Twoje życie nigdy nie było prostą, raczej
przypominało sinusoidę. Wiecznie z czymś się zmagałeś: z treningami na drugim
końcu kraju, zwycięską passą, gorszymi skokami, brukowcami śledzącymi każdy
twój krok, presją otoczenia, kobietami, samym sobą. Rzadko kiedy mogłeś usiąść
przy kominku z lampką czerwonego wina w ręce, wziąć głęboki oddech i powiedzieć
sobie jest dobrze, jest spokojnie.
Nieustające zawirowania próbowały zepchnąć cię z wybranej przez ciebie ścieżki
i wiele siły oraz determinacji musiałeś włożyć w to, by nie zboczyć z obranego
kierunku. Mimo wszystko kochałeś ten szaleńczy wir, jakim było twoje życie.
Ciągłe podróże, konkursy, spotkania, nowe miejsca, nowi ludzie, ani chwili spoczynku,
zawsze w ruchu. Podobało ci się to. Nigdy nie należałeś do ludzi, którzy
potrafią usiedzieć w miejscu dłużej niż dziesięć minut, wszędzie musiało być
ciebie pełno.
Właściwie szaleńczy wir nie musiał być
skomplikowany, spokojnie byś się w nim odnalazł, gdyby nie twoja skłonność do
popadania w różnego rodzaju problemy.
Teraz jednak chciałbyś, aby było prosto,
abyś nie musiał nikomu niczego udowadniać. Jesteś zmęczony ciągłą walką o
medale, bycie najlepszym, podziwianym, szanowanym. Masz dość tej całej
karuzeli, która przez ostatnie lata była epicentrum twojego świata.
Czas zwolnić.
Ale jak zwolnić nie zrywając ze skokami?
Czy da się obie te rzeczy pogodzić? Przecież musisz skakać, ten ostatni raz udowodnić sobie, że potrafisz, że dasz radę przezwyciężyć lęk.
Kochasz ten sport.
Od małego skoki były integralną częścią
ciebie. Nie wyobrażasz sobie, że inauguracja kolejnego sezonu, 63. Turniej
Czterech Skoczni, Mistrzostwa Świata w Falun... że to wszystko mogłoby się
odbyć bez ciebie. Chcesz tam być, chcesz stawać na podium, świętować z drużyną,
miażdżyć przeciwników, cieszyć się z każdego pojedynczego konkursu. Chcesz być
w tym świecie, kochasz to całym sercem.
Ale nienawidzisz strachu.
Mocno zaciskasz oczy i pięści, na chwilę
przystajesz, próbując uspokoić rozdygotane ręce oraz przyśpieszony oddech.
Nawet pies, jakby wyczuł twój niepokój, bo czujnie przystanął obok i uniósł
pysk w twoją stronę.
No już. Wdech, wydech. Nie jest źle.
Naprawdę?
Kiedyś kochałeś Kristinę tak mocno, że
wariowałeś, kiedy nachodziła cię myśl, że możesz ją stracić. Dzisiaj wariujesz,
gdy myślisz o tym, że możesz stracić skoki przez głęboko zagnieżdżony w umyśle
lęk. Nie chcesz w taki sposób, z takich powodów kończyć rozdziału pod tytułem Skoki
narciarskie.
Wygrałeś wiele walk w swoim życiu, ale czy
wygrasz tą o wolny umysł i serce do skakania?
Mimowolnie przed oczami stają ci obrazki ze
skoczni. Nie te, kiedy w chwili glorii podnosiłeś wysoko ręce i szczerzyłeś się
do aparatów fotoreporterów. Nie te piękne, zwycięskie, wyciskające z oczu łzy
wzruszenia. Raczej te pełne goryczy, rozczarowania i porażek. Te, kiedy
chciałeś za mocno i te, kiedy nie chciałeś w ogóle. Te, w których upadałeś
zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. Niemal czujesz w ustach gorzki smak
przegranej, osobliwy strach ściska cię w żołądku, w mięśniach zaczyna cię rwać.
Nikt nie chce powtarzać gorszych chwil, ale ty szczególnie. Ile razy musisz
jeszcze upaść, aby stało się coś gorszego, coś, co nie tylko zniszczy twoją
karierę, ale również cała życie, być może nawet je zgasi? Czy możesz aż tak
ryzykować? Czy skoki są tego warte?
Powoli wypuszczasz z płuc powietrze.
Uspokajasz oddech, drżenie rąk. Nawet jeśli nie uda ci się wrócić, sportowa
emerytura to jeszcze nie koniec świata, prawda?
Prawda?
Prychasz pod nosem. Nie jesteś niczego
pewien.
- Jakoś to będzie, nie Hector? - zwracasz
się psa, klepiąc go lekko po głowie.
Zwierzę merda ogonem, po czym rusza w pogoń
za wiewiórką. Wzdychasz, odprowadzając czworonożnego przyjaciela wzrokiem. Wtem
zauważasz na horyzoncie jakąś postać. Podchodzisz kilka metrów i rozpoznajesz w
przygnębionej sylwetce Elenę. Kobieta wpatruje się w jezioro, po czym robi ręką
zamach i wyrzuca coś. Mały przedmiot ginie w cicho szumiącej wodzie.
Robisz krok w jej stronę, ale, mając przed
oczami wasze ostatnie spotkanie, szybko odwracasz się i oddalasz się w
przeciwnym kierunku, po drodze wołając Hectora. Skoro kobieta nie chce przyjąć
twojej pomocnej dłoni, to nie będziesz pomagać jej na siłę. Sama musi dojść do
odpowiednich wniosków, inaczej nie odetnie się od przeszłości i nie zacznie na
nowo żyć.
Masz nadzieję, że uda jej się podnieść.
I że jeszcze kiedyś będziecie przyjaciółmi.
***
Jesteś kompletny.
Tulisz do siebie jej małe ciałko, ręką
przeczesujesz jasne włoski związane w dwie kitki. W tej chwili nic innego się
nie liczy, tylko tych kilkanaście kilogramów mocno zawieszonych na twojej szyi.
Cały świat dosłownie kurczy się do waszej dwójki, wszelkie troski znikają,
kiedy przez tych kilka minut możesz tulić swoją córeczkę i czuć, jak tęsknota
zebrana w sercu powoli się z niego ulatnia. Wiele osób kochasz, ale nikogo tak
mocno jak ją.
- Opiekuj się nią - mówi Kristina i powoli
zbiera się do wyjścia.
- Może napijesz się kawy? - proponujesz. Mimo
tego całego zła, jakie się między wami wydarzyło, wciąż uwielbiasz spędzać z
nią czas. Z nią i waszą córką. Jak rodzina. Wciąż wierzysz, że nią jesteście,
że o waszych więzach nie decyduje to w jakiej relacji jesteście. Najważniejsze,
że potraficie się dogadać i że macie wspólny cel, jakim jest szczęście waszej
córki. I że każdemu pasuje przypisana mu rola.
Bo przecież o to w życiu chodzi, prawda?
Żeby było dobrze.
Kristi waha się przez chwilę, ale w końcu
się zgadza. Siadacie w salonie, wcześniej parzysz kawę. Mała bawi się pluszakami
na podłodze, tuż obok twojego krzesła, a ty i Kristina gadacie o tym, jak Lilly
szybko rośnie, o twojej rekonwalescencji, o pracy Cerncic, o waszych znajomych.
Przez krótką chwilę myślisz o tym, że wasze
życie mogłoby wyglądać tak już zawsze. Że spędzalibyście nudne, deszczowe popołudnia
pijąc kawę i wygłupiając się z Lilly. Nie brakowałoby wam tematów do rozmów ani
głupich min do robienia. Nie musiałbyś kraść tych kilku minut na bycie razem,
we trójkę, jak kiedyś.
Przez krótką chwilę tęsknisz do tego
wszystkiego. Ale wiesz też, że jest lepiej tak jak jest teraz.
Czy to normalne, że czasami brakuje ci
tego, co sam sobie zabrałeś?
- Słyszałam, że Elena Bursche wróciła do
miasta - blondynka bierze łyka kawy, kątem oka zerkając na Lilly, która
porzuciła pluszowe zabawki na rzecz kolorowanki.
Mimowolnie wstrzymujesz oddech, gdy
słyszysz znajome imię. Elena.
- Ponoć się rozwodzi. Szkoda, że jej nie
wyszło. Taka miła dziewczyna.
Marszczysz czoła, gdy coś, jakiś krótki
błysk, przeskakuje ci w mózgu. Nie potrzebujesz dużo czasu, by sformułować
myśl, pomysł.
Ostatni
raz, obiecujesz sobie.
