piątek, 26 lutego 2016

Piętnaście



Puk, puk.
Cichy tupot stóp, chwila niepewność i szczęk przekręcanego zamka. A potem drzwi się uchylają, zza nich wygląda dobrze ci znana, rozczochrana głowa. Kobieta przez chwilę patrzy na ciebie skonsternowana, nerwowo naciągając na dłonie rękawy znoszonego polara. Przebiera nogami, jakby chcąc się odwrócić i zamknąć ci przed nosem drzwi. W końcu wbija w ciebie oczekujące, nieco przerażone spojrzenie. Milczy.
Wygląda... źle. Ciemne sińce wyraźnie odcinają się od jej przeraźliwie bladej twarzy, włosy z widocznymi odrostami związane są w niechlujnego, rozpadającego się koczka, brązowe oczy pozbawione są tego błysku, który niegdyś przyciągał cię jak magnes. Usta nie rozciągają się w przyjaznym uśmiechu, od którego miękną nogi, a ramiona nie otwierają się, by zachęcić do przytulenia. Zalatuje rozczarowaniem, złamanym sercem i wyrzutami.
Ups.
Momentalnie cała przemowa, jaką ułożyłeś w drodze tutaj, wylatuje ci z głowy, pozostawiając po sobie pustkę i zakłopotanie. Ze świstem wypuszczasz powietrze z płuc. Czujesz ból, gdy na nią patrzysz. Przejmujący, paraliżujący ból powoli rozpływający się po twoim ciele. I wyrzuty sumienia osiadające na sercu niczym ciężki kamień.
Zraniłeś ją.
Wiedziałeś, że zerwanie nie było dla niej łatwe, że było gorzką pigułką do przełknięcia. Widziałeś jej łzy i słyszałeś prośby, byś wrócił. Ale nie myślałeś, że rany, które zadałeś były tak głębokie, że skrzywdziłeś ją równie mocno, co Kristinę.
Nigdy nie spojrzałeś na to z tej perspektywy.
Czy ona... czy ona cię kochała?
- Cześć. - Mówisz w końcu, czując w ustach nieprzyjemną suchość i kwaśny smak strachu. Gdzie podział się ten nieustraszony Morgenstern, któremu nigdy nie brakowało słów?
- Cześć. - Odpowiada niewyraźnie, nie posuwając się ani o milimetr. To nie będzie łatwa przeprawa.
Wzdychasz cicho, wciskając nerwowo dłonie w kieszenie. Blondynka ani na moment nie spuszcza z ciebie czujnego spojrzenia.
- Silvia, posłuchaj... Porozmawiajmy.
- Słucham. - Mówi buntowniczym tonem, jakby nie chcąc niczego ci ułatwiać. Marszczy czoło, ręką chwytając za klamkę drzwi. Instynktownie przesuwasz stopę tak, by w razie czego udaremnić jej zamknięcie drzwi.
- Może wejdę? - Unosisz pytająco brew, próbując wyciągnąć na wierzch tyle pewności siebie, ile tylko możesz. Ale, prawdę mówiąc, czujesz się jak mały, zagubiony chłopczyk, który straciwszy z oczu matkę, próbuje sam wrócić do domu.
Silvia przygryza wargę, niemal przewiercając cię spojrzeniem na wylot. W końcu kiwa nieznacznie głową i przesuwa się na bok, byś mógł wejść. Jeszcze chwilę stoisz w miejscu, jakby wahając się. Jeśli przekroczysz próg jej mieszkania, nie będzie już odwrotu i będziesz musiał wyciągnąć na wierzch wszystkie wasze niedopowiedzenia, rozpieczętować - wydawać by się mogło - pozamykane wątki, rozkopać wszystko na nowo. Słowem, zrobić jeszcze większy rozpierdol.
Ale możesz też uciec. Odwrócić się na pięcie i udawać, że nie tylko nie było tego dnia, ale również Silvii w twoim życiu. Ale czy to coś zmieni?
