Znasz ją.
Nie masz pojęcia, kim jest, jak się nazywa. Nie wiesz, do
kogo jest podobna. Ale znasz ją. Ciemnobrązowe, falowane włosy sięgające pasa,
lekko zatarty nos, pełne usta. Niezbyt wysoka, ubrana w ciepły płaszcz i buty
zdecydowanie za lekkie jak na zimę w Seeboden. Kiedy podnosi na ciebie wzrok,
dostrzegasz jakiś dziwny, chwytający za serce, wyzbywający z nadziei smutek
utkwiony w jej intensywnie zielonych oczach. Przez kilka sekund stoisz jak sparaliżowany
- z jej zadziwiająco bladej twarzy można czytać jak z otwartej księgi. Niemal
namacalnie czujesz ból, jaki targa brunetką, jej zrezygnowanie, całkowitą
akceptację dla sytuacji, w której się znalazła. Marszczysz czoło, wręcz
desperacko próbując wyjąć z własnych wspomnień jej twarz, ale za żadne skarby
świata nie potrafisz przypomnieć sobie, kim ona jest. Kobieta natomiast,
zauważywszy twoje spojrzenie, spogląda na ciebie niezbyt przyjaźnie, mocniej
ściskając w ręku butelkę jakiegoś taniego wina i nerwowo zagryzając wargę.
- Przepraszam panią, wszystko w porządku? - Pytasz,
dostrzegając jak jej zdenerwowanie się pogłębia. Jest w niej coś takiego, co
nie pozwala ci od niej odejść. Patrząc w jej oczy, widząc napięte ciało nie
potrafisz pozostać obojętnym. Ona... Ona po prostu wygląda jak ruina niegdyś
bardzo pięknego budynku. Tylko to nie przejawia się w jej wyglądzie, a raczej w
sposobie w jaki mruży oczy, w przygarbionych ramionach, w dziwnej desperacji w
ruchach.
- Tak. - Zbywa cię szybko, gwałtownie trzęsąc głową i idąc do
kasy. Płaci za wino i wychodzi ze sklepu, pozostawiając cię samego z dziwnym
wrażeniem, że brunetka nie jest dla ciebie kimś obcym.
Jakiś niezrozumiały impuls każe ci odłożyć koszyk z zakupami
pod regałem i wyjść za tajemniczą kobietą. Musisz dowiedzieć się, kim jest,
dopasować odpowiednie nazwisko do jej zrozpaczonej twarzy. A przede wszystkim
nie możesz zostawić jej samej - bo co jeśli nie ma nikogo, kto jej pomoże?
Nie zauważasz jej od razu. Dopiero po chwili dostrzegasz jak
jej sylwetka znika za pobliskim zakrętem. Biegiem niwelujesz dystans między
wami. Wciąż nie wiesz, co właściwie chcesz jej powiedzieć, więc decydujesz się
na krótkie hej zaczekaj. O dziwo,
kobieta zatrzymuje się i odwraca się w twoją stroną z lekkim zaskoczeniem
wymalowanym na twarzy. Zaskoczenie szybko ustępuje miejsca jakieś
niewyjaśnionej złości. Chcesz rozładować jej - prawdopodobnie - bezpodstawny
gniew uśmiechem, którym zawsze zjednywałeś sobie ludzi. Skoro nigdy cię nie
zawiódł, to może i tym razem zadziała i przełamie lody między tobą a brunetką?
- Czy my się przypadkiem nie znamy? - Pytasz, nieco
zakłopotany własną niewiedzą i zawstydzony tym, jak infantylnie to zdanie
zabrzmiało. Niepewnie wciskasz dłonie głęboko w kieszenie płaszcza i czekasz na
odpowiedź. Kobieta przez kilka chwil przygląda ci się ze skupieniem, wciąż
przygryzając dolną wargę i kuląc się pod wpływem lodowatego wiatru, który raz
po raz atakuje wasze ciała. W końcu brunetka cicho prycha, jakby rozdrażniona
twoją... Sklerozą? Osobą? Nie masz pojęcia.
- Elena Ebe... Bursche. - Jej ton wciąż daleki jest od
przyjaznego, ale wbrew wszystkiemu, nie odrzuca cię od niej. Wręcz przeciwnie.
