piątek, 13 listopada 2015

Osiem



Przestać myśleć, czemu to takie trudne?
Z cichym brzękiem odkładasz na blat kubek po kawie, po czym niespokojnie zaczynasz krążyć po ciasnej kuchni. Nie potrafisz znaleźć dla siebie miejsca, nie wiesz, co zrobić, by choć na chwilę nie myśleć. Przynajmniej nie o nim, nie o przeszłości, nie o tym, co dopiero przed tobą. Próbujesz koncentrować myśli na jakimś dennym czasopiśmie leżącym na stole, potem myjesz naczynia tak mocno, że szklanka pęka ci w dłoniach i kaleczy serdeczny palec. Z przekleństwem na ustach wycierasz ręce w ścierkę i szukasz plastrów. Opatrzona, opierasz się o blat z głośnym westchnięciem. Nic, dosłownie nic nie idzie po twojej myśli.
Wyciągasz z kieszeni grubej bluzy paczkę fajek, otwierasz okno i wychyliwszy przez nie głowę, palisz jednego papierosa za drugim. Zawsze, gdy świat walił ci się na głowę, sięgałaś po fajki, w całym tym rytuale palenia było coś uspokajającego. Ale nie dziś. Dzisiaj nic nie potrafi okiełznać twojego niepokoju, myśli pędzących ku człowieku, który zranił cię jak nikt inny.
Przez chwilę naprawdę masz ochotę wziąć telefon do ręki i oddzwonić. Chcesz usłyszeć jego głęboki głos, poczuć ciarki na ciele, gdy wypowie twoje imię. Chcesz wykrzyczeć, jak bardzo go nienawidzisz i rozpłakać się jak mała dziewczynka. Chcesz powiedzieć mu, by był i by nigdy nie pokazywał ci się na oczy.
A najbardziej chyba chcesz cofnąć się do czasów, gdy byliście tylko we dwójkę, bez żadnej jej wpychającej się między wami.
- Elena.
Rozczarowany głos ojca sprawia, że rzucasz niedopałek w śnieg i zamykasz okno, unikając wzroku mężczyzny. Boli, gdy widzisz jak razem z matką boją się o ciebie, jak cierpią, bo życie ci nie wyszło. Nie chcesz ich ciągle rozczarowywać, ale jak tego nie robić, gdy wszystko rozsypuje się w proch?
Wzdychasz głęboko. W płucach wciąż czujesz nikotynowy dym.
- No co?
Ojciec uśmiecha się lekko, na wpół smutno, na wpół nostalgicznie.
- Zachowujesz się, jakbyś znowu miała szesnaście lat.
Wzruszasz ramionami.
- Zadzwonił. - Wyrzucasz z siebie, po czym nieśmiało spoglądasz na tatę, ciekawa jego reakcji.
Jest spokojny, może nawet za bardzo. Kiwa powoli głową, jakby rozmyślając nad reperkusjami tego małego wydarzenia. Posyłasz w jego kierunku zmęczony uśmiech.
- Kiedy byłam pod prysznicem. A potem nie oddzwoniłam.
- Dlaczego?
Znowu wzruszasz ramionami. Zaczynasz skubać brzeg bluzy, aby uspokoić rozdygotane myśli i skumulowane uczucia. Chyba było lepiej czuć pustkę. Taką obezwładniającą pustkę, która potrafiła zabić w tobie każde niepożądane uczucie, która w sztormowe noce przynosiła dziwny spokój i łagodziła dręczący ból.
- Nie chcę z nim rozmawiać. Nie mam o czym. - Mówisz ostro i zanim ojciec zacznie ględzić o ważności wyjawienia sobie wszystkiego, ulatniasz się z domu. Chłodne powietrze przyjemnie szczypie cię w policzki, oddech zmienia się w parę. Wciskasz ręce głęboko w kieszenie i wędrujesz do pobliskiego sklepu po butelkę wina.
Znieczulić się, przynajmniej to jest proste.
Nad jeziorem nie ma nikogo. Siadasz na głazie, otwierasz wino i próbujesz zatracić się w iluzji. Chociaż przez chwilę nie musisz czuć, jak wszystko w tobie walczy, jak miłość i nienawiść do Isaaka staczają ze sobą bój. Nie musisz wybaczać, ani nie musisz płakać. Przez tych kilka chwil możesz być, kim zechcesz i to jest piękne.
Dlaczego nie możesz czuć się tak już zawsze? Dlaczego za pomocą jednej substancji nie możesz usunąć z pamięci Issaka na trwale? Dlaczego, gdy tylko alkohol wyparuje z krwi, obraz twojego męża wraca wraz z wszystkimi jego niespełnionymi obietnicami? Do cholery, gdzie wasza wieczność? Gdzie dom na obrzeżach Salzburga, gdzie wrzosy kwitnące pod oknami, gdzie bycie na dobre i złe?
Gdzie miłość?
A co... co jeśli jej nigdy nie było?
Bo może wcale nie kochał, może kłamał prosto w oczy, może był, by nie być sam. Może trzy lata małżeństwa to tylko iluzja przyozdobiona czułością i troskliwością, jakaś chora próba wypełnienia swojego świata, póki życie nie zaskoczy i nie przyniesie czegoś lepszego?
Szczęście? Może tylko udawał?
- Elena?
Odwracasz twarz, jednocześnie chowając butelkę między nogami i czując się jakbyś znowu miała szesnaście lat. Niedaleko ciebie stoi Morgenstern - a jakże - z konsternowaną miną i spojrzeniem niezwiastującym niczego dobrego. Koło niego plącze się jakiś labrador. Mężczyzna klepie go po pyszczku, po czym siada obok ciebie. Spodziewasz się kazania, ale Morgenstern cię zaskakuje i wyciągając dłoń w twoją stronę, mówi:
- Daj się napić.
Więc podajesz mu butelkę, w duchu przeklinając los za kolejne przypadkowe spotkanie.
Bo wszystko, co dzieje się przez przypadek, dobrze nie może się skończyć.
Thomas bierze kilka łyków wina i krzywi się na jego niezbyt wyszukany smak.
- Szkoda marnować życia na złe wino. - Uśmiecha się, ale nie w ten wesoły, beztroski sposób, w jaki robił to za szczeniackich lat. - Chociaż właściwie... Czuję się, jakbyś znowu mieli po kilkanaście lat i pili wino, które Bastian wykradł swojej starszej siostrze. Pamiętasz?
Nie odpowiadasz, choć wspomnienia stają ci przed oczami wyraźne, jakby wszystko działo się zaledwie wczoraj. Jesteś zła, bo chciałaś pobyć sama, może poużalać się nad własnym losem, może śmiać się nad głupotą krążącej niedaleko wrony, tymczasem Thomas jak zwykle musi bawić się w superbohatera. Nie podoba ci się to, bo czujesz, że to wszystko to zaledwie wierzchołek góry lodowej, jakieś durne preludium do zupełnie nieudanej piosenki.
- Każdy ma problemy, ale nie każdy rozwiązuje je alkoholem.
No tak, wiedziałaś, że tak będzie, że Thomas nie będzie umiał przejść obok twoich problemów obojętnie. A ty przecież nie potrzebujesz jego pomocy, poradzisz sobie sama. Może. Jakoś. Kiedyś.
- Elena...
Prychasz. Oni wszyscy niczego nie rozumieją, nie rozumieją ciebie. Bo jak zrozumieć kogoś, kto stracił wszystko, gdy ma się ileśtam złotych medali dumnie prezentujących się w gablotce i nazwisko zapisane w historii złotymi głoskami? Jak chociaż przez chwilę postawić się w sytuacji przegranego?
- Nie potrzebuję kazań, nie mam szesnastu lat, jakbyś nie zauważył. - Mówisz złośliwie, zabierając mu z dłoni butelkę. Może i wino nie zabierze od ciebie problemów, ale na pewno zobojętni cię na irytującą obecność Morgensterna.
