piątek, 11 grudnia 2015

Dziesięć



No dobrze, może ostatnio życie Thomasa trochę się spieprzyło, ale wciąż ma, o co i dla kogo walczyć. Zresztą... sam je sobie spieprzył.
Zamykasz klapę laptopa z cichym trzaskiem, odsuwasz sprzęt od siebie i bierzesz głęboki wdech. Z jednej strony - jeśli wierzyć plotkarskim portalom - Morgenstern to dupek, zupełnie inny niż ten Morgenstern, którego niegdyś znałaś. Z drugiej strony może za ostro go potraktowałaś, ale sam się o to przecież prosił. Mógł się nie wpieprzać do twojego życia, ot co. Czy prosiłaś się o dobre rady, spojrzenia pełne litości i złote myśli? Nie. Więc niech wszyscy pójdę w diabli i przestaną obchodzić się z tobą jak z jajkiem.
Umiesz o siebie zadbać.
*Kłamstwo*
Wielka czerwona lampka w twojej głowie. Chyba sama już nie wierzysz, że potrafisz wstać z kolan, otrzepać się i pójść dalej. To nie takie proste. Boisz się w pojedynkę błądzić we mgle, jaka spowiła twoje życie, boisz się poruszyć w którąkolwiek stronę. Już nie umiesz ryzykować, jak dawniej. Potrzebujesz kogoś, kto chwyci cię za dłoń i przeprowadzi przez wszystkie przeszkody.
Potrzebujesz swojego męża.
*Trzask*
Przymykasz oczy i liczyć do dziesięciu, czekając aż twój puls zwolni, a chwila lęku pójdzie w niepamięć. Nienawidzisz tego, że to wszystko stało się takie skomplikowane. Te wszystkie uczucia, decyzje, nawet zwykłe wstanie z łóżka, które kosztuje tak wiele energii! Jakby nie można było tak po prostu zamknąć jeden rozdział i gładko przejść do kolejnego. Nie, bo tu trzeba walczyć, zdzierać do krwi łokcie, rozbijać kolana o rzeczywistość. Trzeba zagryźć usta i iść do przodu pomimo porywistego wiatru i błota rzucanego prosto w oczy.
W tobie nie ma już sił na walkę.
Chyba... chyba się poddałaś.
Uśmiechasz się smutno, nieco nostalgicznie. Nawet jeśli się poddasz, nie będziesz mogła przestać walczyć. Twoje małżeństwo jest - póki co - jednym, wielkim znakiem zapytania. Przed sobą macie z Isaakiem tylko dwie opcje: wybaczenie albo rozwód. Nie możecie przecież trwać w tym dziwnym zawieszeniu.
Więc czas zacisnąć zęby, wziąć do ręki telefon, wybrać numer i nie rozkleić się.
Isaak odbiera po drugim sygnale. W pierwszym odruchu, gdy dziwny impuls przeszedł, masz ochotę szybko się rozłączyć, wyłączyć telefon i udawać, że nic się nie stało. Mimo to zaciskasz mocniej palce na smartfonie i niepewnie witasz się z mężem.
- Dzwoniłeś. - Mówisz cicho.
Chwila ciszy. W słuchawce słyszysz tylko jego miarowi, głęboki oddech.
- Dzwoniłem. Musimy w końcu porozmawiać, przecież wiesz.
Na dźwięk jego  głosu świat wiruje ci przed oczami, a serce bije tak mocno, jakby chciało wydostać się z twojego ciała i uciec, gdzie pieprz rośnie. Tak przynajmniej byłoby lepiej, nie musiałabyś czuć tego napadu najróżniejszych emocji, pośród których najsilniejszy jest lęk przed tym, że umiałabyś pokochać go na nowo.
Bo umiałabyś. Ale nie wiesz, czy chcesz.
- Jak wrócę do Salzburga, zadzwonię. Na razie... - Wstrzymujesz gwałtownie powietrze, nie wiedząc za bardzo, co powiedzieć. Sytuacja wydaje ci się groteskowa, nieco śmieszna. Nigdy nie miałaś oporów, by rozmawiać z Isaakiem, przegadaliście wiele nocy, a teraz wyduszenie jednego zdania przychodzi ci z trudem. - Jeszcze nie mogę z tobą rozmawiać.
- Rozumiem.
- Cześć. - kończysz szybko i odsuwasz telefon od ucha, wcisnąwszy wcześniej czerwoną słuchawkę. Odkładasz komórkę na bok, a sama padasz jak długa na łóżko, zagrzebujesz się pod kocem i zwinąwszy się w kłębek, pozwalasz, aby kilka pojedynczych łez spłynęło po twojej twarzy.
Nie wiesz, czy pojedziesz do Salzburga, bo wtedy zapadnie definitywny koniec, a ty nie lubisz końców. Nie, gdy znaczą, że trzeba zacząć coś całkiem nowego.
Nie potrafisz już budować nowych światów.