Elena Bursche. Przeczesujesz
wspomnienia, próbując znaleźć te, w których gości Elena Bursche. Mózg szybko kieruje
cię do odpowiednich urywków i w końcu przypominasz sobą kobietę stojącą
naprzeciwko ciebie. Zmieniła się. Bardzo. W ogóle nie przypomina tego rudego
chudzielca z wystającymi żebrami i nogami cienkimi jak patyki, najlepiej z
całej waszej bandy broniącego karne Bergera. Wyrosła, wypiękniała. Aż trudno
uwierzyć, że niegdyś piliście razem piwo nad brzegiem jeziora i kradliście
jabłka z sadu pana Witta. Jakie to życie bywa nieprzewidywalne.
- Przefarbowałaś włosy! - Mówisz odkrywczo, nie zdejmując z
twarzy przyjaznego uśmiechu. Ale twój uśmiech nie pomaga, brunetka znowu
prycha, patrząc na ciebie z wrogością. Próbujesz przypomnieć sobie wasze
ostatnie spotkanie. Czy powiedziałeś wtedy coś, co mogło ją urazić? Czy jakkolwiek ją do siebie zniechęciłeś?
Niestety nie pamiętasz, kiedy ostatni raz się
widzieliście, ani w jakich stosunkach przebiegło wasze spotkanie. To było tak
dawno...
Cholera. Dlaczego
wasze drogi się rozeszły? Dlaczego wasz kontakt tak nagle się urwał? Dlaczego
nie dbaliście o waszą przyjaźń?
No tak. Życie skoczka narciarskiego i sukcesy, który nagle na
ciebie spadły, zmusiły cię do życia w wiecznych rozjazdach, a Elena jakoś
wkrótce wyjechała do Salzburga na studia i już tam została. Wygodniej było
odrzucić waszą relację na bok i pozwolić jej umrzeć w cieniu nowych obowiązków
i nowego życia.
Tak szybko zapominasz o
ludziach, Thomas. Krótkie ukłucie w sercu. Potrząsasz głową, by odepchnąć
od siebie przykre wspomnienie, po czym całkowicie skupiasz się na Elenie. Twój
wzrok mimowolnie wędruje do prawej dłoni kobiety, mocno zaciśniętej na szyjce
wina.
- I wyszłaś za mąż. - Dodajesz, dostrzegając błysk złotej
obrączki wciśniętej na jej serdeczny palec.
- Taa. - Potwierdza cicho, jeszcze bardziej się spinając i
jeszcze bardziej nienawistnej na ciebie patrząc.
- Przyjechałaś odwiedzić rodziców? - Brniesz dalej, jeszcze
więcej ciepła wciskając w uśmiech. Ale im bardziej się starasz, tym Elena coraz
bardziej się od ciebie oddala. Nie rozumiesz jej zachowania, tego gniewu,
nerwowości oraz przygnębionego spojrzenia. Próbujesz przypomnieć sobie plotki,
jakie o niej krążyły ostatnimi czasy. Chyba ukończyła studia z wyróżnieniem. A
tak poza tym... Pustka.
- Muszę iść. - Odpowiada, odwracając się na pięcie. - Cześć.
- Hej. Coś się stało?
Kobieta z powrotem obraca się w twoją stronę, mocno
zaciskając usta i wyglądając na złą i zirytowaną. Jej spojrzenie ciska w
ciebie gromami, a burza, jaka nad wami wisi, jest tylko kwestią kilku sekund.
- Nie interesowało cię to przez prawie dziesięć lat, więc
dlaczego nagle jesteś taki dociekliwy? - Wyrzuca, mierząc cię ostrym
spojrzenie.
Czujesz, jak policzki zaczynają cię piec. Trafiony zatopiony. Jednak szybko
uświadamiasz sobie, że wina nie jest jednostronna; oboje pozwoliliście, aby
wasza relacja się rozpadła, nie robiąc absolutnie nic, aby ją uratować.
- Widzę, że coś nie gra. Chcę tylko pomóc. - Mówisz, zachowując stoicki spokój.
Gniew z twarzy kobiety nie ulatnia się ani na chwilę. Elena
prycha jak rozdrażniona kotka, nie zapominając o efektownym przewróceniu
oczami.
- Cokolwiek. Cześć. - I odchodzi.
