sobota, 1 kwietnia 2017

Dwadzieścia pięć

e p i l o g




Ale o to właśnie w tym wszystkim chodzi (...). Przeżywamy. Po każdym upadku, po każdym niespodziewanym uderzeniu, podnosimy się. Mimo, że idziemy i idziemy przez piekło, w końcu docieramy na drugą stronę. Przestraszeni. Na ogół załamani. Ale przeżywamy. Potem zaczynamy siebie odbudowywać. Nigdy już nie jesteśmy tacy sami, ale odbudowujemy się. Ponieważ coś takiego jest tylko innym sposobem zmiany. Wszyscy musimy się zmieniać.
Dorothy Koomson Dobranoc, kochanie

*

Tęskniłeś za tym uczuciem, naprawdę tęskniłeś. Bycie w powietrze, latanie, czucie wiatru każdym milimetrem ciała, potężny zastrzyk adrenaliny to coś, co niezmiennie ciągnie cię do tego sportu, mimo wszystkich upadków, jakich do tej pory uznałeś. Miłość do skoków jest jak każda inna miłość - przynosi wiele szczęścia, ale jeszcze więcej bólu. I choć łatwiej byłoby z tym wszystkich skończyć, nie potrafisz. Bo ciągle to kochasz, bo nie umiesz żyć bez skoków, bo uzależniłeś się od latania.
Ze skakaniem jest jak z jazdą na rowerze, stwierdzasz, gdy twoje narty dotykają igielitu, a ty - dość nieporadnie jak na siebie - zaznaczasz telemark. Dojeżdżasz do band, nachylasz się, by odpiąć narty, po czym przenosisz wzrok na skocznię. Nie było tak źle. Każdy twój ruch był automatyczny, czucie w powietrzu było w porządku, odległość nienajgorsza, nad stylem trzeba byłoby trochę popracować. Ale jednak jakby czegoś zabrakło.
Bierzesz głęboki oddech, prostując się. Ściągasz z twarzy gogle, wciąż nie odrywając wzroku od skoczni. Cały czas analizujesz, próbujesz przypomnieć sobie każdy detal skoku.
I wtedy to cię uderza.
Myślisz wyłącznie o tym, jaki to był skok, czy idealnie się wybiłeś, czy poprawnie ułożyłeś ciało w locie. Ale wypierasz z myśli uczucia, jakie towarzyszyły ci w locie. Nie pamiętasz, czy byłeś szczęśliwy, czy bardziej się bałeś. Uśmiechnąłeś się po lądowaniu? Uniosłeś rękę na znak zadowolenia?
Przygryzasz wargę, w zastanowieniu schodząc z zeskoku. Jasne, na pewno skok dał ci dużo radości i utwierdził cię w przekonaniu, że wciąż możesz skakać. Ale... czy było to to samo uczucie, co zawsze? Uczucie, które towarzyszy ci od skoków na najmniejszych skoczniach?
Nie wiesz.
Dlatego szybko bierzesz się w garść, zarzucasz narty na bark i ponownie wspinasz się na szczyt skoczni.

