Nienawidzisz tego mieszkania.
Ostatnia sukienka zostaje upchnięta w
walizce, ostatnie książki zapakowane do kartonu, a ostatnie wspólne zdjęcia włożone do pudełka, do
którego pewnie już nigdy nie zajrzysz. Za kilka minut powinien przyjechać twój
ojciec, spakujecie rzeczy do jego samochodu, a potem zamkniesz mieszkanie na
klucz po raz ostatni. W nocy napisałaś maila do Isaaka; chcesz, abyście
sprzedali wasze M-3 i podzielili pieniądze na pół. Mężczyzna jeszcze nie
odpowiedział.
Boże, ile tu wspomnień.
Ostrożnie siadasz na brzegu łóżka i
rozglądasz się wokół, czując gorzki smak porażki w ustach i dziwny ucisk w
żołądku. Wciąż nie potrafisz zrozumieć, dlaczego doszło do tego wszystkiego.
Czy naprawdę winien był tylko alkohol? Czy jakieś podświadome myśli Isaaka,
które wyszły na zewnątrz, gdy mężczyzna przesadził z trunkami? Masz mętlik w
głowie, ale jednego jesteś pewna: to koniec. Teraz zaczniesz nowe życie, bez
Isaaka.
Czy to będzie lepsze życie?
Wątpisz.
Mimo wszystko jesteś z siebie dumna.
Zrobiłaś jakiś krok, podjęłaś decyzję. Wreszcie. Cokolwiek byś nie myślała o
Morgensternie, to dzięki niemu ruszyłaś z miejsca. Chciałaś udowodnić sobie, że
jesteś na tyle dzielna, by przestać uciekać, by w końcu zmierzyć się z własnymi
problemami. Nikt ich za ciebie nie rozwiąże, musisz zrobić to sama. Choćby
bolało i paliło, trzeba zacisnąć usta i iść dalej.
Zobaczysz, gdzie ta droga cię zaprowadzi.
Dzwonek do drzwi. Wstajesz z łóżka i
idziesz do przedpokoju, po drodze próbując nie myśleć o tym, co tu zostawiasz.
A zostawiasz przecież tak wiele. Wspomnienia, szczęście, milion obietnic, swoje
serce, siebie. Ale również wydarzenia z ostatnich tygodni, dwie trudne rozmowy
z Isaakiem, milion łez pochłoniętych przez poduszkę, kilka wypitych butelek
wina, mnóstwo wykrzyczanych w samotności przekleństw i całą litanię żalów. Zostawiasz
tutaj kilka lat, które może nie zawsze były łatwe, ale których w gruncie rzeczy
nie żałujesz.
Próbujesz utrzymać motywację do nowego,
lepszego życia, ale mimowolnie, gdy twoje rzeczy zostają wyniesione, a ty
stoisz sama pośrodku salonu z pękiem kluczy w ręce, pękasz i nawet nie
powstrzymujesz łez cieknących po policzkach.
Nienawidzisz tego mieszkania.
Ale nienawiść przecież ci nie pomoże.
***
Kolejne dni mijają ci na bezcelowym
gapieniu się w okno, włóczeniu się po Seeboden i rozdrapywaniu ran. Nie
spodziewałaś się, że tych kilka kroków - rozmowa z Isaakiem, wyprowadzanie się
z mieszkania i złożenie pozwu - wyssie z ciebie tyle energii. Próbujesz
odzyskać wewnętrzną równowagę i chęci do życia, ale wszystko na co cię teraz
stać to puste egzystowanie. Może to tylko kwestia czasu, aż podniesiesz się z
łóżka i stwierdzisz, że to jest ten dzień, w którym znowu zaczniesz żyć. Na
razie przeżywasz okres żałoby po swoim małżeństwie, próbujesz wszystko sobie
uporządkować i dystansujesz się emocji. Robisz fundamenty pod nowy rozdział.
A przynajmniej taką masz nadzieję.