*

Nie wiesz, jak to się stało, że siedzisz teraz w pokoju Morgensterna z parującym kubkiem w ręku. Spięta bierzesz łyka owocowej herbaty, starannie unikając jego wzroku. Chyba zrobiłaś błąd przychodząc tutaj, ale poczułaś się w obowiązku przeprosić go za garść ostrych słów, które rzuciłaś mu w twarz.
Chociaż w świetle faktów rzuconych przez Internet nie chcesz przepraszać za nic. Właściwie nie rozumiesz, dlaczego jesteś tutaj i chcesz porozmawiać z kimś, kto zrobił jakieś kobiecie takie samo świństwo, co Tobie Isaak.
Ale... Tak bardzo potrzebujesz pogadać z kimś z "zewnątrz".
Thomas też jest zdziwiony twoimi odwiedzinami. Z trudną do odszyfrowania miną siedzi na krześle obok biurka, dając ci czas i przestrzeń, których ci potrzeba, by wydusić z siebie cokolwiek.
Także milczycie.
Niepewnie prześlizgujesz wzrokiem po jego pokoju. Dużo w nim się zmieniło. Tam, gdzie niegdyś stała kolekcja jego samochodów, dzisiaj stoi ołtarzyk pełen pucharów i dyplomów uzyskanych w jakiś młodzieżowych konkursach. Na szafce nocnej ustawione jest zdjęcie jego córki, obok leży gruba książka. Tylko bałagan został ten sam.
Nabierasz powietrza w płuca, zerkając na niego niepewnie.
- Chciałam cię przeprosić. Niepotrzebnie się uniosłam. Po prostu ostatnio wszystko jest tak, jak być nie powinno, a ty mi jeszcze bardziej o tym przypomniałeś. W końcu twoje nazwisko jest dla Austriaków synonimem sukcesu.
Morgenstern powoli kręci głową, uśmiechając się ironicznie.
- Od dawna tak nie jest.
- Przepraszam.
Znowu chwila ciszy pełnej dziwnego napięcia. O czym możesz z nim rozmawiać? Przecież już dawno wasze światy straciły punkty wspólne, a nić porozumienia została zerwana.
- Powiedz mi. - Zaczynasz cicho, okazując zainteresowanie kubkowi, wokół którego oplotłaś palce. Zawsze bałaś się poruszać tematy trudne, wolałaś od nich uciekać, udawać, że problemy nie istnieją. Przywdziałaś maskę tej, która ma idealne, ułożone życie pełne beztroskiej radości. Problemy nie dotyczyły ciebie. Może dlatego teraz tak ciężko jest ci przejść przez huragan, w jaki zamieniło się twoje życie. - Jak to robisz, że zawsze się podnosisz?
Podnosisz wzrok, obserwując reakcje Morgensterna. Mężczyzna, jakby zamiera, wpatrzony w ścianę za tobą. Nerwowo oblizuje wargę, wyłamuje palce, jakby w geście dziwnej  bezsilności. Jego oddech jest ciężki, spojrzenie tak bardzo bezradne. Czujesz, że trafiłaś w czuły punkt, choć za nic nie potrafisz zrozumieć jego reakcji.
A jednak, Thomas ma tajemnicy, o których nie wiesz.
- Wiesz, Kuusamo, Titisee-Neustadt, Kulm... Mimo to, wciąż potrafiłeś powrócić na skocznie. Jak?