- Jakbyś chciała powspominać stare czasy... Wiesz, gdzie mnie
szukać. - Krzyczysz jeszcze za nią, ale Bursche nawet się za siebie nie ogląda.
Po chwili znika z twojego pola widzenia, a ty z cichym westchnięciem wracasz do
sklepu i kończysz zakupy.
Kompletnie nie rozumiesz tego, co właśnie się wydarzyło.
*
Gdy tylko przekraczasz próg domu i gdy tylko słyszysz radosny
śmiech Lily, od razu zapominasz o całym zajściu z Eleną. Kładziesz siatki z
zakupami na kuchennym blacie, po czym szybko wędrujesz do salonu, gdzie Lily
noszona jest na rękach przez twoją siostrę, a twoi rodzice siedzą przy szklanym
stoliku i piją kawę razem z waszą sąsiadką z naprzeciwka. Bierzesz córkę od
Vereny i całując ją w jasne włoski, mocno przyciskasz do swojego torsu.
- Kristina przywiozła ją wcześniej. - Informuje cię Ver, po
czym sama zajmuje miejsce przy stole.
Lily cały czas szczebiocze i raz po raz ciągnie cię za nos
albo włosy. Gdy patrzysz na jej uśmiechniętą twarzyczkę i szczerą, dziecięcą
radość wszystkie twoje problemy kurczą się i przestają mieć jakiekolwiek
znaczenie. Ważne jest jedynie to, że możesz trzymać córkę w ramionach, słuchać
jej śmiechu i rozszyfrowywać słowa, jakie tworzy. Możesz się o nią troszczyć i
pilnować, aby nie została skrzywdzona. Możesz przy niej być. A przecież tak
mało brakowało by ciebie nie było. Byś nie trzymał jej w ramionach, byś nie
cieszył się z kilku metrów, które udało jej się przejść, byś nie mógł jej
strzec. Tak mało.
Ona nie może cię stracić tak, jak ty nie możesz stracić jej.
Na tym wielkim świecie jest tylko jednak osoba, dla której mógłbyś zrezygnować
z dosłownie wszystkiego - z całego
swojego dotychczasowego życia, które kręciło się wokół skoków i adrenaliny - i
tą osobą jest Lily. Nikt więcej.
Głaszczesz ją po włosach i stawiasz na ziemi. Dziewczynka na
kolanach pokonuje parę metrów i zatrzymuje się wśród rozrzuconych zabawek, po
czym zaczyna bawić się kolorowymi klockami. Nie spuszczając z niej wzroku,
siadasz na skraju beżowej kanapy.
- Thomas, słyszałeś, że Elena wróciła?
Przenosisz zdziwiony wzrok na matkę, przypominając sobie brunetkę, którą dzisiaj spotkałeś. Twoja mama jednak nie rozumie twojego zaskoczenia
i dodaje:
- Ta, która mieszkała trzy domy od nas. Trzymała się z wami,
pamiętasz?
- Wróciła na dobre? - Pytasz.
- Kto wie. - Mówi pani Weber, wasza sąsiadka. - Ponoć
rozwodzi się z mężem.
Oou. Nagle puzzle
zaczynają do siebie pasować, a tobie robi się najzwyczajniej głupio. Z drugiej
strony zaczynasz rozumieć dziwne zachowanie Eleny i jej - jak ci się złudnie wydawało
- bezpodstawny gniew. Nic nie dzieje się bez przyczyny i w tym przypadku też
tak było.
Postanawiasz sobie, że jeszcze porozmawiasz z Eleną, po czym
kierujesz swoją uwagę na Lily, która poślizgnęła się na zabawce i obiła sobie
kolanko.
- Lily, gapo moja.
we all have our secrets
behind every door
is a fall, is a fall
and no one's here to sleep
************
Eh, trzy tygodnie męczyłam się z tym rozdziałem i wreszcie go skończyłam. Jednak końca kryzysów twórczych nie widać.
(Zapraszam także TU.)
