sobota, 1 kwietnia 2017

Dwadzieścia pięć

e p i l o g




Ale o to właśnie w tym wszystkim chodzi (...). Przeżywamy. Po każdym upadku, po każdym niespodziewanym uderzeniu, podnosimy się. Mimo, że idziemy i idziemy przez piekło, w końcu docieramy na drugą stronę. Przestraszeni. Na ogół załamani. Ale przeżywamy. Potem zaczynamy siebie odbudowywać. Nigdy już nie jesteśmy tacy sami, ale odbudowujemy się. Ponieważ coś takiego jest tylko innym sposobem zmiany. Wszyscy musimy się zmieniać.
Dorothy Koomson Dobranoc, kochanie

*

Tęskniłeś za tym uczuciem, naprawdę tęskniłeś. Bycie w powietrze, latanie, czucie wiatru każdym milimetrem ciała, potężny zastrzyk adrenaliny to coś, co niezmiennie ciągnie cię do tego sportu, mimo wszystkich upadków, jakich do tej pory uznałeś. Miłość do skoków jest jak każda inna miłość - przynosi wiele szczęścia, ale jeszcze więcej bólu. I choć łatwiej byłoby z tym wszystkich skończyć, nie potrafisz. Bo ciągle to kochasz, bo nie umiesz żyć bez skoków, bo uzależniłeś się od latania.
Ze skakaniem jest jak z jazdą na rowerze, stwierdzasz, gdy twoje narty dotykają igielitu, a ty - dość nieporadnie jak na siebie - zaznaczasz telemark. Dojeżdżasz do band, nachylasz się, by odpiąć narty, po czym przenosisz wzrok na skocznię. Nie było tak źle. Każdy twój ruch był automatyczny, czucie w powietrzu było w porządku, odległość nienajgorsza, nad stylem trzeba byłoby trochę popracować. Ale jednak jakby czegoś zabrakło.
Bierzesz głęboki oddech, prostując się. Ściągasz z twarzy gogle, wciąż nie odrywając wzroku od skoczni. Cały czas analizujesz, próbujesz przypomnieć sobie każdy detal skoku.
I wtedy to cię uderza.
Myślisz wyłącznie o tym, jaki to był skok, czy idealnie się wybiłeś, czy poprawnie ułożyłeś ciało w locie. Ale wypierasz z myśli uczucia, jakie towarzyszyły ci w locie. Nie pamiętasz, czy byłeś szczęśliwy, czy bardziej się bałeś. Uśmiechnąłeś się po lądowaniu? Uniosłeś rękę na znak zadowolenia?
Przygryzasz wargę, w zastanowieniu schodząc z zeskoku. Jasne, na pewno skok dał ci dużo radości i utwierdził cię w przekonaniu, że wciąż możesz skakać. Ale... czy było to to samo uczucie, co zawsze? Uczucie, które towarzyszy ci od skoków na najmniejszych skoczniach?
Nie wiesz.
Dlatego szybko bierzesz się w garść, zarzucasz narty na bark i ponownie wspinasz się na szczyt skoczni.

*

Odkładasz telefon na stolik, po czym unosisz twarz do słońca, rozkoszując się ciepłym, pogodnym dniem. Uśmiechasz się delikatnie, wygodniej opierając się o oparcie ogrodowego krzesła. Wreszcie nadszedł ten okres życia, o którym od dawna marzyłaś - jest spokojnie, stabilnie. Wreszcie nie musisz się z niczym wzmagać, możesz usiąść, odetchnąć głęboko i odrzucić od siebie wszystkie negatywne emocje. Możesz zapomnieć o tym, co było, oddzielić przeszłość od teraźniejszości grubą kreską i zacząć nowy etap.
Jasne, na pewno nie ustrzeżesz się błędów, masz tego pełną świadomość. Ale teraz nie będziesz marnować czasu na rozdrapywanie ran, a przynajmniej taką masz nadzieję. Ostatnie miesiące nauczyły cię jednej ważnej rzeczy - człowiek potrafi się podnieść po każdej klęsce.
Przez chwilę - mimo wszystko - myślisz o Isaaku. Zastanawiasz się, czy to miłość tak cię zaślepiła, że nie widziałaś wad męża, że tak bardzo go idealizowałaś. A może to tylko twoja tendencja do uciekania przed problemami sprawiła, że starałaś się nie zauważać pęknięć na swoim małżeństwie.  Im więcej o tym myślisz, tym coraz więcej masz pewności, że twój związek nie był tak kolorowy, jak ci się wydawało. Może tylko chciałaś wierzyć, że jest idealnie, może zamknęłaś się w ochronnej bańce, nie dopuszczając do siebie żadnych pesymistycznych zwiastunów. Może to właśnie was zgubiło. Może oboje za bardzo chcieliście, by wasze życie było perfekcyjne w każdym calu, że zamykaliście oczy na wszystko, co odbiegało od normy. Może. Trudno ci teraz to stwierdzić.
Na szczęście masz to już za sobą. Straciłaś ważną ci osobę, ale w zamian zdobyłaś cenne doświadczenie.
I nowego przyjaciela.
Uśmiechasz się na myśl o Thomasie. Długo broniłaś się przed wpuszczeniem go do swojego życia. Teraz jesteś bardzo wdzięczna, że mężczyzna wykazał się typowym dla siebie uporem i wytrwale starał się ci pomóc. Patrząc na jego życie mogłaś poczuć nadzieję, nauczyć się znosić porażki i przemieniać je w sukcesy. Wciąż go podziwiasz za to, jak dzielnie podnosił się z kolan za każdym razem, gdy życie dawało mu w kość. Nawet jeśli miewał chwile zwątpienia, zawsze walczył. Nie odpuszczał. Nie poddawał się. Jasne, bał się, ale to go nie zatrzymywało. Mimo wszystkich przeciwności, wciąż parł naprzód. Stał się inspiracją dla wielu ludzi, w tym dla ciebie. Może na początku irytowała cię jego wola walki, ale w ostatecznym rozrachunku okazała się czymś, co cię uratowało. Zawsze będziesz mu wdzięczna za to, że nauczył cię walczyć, że przekonał cię, iż warto nie zostawać na dnie.
I teraz trzymasz kciuki, żeby i siebie poukładał.
- Zrobiłam nam kawę.
Zerkasz w bok i widzisz, jak twoja mama kładzie na stoliku dwa kubki pełne parującej cieczy. Uśmiechasz się do niej szeroko, gdy kobieta siada na stołku obok ciebie. Swoją drogą, twoi rodzice też musieli ostatnimi czasy wykazać się nie lada cierpliwością, by wytrzymać z tobą.
- Mam dobrą wiadomość. - Mówisz, z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy. - Dzwonili z agencji. Dostałam pracę!
Twoja mama z radością rzuca ci się na szyję i przytula cię mocno. Odwzajemniasz uścisk. Śmiejesz się w głos. I wiesz, że nieważne jak bardzo źle będzie, kiedyś i tak będzie lepiej. Grunt to się nie poddawać. I wierzyć w siebie z całych sił.
A szczęście..., cóż, szczęścia można także odnaleźć w spokoju ducha. Czujesz to dzisiaj bardzo wyraźnie.

*
Siedzisz na ganku i wpatrujesz się w nocne niebo. Jest przyjemny, lecz trochę chłodny wieczór. Wokół panuje spokój, w większości okien twoich sąsiadów światła już dawno zgasły. Jest ci zimno, ale mimo to nie chce ci się ruszyć po dodatkowe okrycie. Wolisz siedzieć w bezruchu na drewnianych schodach z rękami obejmującymi zgięte kolana i patrzyć się na migoczące gwiazdy.
I myśleć. Dużo myśleć.
Zagryzasz wargę, kiedy dopadają cię kolejne wspomnienia ze skoczni. Przypominasz sobie, jak się czułeś podczas ostatniego zgrupowania, porównujesz te uczucia z uczuciami z innych zgrupowań, kiedy było łatwiej, lżej, kiedy nie zużywałeś tyle sił psychicznych. Ale z własnego doświadczenia wiesz, że lżej nie zawsze znaczy lepiej.  Wręcz przeciwnie, im droga jest trudniejsza, tym większe efekty przynosi.
Zastanawiasz się, czy musisz jeszcze sobie i innym ludziom coś udowadniać. Myślisz o wygranych konkursach i wszystkich trofeach oraz tytułach. O upadkach, po których potrafiłeś latać dalej niż inni. O tym, że nawet z najgłębszego dołka dawałeś radę się wygrzebać i wspiąć się z powrotem na szczyt.
Łamiesz sobie głowę nad tym, co jeszcze przed tobą. Przypominasz sobie swoje marzenia, które żyły gdzieś w tobie, mimo, że często spychałeś je na bok w trosce o swoją karierę. Zastanawiasz się, czy wreszcie nie nadszedł czas, by je spełnić.
Czujesz, że to dobry moment, by zacząć coś nowego. Ta myśl, która tak szybko i nieoczekiwanie pojawiła się w twojej głowie, zaczyna cię ekscytować. Mógłbyś wreszcie pójść nową drogą, poznać inne życie, zrobić coś po raz pierwszy. Mógłbyś cieszyć się każdym dniem, każdą kolejną pierdołą, która wzniosła do twojego życia nieco świeżości.
I nie musiałbyś się wzmagać z tą ciągłą niepewnością.
Bo to właśnie niepewność przeszkadzała ci podczas ostatnich skoków najbardziej, prawda? Ten strach, czy wylądujesz, jak wylądujesz. Czy skoczysz dalej niż najlepszy skoczek Pucharu Światu czy krócej niż najsłabszy przedskoczek. Jak długo dasz radę rywalizować z takim psychicznym obciążeniem?
Bóg ci świadkiem, że wciąż kochasz skoki z całego serca, tak mocno, że aż boli. Problem tkwi jednak w tym, że przestały cię ekscytować. Już nie czujesz ich tak, jak kiedyś, nie oczekujesz okazji do skakania z wypiekami podekscytowania na policzkach, nie śnisz o kolejnych rekordach. Nie okłamując siebie - boisz się. I jesteś zmęczony, tak nadludzko zmęczony.
Potrzebujesz zmiany. Nowego impulsu do działania. Czegoś, co cię na nowo uskrzydli.
Uśmiechasz się pod nosem. Czasami odpuszczenie sobie nie musi oznaczać porażki.
Wstajesz ze schodów i przeciągasz się. Czas pójść spać.
Tym razem wiesz, że zaśniesz od razu.


*

i'm only human
and i crash and i break down
your words in my head, knives in my heart
you built me up and then i fall apart
'cause i'm only human

*


Więc ten historyczny dzień nadszedł dość nieoczekiwanie dzisiaj. Over było trudnym dzieckiem do kochania, wiem, że to głównie przez moje własne oczekiwania. Nie wyszło dokładnie tak, jak chciałam, ale nawet gdyby wyszło lepiej i tak byłabym niezadowolona. Bo Thomas zasługuje na to, co najlepsze. Prawda jest taka, że gdyby nie on, nie byłabym dzisiaj w tej patologii.
W ostatecznym rozrachunku mogę powiedzieć, że to opowiadanie nie jest tak złe, jak często marudziłam. Dziękuję Wam, że znosiłyście moje narzekanie, że byłyście tutaj mimo okropnej nieregularności i tymczasowych zawieszeń. Jesteście najlepsze. Dziękuję za Waszą obecność, za cudowne komentarze, które sprawiały, że chciało mi się pisać. KC bardzo mocno!
I cóż, wygląda na to, że spełniłam swoje obietnice i jednocześnie wreszcie dociągnęłam opowiadanie o Thomasie do końca. Całkiem fajne uczucie! :D

Dziękuję i do zobaczenia!

the end




4 komentarze:

  1. Cam jesteś niesamowita! Ta historia jest niesamowita! Thomas i Elena są niesamowici. Jedna historia, a niesie ze sobą tak wiele emocji. Dlatego wybacz mi zapewne brak składności tego komentarza. Po prostu wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem. Zgodzę się z Tobą to nie jest złe, bo nie może być złym coś co jest fantastyczne<3 Co wywołuje tyle różnych uczuć które trudno opisać słowami. Na pewno przeplatają się smutek z radością. Smutek z powodu końca czegoś niezwykłego. Innego. Wyjątkowego. Czegoś, co chciałoby się aby trwało w nieskończoność. Zostawiającego za każdym razem po sobie ślad. Niosącego przesłanie, o któryn później. Smutek, który wywołuje świadomość pustki jaką pozostawiają po sobie rzeczy u ludzie o statusie niezastąpionym. Ale też radość współdzielona z głównymi bohaterami. Stworzyłaś nam i im najpiękniejsze zakończenie. Pełne szczęścia i nadzieii. Tak właśnie uważam, że dokonale ukazuje prawdę ponad czasową. Po nocy przychodzi dzień. Po burzy w końcu pojawia się słońce i tęcza. Dlatego zawsze trzeba czekać. Nie stojąc biernie lecz walcząc każdego dnia. Tylko człowiek który przetrwa burzę może oglądać tęczę. Pozostali tkwią w ciemności. Za to właśnie podziwiam Twojego Thomasa. Za jego walkę, nie tylko o swoje życie ale też Eleny. Stracił coś co było sensem życia a mimo to się podniósł i podniósł też potłuczoną dziewczynę której samej już brakowało sił. Nie poddał się gdy go odpychała. Pokazał upór który pozwalał mu wczesniej wygrywać na skoczni. Jasne nie byli idealni. Obydwoje upadali ale może dlatego łatwiej było im sobie zaufać. Obydwoje również stracili swoje dawne życia. Ona mężczyznę na którym jej zależało. On skoki z którymi związał całe swoje dotychczasowe życie. Oboje zaczynają od nowa. Inni. Doświadczeni przez los. Potłuczeni z nadzieją na wzajemne poskładanie. Patrzący w przyszłoś' z uśmiechem, ze świecącym nad głowami słońcem."
    Tym razem wiesz, że zaśniesz od razu." zakochałam się w tym zdaniu!<3 i czytałam je trzy razy pod rząd z uśmiechem na ustach! Jesteś przenajlepsiejsza Cam, mówię całkiem poważnie :) Ta historia to taki promyczek. Droga od upadku do ponownego stanięcia na szczycie. Droga otwarta i niesamowicie pozytywnie nastrajająca człowieka, który gdzie się nie rozejrzy widzi smutek. Był taki cytat "Anioł nigdy nie upada. Diabeł upada. Człowiek upada ale się podnosi" mniej więcej sens zachowałamXD Thomas i Elena się podnieśli. Mnie podniosłaś na duchu. A światu pokazałaś, że dobro zwycięża i wszystko jest tak jak powinno!To dla mnie zaszczyt, że mogłam tu być i bardzo Ci na tym miejscu za Twoje cudeńko dziękuję. Oby takich więcej :) Trzymam Cię za słowo, za Twoje dozobaczenia i cóż więcej mogę dodać? Marz, twórz i dziel się z nami swoim geniuszem Cam. Również mówię do zobaczenia! ~Isia

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadam do Ciebie szybciutko, bo potem mi się zaległości nawarstwiają. Szybciutko, ale porządnie, coby nie było! Żadnej fuszerki!
    Ten cytat na początku jest piękny. P-I-Ę-K-N-Y! I tak totalnie pasuje do Tomaszka i Elenki, że bardziej się nie da.

    Nie wiem, czy Ci wspominałam, ale ta narracja w drugiej osobie, choć jest bardzo specyficzna, jest też bardzo przemawiająca, przemawiająca wręcz dogłębnie. Nie wszyscy ją lubią, kojarzy się często niskolotnymi imaginami, ale dobrze poprowadzona (tak jak tutaj!) pomaga się bardzo mocno wczuć w historię, wejść w skórę czy to Thomasa, czy też Eleny.

    Latanie uzależnia, jestem w stanie to uwierzyć. Każda pasja uzależnia, zwłaszcza taka, która rzuca wyzwanie grawitacji i innym prawom fizyki. Jak nie kochać czegoś, co sprawia, że dokonujemy niemalże niemożliwego?
    Thomasowe porównanie bardzo trafne. Ale też bardzo trafna jest jego niepewność. Ten brak jakichkolwiek emocjonalnych odczuć, bądź też ich całkowite wyparcie... Czy to znak, że to co tak bardzo kocha, już nigdy nie będzie mu sprawiać tyle przyjemności, co kiedyś? Że już każdy skok będzie podszyty tłumionym strachem?
    Już nigdy nie będzie tak samo. Nieważne, jak wiele razy będziesz próbował. Czym ten upadek różnił się od innych? Ja już chyba wiem. Tym, że był ostatnim.