*

Odkładasz telefon na stolik, po czym unosisz twarz do słońca, rozkoszując się ciepłym, pogodnym dniem. Uśmiechasz się delikatnie, wygodniej opierając się o oparcie ogrodowego krzesła. Wreszcie nadszedł ten okres życia, o którym od dawna marzyłaś - jest spokojnie, stabilnie. Wreszcie nie musisz się z niczym wzmagać, możesz usiąść, odetchnąć głęboko i odrzucić od siebie wszystkie negatywne emocje. Możesz zapomnieć o tym, co było, oddzielić przeszłość od teraźniejszości grubą kreską i zacząć nowy etap.
Jasne, na pewno nie ustrzeżesz się błędów, masz tego pełną świadomość. Ale teraz nie będziesz marnować czasu na rozdrapywanie ran, a przynajmniej taką masz nadzieję. Ostatnie miesiące nauczyły cię jednej ważnej rzeczy - człowiek potrafi się podnieść po każdej klęsce.
Przez chwilę - mimo wszystko - myślisz o Isaaku. Zastanawiasz się, czy to miłość tak cię zaślepiła, że nie widziałaś wad męża, że tak bardzo go idealizowałaś. A może to tylko twoja tendencja do uciekania przed problemami sprawiła, że starałaś się nie zauważać pęknięć na swoim małżeństwie.  Im więcej o tym myślisz, tym coraz więcej masz pewności, że twój związek nie był tak kolorowy, jak ci się wydawało. Może tylko chciałaś wierzyć, że jest idealnie, może zamknęłaś się w ochronnej bańce, nie dopuszczając do siebie żadnych pesymistycznych zwiastunów. Może to właśnie was zgubiło. Może oboje za bardzo chcieliście, by wasze życie było perfekcyjne w każdym calu, że zamykaliście oczy na wszystko, co odbiegało od normy. Może. Trudno ci teraz to stwierdzić.
Na szczęście masz to już za sobą. Straciłaś ważną ci osobę, ale w zamian zdobyłaś cenne doświadczenie.
I nowego przyjaciela.
Uśmiechasz się na myśl o Thomasie. Długo broniłaś się przed wpuszczeniem go do swojego życia. Teraz jesteś bardzo wdzięczna, że mężczyzna wykazał się typowym dla siebie uporem i wytrwale starał się ci pomóc. Patrząc na jego życie mogłaś poczuć nadzieję, nauczyć się znosić porażki i przemieniać je w sukcesy. Wciąż go podziwiasz za to, jak dzielnie podnosił się z kolan za każdym razem, gdy życie dawało mu w kość. Nawet jeśli miewał chwile zwątpienia, zawsze walczył. Nie odpuszczał. Nie poddawał się. Jasne, bał się, ale to go nie zatrzymywało. Mimo wszystkich przeciwności, wciąż parł naprzód. Stał się inspiracją dla wielu ludzi, w tym dla ciebie. Może na początku irytowała cię jego wola walki, ale w ostatecznym rozrachunku okazała się czymś, co cię uratowało. Zawsze będziesz mu wdzięczna za to, że nauczył cię walczyć, że przekonał cię, iż warto nie zostawać na dnie.
I teraz trzymasz kciuki, żeby i siebie poukładał.
- Zrobiłam nam kawę.
Zerkasz w bok i widzisz, jak twoja mama kładzie na stoliku dwa kubki pełne parującej cieczy. Uśmiechasz się do niej szeroko, gdy kobieta siada na stołku obok ciebie. Swoją drogą, twoi rodzice też musieli ostatnimi czasy wykazać się nie lada cierpliwością, by wytrzymać z tobą.
- Mam dobrą wiadomość. - Mówisz, z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy. - Dzwonili z agencji. Dostałam pracę!
Twoja mama z radością rzuca ci się na szyję i przytula cię mocno. Odwzajemniasz uścisk. Śmiejesz się w głos. I wiesz, że nieważne jak bardzo źle będzie, kiedyś i tak będzie lepiej. Grunt to się nie poddawać. I wierzyć w siebie z całych sił.
A szczęście..., cóż, szczęścia można także odnaleźć w spokoju ducha. Czujesz to dzisiaj bardzo wyraźnie.