Bierzesz głęboki wdech, rozkoszując się
chłodnym powietrzem szczypiącym w płuca. Rozglądasz się wokół, zaczynając od
jasno święcącego słońca zawieszonego na błękitnym niebie. Potem przesuwasz
wzrok na wierzchołki gór, które mimo odwilży wciąż są pokryte śniegiem. Kilka
metrów przed tobą szumi jezioro, gdzieś nieopodal kracze wrona. Temperatura
jest zdecydowanie wyższa niż wtedy, kiedy wróciłaś do miasta. Gdybyś się lepiej
rozejrzała, pewnie znalazłabyś kwitnące krokusy.
Idzie wiosna.
Ziemia powoli wybudza się z zimowego snu,
więc czas, abyś i ty otrząsnęła się z ostatnich tygodni i po prostu żyła.
Reszta przyjdzie sama.
W przypływie impulsu sięgasz do kieszeni
kurtki i zamykasz w dłoni obrączkę. Zawsze nosisz ją przy sobie, jakby nie
potrafiąc się z nią rozstać. Z Issakiem też nie było ci łatwo się pożegnać, ale
zrobiłaś to. Teraz czas na krok kolejny.
Ostatni raz rzucasz okiem na prostą
obrączkę z wygrawerowaną datą ślubu. Potem przymykasz oczy, bierzesz zamach i
wyrzucasz pierścionek do jeziora. Wyraźnie słyszysz cichy plask, gdy obrączka
ginie w wodnej głębinie.
A
więc to już.
Praktycznie jesteś wolna, formalnie jeszcze
trochę czasu minie, zanim odzyskasz status niezamężnej kobiety.
Nabierasz powietrza w płuca.
Bardzo niepewnie zaczynasz nowy rozdział.
***
Odkładasz na bok czytaną książkę, gdy twój
telefon zaczyna wibrować. Chwytasz urządzenie i po ujrzeniu na ekranie uśmiechniętej
fotografii przyjaciółki, odbierasz połączenie, jednocześnie czując nieprzyjemny
ucisk w żołądku. To wyrzuty sumienia - w końcu ostatnio tak bardzo zaniedbałaś
waszą przyjaźń. Nie odpisywałaś na smsy i maile, nie dzwoniłaś, całkowicie
odsunęłaś Sonję na bok. A ona, znając cię, grzecznie czekała w cieniu, aż sama
wykonasz ruch. Dała ci przestrzeń i czas. Jesteś jej za to wdzięczna.
Ale jednak, ile można czekać na wieści od
przyjaciółki, której świat runął na głowę?
- No cześć.
- No proszę, żyjesz - stwierdza, ale w jej
głosie nie słychać żadnych wyrzutów. Oddychasz z ulgą. Tego ci jeszcze
brakowało, by się na ciebie obraziła.
- Przepraszam, że się nie odzywałam -
mówisz, podnosząc się do pozycji siedzącej i odgarniając z nad czoła niesforne
kosmyki włosów. - Miałam dużo do przemyślenia.
- I do jakich wniosków doszłaś?
Milczysz przez chwilę, gdy strumień
informacji przelewa się przez twoją głową. Ostatnio zdarzyło się tak wiele, ale
jakby wszystko stało w miejscu. To nieprzyjemne uczucie, nie potrafisz się go
pozbyć, a przecież tak bardzo chcesz ruszyć naprzód, żyć nowym, stabilnym
życiem. Tylko wciąż nie wiesz, jak.
- Biorę rozwód - mówisz wreszcie, z
zadowoleniem stwierdzając, że głos ci nawet nie zadrżał. Bierzesz rozwód, taki
jest fakt i nic oraz nikt tego nie zmieni. Tego będziesz się trzymać.
Cisza po drugiej stronie słuchawki świadczy
o tym, że Sonja jest zaskoczona. Chyba nie spodziewała się takiego finału.
- Jesteś pewna? - pyta.
Kiwasz głową, choć twoja przyjaciółka nie
może tego zobaczyć. Myślisz o swojej ostatniej rozmowie z Isaakiem, o obrączce,
którą kilka dni temu wrzuciłaś do jeziora. Dawno nie byłaś tak pewna swojej
przyszłości, jak w tej chwili.
- Tak, to najlepsze wyjście.