Spotkania i rozmowy po latach nie należą do łatwych, zwłaszcza gdy Thomas i Elena walczą nie tylko z problemami, ale i z samymi sobą. Morgenstern miał dobre chęci, lecz widać, że dziewczyna nie jest gotowa na otwieranie się przed kimś, z kim nie miała kontaktu kilka lat. Ale być może ten dawny znajomy może właśnie okazać się osobą, która zrozumie ją jak nikt inny. Bo oboje są tak samo zagubieni, rozbici i niepewni otaczającego ich świata. Życie jest trochę jak puzzle, gdzie każdy kawałek musi do siebie pasować, żeby wszystko szło dobrze. Ale jest też tak, że potrzebujemy mieć przy sobie kogoś, kto tę układankę ułoży z nami i sprawi, że ona się już nie rozleci, a nawet jeśli kilka fragmentów zginie i coś zacznie iść nie tak - to ta osoba będzie dodawać nam siły do tego, by układać wszystko po raz kolejny.
OdpowiedzUsuńI kocham piosenkę do rozdziału, bo po raz kolejny utwierdziłam się w tym, że soundtrack w Teen Wolfie jest niesamowity i ta muzyka cudownie pasuje do klimatu tego całego opowiadania.
A co do twojego kryzysu twórczego, to jestem pewna, że go pokonasz. Bo kto jak nie ty? A ja zawsze jestem spragniona twojego pięknego pisania, które potrafi wprawić mnie w takim melancholijny, a nawet trochę refleksyjny nastrój. I wierzę, że pokonasz te kryzysy, trzymam kciuki za to!
Pozdrawiam, ściskam i wysyłam dużo weny. :*
Na początek, chciałam ci podziękować za kolejną piękną piosenkę, bo masz wybierasz świetne soundtracki ♥
OdpowiedzUsuńO jejku... Masz niesamowity dar, aż ci zazdroszczę takiego talentu, bo jak widać, mi nie było dana umiejętność takiego opisywania świata... Mam nadzieję, że kryzys twórczy już niedługo będzie przeszłością :) Cholernie szkoda mi Eleny. Dziewczyna nie miała w życiu łatwo, boi się przed kimkolwiek otworzyć. Thomas z resztą podobnie. Jestem bardzo ciekawa, jaki scenariusz dla nich dalej stworzysz.
Dużo weny i buziaki :**
PS. I tak, zapamiętam, nie informować cię o rozdziałach, bo masz mój blog w obserwowanych :) Przepraszam za małe zamieszanie, ale po prostu, z przyzwyczajenia. Mam nadzieję, że się nie gniewasz ♥
Gniewna Elena, eh..(wcale nie myślałam, że po pierwszym spotkaniu Eleny i Thomasa wpadną sobie w ramiona i będzie big love, wcale)
OdpowiedzUsuńCzytając rozdział, nie czułam, aby jego autorka miała jakiś wewnętrzny kryzys. W sumie to gniew Eleny jest nawet ciekawym pomysłem, ponieważ to stawia wiele pytań przed kolejnym spotkaniem, a nawet rozdziałem..Mam miliony pytań po przeczytaniu, a to plus, bo muszę przyznać, że czekam z niecierpliwością na 6.
Pozdrawiam!
Dobrnęłam. Zaskakujące, jak rozmowa składająca się z zaledwie kilku (bardzo) prostych i niewinnych zdań może się przedłużać. Prawie w nieskończoność. To chyba urok tych "rozmów po latach", że mimo nawału myśli, panuje niezręczna cisza. Za wiele się wydarzyło, za wiele zostało przemilczane i zatamowane wewnątrz nas. Idealnie widać to po Elenie.
OdpowiedzUsuńAle to nie może być przypadek, że właśnie w takim momencie natrafiła na Thomasa (który, swoja drogą, jest w podobnej sytuacji poniekąd). Mam wrażenie, że to właśnie on będzie w stanie ją zrozumieć i pomóc. Nie musi być to miłość (choć nie mam nic przeciwko), ale przyjacielskie wsparcie. Zadośćuczynienie za stracone lata.
Wątek z Lily jest awww, bo właśnie tak widzę Thomasa jako ojca. W ogóle w wielu aspektach tak widzę Thomasa, jak Ty to opisujesz i to chyba najbardziej mnie przyciąga. Widzę coś po swojemu, z nutą zaskoczenia, którą pięknie serwujesz.