Sięgasz dłonią po filiżankę, w międzyczasie
robiąc krótką analizę swojej idei. Wynik jest prosty; absolutnie nic nie
ryzykujesz, najwyżej sprowadzisz na siebie kolejną dawkę elenowego gniewu, nic
więcej.
Powoli wypuszczasz z płuc powietrze,
przenosząc wzrok na niczego niespodziewającą się Kristinę.
- Rozmawiałem z nią kilka razy. Naprawdę
ciężko to przeżywa - chrząkasz, by zamaskować dziwną niepewność, która bez
spytania wkradła się do twojego głosu. - Tak się zastanawiam... Może mogłabyś z
nią porozmawiać? - Przechylasz nieco głowę, celując w kobietę uważne spojrzenie.
Kristi jest widocznie zaskoczona. Nic nie
mówi, jedynie odwzajemnia twoje spojrzenie, nieco unosząc brwi. Bezwiednie
oplata palcami filiżankę, przygryza wargę jak zawsze, gdy usilnie nad czymś się
zastanawia. Analizuje, myśli. W końcu uśmiecha się szeroko.
- Boże, Morgenstern, ty nigdy się nie
zmienisz.
Nie rozumiesz.
Kristina celnie odczytuje twoją minę, bo
wymownie przewraca oczami i zaczyna wyjaśniać:
- Próbowałeś z nią gadać, za mocno się starałeś pomóc jej i się dziewczyna wystraszyła. Spróbuj czasem zapanować nad
popędami superbohatera.
- Masz mnie - odpowiadasz kąśliwie.
Strasznie to wszystko uprościła, ale niech jej będzie. - To co? Pogadasz z nią?
- Nie widziałyśmy się, odkąd wyjechała na
studia. Thomas, daj spokój.
- Przecież dogadywałyście się całkiem
nieźle - Nie poddajesz się. - I tak sobie myślałem... - Kiedy córka szarpie cię
za nogawkę jeansów, sadzasz ją sobie na kolanie. - Przeszłyście przez coś podobnego.
- wstrzymujesz oddech, czekając na reakcję Kristiny. W tym samym czasie Lilly
postanowiła wsadzić ci palec do nosa. - Hej, smyku. - Zaczynasz łaskotać córkę.
Jej matka natomiast wciąż milczy. Nie
wygląda na przekonaną. Ale ma dobre serce.
- Wisisz mi za to potężny obiad,
Morgenstern.
***
Lilly rośnie jak na drożdżach. Mógłbyś
przysiądź, że jeszcze wczoraj była malutkim bachorkiem, który tylko spał,
płakał i robił kupę. Trzeba było wozić ją w wózeczku i zgadywać, co dany płacz
czy niewyraźne zlepki przypadkowych liter znaczą. Dzisiaj powoli drepta obok
ciebie, trzymając cię mocno za dłoń i od czasu do czasu się zatrzymując, gdy
jej wzrok padnie na coś godnego dziecięcego zainteresowania.
Zdecydowanie w życiu nie spotkało cię nic
lepszego. Każda radość z nowego medalu, rekordu, tytułu nawet nie równa się z
radością, jaką daje ci ojcostwo. Dopiero, kiedy po raz pierwszy wziąłeś w
ramiona tą małą istotkę, zrozumiałeś, że bez niej twoje życie nie było
kompletne. I już nawet nie potrafisz wyobrazić sobie przyszłości bez niej.
- Tata - Lilly zatrzymuje się tuż nad jakąś
bransoletką, którą ktoś najprawdopodobniej zgubił. W ostatniej chwili
powstrzymujesz córkę przed zjedzeniem jej.
- Urwisku, to jest pfe - bierzesz
dziewczynkę na ręce i kręcisz głową, kiedy zauważasz na jej usteczkach
przekorny uśmiech. Czasami bardzo ci ciebie przypomina. Taki sam gałgan, który
nigdy nie słucha ostrzeżeń innych, tylko sam musi przekonać się na własnej
skórze, czymś coś się skończy. W innych momentach bardziej przypomina Kristinę;
jest nieufna i długo przekonuje się do ludzi, których dopiero co poznała.
Poprawiasz córkę w ramionach i już masz
ruszyć dalej, kiedy zauważasz Elenę stojącą dwa metry od was. Wpatruje się w
was z zagadkowym wzrokiem, jedną ręką zatykając za ucho włosy swobodnie
tańczące na wietrze, w drugiej trzymając siatkę z zakupami.