Thomas marszczy czoło, bierze głęboki wdech, "wraca" do ciebie. Wzrusza ramionami, siląc się na jakąś nonszalancję, po czym uśmiecha się. Z trudem.
- Trzeba być upartym. - Mówi. - Kocham skoki i nie mogłem tego tak po prostu stracić. Zresztą znasz mnie, jak postawię sobie jakiś cel to go zrealizuję.
- Tak, nawet jeśli tym celem jest nieosiągalna Luise Bieler. - Wspominasz mimochodem.
Blondyn śmieje się, a jego uśmiech tym razem jest szczery.
- Przyznaję, na tym polu poniosłem sromotną klęskę.
Również się uśmiechasz, wracając do czasów, które be zwątpienia były łatwiejsze. Wtedy większość podejmowanych decyzji nie miała aż takiego wpływu na przyszłość, a to, że nie udało ci się z tym, czy tamtym chłopakiem nie było żadnym końcem świata, a jedynie chwilowym kryzysem, z którego nie tak trudno wyjść - wystarczyło bowiem tylko, by pojawił się nowy uśmiech, nowe, magnetyzujące spojrzenie, nowe uczucie.
Dlaczego teraz tak nie może być?
- Kiedyś łatwiej było znieść porażkę, którą był koniec związku. - Dzielisz się swoją refleksją z Thomasem, nie zastanawiając się, na ile jest to zwykłe stwierdzenie, a na ile odkrycie własnych uczuć.
- Bo kiedyś z nikim nie snuliśmy poważnych planów na przyszłość, a jeśli już rozmawialiśmy o zakładaniu rodziny i tak dalej to były to tylko odległe mrzonki. Nie mieliśmy prawdziwych zobowiązań.
- Możliwe.
- Elena... Ty i twój mąż?
- Zdradził mnie. - Ucinasz krótko, ostro. Z powrotem uciekasz za mur, którym odgrodziłaś się od świata. Nie chcesz poruszać tego drażliwego tematu, gdy masz w głowie taki mętlik myśli i uczuć.
Thomas tego nie komentuje, nie rzuca nawet standardowego "Przykro mi", jak większość ludzi w podobnych sytuacjach.
- A ty i Kristina? - Pytasz niepewnie, może bardziej w odwecie niż z ciekawości. Swoją drogą, byłaś zdziwiona, gdy dowiedziałaś się, że się rozeszli, że on ją zdradził. W końcu byli parą praktycznie od zawsze i wydawało się, że są dla siebie stworzeni.
Ale... z autopsji wiesz, że "na zawsze" to trudny warunek do spełnienia.
Morgenstern bierze głęboki oddech. Wydaje się być w ogóle niezrażony twoim pytaniem, obojętny, przyzwyczajony.
- Czasami ludziom nie wychodzi, nie?
Zduszasz prychnięcie. Nie masz sił, by cokolwiek mu wypominać, zresztą nie masz prawa. Nie powinnaś żadnej innej zdrady brać personalnie; to smutne, ale codziennie ktoś kogo zdradza.
- Więc co zrobić, gdy nie wyjdzie? - Pytasz, uważnie obserwując jego twarz, wytrzymując przenikliwe spojrzenie.
- Po prostu żyć dalej.
Tylko, że "po prostu żyć dalej" dla niektórych jest bardziej jak "aż żyć dalej".