*
Siedzisz na ganku i wpatrujesz się w nocne niebo. Jest przyjemny, lecz trochę chłodny wieczór. Wokół panuje spokój, w większości okien twoich sąsiadów światła już dawno zgasły. Jest ci zimno, ale mimo to nie chce ci się ruszyć po dodatkowe okrycie. Wolisz siedzieć w bezruchu na drewnianych schodach z rękami obejmującymi zgięte kolana i patrzyć się na migoczące gwiazdy.
I myśleć. Dużo myśleć.
Zagryzasz wargę, kiedy dopadają cię kolejne wspomnienia ze skoczni. Przypominasz sobie, jak się czułeś podczas ostatniego zgrupowania, porównujesz te uczucia z uczuciami z innych zgrupowań, kiedy było łatwiej, lżej, kiedy nie zużywałeś tyle sił psychicznych. Ale z własnego doświadczenia wiesz, że lżej nie zawsze znaczy lepiej.  Wręcz przeciwnie, im droga jest trudniejsza, tym większe efekty przynosi.
Zastanawiasz się, czy musisz jeszcze sobie i innym ludziom coś udowadniać. Myślisz o wygranych konkursach i wszystkich trofeach oraz tytułach. O upadkach, po których potrafiłeś latać dalej niż inni. O tym, że nawet z najgłębszego dołka dawałeś radę się wygrzebać i wspiąć się z powrotem na szczyt.
Łamiesz sobie głowę nad tym, co jeszcze przed tobą. Przypominasz sobie swoje marzenia, które żyły gdzieś w tobie, mimo, że często spychałeś je na bok w trosce o swoją karierę. Zastanawiasz się, czy wreszcie nie nadszedł czas, by je spełnić.
Czujesz, że to dobry moment, by zacząć coś nowego. Ta myśl, która tak szybko i nieoczekiwanie pojawiła się w twojej głowie, zaczyna cię ekscytować. Mógłbyś wreszcie pójść nową drogą, poznać inne życie, zrobić coś po raz pierwszy. Mógłbyś cieszyć się każdym dniem, każdą kolejną pierdołą, która wzniosła do twojego życia nieco świeżości.
I nie musiałbyś się wzmagać z tą ciągłą niepewnością.
Bo to właśnie niepewność przeszkadzała ci podczas ostatnich skoków najbardziej, prawda? Ten strach, czy wylądujesz, jak wylądujesz. Czy skoczysz dalej niż najlepszy skoczek Pucharu Światu czy krócej niż najsłabszy przedskoczek. Jak długo dasz radę rywalizować z takim psychicznym obciążeniem?
Bóg ci świadkiem, że wciąż kochasz skoki z całego serca, tak mocno, że aż boli. Problem tkwi jednak w tym, że przestały cię ekscytować. Już nie czujesz ich tak, jak kiedyś, nie oczekujesz okazji do skakania z wypiekami podekscytowania na policzkach, nie śnisz o kolejnych rekordach. Nie okłamując siebie - boisz się. I jesteś zmęczony, tak nadludzko zmęczony.
Potrzebujesz zmiany. Nowego impulsu do działania. Czegoś, co cię na nowo uskrzydli.
Uśmiechasz się pod nosem. Czasami odpuszczenie sobie nie musi oznaczać porażki.
Wstajesz ze schodów i przeciągasz się. Czas pójść spać.
Tym razem wiesz, że zaśniesz od razu.


*

i'm only human
and i crash and i break down
your words in my head, knives in my heart
you built me up and then i fall apart
'cause i'm only human

*


Więc ten historyczny dzień nadszedł dość nieoczekiwanie dzisiaj. Over było trudnym dzieckiem do kochania, wiem, że to głównie przez moje własne oczekiwania. Nie wyszło dokładnie tak, jak chciałam, ale nawet gdyby wyszło lepiej i tak byłabym niezadowolona. Bo Thomas zasługuje na to, co najlepsze. Prawda jest taka, że gdyby nie on, nie byłabym dzisiaj w tej patologii.
W ostatecznym rozrachunku mogę powiedzieć, że to opowiadanie nie jest tak złe, jak często marudziłam. Dziękuję Wam, że znosiłyście moje narzekanie, że byłyście tutaj mimo okropnej nieregularności i tymczasowych zawieszeń. Jesteście najlepsze. Dziękuję za Waszą obecność, za cudowne komentarze, które sprawiały, że chciało mi się pisać. KC bardzo mocno!
I cóż, wygląda na to, że spełniłam swoje obietnice i jednocześnie wreszcie dociągnęłam opowiadanie o Thomasie do końca. Całkiem fajne uczucie! :D

Dziękuję i do zobaczenia!

the end




czwartek, 2 marca 2017

Dwadzieścia cztery



Drży ci dłoń, gdy odkładasz na spodek filiżankę z kawą. Boisz się spojrzeć mu w oczy, choć wiesz, że nie dostrzeżesz w nich nadziei, już nie. Najwyżej lekki zawód, gorzkie rozczarowanie, może smutną zgodę na to, co przygotował dla was los.
Oboje już to wiecie, wasze małżeństwo się skończyło.
I choć przykro w to uwierzyć i przekreślić tych kilka, pięknych lat, oboje nie jesteście już tymi samymi ludźmi, co kiedyś. To by się nie udało. Próba ratowania waszego związku skończyłaby się jedynie frustracją, awanturą i wzajemnymi oskarżeniami. Ruszyłaś naprzód. I on też w końcu to zrobi.
- Nawet przez chwilę... - Isaak chrząka cicho, po czym ze świstem wypuszcza z płuc powietrze. - Nie myślałaś o tym, by spróbować?
Delikatnie przygryzasz wargę, odsuwając filiżankę na środek stolika i biorąc do palców serwetkę. Czujesz dziwną ulgą. W ostatnich tygodniach na twoich barkach ciążyła silna presja. Wiedziałaś, że patrzą na was ludzie, że oczekują, iż wypadek Isaaka zbliży was do siebie, że się pogodzicie. Sama nieraz przyłapałaś się na tym, że patrzyłaś z uśmiechem na jego pogrążoną w śnie twarz, że, gdy mężczyzna był obok,  twojego serca nie ściskał już ból. Ale potem próbowałaś wyobrazić sobie, że żyjecie tak jak wcześniej, jakby zupełnie nic się nie zmieniło. I nie zobaczyłaś tego. Nie potrafiłaś dopasować go do swojej przyszłości, wkomponować w następne niedzielne poranki i ciężkie, piątkowe popołudnia.
Nie możesz powiedzieć, że nic dla ciebie nie znaczy, że przestałaś go kochać. Na jakiś sposób zawsze będziesz czuć coś do niego. Ale teraz wiesz jedno, potrafisz bez niego żyć. Potrafisz wziąć głęboki oddech, uśmiechnąć się szeroko i żyć po swojemu.
Wypuszczasz z płuc powietrze, po czym posyłasz mężczyźnie pobłażliwy uśmiech.
- Myślałam. Nieraz. Ale to nie ma znaczenia. - Robisz pauzę, nieśmiało unosząc na niego spojrzenie. - Czas, kiedy byłeś w szpitalu... Pomogło mi to nie nienawidzić cię. Z powrotem zbliżyć się do ciebie. Ale to nie wystarczy. Naprawdę ruszyłam dalej. I nie chcę się cofać.
Isaak kiwa głową. Jest poważny. Ale nie zamierza z tobą dyskutować.
- Rozumiem. To wszystko nie tak miało być. - Wzdycha, pocierając dłońmi twarz. Wciąż czuje się winny rozpadowi waszego małżeństwa i wciąż nie może się z tym pogodzić. - Życzę ci wszystkiego, co najlepsze. Zasługujesz na kogoś, kto cię nie zrani.
- Ty też. - Odpowiadasz cicho, czując dziwną ulgą, która wpędza cię w małe wyrzuty sumienia.
Ale tak bardzo cieszysz się, że wreszcie zamknęłaś ten rozdział.