    "[...] człowiek potrafi się podnieść po każdej klęsce." - właśnie pod Thomasowym fragmentem miałam pisać, że trzeba się podnieść po każdym upadku. I mam dziwne wrażenie, że Elena ze swoim upadkiem poradziła sobie lepiej niż on. W jego sercu zawsze już będzie tęsknota za lataniem, choć przecież i tak nadszedłby moment, w którym musiałby sobie powiedzieć "Dość, wystarczy. To koniec". A mimo to, w sercu zawsze będzie żal. Elena też pewnie nie raz pomyśli z ukłuciem żalu o Isaacu, ale to będzie żal innego rodzaju. Wyszła na prostą. Oboje wyszli. Dzięki wzajemnej pomocy, nawzajem uświadomili sobie, że są tylko ludźmi, ludźmi, którzy popełniają błędy i upadają. Ale zachowanie tego człowieczeństwa wymaga od nich powstawanie, raz za razem.
    Zbyt mało wiemy o tym, jak przebiegało tak naprawdę małżeństwo Eleny, by wiedzieć gdzie leży prawda. Może faktycznie idealizowała męża, może faktycznie uciekała przed mało przyjemną prawdą. Może właśnie dlatego zderzenie z rzeczywistością było tak bolesne i destrukcyjne. Bolesne niemal fizycznie, tak jak upadek Thomasa. Zbyt wiele między nimi podobieństw, bym mogła sobie odpuścić takie porównanie.
    Właśnie, Thomas.
    Podświadomie oczekiwałam, że coś się między nimi wydarzy. Ty jednak nie poszłaś w tę stronę i... i bardzo dobrze zrobiłaś. To, że nie wydarzyło się między nimi nic prócz przyjaźni (no, poza małym drobnym epizodem, chwilą słabości) dużo dało tej historii, uniknęłaś tym przewidywalności, bo wszyscy chyba liczyli, że coś między nimi zaiskrzy.
    Elena podziwia Thomasa za siłę, którą kiedyś miał. Teraz przestał walczyć, powiedział sobie "dość", a to właśnie Elena była tą osobą, która pomogła mu się z tą decyzją pogodzić. Byli dla siebie nawzajem wzorem, siłą potrzebną do podniesienia się z kolan. Byli sobie po prostu potrzebni, a los skrzyżował ponownie ich ścieżki we właściwym momencie.
    Elena naprawdę zaczyna żyć nowym życiem. Oby i Thomas miał tyle szczęścia.

    Tomasz Poranna Gwiazda obserwujący rozgwieżdżone niebo. Nie powiem, przemawia do mnie ta wizja.
    I tak sobie myślę. że chyba nie chodzi o to, że boi się zawieść oczekiwania innych. Jedyne oczekiwania, które są mu stawiane, to te, które on sam sobie stawia. I to on musi uświadomić sobie, że rezygnacja nie zawsze oznacza porażkę.
    Taka świadomość daje pewną ulgę, pozwala zacząć nie tyle od nowa, co zacząć coś nowego. Coś innego, na co wcześniej nie było czasu. Może trochę więcej chwil spędzonych z rodziną, szansa na rozwinięcie innych pasji, bądź znalezienie nowych? Świat stoi przed tobą otworem, Thomas. Trzeba tylko nacisnąć klamkę i nie oglądać się wstecz.

    CDN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Bóg ci świadkiem, że wciąż kochasz skoki z całego serca, tak mocno, że aż boli." - Właśnie złamałaś mi serduszko, Cam. Nie rób tak więcej, dobrze? Albo rób, rób, jak najczęściej!
      "Czasami odpuszczenie sobie nie musi oznaczać porażki." - ...mówiłam?
      I chyba nie miałam racji, co do tego, że Elena lepiej sobie wszystko poukładała od Thomasa. On też da sobie radę. I ciekawi mnie tylko, jak teraz będzie wyglądać ich relacja. Mam wrażenie, że ich drogi na powrót się rozejdą. Są tacy ludzie, którzy pojawiają się tylko w ważnych momentach naszego życia, niczym anioły stróże, a potem znikają, by powrócić wtedy gdy będziemy ich najbardziej potrzebować. Myślę, że tak było z Eleną i Thomasem. Wsparli się na sobie, podnosząc po swoich życiowych upadkach - mniej lub bardziej metaforycznych - a kiedy już stanęli na nogi, każde może pójść w swoją stronę.
      Kto wie, czy los nie skrzyżuje ich ścieżek ponownie pewnego dnia, kiedy znowu będą sobie potrzebni?
      A może faktycznie odnowiona przyjaźń się utrzyma i ja tak sobie tylko błędnie gdybam?

      Chciałabym to jakoś sensownie podsumować, ale chyba powiedziałam (napisałam) już wszystko, co chciałam. Nic więcej z siebie nie wycisnę, więc po prostu pogratuluję Ci kolejnego cudownego opowiadania. Choć psioczyłaś i warczałaś na nich co niemiara, suma summarum wyszło dobrze i nie można się co nich o nic przyczepić. Kiedy zaczynałam czytać, miałam wrażenie, że ta historia potoczy się inaczej. W głowie rozwijałam niektóre wątki, inne zupełnie nie przychodziły mi na myśl. Ale ostateczna wizja tej historii zasługuje na oklaski. Bo pokazała nam kilka ważnych rzeczy: każdy z nas jest tylko człowiekiem i ma prawo do błędów i upadków. Upadków, po których trzeba się podnieść, a to rzadko udaje się bez pomocy osób postronnych. Czasem ta pomoc nadchodzi z zupełnie nieoczekiwanej strony, od osoby, która tej pomocy również potrzebuje.
      I choć było momentami melancholijnie, to ostatecznie ten epilog jakoś tchnie nadzieją.