Cóż, wygląda... trochę lepiej niż ostatnio.
- Cześć - zaczynasz niepewnie, świdrując ją
wzrokiem.
Na twarzy kobiety wykwita blady uśmiech.
Zmniejsza odległość między wami, baczniej przypatrując się Lilly, która chowa
się w twoich ramionach w obawie przed nową twarzą.
- Hej - odpowiada cicho. - Czyżby to twoja
córka? Śliczna.
- Tak. Lilly.
Na dźwięk swojego imienia mała podnosi
nieco głowę i niepewnie patrzy na Elenę.
- Podobna do ciebie.
- Wiadomo - uśmiechasz się szeroko, mocniej
obejmując córkę. - Wracasz do domu?
Kobieta kiwa głową. Bez słowa zaczynacie
iść obok siebie. Nie przeszkadza ci wasze milczenie, ale jest w nim coś
dziwnego. Czujesz, że Ebeling chce coś powiedzieć, przełamać się, ale chyba
brak jej odwagi.
No cóż, miałeś się już nie wtrącać.
- Wszystko okej?
Ale jesteś tylko sobą. I naprawdę
nienawidzisz porzucasz spraw przed rozwiązaniem ich.
Elena wzrusza ramionami.
- Chyba tak. Ostatnio... dużo się zmieniło.
Wyprowadziłam się z mieszkania, złożyłam pozew - kobieta zerka na ciebie
niepewnie. - O, i odwiedziła mnie twoja była. - dodaje złośliwie.
Przyłapany na gorącym uczynku, uciekasz
wzrokiem w bok. Napierasz w płuca powietrza i już chcesz powiedzieć coś na
swoją obronę, wyjaśnić dlaczego znowu i mimo wyraźnego zakazu Eleny, wpakowałeś
się w butami w jej życie. Ale zanim pierwsze słowo pada z twoich ust, dzieje
się coś, co cię zaskakuje. Brunetka uśmiecha się i jest to uśmiech obejmujący
oczy, rozpromieniający całą twarz, zawracający w głowie.
Kiedy się na ciebie nie irytuje, jest
naprawdę piękna.
- Na początku strasznie gniewałam się na ciebie, ale
kiedy przemyślałam sprawę - Ebeling kręci głową. - To było dobre posunięcie,
Morgenstern.
- Czyli sztama? - Oddychasz z ulgą. Chyba
nie wierzyłeś, że sprawy mogą się tak dobrze potoczyć.
Brunetka wygląda na zmieszaną.
- To, co ostatnio ci powiedziałam...
- Elena...
Zatrzymujecie się przed wejściem na
podwórko kobiety. Lilly zdążyła zasnąć w twoich ramionach, niebo pokryło się
kłębiastymi chmurami, zerwał się wiatr. Zza któregoś okna dobiega punkowe łupotanie, w oddali słychać szczekanie Hectora.
Znowu to się dzieje, krótki błysk,
dosłownie ułamek sekundy, podczas której mózg podsuwa ci rozwiązanie jak na tacy. I
już wiesz, co masz robić.
- Posłuchaj - zaczynasz, wpatrując się w
oczy Eleny. Wyraźnie wstydzi się waszego ostatniego spotkania, nerwowo
przestępuje z jednej nogi na drugą, cudem nie ucieka spojrzeniem. - Umówmy się,
że ostatniego nie było i zacznijmy jeszcze raz.
Brunetka powoli kiwa głową, rozluźnia się,
a nawet pozwala sobie na delikatny uśmiech. Przez chwilę widzisz w niej tamtą
piętnastoletnią dziewczynę.
- Jak? - podnosi pytająco brew.
- Na początek spędźmy trochę czasu razem,
poznajmy się, a potem zobaczymy...
Wygląda jakby rozważała twoje słowa. Jakby
walczyła sama ze sobą. Ale kiedy podnosi na ciebie wzrok, wiesz, że szala
przechyliła się na twoją korzyść.
- Piwo w naszej knajpie? - Proponuje ze
śmiechem.
Ale ty masz lepszy pomysł. Który bardzo ci
się podoba. I nie odpuścisz, póki kobieta się na niego nie zgodzi.
- W ten weekend jest finał skoków w
Planicy. Pojedź ze mną.
***
just follow my yellow light
and ignore all those big warning signs
***
badum tss