie ważne i szczególne i że kocham tę historię z całego serca. I kocham Ciebie, że podjęłaś się tej cholernie trudnej tematyki, za co też Ci dziękuję. Można policzyć dosłownie na palcach jednej ręki ilość autorek, które mogłyby o NIM napisać. A pewnie i tak nie wykorzystałabym wszystkich palców. Jesteś szczególna, Cam. Podjęłaś się tego wyzwania i wiedz, że idzie Ci doskonale. Jasne, proces pisania pewnie do najprostszych nie należy, ale wiesz... droga na szczyt góry prosta nie jest, trzeba się namęczyć, ale jak już się wejdzie, to jest super. Oho, tryb Coelho mi się uruchamia, chyba pora przejść do rozdziału.

    Powiem tak: xD
    To przez tę Planicę, słoweńskie piwo i tekst Thomasa: "W Planicy każdy imprezuje. Każdy." Uruchomiłaś we mnie wspomnienia sprzed blisko już trzech miesięcy (o kurczaki, KIEDY TO MINĘŁO) i - że tak wyprzedzę - nie mogę się doczekać następnego rozdziału, skoro przemycisz tam trochę paty. XD (Jeśli mogę coś poradzić to powiem tak: nie krępuj się z niczym, nie ma rzeczy, których Planica, a właściwie Kranjska Gora nie widziała XD). Ale wracając do tematów poważnych, bo przecież to opowiadanie porusza tematy poważne (ale jednocześnie jest mega życiowe, przez co nie ma tutaj momentów, w którym wszyscy wpadamy w dół wraz z bohaterem, tylko pojawiają się elementy rozładowujące atmosferę), to nie ma możliwości, abym nie uwierzyła w prawdziwość Twoich postaci. Ogromnie cieszę się, że oboje nie siedzą zamknięci w domach i nie rozmyślają nad swoimi losami, tylko mają chęci, aby się podnieść i iść dalej. I że doszli do tego momentu, w którym podnoszą siebie nawzajem w bardzo niepretensjonalny sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu są, spędzają wspólnie czas, rozmawiają o tym, co ich boli tylko jeśli tego chcą. Widać tutaj ogromny progres, jaki nastąpił między tą dwójką. I rzeczywiście, nie ma między nimi żadnej chemii, o której choćby pierwiastek łatwo w takich historiach. Bo zawsze wystarczy jedno spojrzenie, krótka myśl w głowie bohatera, by czytelnik zaczął odczytywać pewne sygnały. Tutaj tego nie ma. A przynajmniej ja tego nie wyczuwam. Może też dlatego, że w jakiś sposób nie wyobrażam sobie Eleny i Thomasa jako pary. Jestem na etapie rozpracowywania tego wniosku, jak już do tego dojdę, to Ci napiszę, ale oni razem-razem? Nieee. Nie widzę tego. Chociaż może Twój cel jest inny? Niezbadane zakamarki Twojego umysłu, ale wiedz, że jesteś tą autorką, której ufam w 100%. Bądźmy szczere, umiesz prowadzić takie obyczajowe historie i zawsze wiesz, co napisać, aby w całości nie było żadnych zgrzytów. Także no. Ufam Ci. Cokolwiek im tu nie wymyśliłaś, z pewnością będą to czytać z rozdziawioną japą, a potem będę pisać elaboraty o podobnej objętości do tego tutaj.
      No okej, to może jednak będę już kończyć. Podsumowując: każdym rozdziałem tutaj doprowadzasz mnie do łez samym tym, że się pojawia (mimo wszystko czasem martwię się, że ten Twój syndrom Morgensterna jest prawdziwy i go nie dokończysz :c). Przywracasz mi całą masę wspomnień związaną z pisaniem Shattered, a tym rozdziałem i zapewne następnym przywrócisz mi jeszcze Planicę, więc już jestem zachwycona. :D A poza tym piszesz tak pięknie i tak prawdziwie oddajesz ludzkie lęki, słabości i towarzyszące bohaterom uczucia, że nie pozostaje mi nic innego jak zdjąć kapelusz i głęboko się przed Tobą ukłonić.
      Jesteś n a j l e p s z a, Kamciu. <3

      Usuń
  3. Ach, no to elena sie trochę rozerwie.
    Mówiłaś gdzieś wcześniej, że miało nie być romansu, ale bedzie. Mnie się wydaje że bez romansów było by też spoko, ale zoabczymy co z tego będzie.
    Fajna jest ta ich przyjaźń, wiesz?

    OdpowiedzUsuń