***

Wiosna, czas zmian. Tak powtarzałaś sobie, kiedy wracałaś do rodzinnego domu z myślą, że pewnie szybko stąd się nie wyprowadzisz. I kiedy siedziałaś w salonie fryzjerskim, pozwalając obciąć młodej fryzjerce trochę więcej centymetrów włosów niż zazwyczaj. Oraz, gdy wkładałaś na nogi nowe air maxy z mocnym postanowieniem w głowie, iż wreszcie zadbasz o swoją kondycję. Wyrzuciłaś ze swojego życia wszystkie toksyczne emocje i bolesne wspomnienia. Ruszyłaś naprzód z czystym kontem.
No prawie.
Świadomie odwlekałaś rozmowę z Thomasem. Z jednej strony wstydziłaś się tego, jak go potraktowałaś. Bo przecież to wszystko wyglądało tak, jakbyś go wykorzystała. Pomógł ci, a w zamian zobaczył środkowy palec.
Z drugiej strony bałaś się kierunku, w jakim wasza relacja mogłaby się potoczyć. Nie chciałaś jeszcze bardziej komplikować swojego życia. I jego także. Może nie powinnaś była podejmować decyzji za was oboje, ale w gruncie rzeczy tobie to wyszło na dobre.
A jemu?
Spoglądasz na niego ukradkiem. Ucieszyłaś się, gdy go dzisiaj zobaczyłaś i gdy zgodził się przejść się z tobą nad jezioro. Ale czego innego mogłabyś się spodziewać? Przecież to Thomas, on nie odwraca głowy w drugą stronę, udając, że nie zna kogoś, na kim się zawiódł. Zawsze jest otwarty, nie ucieka od ludzi. Jest prawdziwym przyjacielem. I chyba musiałaś odseparować się od niego na jakiś czas, by zrozumieć, jaką wielką stratą byłoby wyrzucenia go z twojego życia. Potrzebujesz teraz przyjaciół. Bo, chociaż wreszcie podniosłaś się z kolan, wciąż jeszcze się chwiejesz.
- Powiesz mi, dlaczego chciałaś się odciąć? Ode mnie?
Wiedziałaś, że to pytanie wcześniej czy później padnie, ale mimo wszystko nie jesteś na nie przygotowana. Trudno jest ci spojrzeć w oczy Thomasa, więc spuszczasz wzrok, zastanawiając się przez chwilę, jak najprościej ująć w słowa wszystkie uczucia, myśli i wątpliwości, które kłębiły się w twojej głowie przez ostatnie tygodnie. Morgenstern zasługuje na szczerość. Tylko tobie zawsze tak trudno rozmawia się o własnych uczuciach.
- Chciałam się dowiedzieć, co do ciebie czuję, nie mając cię przy sobie. - Dukasz w końcu niepewnie. I nie do końca szczerze. Bo przecież głównie chodziło o to, co on czuje do ciebie. Bo ty od samego początku nie chciałaś się pakować w żadne nowe związki, a zwłaszcza z Morgensternem. Nie jesteś odpowiednią kobietą dla niego. On, po wszystkich swoich miłosnych zawirowaniach, potrzebuje kogoś, kto nie jest tak potłuczony jak ty.
- I czego się dowiedziałaś?
Wzdychasz cicho, próbując dać sobie trochę czasu na odpowiedź. Musisz zebrać się na odwagę i zwierzyć się z tego wszystkiego, co siedzi wewnątrz ciebie, co blokuje waszą relację. Porozmawiacie o tym teraz i już więcej nie będziecie musieli krążyć wokół tego tematu na palcach. Będziecie mieli jasną sytuację.
- Po prostu się wystraszyłam. - Mówisz po chwili, przenosząc wzrok na jezioro. - Wiesz, po tym jak my... - Urywasz speszona. - A potem dziewczyny mówiły różne rzeczy, że ubzdurałam sobie, że może ty... Chciałam tylko to uciąć, zanim mogłoby się stać coś... coś gorszego.
Thomas kręci głową, po czym pociera dłońmi twarz.
- Może i mi się przez chwilę wydawało, że mogłem do ciebie coś poczuć... Ale... - Zawiesza głos, po czym bierze głęboki oddech. - Po prostu lubię komplikować sobie życie i znajomości. Taki już jestem.
Czujesz jak wielki kamień spada z twojego serca. Cieszysz się, że oboje chcecie, aby wasza relacja nie wykraczała poza przyjaźń i wręcz nie możesz zapanować nad szerokim uśmiechem, który pcha się na twoje usta.
- Czyli co? - Pytasz, z nadzieją patrząc na blondyna.
Morgenstern uśmiecha się szeroko.
- Przyjaciele?
- Jasne. Przyjaciele.
Dawno nie czułaś się tak dobrze. Nieprzytłoczona problemami masz poczucie, że możesz wszystko. A wszystko w tym momencie to tyle, ile szczery uśmiech i motywacja do życia. To ci wystarcza. Na razie.
Na zdobycie świata przyjdzie jeszcze czas. Jesteś tego pewna.
Zerkasz z ukosa na Thomasa. Z łatwością możesz stwierdzić, że - mimo delikatnego uśmiechu błąkającego się po jego ustach - blondyn z czymś się boryka.
- Jak powrót do skoków? - Pytasz na oślep.
Po tym, jak napina mięśnie, wiesz, że trafiłaś w dziesiątkę.
- W przyszłym tygodniu jadę skakać. - Mówi dość powściągliwie.
- Cieszysz się?
Niewiele możesz wyczytać z jego twarzy, ale wiesz jedno - mężczyźnie na pewno nie towarzyszy dzika euforia.
- Nie wiem. - Odpowiada po chwili szeptem, po czym wzdycha z frustracją. - Inaczej wyobrażałem sobie ten moment.
- To chyba całkiem normalne... wiesz, jeśli się boisz. - Zerkasz na niego nieśmiało. Czujesz, że poruszasz się po niepewnym gruncie, ale sam temat powrotu Thomasa do skoków jest tak delikatny, że trudno jest ci cokolwiek sensownego powiedzieć. - I nie musisz się tego wstydzić. Możesz to powiedzieć głośno. Nikt cię nie będzie oceniał.
Morgenstern uśmiecha się ironicznie pod nosem.
- Nie wiesz, jak to jest...
- Nie? - Unosisz brew. - Może o mnie nie rozpisują się gazety, ale dobrze wiem, jak to jest, gdy wali ci się świat, gdy wszyscy wokół oceniają cię za twoimi plecami, gdy boisz się tego, co będzie jutro. Poradziłam już sobie z tym strachem. Teraz twoja kolej.
Thomas uśmiecha się przekornie.
- Kto by pomyślał...
- Miałam dobrego przewodnika - odpowiadasz, nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia. - Szkoda tylko, że wciąż wykorzystuje swoją siłę, by pomagać innym, zamiast skupić się na sobie.
- To nie takie proste... - Wzdycha. - Co jeśli okaże się, że nie umiem już skakać? Albo że nie mogę? Że to... koniec? Nie wiem, co to życie bez skoków.
Teraz widzisz dokładnie wszystkie wątpliwości i emocje, jakie targają mężczyzną. I jedyną rzeczą, jaką możesz teraz zrobić, to po prostu być przy nim tak jak on był przy tobie, nawet wtedy, kiedy tego nie chciałaś.
- Pewnie zabrzmi to oklepanie, ale to będzie jedynie koniec jednego etapu. Poza tym przecież twoje życie to nie tylko skoki. Masz córkę, rodzinę, na pewno jakieś inne pasje. Będziesz mieć czas, by wreszcie robić coś, co zawsze chciałeś zrobić, ale nie miałeś czasu albo po prostu nie mogłeś. - Tłumaczysz łagodnie. - Zresztą na takie roztrząsania przyjdzie czas później. Najpierw idź na skocznię. Zrób wszystko najlepiej jak potrafisz. A potem, obojętnie jaką decyzję podejmiesz, możesz być pewien, że nikt się od ciebie nie odwróci. Zrozumieją. Wszyscy.
Thomas uśmiecha się do ciebie, po czym obejmuje cię ramieniem. Bez żadnych podtekstów. Czysto przyjacielsko.
- Masz rację. Im więcej myślę o tym wszystkim, tym bardziej wariuję. Po prostu muszę przyjąć na klatę wszystko, co się wydarzy.
- I pamiętać, że jesteś tylko człowiekiem. Nie musisz być ciągle najlepszy i bez przerwy walczyć. Czasem dobrze odpuścić.
- Kiedy ty się taka mądra zrobiłaś? - Blondyn śmieje się głośno, tarmosząc twoje włosy.
Próbujesz odpowiedzieć mu tym samym. Przez chwilę przekomarzacie się jak nastolatkowie, śmiejąc się przy tym głośno, ciesząc się piękną pogodą i rozkoszując się chwilą.
A tobie towarzysz tylko jedna myśl.
Że wreszcie jest dobrze.

****
Es ist nicht zur früh, es ist nicht zu spät
Ein guter Plan ist mehr als eine Idee
Werf nicht mehr alles in einen Topf
Veränderung braucht ein' klaren Kopf
Will mich nicht schäm' für ein bisschen Glück
Bin ich es selber oder spielt die Welt verrückt?
[...]
Es ist nicht zu spät! - Neuanfang
Es ist nicht zu spät! - ich will ein' Neuanfang

***