Przełykasz ślinę i niepewnie wchodzisz do jej mieszkania. Nic się tutaj nie zmieniło. Ten sam pedantyczny porządek, te same brzoskwiniowe ściany, ten sam półlitrowy kubek napełniony czarną jak smoła, gorzką kawą. Na szafce, obok pamiątkowego wazonu, w szklanej ramce stoi wasze zdjęcie: ot zwykłe selfie, na którym całujesz ją w skroń, a ona uśmiecha się szeroko, wyglądając na cholernie szczęśliwą. Podchodzisz do szafki i wziąwszy fotografię w dłoń, przyglądasz się jej, zastanawiając się nad całą waszą relacją. Wiesz, że Stoettinger była z tobą szczęśliwa. Nie mogłeś nie zauważyć jej błyszczących oczu, jej uśmiechu ukradkiem posyłanego w twoim kierunku, tak innego od uśmiechów, jakimi obdarzała resztę drużyny. Czułeś, jak drżała w twoich ramiona, jak mocno biło jej serce, gdy byłeś obok niej.
Ale czy ty byłeś szczęśliwy, gdy byłeś z nią?
Marszczysz czoło, próbując przywołać z pamięci własne uczucia. Bywałeś zdenerwowany, przerażony tym, co robiłeś. Ale czułeś też dziwne podekscytowanie, nutkę adrenaliny przyjemnie ślizgającą się po skórze, sprawiającą, że miałeś jakąś złudną kontrolę nad własnym życiem. Robiłeś to, co chciałeś, a nie to, co oczekiwali od ciebie inni. Byłeś wolny, na jakiś sposób szczęśliwy. Tylko to nie było szczęście, które mógłbyś dzielić z Silvią.
Czułeś do niej wiele. Ale nic z tego natłoku uczuć i impulsów nie było miłością.
- Więc?
Ze smutnym uśmiechem odkładasz ramkę na miejsce i odwracasz się w stronę blondynki. Stoettinger stoi ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami, zaciętą miną i dziwną wątpliwością w spojrzeniu. Próbuje udawać twardą, ale w środku jest miękka i roztrzaskana. Chciałbyś ją przytulić, złożyć w całość i zapewnić, że będzie dobrze. Ale przecież nie masz do tego najmniejszego prawa, prawda?
- Minęło trochę czasu... - zaczynasz niepewnie, na co Silvia tylko prycha. - Co u ciebie?
Czy ty naprawdę powiedziałeś to na głos? Przeklinasz pod nosem i rzucasz kobiecie przepraszające spojrzenie. Jedno jest pewne, jeszcze niczego nie spieprzyłeś tak, by nie móc spieprzyć tego bardziej.
- Nie lej wody i nie patrz na mnie tak rozczulająco. Już na to nie lecę - blondynka wywraca oczami, po czym wskazuje na kanapę. - Siadaj i gadaj. Miejmy to już za sobą.
Przez chwilę tylko na nią spoglądasz oszołomiony. Zaledwie minutę zajęło jej przeobrażenie się z roztrzaskanej dziewczynki z podpuchniętymi oczami w nieco sarkastyczną kobietę twardo stąpającą po ziemi. Z drugiej strony przecież zawsze taka była. Umiała was, zgraje facetów, w których buchały testosteron i chęć rywalizacji, utrzymać w ryzach i pilnowała, byście nie robili za wielkiego burdelu, przez który Pointnerowi zaczęłaby niebezpiecznie drgać żyłka na skroni. Natomiast, kiedy zostawałeś z nią sam, kiedy rozmawialiście w mroku nocy, nie wstydząc się tego, jak bliscy sobie jesteście, mogłeś dostrzec, jak bardzo Silvia łaknie ciepła i bliskości, jak brakuje jej czyjeś uwagi, zwykłego, męskiego zainteresowania. Więc jej to dawałeś. Udowodniałeś, że jest wyjątkowa, że zasługuje na odrobinę zrozumienia i atencji. Że w tym twardym, męskim świecie, w jakim przyszło jej się obracać, wciąż może być subtelną, pociągającą kobietą.
Taki układ wam pasował. Dowartościowywałeś ją, w zamian kosztując innego życia. Plan był dobry, tylko po drodze coś poszło nie tak i Stoettinger za bardzo się zaangażowała.
Kiwasz smętnie głową, po czym niepewnie siadasz obok niej na kanapie, pilnując by odległość między wami nie była za mała.
- Nie wiem, od czego zacząć - bierzesz głęboki wdech. - Niby wszystko sobie wyjaśniliśmy, ale...
- Właściwie to ty wyjaśniałeś, a mnie nie słuchałeś - Silvia posyła ci niechętne spojrzenie. Jej oczy ciemnieją. - Słuchaj, Thomas, z mojej strony temat jest zamknięty, naprawdę.
Wydaje ci się, że ta pewność w jej głosie jest autentyczna, mimo to i tak patrzysz na nią sceptycznie. Nie rozumiesz tu czegoś. Najpierw otwiera ci wyglądając jak sto nieszczęść, a teraz mówi, że zdążyła się ze wszystkim pogodzić?
- Po prostu - zaczynasz niepewnie, niespokojnie bawiąc się palcami. - Przed podjęciem decyzji, co dalej z moim skakaniem, chciałem wszystkie inne sprawy poukładać i zamknąć.
- Rozumiem - odpiera, nie patrząc na ciebie.
- Chociaż nie wiem, co mam ci powiedzieć.
- Thomas, naprawdę nic nie musisz mi mówić - Silvia posyła ci spojrzenie pełne zrozumienia. - Ja zdążyłam się ze wszystkim pogodzić.
- Więc dlaczego jesteś w takiej rozsypce? - Nie wiesz dlaczego, ale czujesz gniew. Palący, buchający niczym ogień. Zawsze byliście ze sobą szczerzy nawet, gdy prawda bolała. Nie lubiłeś, gdy Silvia cię okłamywała albo wmawiała ci, że jest w porządku, gdy tak w rzeczywistości nie było. Inną historią jest to, że w takich chwilach głównie chodziło o to, że blondynkę męczyło ukrywanie waszej prawdziwej relacji i fakt, że przecież masz dziewczynę. Może nigdy o tym nie mówiła, ale chciała cię na wyłączność.
Przypominasz sobie jedną rozmowę, którą odbyliście zaraz po tym, jak wasz romans wypłynął na światło dzienne. Zasugerowała, że teraz możecie być razem, skoro Kristina i tak nie chce być z tobą po tym wszystkim. Nawet nie chciałeś spróbować, bo już zawsze widziałbyś swój związek z Silvią, jako coś, co rozbiło rodzinę, którą przecież miałeś; jako błąd, który kosztował cię tak wiele nerwów, stresów, nieprzespanych nocy i straconych relacji. Nie wypaliło, po prostu.
Czy było warto? Wciąż nie umiesz odpowiedzieć sobie na to pytanie.
- Mój ojciec umarł.
Och.
Fala gorąca uderza w twoje policzki. No tak, nie jesteś pępkiem świata, a od waszego rozstania minęło sporo czasu. Silvia poszła dalej. Tylko życie postanowiło jej nie oszczędzać i znowu przyłożyło jej solidnymi kopniakami.
- Przykro mi.
Stoettinger posyła ci blady uśmiech. Chciałbyś, aby ułożyła sobie życie, żeby spotkała kogoś, kto poświęci jej całą swoją uwagę, dla kogo stanie się epicentrum, kto da jej to wszystko, czego ty nie potrafiłeś, nie mogłeś jej dać. Zasługuje na wszystko, co najlepsze i w tej chwili żałujesz, że zniszczyłeś jej życie. Nie powinniście nigdy wchodzić do tej rzeki.
Z drugiej strony najlepiej uczyć się na błędach, czyż nie?
- Mogę cię o coś zapytać? - pytasz niepewnie, na co kobieta kiwa głową, ukradkiem ocierając wilgotne oczy.