      I tym jakże głębokim wywodem kończę mą tutejszą działalność analityczno-komentatorską ;)
      Buziaki, Cam i dzięki za kolejną świetną historię!

      PS: Thomas zasługuje na same dobre historie. A Ty zasługujesz na to miłe uczucie, które towarzyszy postawienia ostatniej kropki w opowiadaniu, na którym Ci zależy.

      Usuń
  3. Cam... tak naprawdę wcale nie chcę pisać tego komentarza. Ale chyba nie ma sensu dłużej zwlekać. Skoro Ty postawiłaś ostatnią kropkę pod tym opowiadaniem to i ja powinnam.
    Choć ciężko zebrać myśli, gdy kończy się coś takiego. Twoja historia o moim Thomasie, w której tak wiele było prawdy i o nim samym, ale na pewno o każdym człowieku. Stworzonym po to, by upadać i powstawać. A co lepsze, pokazałaś to na dwóch gatunkach ludzi. Biernym i aktywnym.
    Tak, Cam, to nie było opowiadanie jakiś wiele. To była uniwersalna analiza człowieczeństwa. I można z niej wyciągnąć wiele wniosków, pewnie w zależności od punktu widzenia.
    Zacznę od Thomasa. On zawsze był mi tu bliższy i chciałabym żeby w trudnej sytuacji okazało się, że raczej jego model zachowań bym powielała. Koncertowo spieprzył sobie życie rodzinne i nie umiał tego odciąć od skoków. A potem upadek. W sensie dosłownym i metaforycznym. Bo i w jego psychice coś ostatecznie pękło, przestał być super bohaterem. Najtrudniej było mu się przyznać do tego przed samym sobą. Ale mimo wszystko walczył. Walczył do samego końca. Najpierw o igrzyska, a potem... o odnalezienie w sobie dawnego uczucia do skoków. I w tym jego ostatnim skoku widzimy, że on nawet nie jest świadomy tego, co dokładnie się zmieniło. To znaczy, ta zmiana zaszła w jego głowie. Bo może to nie był idealny pod względem technicznym skok. Ale jego ciało wiedziało co robić. Tylko że nie o to w tym wszystkim chodzi.
    Pewne etapy w życiu trzeba po prostu nieodwracalnie zamknąć. Nawet jeśli ma się wątpliwości, nawet jeśli będzie się tęsknić. Trzeba kierować się przede wszystkim tym, co się czuje. Bez pozytywnego nastawienia niewiele można osiągnąć. I tak naprawdę nie ma sensu robić czegoś, co jest nam obojętne.
    I Elena. Zapamiętam ją jako jedną z najbardziej wkurzających bohaterek. Ale patrząc na nią dzisiaj, mam pewność, że ona po prostu musiała taka być. Musiała mieć te swoje apatyczne stany, musiała co chwilę rozważać inne opcje swojej przyszłości, a przede wszystkim musiała czekać na to, co przyniesie czas. Tak naprawdę ona wciąż tkwi w miejscu. Podjęła decyzję w kwestii swojego małżeństwa, ale to tylko mały kroczek w przód. Bo jej przyszłość nadal jest niewiadomą. Znalazła pracę i zostaje u rodziców. Ale zanim odbuduje siebie minie jeszcze wiele czasu.
    Thomas i Elena. Cieszę się, że nic między nimi nie ma. To nie była tego typu historia i dobrze. Ale zastanawiam się czy ich przyjaźń przetrwa. Bo z jednej strony może być tak, że tylko w tym momencie życia byli sobie potrzebni i będą się raczej unikać, by zapomnieć o tych trudnych chwilach. Ale z drugiej te wspólne doświadczenia mogą ich zbliżyć na zawsze.
    No co ja mogę powiedzieć? Cieszę się, że miałam okazję przeczytać kolejne Twoje opowiadanie. I dziękuję Ci za nie.
    Kocham ♥

    OdpowiedzUsuń