Thomas uśmiecha się pod nosem.
- Ale każdy potrzebuje się czasami napić. - Spokojnie odbiera ci wino i jeszcze raz pociąga kilka solidnych łyków alkoholu. - Nie tylko ty masz problemy.
- Jakie niby możesz mieć problemy, supergwiazdo? - Posyłasz mu zirytowane spojrzenie, przejmujesz butelkę i pijesz, chociaż nawet nie masz na to ochoty. - Napalone fanki? Brak miejsca na ścianie na kolejny medal? Proszę, daruj sobie.
- Posłuchaj, wiem, że nie jest ci teraz łatwo. - Spojrzenie Thomasa wydaje się być zatroskane. Szczerze? Nie obchodzi cię to. Chce? Niech się troszczy, ale niech robi to na odległość i bez wtrącania się w twoje życie. - Słyszałem o twoim rozwodzie. Ale to nie powód, by nienawidzić wszystkich i wszystkiego wokół.
Wszystko w tobie się wręcz gotuje. Kim on jest, by wygłaszać ci takie kazanie? Przecież to twoje życie i możesz robić wszystko, co ci się żywnie podoba, nawet jeśli to zniszczy jeszcze bardziej coś, co już jest wystarczająco zniszczone. Mimo to, podajesz mu wino, pozwalając, by wypił to, co jeszcze zostało.
- Ja nie pozwalam, by moje problemy przejęły kontrolę nad moim życiem.
- Bo masz, co chronić. - Wytykasz mu. - Ja nie mam absolutnie niczego.
- Masz siebie.
Uśmiechasz się ironicznie zapatrzona w dal. Brednie. Już dawno pozwoliłaś sobie zatracić siebie. Całkowicie pogodziłaś się z tym, że nie masz czego ratować. Wystarczy, że jakoś przetrwasz następny dzień, miesiąc, rok. Nie potrzebujesz już szczęścia czy miłości, chcesz jedynie świętego spokoju i butelki wina, która pozwoli ci zasnąć. Chcesz zapomnieć, tylko zapomnieć. O nim, bólu i porażce, jaką stało się twoje życie.
Jaką stałaś się ty.
- Daruj sobie. - Podnosisz się i posyłasz mu drwiące spojrzenie. - Nie wszyscy są tacy jak ty. Nie każdy może zostać mistrzem.
Thomas również się podnosi, nawiązując z tobą kontakt wzrokowy i sprawiając, że czujesz się jeszcze bardziej niepewnie. Dlaczego nie umie po prostu odpuścić? Dlaczego musi się wpieprzać i udowadniać ci, że tak, masz problem i że tak, potrzebujesz pomocy. Dlaczego nie może odejść? Przecież nie da rady uratować każdego.
A na pewno nie ciebie.
- Wiele o mnie nie wiesz. - Mówi z kamienną twarzą, ale zauważasz jakiś dziwny smutek utkwiony w jego oczach; smutek, którego nie potrafisz rozszyfrować. - Też jestem tylko człowiekiem.
- Powiedz to swoim kibicom, na pewno ci uwierzą. - Drwisz. - Co ty możesz wiedzieć o świecie, który nagle wali ci się na głowę? No powiedz, jak to jest przegrać, co?
Blondyn zaciska mocno usta i pięści. Nie czekając na jego odpowiedź, wykręcasz się i odchodzisz. Ta rozmowa i tak do niczego nie prowadziła, a Morgenstern tylko próbuje zbawić świat. Zawsze taki był, zawsze próbował się wtrącać i pomagać, nawet jeśli nikt od niego tego nie wymagał. A ty nie chcesz, by ktokolwiek mówił ci coś, co sama wiesz. Wolisz się zobojętnić na wszystko. A Morgenstern? Niech się pieprzy. Jeśli chcesz pić, będziesz pić. Chcesz zmarnować, tak zwane, życie - zmarnujesz je. To twoja decyzja.
Mimo to, kiedy wracasz do domu, pierwszą rzeczą, jaką robisz to wpisanie nazwiska Thomasa do wyszukiwarki.