Zbierasz się na odwagę.
- Dlaczego dzwoniłaś do Schlierenzauera i pytałaś o mnie? I dlaczego wciąż trzymasz na wierzchu nasze zdjęcie?
Blondynka powoli wypuszcza z ust powietrze, po czym przyciąga kolana do swojej klatki piersiowej i obejmuje je rękoma.
- Nie wiem, ostatnio jest mi ciężko i rozpamiętuje wszystkie swoje porażki - mówi cicho, unikając twojego wzroku. - Znalazłam zdjęcie na dnie kartonu z różnymi pamiątkami, wyciągnęłam je, trochę myślałam o nas i jeszcze go nie schowałam.
- Doszłaś do jakiegoś wniosku?
- Tylko do tego, że nigdy mnie nie kochałeś - Silvia uśmiecha się smutno, posyłając ci zranione  spojrzenie. - Wiem, że ja ciebie też nie powinnam kochać. I już cię nie kocham, ale wtedy... Dlaczego w ogóle ty się w to wszystko wpakowałeś?
Milczysz przez chwilę, zastanawiając się nad jej pytaniem. Rozmawialiście na ten temat wiele razy, ale zawsze uciekałeś od tej najwłaściwszej odpowiedzi, nie chcąc, aby Stoettinger poczuła się wykorzystywana. Zazwyczaj zbywałeś ją w gruncie rzeczy prawdziwymi, ale jednak drugoplanowymi odpowiedziami.
To, co doprowadziło was do romansu nie opierało się tylko na jednej płaszczyźnie i mimo wielu godzin spędzonych na rozdrabnianiu tego tematu, nie potrafisz pojąć w całości złożoności waszej relacji. Uśmiechasz się pod nosem. Czy na wszystkie pytania, na które próbujesz ostatnio odpowiedzieć, nie ma tylko jednej właściwej odpowiedzi?
- Chciałem udowodnić sobie, że nie jestem takim idealnym człowiekiem, za jakiego mają mnie fani, media, świat. Że moje życie nie jest takie uporządkowane i perfekcyjnie, jak mogłoby się wydawać. Że też popełniam błędy - wyduszasz z siebie, tępo patrząc przed siebie. - Że potrafię i mogę robić to, co chcę, a nie to, co oczekują ode mnie inni. Trochę głupie, co? - wzdychasz ciężko.
Silvia patrzy na ciebie uważnie.
- Nawet bardzo głupie. Warto było chociaż?
Nie uciekasz wzrokiem. Wiesz, że to ten czas, kiedy nie możesz być tchórzem - nie, jeśli chcesz posprzątać życiowy bałagan. Nie możesz wiecznie uciekać przed spojrzeniami ludzi, których zraniłeś, musisz wypić nawarzone przez siebie piwo tak, jak na mężczyznę przystało.
- Nie żałuję tego, że się do ciebie zbliżyłem, bo poznałem naprawdę świetną kobietę. Żałuję tylko tego, jak to wszystko się potoczyło. Może, gdyby okoliczności były inne, udałoby się nam stworzyć coś trwałego...
- Żałujesz rozstania z Kristiną?
Zamierasz. Spędziłeś niezliczoną ilość godzin nad myśleniem o swoim związku z Kristi. Ile byście przetrwali, gdyby nie twoja zdrada? Czy w ogóle byście przetrwali? A jeśli tak, jakby wyglądał wasz związek? Czy byłoby jak dawniej?
Bo już od wielu miesięcy nie było tak jak zwykle.
Powoli wypuszczasz powietrze z płuc, jedną ręką przeczesujesz włosy.
- To i tak by się skończyło.
- Wiesz, kiedyś w końcu wszystko się ułoży.
Prychasz.
- Trudno w to wierzyć, kiedy wszystko po kolei się pieprzy. Związek, kariera, wszystko - kręcisz głową z bezsilności. Jesteś już zmęczony wiecznym podnoszeniem się z kolan i walczeniem. - Czasami mam wrażenie, że te upadki to kara za to, co wam zrobiłem - wyznajesz cicho. - W końcu karma wraca.