Bardzo niecierpliwie czekam na kolejny rozdział! ♥
Ojejkuuuu! Nie potrafię oderwać wzroku od drugiej części rozdziału. No sama rozumiesz, Morgo + Lily = Emma jest w kawałkach i nie może się pozbierać, bo została rozwalona urokiem tego zjawiska. Ach, ci młodzi ojcowie, co oni ze mną robią. A co dopiero Morgenstern. Tak, jak napisała Madyna, ten wątek jest awww. Ale jest tak bardzo awww, że ja się tu cała ślinię. W ogóle to przy tym fragmencie, gdy Thomas myślał, że mało brakowało, a nie byłoby go przy Lily to mi serce stanęło i łzy w oczach też, bo pojawiła się ta okrutna wizja... Ugh, nie, nie. Już tyle minęło od upadku, wszystko jest dobrze, tylko mu na łeb trochę rzuca, ale poza tym, to już nie ma się czym martwić. I git.
OdpowiedzUsuńA teraz do pierwszej części rozdziału, bo ja znowu od końca zaczęłam, czyt. do tej "rozmowy" Eleny i Thomasa. O ile można to w ogóle rozmową nazwać, a nie krótką, dość nieskładną wymianą zdań. Cóż, wypełnione różnymi wydarzeniami lata, które rozdzieliły ich ścieżki, zrobiły swoje. Ale tak to już jest. Z wiekiem tyle rzeczy się zmienia, ludzie się zmieniają, każdy dorasta, zaczyna po swojemu układać życie... Wszyscy mogą zadać sobie to pytanie "Gdzie są ci ludzi, z którymi kopaliśmy piłkę w wieku 9 lat?". I proszę, po iluś latach znów stają na naszej drodze.
Czekam na kolejną konfrontację Eleny i Thomasa niecierpliwie. I na kolejne ojcowsko-córkowe sceny również. :3
Ściskam, pozdrawiam i w ogóle. <3
Z całego serca przepraszam za spóźnienie.
OdpowiedzUsuńUchyliłaś co nieco rąbka tajemnicy i mam nadzieję, że na ów rąbku zaledwie się nie skończy. Bolesne, że musieli spotkać się akurat w takich a nie innych okolicznościach. Bo, gdyby nie rozwód Eleny, sytuacja wyglądałaby zapewne inaczej, może nawet lepiej. Niepodziewane spotkania po latach dzielą się na te radosne i na niechciane, a to niestety była ta druga opcja, a przynajmniej jeżeli chodzi o Elenę. Może przy następnych będzie lepiej, bo zakładam, że ich ścieżki skrzyżują się na pewno jeszcze nie raz.
Tak jak reszta, jestem kompletnie zauroczona wątkiem ojcostwa Thomasa. Za jego sprawą można stwierdzić, że da się być cudownym samotnym ojcem. Aczkolwiek Thomasowi przydałoby się trochę miłości ze strony jakiejś kobiety. No ale wszystko w swoim czasie.
Na nowy projekt postaram się wpaść niebawem.
Pozdrawiam :)
Oj, Thomas, Thomas.
OdpowiedzUsuńPamięć ludzka jest zawodna, nic dziwnego, że można o kimś zapomnieć. Zresztą, z tego co widzę, nie łączyła ich z Eleną jakaś bliska przyjaźń, raczej byli takimi kumplami z podwórka. Logiczne, że kiedy każde z nich poszło w swoją stronę, to kontakt osłabł, a nawet ustał. Oboje mieli swoje zajęcia i pewnie mało czasu nawet dla najbliższych przyjaciół.
Nie dziwi mnie jednak reakcja Eleny, bo przecież to dziwne, że ktoś obecnie niemalże obcy tak dopytuje o jej losy. Jej gniew, podsycony niezbyt ciekawą sytuacją, w jakiej jest obecnie, jest całkowicie uzasadniony. Ale przecież Thomas, chce jedynie pomóc - gołym okiem widać, że z Eleną jest coś nie w porządku i kto wie, czy to jedno dobre słowo nie zawróci jej znad przepaści.
Lily <3
Ach, sąsiedzi to straszne plotkary. Ale przynajmniej rozjaśnili Morgernsternowi sytuacje i wie już, dlaczego Elena była taka opryskliwa. Kto by się jej dziwił.
Ale podoba mi się stwierdzenie Thomasa, że "wypiękniała". Tak to zazwyczaj jest, jak się spotyka po latach koleżanki z dzieciństwa ;).
Lecę dalej ;)