you said, you'd wait forever
but i blinked
and the world was gone

*******

Ewww, matko z córką, taka katastrofa.
Ale z tych lepszych rzeczy to za siedem (SIEDEM!) dni pierwsze skoki, a za osiem dni, wraz z PŚ ruszamy z tym: another-lonely-night (obiecuję, że tam nie będzie już takiej depresji.) Już dzisiaj zapraszam Was na Didlątka, a z Thomasem i Eleną widzimy się za dwa tygodnie.
Do napisania!

3 komentarze:

  1. Jak mnie się ryło cieszy za każdym razem, gdy widzę, że dodałaś tutaj nowy rozdział, to Ty nawet nie wiesz. Chyba będę musiała Ci to kiedyś zaprezentować. Uśmiech po same ósemki. Aż mi prawie drut z zębów odpada, takie szczęście! No bo cóż, powtórzę się, ale to opowiadanie jest dla mnie megamegamega wyjątkowe. Resztę wiesz. A jak nie, to daj cynk, a znów napiszę na ten temat elaborat.
    Ale do treści. Czekałam na Elenę. Ostatnie części były o Thomasie, ale nie tylko na jego nieszczęściu i zagubieniu tutaj się opieramy. Bo ich jest dwoje. Dwoje poranionych ludzi, którzy upadli - każde na swój sposób, z różnymi obrażeniami i inną motywacją (lub jej brakiem), aby się podnieść. Mam słabość do takich poranionych duszyczek, potężną wręcz. A jak czytam, jak Ty o nich piszesz to nie mam słów na to by opisać, co ze mną robisz. Na moment jestem Eleną, albo jestem Thomasem, czuję ich ból (swoje robi narracja drugiej osoby, idealny wybór dla takiego typu opowiadania) i żyję w ich popękanym świecie. To jest wspaniałe, naprawdę. Uwielbiam to.
    Dobra, bo zeszłam z tematu Eleny, którą zaczęłam odróżniać od Thomasa. Cóż, przyjmuje pozycję obronną. Tworzy wokół siebie klosz, pod który nie chce nikogo wpuścić. Nie potrzebuje litości ani pocieszenia ani czyjejkolwiek pomocy. Nawet od własnych rodziców, którzy zapewne chcieliby umieć pomóc własnej córce. Ale ona woli cierpieć w pojedynkę, zamyka się i uważa, że nikt nie jest w stanie jej zrozumieć. A już na pewno nie człowiek sukcesu, supergwiazda i facet, któremu wszystko do tej pory się udawało, prawda? Można powiedzieć, że niesprawiedliwie oceniła Morgo. Bo tak istotnie jest. Ale to tylko dlatego, że mimo wspólnego dzieciństwa, zna go tylko z tej drugiej strony. Tak jak dziesiątki tysięcy ludzi, widzi(ała) zaledwie uśmiechniętego faceta z medalami na szyi, wokół którego gromadzą się tłumy kibiców i za którym szaleje cała Austria. Każdy widzi to, co chce widzieć, a biorąc pod uwagę cierpienie przez które przechodzi Elena, nie bierze pod uwagę, że ten bohater "też jest tylko człowiekiem" jak sam powiedział, i jest równie pogruchotany jak ona. Tylko ona jeszcze o tym nie wie. Ale pewnie się dowie, jak otworzy wujka google. I co? Czego się dowie? Jak na to zareaguje? Czy zmieni się jej postrzeganie Thomasa? Bardzo ciekawi mnie jej reakcja i to, co zrobi z dodatkową wiedzą nt. Morgo.
    Okejka, poanalizowałam sobie tutaj i jakoś tak mi troszku lepiej. Ale co dalej? Jeny, najbliższe dwa tygodnie oczekiwania będą straszne. :< Ale będzie już sezon! Więc to oczekiwanie będzie takie słodko-gorzkie bo umilane przez skoki. Ojejujeju, to juuuż! I będzie Twój Didl, którego potwornie nie mogę się doczekać. Wyczuwam sezonową rewelację w postaci Thomasa D. i Twojego poczucia humoru. <3
    No to do następnego! Ściskanko. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie nazwałabym tego depresją tylko genialnie zbudowaną częścią psychologiczną. To, że im obu zawalił się świat i oboje nie mogę sobie z tym poradzić, a jednak nie może uwierzyć w jego wersję. Brzmi to trochę jak przekomarzanka matki z dzieckiem. A przynajmniej jeśli chodzi o moje relacje z rodzicami. Oni też ciągle nie mogę zrozumieć, że ja mogę być zmęczona, mi może się nie chcieć, ja mogę mieć jakieś problemy poza tym, że nie mam kasy na nowe książki albo kino z przyjaciółką. I nawet pomimo tego to wciąż jest takie bardzo realne. Albo raczej Elena to taka bardzo realna postać. Tak bardzo skupiła się na swoim cierpieniu, że nie zauważa innych i ich problemów. I to chyba właśnie fatum popchnęło ją w stronę Thomasa, który otworzył jej oczy. I jeszcze tak genialnie wyeksponowałaś znaczenie tytułu opowiadania! Niezwykle mi się podobał ten rozdział.

    http://sciany-z-kamienia.blogspot.com
    http://platki-sniegu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ajajajaj!
    Thomas bawi się w psychoterapetuę, ale to dobrze, bo Elena zaraz zrobi sobie krzywdę. I choć bardziej ją zdenerwował, niż pomógł, to zaciekawił ją. Może kobieta dostrzeże w końcu, że więcej ich łączy niż dzieli.
    a wtedy... kto wie, co się wydarzy?

    OdpowiedzUsuń