Silvia bardzo niepewnie łapie twoją dłoń i delikatnie ją ściska. Nic. Żadnych iskier przeskakujących między wami. Wyleczyliście się już z siebie.
- Nie myśl w ten sposób o tym.
- A jak mam o tym myśleć?
Kobieta wzrusza ramionami.
- Może, że to znak, by zacząć wszystko od nowa? No wiesz, zresetować życie i poukładać wszystko po swojemu.
Patrzysz na nią przez chwilę w ciszy. Już pamiętasz, co cię do niej zawsze przyciągało. Nie jej ciepłe spojrzenie, czy uśmiech, który potrafił rozjaśnić nawet najbardziej ponury dzień, a łatwość z jaką dobierała właściwe słowa; zawsze wiedziała, co ci powiedzieć, gdy już nie mogłeś, gdy chciałeś się poddać, rzucić wszystko w cholerę. Może dzięki niej nie upadłeś jeszcze niżej, choć - paradoksalnie - twój upadek łączy się z nią.
- Dziękuję za tą rozmowę - szepczesz. - I przepraszam, że cię skrzywdziłem i, że nie mogłem być dla ciebie tym, kim chciałaś, żebym był. Zasługujesz na kogoś lepszego.
- Zdecydowanie - Silvia uśmiecha się. - Ale i tak nie żałuję, wiesz?
- Wiem.
Bo mimo wszystko razem byliście na jakiś pokręcony sposób szczęśliwi.
Ale teraz już najwyższy czas się od tego odciąć.
I pójść dalej.
***
grass will grow and hearts will break
it goes on and on with every breath I take

***

Ty nieszczęsny Morgensternie, czy dasz mi się kiedykolwiek napisać do końca?
Nie wiem, chyba się pomotałam i spieprzyłam mocno, chyba nie idzie po mojej myśli. I chyba przestaję to czuć. Wiedziałam, ze powinnam wszystko sobie rozpisać. Może tylko się starzeję, może już to wszystko przestaje być dla mnie tym, czym było, gdy miałam te naście lat. Nie wiem, naprawdę. Nie chcę przekreślać dnia przed zachodem słońca, ale rozczarowałam się sobą i całością over.
A może to tylko kwestia tego nieszczęsnego Morgensterna.


6 komentarzy:

  1. Mój ukochany Morgi. Przez niego i dla niego zakochałam się w tym sporcie. Wcześniej oglądałam, ale bez większych emocji. Zawsze więc będzie to postać bliska memu sercu. Na biografię czekałam wieki, zastanawiałam się nawet czy nie kupić wersji niemieckojęzycznej. Właściwie o nim było moje pierwsze opowiadanie o skokach jakie napisałam całe wieki temu bo w 2009.
    Odwołujesz się do jego życia bardzo mocno i to mnie ujęło. W zasadzie jego życie podpowiada Ci scenariusz, ale musisz to i tak przeżyć, poukładać w głowie, żeby to tak opisać. Sama mam wielokrotnie tzw. rozkminy, czyli pytania ,,Jak bym się czuła gdy?". Podobno jestem osobą empatyczną i może dlatego przychodzi mi to dość łatwo.
    Nie mniej to co tu przeczytałam jest jak dla mnie jednym z lepszych opowiadań, które na blogach czytałam. Cieszę się jednakże, że Thomas odbył tę trudną rozmowę (choć tylko na pozór, bo Sylvia to cudowna kobieta) i teraz może już patrzeć tylko w przyszłość.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Kam. Nie wiem, co planowałaś, co miałaś w głowie. Nie mogę wiedzieć.
    wiem, jak odbieram to ja. I kocham, niezmiennie kocham, bo jesteś niesamowita. Bo czuję się, jakbym siedziała w głowie Thomasa. A to przecież tak rzadka umiejętność, tak opisać swojego bohatera, tak poprowadzić historię. A to, czego się podjęłaś, jest jeszcze trudniejsze. Opowiedzenie historii, którą właściwie wszyscy znamy, którą mniej lub bardziej ułożyliśmy sobie w głowach. I wychodzi Ci to przecież znakomicie, wychodzi idealnie. Ja się lubię czepiać. Tutaj nie mam do czego, choćbym chciała. Ale akurat do tej Twojej perfekcji zdążyłam się przez lata przyzwyczaić.
    Nie wiem, co się dzieje, dlaczego chcesz odejść. Nie lubię naciskać i wyciągać z ludzi zwierzeń, bo wiem, jak bardzo denerwuje to mnie. Wolę czekać, obserwować, wolę czekać, aż ta osoba sama zdecyduje się pogadać. Dlatego nie chcę naciskać na Ciebie, ani wypytywać, dlaczego, ani namawiać Cię do pozostania. Chcę tylko powiedzieć, że dla pisarskiego, skoczno-blogowego światka Twoje odejście byłoby wielką stratą, bo w tłumie przeciętności tak trudno znaleźć takie perły, jak Ty. Twoje odejście z blogspota bardzo zaboli. Cały ten światek i mnie osobiście. Bardzo bym chciała, żebyś została.
    Trzymaj się, Kam♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest dobrze, na prawdę dobrze. Na tyle, że chce się to dalej czytać. Czytać o twoim Morgensternie, nawet określonym mianem nieszczęsnego. Prawdopodobnie rozumiem, co czujesz w związku z tym opowiadaniem - albo przynajmniej mogę podejrzewać. Dlatego - z całym moim uwielbieniem do Morgiego, dzięki któremu pokochałam skoki - nie chcę napisać niczego o nim. W pewnym momencie na pewno coś poszłoby nie tak, widziałabym za dużo niedociągnięć, a nawet zwykłych błędów. Dlatego chyba cię rozumiem, jeśli dobrze zinterpretowałam twoje słowa.
    Więc wiesz, skoro zaczęłaś - trzymaj się tego, walcz. I wygraj.

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany, Kam. Czuję się podle. Bo ja potrafię tu siedzieć, czytać rozdziały po kilka(naście) razy, a nie komentuję. Przepraszam Cię z całego serduszka. Po prostu ostatnio jestem dupa do pisania wszystkiego - opowiadań, komentarzy... Jakoś nie potrafię ostatnio dobrać słów. Ale nie o mnie będę tu pisać, tylko o tym, co Ty tutaj tworzysz, a co ja czytam z zapartym tchem, szybciej bijącym serduchem i łzami w oczach.
    A zatem na początku pozwól, że odniosę się do poprzedniego rozdziału. To było takie fajne, bo wszyscy czekali już na wizytę Thomasa u wiadomo kogo, a Ty zmyślnie podstawiłaś nam Elenę, która wreszcie spotkała się ze swoim wciąż jeszcze mężem. Czyli jednak ich rozmowa z rozdziału trzynastego (dobrze liczę?) jednak nie zakończyła się takim fiaskiem. Elena podjęła decyzję, decyzję w moim mniemaniu słuszną i w końcu stanęła oko w oko z Isaaciem. I było to spotkanie bolesne, co bardzo dokładnie czuło się wraz z czytaniem tekstu i... jej. To naprawdę koniec. W jakiś sposób wciąż wierzyłam, że może jednak istnieje jakaś nadzieja na uratowanie tego małżeństwa, ale gdy padło słowo "dziecko" wszystko runęło, posypało się jak domek z kart. Bo to oni razem mieli być rodzicami, a nie tylko on... Rany, jakie to musi być bolesne...