never stop believing
you'll find a new begging now

*********

Wszystko wróciło do normy, czterostronicowa długość, porządna dawka szajsa i bidolenie. Ale za to okrągłe, dziesiąte. Cytując klasyka: xD.

Dla odmiany zapraszam do śmieszkowania o tu: another-lonely-night i tam: pata-w-gapa.

3 komentarze:

  1. obiecałam i jestem!
    i na dobry początek dostaniesz zrypkę, no bo CO NAZYWASZ SZAJSEM?
    matko, to jest świetne.
    przede wszystkim narracja. taka, która pozwala jeszcze bardziej wczuć się we wszystko, co się dzieje, lepiej zrozumieć bohatera, wszystkie jego odczucia, żale i smutki. i strasznie podoba mi się to, że piszesz na zmianę z perspektywy Morgo i Eleny - nie ogranicza to czytelnika i pozwala zobaczyć sytuację pod różnymi kątami.
    sama historia jest... po prostu smutna. chociaż mam nadzieję, że skończy się lepiej. chociaż nie. NIECH SIĘ NIE KOŃCZY!
    to jest takie fajne, że oni trafili na siebie (ponownie) właśnie w takich momentach. Elena, która jest prawdopodobnie samotna i zraniona jak nigdy wcześniej i Thomas, który wcale nie jest tak idealny jak mogło by się wydawać. który też ma swoje słabości, swoje upadki i niekoniecznie musi chodzić o upadek na skoczni.
    uwielbiam opowiadania, w których bohaterowie są tak prawdziwi. ludzcy. z wszelkimi słabościami, niedoskonałościami. opowiadania, które w czasie, kiedy się je czyta, sprawiają, że chce się w nie wierzyć.
    od teraz jestem już regularnie! i życzę duuuuuużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, jak ja uwielbiam te piątki, gdy pojawiają się tutaj nowe rozdziały. To zdecydowanie najlepsze piątki i nie ma lepszego początku weekendu, niż dawka smuteczków od Tomaszka. Oj, kocham to straszliwie. Będę Ci to powtarzać do upapranej śmierci. I widzisz? Kiedyś pisałaś, że coś Ci z tym naszym Morgo nie po drodze, a tutaj idzie Ci tak fantastycznie! Będę się upierać, że Tomaszek to jednak taka jedna z Twoich koronnych postaci, coś jak Rysiu, albo Nudeln. No co? Jest przesuperaśny, chcę go jak najwięcej!
    Dlatego protestuję i nie pozwalam na nazywanie powyższego rozdziału szajsem i biadoleniem! Jak chcesz, to ja Ci pokażę przykłady na szajs i biadolenie, ale to-to powyższe na pewno nim nie jest! Amen, kończę tę kwestię.
    No i cóż? Ostatnio zastanawiałam się, jak potoczy się kolejne spotkanie Eleny z Thomasem i na szczęście nie musiałam długo czekać. Hih. <3 Nie wiem tylko, czy mogę już odważyć się na stwierdzenie, że nawiązała się między nimi jakaś nić porozumienia. Chyba nie. Po prostu w końcu porozmawiali, a rozmowa nie została zakończona zbyciem Thomasa przez Elenę i uniesieniem się przez nią, bo przecież "co on może wiedzieć o cierpieniu?". No właśnie. Już dowiedziała się co nieco, ale to wciąż jest kropla, nawet nie w morzu, ale w oceanie. Ale myślę, że małymi kroczkami oni w końcu znajdą między sobą takie pełne zrozumienie - jako osoba zraniona i osoba, która zraniła, ale sama teraz cierpi. Aj, skomplikowane są te Twoje postacie, ale za to je tak mocno uwielbiam. Że nie są łatwe, że cierpią, że są tak bardzo autentyczne w tym swoim bólu i mimo wszystko jakoś starają się wypływać na powierzchnię. Kocham takich ludzkich bohaterów, kocham czytać o ich trudnościach, a Ty tak pięknie wszystko spisujesz, że nie mam słów. Kłaniam się w pas i szykuję drobniaki na piwo w MO, bo zdecydowanie na nie zasługujesz i to nie za samo rozwiązanie zagadki. :3
    Ściskam bardzo mocno i wyczekuję kolejnego piątku z Eleną i Thomasem. Weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie szajsy, ja sobie wypraszam!
    (nie, obawiam się, że to nadal nie będą dobre komentarze)
    Elena odkryła prawdę o Thomasie, ale dostrzegła nieco inne paralelizmy niż się spodziewałam. Nie dostrzegła tego rozbicia, ale te samą sytuację ze zdradą, aczkolwiek z drugiej strony.
    Dobrze, że Elena zadzowniła do męża, choć narazie nie wyjaśnili sobie zbyt wiele.
    Zaskoczyła mnie swoją wizytą u Morgiego, ale chyba dobrze zrobiła. Myślę, że to jedna z niewielu osób, która jest ją w stanie dobrze zrozumieć.
    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń