czwartek, 24 grudnia 2015

Jedenaście



Jesteś zdziwiony. Po tym, jak ostatnio Elena cię potraktowała, nie spodziewałeś się, że pewnego popołudnia zapuka do twoich drzwi ze skruszoną miną, opuszczonym wzrokiem i słabo maskowaną niepewnością. Bez śladu bojowości, bez grama bezpodstawnej złości. Jakby obdarta z grubej warstwy negatywnych uczuć, z odsłoniętą duszą i dobrze widocznymi ranami. Ludzka. Pokiereszowana. Przegrana.
Nic nie mówi. Ty też nie potrafisz znaleźć odpowiednich słów. Więc uśmiechasz się delikatnie, byle tylko jej nie spłoszyć. Gestem zapraszasz ją do środka, parzysz herbatę, prowadzisz do swojego pokoju.
Czekasz.
W końcu cię przeprasza. Przy okazji przypominając o tym, że już nie jesteś człowiek odnoszącym sukcesy.
Boli fakt, że mimo porażek, ludzie wciąż widzą cię jak zwycięzcę. A ty przecież już nie podnosisz rąk w geście wiktorii, nie pijesz szampana, nie odróżniasz się od reszty.
- Jak to robisz, że zawsze się podnosisz?
Zduszasz pogardliwe prychnięcie. Kiedyś było łatwiej walczyć, może miałeś w sobie więcej zapału, młodzieńczej naiwności, może ze zwykłej przekory chciałeś pokazać, że nikt i nic nie jest w stanie cię zatrzymać. Słowo "niemożliwe" nie istniało w twoim słowniku, wierzyłeś, że jeśli będziesz próbować wystarczająco mocno, to zrealizujesz swój cel, nawet ten najbardziej odległy. Byłeś uparty, nastawiony na sukces, gotowy podjąć walkę. Byłeś nieustraszony.
Dzisiaj jednak w tobie przeważa strach. Nocami jego niewidzialne macki chwytają cię za gardło i duszą, dniami prześladują cię wizje typu: a co by było, gdyby... Za nic nie potrafisz się go pozbyć, wrósł w ciebie, stał się twoim cieniem.
- Wiesz, Kuusamo, Titisee-Neustadt, Kulm... Mimo to, wciąż potrafiłeś powrócić na skocznie. Jak?
Chciałbyś mieć tę siłę, co wtedy. Chciałbyś nadal umieć walczyć, wznosić się ponad własne ludzkie obawy, nie przejmować się niebezpieczeństwami, jakie są wpisane w życie skoczka narciarskiego. Chciałbyś podnieść się z dna, na które upadłeś w swoim prywatnym piekle.
Na dobrą sprawę wszyscy zauważają tylko twoje sportowe upadki. A przecież za nimi stoi cały szereg pomniejszych potknięć i większych niepowodzeń. Także tych najintymniejszych, całkowicie osobistych. Tych, które nawet bolą bardziej.
Cóż, zdążyłeś się już w tym wszystkim pogubić.
- Trzeba być upartym. - Mówisz po chwili. - Kocham skoki i nie mogłem tego tak po prostu stracić. Zresztą znasz mnie, jak postawię sobie jakiś cel to go zrealizuję.
Bo kiedyś może tak było. A że teraz jest gorzej... Przecież nie będziesz opowiadał o tym każdemu, po co wszyscy mają się jeszcze bardziej zamartwiać? I tak widzą więcej, niż byś sobie tego życzył.
Wolałbyś walczyć w ukryciu i samotności. Jeśli podejmiesz jakąkolwiek walkę. Poddanie się wydaje się być o wiele łatwiejsze.
Tylko szkopuł tkwi w tym, że ty się nie poddajesz. Nigdy.
Elena wspomina o jakieś historii z waszej przyszłości. Odpowiadasz jej z uśmiechem, choć myślami jesteś, gdzie indziej. W końcu brunetka jednym, rzuconym mimochodem zdaniem przywołuje cię do rzeczywistości i już wiesz, dlatego teraz jest tak trudno.
- Kiedyś łatwiej było znieść porażkę, którą był koniec związku.
Zawsze, gdy upadałeś miałeś przy sobie Kristinę. Jej wiara w ciebie, jej miłość była wszystkim, co napędzało cię do walki, dzięki niej i dla niej podnosiłeś się za każdym razem, gdy los zmuszał cię do padnięcia na kolana. Była twoim największym kibicem, a przy tym spokojnym portem, do którego mogłeś przycumować, gdy morze wokół zamieniało się w rwący wir.
Teraz jej nie ma. A właściwie to jest, tylko jako twój drugi upadek. Chyba ten najbardziej bolesny.
- Bo kiedyś z nikim nie snuliśmy poważnych planów na przyszłość, a jeśli już rozmawialiśmy o zakładaniu rodziny i tak dalej to były to tylko odległe mrzonki. Nie mieliśmy prawdziwych zobowiązań. - Podnosisz wzrok na Elenę. Wydaje ci się, że jakiś mur otaczający kobietę pękł, dzięki czemu możesz zobaczysz nie tylko gniew, jaki wzbudza w niej rozwód z mężem, ale również ból, pewne niezrozumienie, smutek, który nie sposób wyrazić słowami. Przede wszystkim jednak wyraźnie maluje się rozczarowanie.
- Możliwe. - Przytakuje.
Musisz zadać to pytanie, choć wiesz, że zaboli.
- Elena... Ty i twój mąż?
- Zdradził mnie. - Szybka, zdecydowana odpowiedź. Wiesz, że więcej już z Eleny nie wyciągniesz. Wciąż jest to dla niej bolesny temat.
Przez chwilę zastanawiasz się, czy Kristina też taka była. Czy z nikim o was nie rozmawiała, bo każde wspomnienia twojego imienia bolało, jakby ktoś wbijał w nią drobne szpilki? Czy była rozczarowana tobą czy raczej własną wiarą w ciebie i w wasze plany? Czy sama pojedyncza myśl o tobie powodowała, że gniew rozsadzał ją od wewnątrz? Czy nienawidziła cię?
Płakała czy była silna?
Jak dużo czasu zajęło jej nauczenie się żyć bez ciebie?
Jak bardzo cierpiała?
Nie wiesz za dużo o tym epizodzie z jej życia, choć przecież sam spowodowałeś, że jej świat się zawalił. Szybko zostałeś odsunięty na bok, z rozkazem od wszystkich wtajemniczonych byś dał jej spokój na kilka tygodni. Szanowałeś to, bo przecież każdy potrzebuje czasu.
Dzisiaj jest już między wami lepiej, ale wciąż atmosfera jest przesycona niewypowiedzianymi słowami, a rany na sercu jeszcze nie do końca się zasklepiły.
- A ty i Kristina?
Wiedziałeś, że zada to pytanie, każdy je zadaje. Wcale się nie dziwisz. W końcu byłeś z Kristi od zawsze, wszyscy pamiętają, jacy byliście zakochani, wręcz stworzeni dla siebie.
bach!
- Czasami ludziom nie wychodzi, nie?
Co za eufemizm! Ale co miałeś powiedzieć? Wiesz co, Elena? Jestem takim samym skurwielem, jak twój mąż?
Zresztą nie każdy musi o tym wiedzieć, zwłaszcza, że nie jest to powód do dumy.
Gdybyś tylko mógł cofnąć czas...
- Więc co zrobić, gdy nie wyjdzie? - Elena wpatruje się w twoje oczy tak, jakby u ciebie chciała znaleźć receptę na nowe życie, jakbyś najlepiej wiedział, co zrobić, by unieść dumnie czoło, walczyć i zwyciężyć. Może kiedyś potrafiłbyś odpowiedzieć na dręczące ją pytania, ale dzisiaj... dzisiaj jesteś całkowicie inny niż ten siedemnastolatek podnoszący się po Kuusamo. Dzisiaj nie ma już w tobie tej młodzieńczej naiwności, dzisiaj sam stoisz na rozdrożu dróg bezradny i zagubiony jak jeszcze nigdy. Nie wyszło i... nie wiesz, co zrobić. Pierwszy raz w życie nie masz bladego pojęcia, jak powinieneś postąpić.
- Po prostu żyć dalej. - Wyduszasz z siebie ze świadomością, jak żałośnie musiało to zabrzmieć. Elena jednak tego nie komentuje, tylko zagłębia się we własnych myślach zupełnie, jakby chciała przemyśleć, co zrobić, by dopasować się do twojej rady.
Masz wątpliwości, czy jej się uda. Z autopsji wiesz, ile kosztuje to energii i jak marne rezultaty to przynosi. Ale co miałeś jej powiedzieć? Nieważne, co zrobisz i tak będzie chujowo?
Nóż widelec, okaże się silniejsza od ciebie nawet jeśli teraz przypomina jedno wielkie nieszczęście schowaną za gniewną miną.
- Dziękuję. - Mówi po chwili dziwnie spokojna i wstając, odkłada na biurko kubek. - Pójdę już.
- Wiesz, jakbyś chciała kiedyś pogadać... Jestem do twojej dyspozycji. - Odpowiadasz trochę ze szczerością, a trochę z przekonaniem, że to powinieneś powiedzieć. Taki już jesteś, nie możesz zostawić człowieka w potrzebie samego nawet, jeśli ten człowiek nie daje sobie sprawy z tego w jak wielkich tarapatach jest.
Elena obdarza cię przestraszonym spojrzeniem, po czym z trudem podnosi kąciki ust. Wcale nie chce cię w swoim życiu, tym bardziej nie potrzebuje twojej litości. Ale... przecież tutaj jest, przyszła do ciebie, wypiła herbatę, na jakiś sposób poprosiła o radę. Jakbyście znowu byli przyjaciółmi.
Może warto naprawić to, co zostało zniszczone przez wir życia?
- Dziękuję. - Powtarza cicho i wychodzi.

*

- Elena była u nas? - Zagaduje twoja matka, gdy razem z kubkami po herbacie, schodzisz do kuchni. - Widziałam jak wychodziła z naszego podwórka, gdy wracałam ze sklepu.
Kładziesz kubki do zlewu, po czym siadasz przy stole i bierzesz z miski jabłko.
- Skoro wiesz, to po co się pytasz? - Odpowiadasz z przekornym uśmiechem na ustach, ale szybko poważniejesz. Po prostu nie możesz przejść obojętnie obok cierpienia Eleny. Zastanawiasz się, czy to silne przyciąganie to zasługa twojej wrodzonej chęci pomocy innym czy próba odkupienia własnych win?
- Jak się trzyma?
Przez chwilę zastanawiasz się nad odpowiedzią. Z jednej strony Ebeling przypomina potłuczoną porcelanę, której nie da się skleić w całość. Całkowicie pogubiona, rozczarowana przez życie, z nie do wypowiedzenia smutkiem utkwionym w jasnych oczach szarpie się pomiędzy tym, co było, a tym, co jest. Z drugiej strony dostrzegłeś w niej dzisiaj jakąś iskierkę, chęć poskładania własnego życia i zakończenia tego, co zakończenia wymaga. Pytanie, czy znajdzie na to wystarczająco już nadszarpniętych sił?
- Jakoś. - Odpowiadasz szczerze.
Mama rzuca ci pytające spojrzenie z nad krojonej papryki. Wzruszasz ramionami. Przecież wiele ludzi jakoś żyje, jakoś się uśmiecha, jakoś udaje szczęśliwych. To nic nadzwyczajnego.
- Pomóc ci? - Pytasz, by zmienić temat. Nie masz ochoty na dalsze obgadywanie prywatnych spraw Eleny, zwłaszcza, że brunetka za specjalnie nikogo nie chce wpuścić do swojego potłuczonego świata.
- Możesz nastawić wodę na makaron?
- Już się robi.
Wstajesz od stołu i, wyciągnąwszy z szafki garnek, napełniasz go wodą, kładziesz na kuchence, dosypujesz trochę soli i wlewasz łyżkę oleju. Zamyślony, nawet nie spodziewasz się, że matka jeszcze nie zakończyła swojego wywiadu środowiskowego. Na chwilę drętwiejesz, gdy dociera do ciebie jej nowe pytanie.
- A ty jak się trzymasz?
I wiesz, że nie chodzi jej od tą powierzchnią fasadę, którą karmisz wszystkich wokół, a o to jakoś, które każe ci rano wstać z łóżka, choć nie masz na to ochoty i uśmiechać się, mimo potwornego zmęczenia i ewidentnego braku szczęśliwych bodźców.
- I nie chcę słyszeć jakoś. - Dodaje, jakby czytając ci w myślach.
Nie masz żadnego wyboru. Nie możesz odwrócić się w jej stronę z beztroskim uśmiechem i zbyć jakąś ogólną formułką, którą chcą usłyszeć od ciebie twoi znajomi. Dzisiaj to nie przejdzie, nie u niej. Więc siadasz na przeciwko mamy, niepewny i skołowany. Kobieta odkłada na bok nóż i wbija w ciebie nienachalne, cierpliwe spojrzenie.
- Z jednej strony strasznie chciałbym wrócić na skocznię, do drużyny. Tęsknie za tym. Ale z drugiej... to wszystko mnie przeraża.
Matka posyła ci delikatny, ciepły uśmiech.
- Tej kwestii nie rozwiążesz w pięć minut. Musisz uzbroić się w cierpliwość. - Mówi. - Pośpiech nie jest dobrym doradcą.
Wzdychasz sfrustrowany.
- Wiem. Po prostu... Ta niepewność, niewiedza mnie dobija. Chciałbym wiedzieć, na czym stoję, przygotować się do jutra. A tak, jedyną pewną rzeczą w moim życiu jest Lily.
- Może zabrzmi to banalnie, ale z czasem wszystko się ułoży. - Mama klepie cię pokrzepiająco w dłoń, a ty nie potrafisz jej nie wierzyć. Jeśli jest coś, czego nauczyłeś się w życiu to to, że mama ma zawsze rację. - A teraz wrzuć makaron, bo woda się zagotowała.
***
even the best fall down sometimes
even the stars refuse to shine


***

Chyba znowu przechodzę jakieś pisarskie kryzysy, a zapasy kurczą się za szybko. W każdym razie nie o tym chciałam. Kochane moje drogie, pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia. Aby święta minęły Wam w spokojnej, radosnej atmosferze, żeby barszczu z uszakami nie brakowało, a pod choinką chowało się kilku skoczków. By Wasz sylwester był równie szalony, jak ten w Ga-pa i żeby potem nie męczył Was kac, jak Didlątka. Wielu pat, wielu wyjazdów na skoki i spełnienia wszystkich marzeń. Ściskam, xo!

4 komentarze:

  1. Potwornie boli mnie ta pustka tutaj. Nie rozumiem jej. Nie rozumiem, dlaczego nie ma tu ciągnącej się listy komentarzy pochwalnych dla Ciebie i Twojego działa, Cam. Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje, chciałabym jakoś temu zaradzić, ale, kurczę, jak? Piszesz tak cudownie, tak dokładnie odzwierciedlasz to, co dzieje się głęboko w postaciach i budujesz atmosferę... Uch, chciałaby tak, jak Ty. Poważnie, szczerze, na milion procent. I straszliwie Cię podziwiam. Za wszystko - za pisanie, za talent i za to, że pomimo niewielkiego odzewu jesteś uparta. Kochasz pisać, co? Zresztą, co za pytanie. To widać. Rety, jaka Ty jesteś cudowna, Cam. Jesteś wspaniała, bo potrafisz napisać coś tak bolesnego i przepełnionego emocjami jak smutny Tomaszek czy Fattnero, że potrafisz przeskoczyć do czegoś lekkiego, jak Didl a niegdyś Nudeln, a na samym końcu, że umiesz przestawić się na tryb totalnego jajcarza i tworzysz taką Patę w Gapa czy Wkładki! Rany, fifty shades of Cam. Odnajdujesz się w tylu stylach, że jedyne co mi zostaje, to bić brawo, a na końcu głęboko się ukłonić i bęcnąć czołem o ziemię.
    Jestem w ostatnich dniach troszkę, a nawet troszkę bardzo emocjonalnie - za przeproszeniem - rozpierdolona, więc wybacz, jeśli tym razem komentarz jest trochę nieskładny i wprawiający w myślenie "o świnkę diethartowską jej chodzi?", ale wiedz, że ja Smutnego Tomaszka kocham. Gdy tylko widzę nowy rozdział tutaj rzucam wszystko i pędzę czytać, a potem zalewam się łzami, bo on jest taki prawdziwy. To znaczy: Ty go takiego tworzysz. I jest wspaniały. Najwspanialszy. I kocham Cię Cam potwornie mocno za niego i za całe Twoje pisanie, którym raz wywołujesz u mnie bóle przepony ze śmiechu, a raz wyciskasz łzy. Ale ja trzymam się konsekwentnie tego, że nie można się wstydzić łez wylanych nad lekturą, nad DOBRĄ lekturą, i nie należy ich żałować.
    Ach, jeszcze co do samej treści, bo tak ogółem dzisiaj piszę ten komentarz. Uwielbiam to, jak pokazujesz rozmowy Eleny i Thomasa z obu perspektyw. Jedno widzi drugie na swój sposób, ale nie wie, co tak naprawdę chowa się za maską. I to jest super, że pozwalasz czytelnikowi zajrzeć za nią i przejrzeć postać x i y, prędzej niż one. Fajnie obserwuje się jak powoli jakoś nawiązują nić porozumienia. Na razie jest krótka i cienka, ale wierzę, że jeszcze wszystko przed nimi.
    Ściskam Cię bardzo mocno, życzę weny i... O rany! To my się tutaj teraz spotkamy za rok, prawda? No więc życzę, aby 2016 był bardzo owocny pisarski i aby nie brakowało Ci w nim chęci i mocy twórczej. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cam, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ems udostępniła linka do tego opowiadania na swoim twitterze, bo przeczytanie tego wszystkiego było jedną z lepszych rzeczy, jakie zrobiłam!
    Nie wiem, czy się powtórzę, czy też jeszcze o tym nie wspominałam, ale cholernie podoba mi się, że o wszystkich wydarzeniach opowiadasz z dwóch perspektyw. To daje czytelnikowi większe pole do manewru; łatwiej odnaleźć się w świecie przedstawionym, widząc go pod, na pozór, kompletnie innymi kątami. Tylko czy one rzeczywiście są takie różne? Zarówno Thomas, jak i Elena są zranieni i oboje szukają ukojenia. Badają grunt, nie wiedząc, na ile mogą sobie znów zaufać i wciąż coś ich do siebie ciągnie, mimo barier, które przez te wszystkie lata życie między nimi postawiło. I tak pięknie się to czyta, bo jest takie autentyczne, prawdziwe. Nic nie dzieje się tu bez potrzeby. Nie ma zbędnego patosu, wszystko jest tak, jak powinno być. A przynajmniej ku temu zmierza.
    Dziękuję, Cam i mam nadzieję, że będziesz miała sporo weny; bo ja bardzo chcę to czytać. Lubię tego Morgensterna, kurczę, w każdym wydaniu chyba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie całym swoim morkowym sercem. Nie wiem co mogę Ci tu napisać - że uwielbiam opowiadania, w których postacie to nie tylko kalki ze znanymi twarzami, ale budowane od podstaw osoby z bagażem uczuć, doświadczeń, wątpliwości i rozterek? Owszem, uwielbiam. Inną sprawą jest zaś to, że kocham prawdziwość. A ona mi tutaj bije z każdego zdania, akapitu, rozdziału. Thomas, Elena, to wszystko co między nimi jest, było, będzie - sprawiłaś, że odczarowałam sobie Austriaków. Sprawiłaś, że odczarowałam sobie Thomasa. Pozdrawiam Cię serdecznie, dziękuję za to opowiadanie i życzę Ci weny, byś pociągnęła je dalej tak, by te uczucia moje oraz Dziewczyn nade mną, nie zmieniły się ani o stopień.

    [kiedy-powrocisz]

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czy ja tu w ogóle komentowałam. Ale to historia, która chyba najbardziej z wszystkich Twoich rozwala mnie emocjonalnie. Naprawdę. Bo to nie jest coś banalnego i nie jest o schematycznych osobach. Pomijając nawet to, że to Morgi, który już zawsze będzie na mnie działał tak a nie inaczej. O pierwszej miłości się nie zapomina.
    Ta opowieść poraża mnie szczególnie tym jak jest życiowa. Oczywiście, można snuć jakieś koncepcje, że ogromne bagaże doświadczeń, trudnych doświadczeń, zbliżą Thomasa i Elenę tak bardzo, że wyniknie z tego coś więcej. Ale może wcale nic romantycznego się nie wydarzy, może to tylko, a raczej aż, opowiadanie o ludziach, którzy nie mieli w życiu łatwo.
    To rozdział Thomasa, więc może na nim się skupię. Wykreowałaś go tak, że można tylko podziwiać Twój geniusz i warsztat pisarski. Naprawdę. To wszystko wydaje się być tak trafione jakby on sam to pisał. Bo skupiasz się głównie na jego człowieczeństwie, a nie na stronie sportowej. Nie jest herosem, jest Thomasem, który musi przewartościować swoje życie. I to jest niesamowite.
    Powinnaś wiedzieć, że ja nie umiem w komentowanie. Czasami zwyczajnie mnie zatyka poziom Twojego pisania.

    OdpowiedzUsuń