    Zostawiam Elenę i przechodzę do Thomasa i tego rozdziału. Bałam się tego spotkania z Silvią, bo jasne było, że to do niej właśnie udał się Morgo. Bałam się tego, co zostanie wyjaśnione, bo jednak... Cóż, pomimo wyjaśnienia w MorgoKsiążce wciąż pozostaje mi do tej pani potężny niesmak. Z drugiej strony w jakiś sposób udaje mi się rozumieć uczucia "tej drugiej". Anyway, spotkali się. To kolejny przystanek na drodze Thomasa do odbudowania swojego życia cegiełka po cegiełce. I myślę, że to spotkanie było jak najbardziej potrzebny, tym bardziej, że pozostawiło po sobie wrażenie "oczyszczonej" pewnej sfery z życia Thomasa, która była mocno zabrudzona. Silvia jest tutaj taka ciepła, pomimo tragedii, która ją spotkała. Myślę, że też może być dla Morgo takim drogowskazem, że tym, że wyrównali swoje sprawy, pokazała mu drogę, którą powinien się kierować, aby w końcu zaznać świętego spokoju w życiu i aby wiedział, co powinien z nim zrobić.
    Zdecydowanie tak.
    Kurczę, Kam. Wiesz o czym Ty tu piszesz? Albo raczej o KIM? O gościu, który walczył. Który walczył i nie poddawał się, który upadł, ale podniósł się i pojechał na cholerne Igrzyska, by tam pokazać, że jest fajterem i nie da się tak łatwo złamać. O kimś, kto walczył, by robić to, co kocha. I nie poddawał się, dopóki nie uznał, że jest taki mały ktoś, dla którego powinien przestać. Znasz tego faceta. Proszę Cię tylko o to, byś wzięła z niego przykład i tak samo walczyła o to, co kochasz. Bo kochasz pisać. Raju, to widać w każdym rozdziale i opowiadaniu. Jasne, to ważne, że często nie idzie i zamiast szczęścia z pisania, czujesz smutek i zmęczenie, ale po tym właśnie poznasz autora, który wkłada 100% siebie w to, co tworzy. Pisz, Kam. Piszpiszpiszpisz. Próbuj. Tak jak Morgo. Ja wierzę, że jesteście sobie pisani na tej literackiej drodze. I wierzę w Ciebie. Wierzę, że dasz radę napisać i skończyć tę historię. Kto, jak nie Ty, hm? Potrafisz! P O T R A F I S Z. I wiem, że to zrobisz. Morgo jest trudny, ale na samym końcu bardzo wdzięczny.
    Dasz radę, Ziomuś. Już w ten weekend uściskam Cię na szczęście do pisania i wtedy ruszysz z kopyta! No! Buziaczki i do zobaczenia! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kompletnie nie rozumiem z czego być tu rozczarowanym. Czytałam chyba tylko jedno Twoje wcześniejsze opowiadanie, ale nawet z tej perspektywy mogę powiedziec, że po prostu piszesz inaczej niż gdy miałaś te naście lat, dojrzalej. Dajesz nam historię dwójki zranionych w różny, ale niesamowicie podobny sposób, która powoli zmierza do wiadomo czego, choć nie musi. Może jednak zaplanowałaś coś innego i nas zaskoczysz. Świat Eleny dopiero się wali cegiełka po ciegiełce, a świat Thomasa już zdążył się zawalić i zgadzam się z Silvią, że to jest czas wziąć się w garść i zbudować go na nowo, bo karma wraca, ale nigdy w ten sam sposób. Nigdy nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, więc on nie ma szans na bycie z nią albo z Kristiną, ale ma szansę na bycie szczęśliwym z kimś innym, nawet bez skoków. No i to, że oni żyją swoim życiem to właściwie dobrze.
    Pisz spontanicznie, bo jeśli oni zaskakują ciebie to nas tym bardziej zaskoczą!

    OdpowiedzUsuń
  6. powiem tyle - Silva to mądra kobieta, o!
    I fajnie, ze Morgi sobie próbuje wszystko poukładać, nawet jeżeli nie jest to łatwe.
    Mądre toto było wszystko, takie prawdziwe. A tak mi sie przynajmniej wydaje.

    OdpowiedzUsuń