- Wiesz, że będę z tobą, cokolwiek zrobisz?
- Wiem, dziękuję - uśmiechasz się. -
Jeszcze trochę minie, zanim stanę na nogi, ale chyba jestem na dobrej drodze.
- Wrócisz do Salzburga?
Przymykasz na chwilę powieki, z trudem
hamując westchnięcie. W tej kwestii wciąż zadajesz więcej pytań, niż uzyskujesz
odpowiedzi. Nie wyobrażasz sobie życia w Salzburgu, ale też nie potrafisz
wyobrazić go sobie gdziekolwiek indziej.
- Nie wiem. Na razie zostanę u rodziców, a
potem zobaczymy - uśmiechasz się gorzko. Nigdy nie lubiłaś być ciężarem,
drażniło cię bycie zależnym od kogokolwiek. Niestety los z ciebie zakpił i
zmusił cię do życia na garnuszku rodziców. Musisz to zmienić. - A co u ciebie?
Jak dzieciaki? - zręcznie zmieniasz temat. Mimo godzin spędzonych na myśleniu,
wciąż brakuje ci odpowiedzi na pytania, którymi ciągle zasypują cię ludzie z
zewnątrz. Potrzebujesz czasu, dużo czasu.
- Ani chwili spokoju. Nie wiem, po kim moje
dzieci mają tyle energii...
***
Trudno jest pogodzić się ze stratą, z tym,
że coś, ktoś jednego dnia jest, a drugiego tego, go nie ma. Trudno jest
odnaleźć się w nowej rzeczywistości, przewartościować wszystko, w co do tej
pory wierzyłaś. Wiesz, że musisz mieć cierpliwość do samej siebie, nie uciekać,
gdy przyjdzie gorszy moment, gdy jakieś wspomnienie położy cień na twoim ledwo
co odbudowanym świecie. Wiesz, co masz robić, tylko tak trudno to wykonać.
Trudno być twardą, gdy czujesz, jak cała pokrywasz się siatką cienkich pęknięć,
gdy jesteś o krok od ponownego rozsypania się. Ale z drugiej strony bardziej
już nie upadniesz, prawda? Masz ograniczony wybór: albo zostaniesz w tym
miejscu, w którym jesteś na zawsze, albo odbijesz się od dna i poskładasz się w
całość. Wszystko zależy od ciebie.
Przygryzasz wargę, krzyżując ramiona na
piersiach i wyglądając przez kuchenne okno na podwórze. Owszem, twój upadek nie
był wyłącznie twoją winą, to nie ty zadecydowałaś o miejscu, w którym się
znalazłaś, ale jeśli chodzi o podnoszenie się... tutaj nie będzie osób
trzecich, które popchną cię w tą, czy w tamtą stronę zupełnie jakbyś była
szmacianą lalką. Może ktoś się pojawić, pomóc ci, zasugerować wybór konkretnej
ścieżki, ale na pewno nie będzie za ciebie podejmować decyzji. Za swoją
przyszłość tylko ty ponosisz odpowiedzialność. Wszystko jest w twoich rękach.
Jedyne co musisz zrobić, to znaleźć w sobie
siłę i krok po kroku przesuwać się naprzód. Już pokonałaś kilka metrów, jesteś
na dobrej drodze, nie możesz wątpić i się poddawać nawet, jeśli kapitulacja
wydaje się być łatwiejszą i bardziej kuszącą alternatywą.
Z cichym westchnięciem odrywasz się od okna
i kierujesz się w stronę schodów, kiedy zatrzymuje cię dźwięk dzwonka. Przez
chwilę masz ochotę zignorować gościa - w końcu to najpewniej ktoś do twoich
rodziców, a ich i tak nie ma w domu - ale przełamujesz się i podchodzisz do
drzwi. Mija kilka, długich chwil, zanim rozpoznajesz wysoką, smukłą blondynkę
stojącą na werandzie.
- Cześć - odzywa się niepewnie, posyłając w
twoją stronę ciepły uśmiech. - Słyszałam, że wróciłaś i chciałam się przywitać.
Pamiętasz ją z młodzieńczych lat. Zawsze
uśmiechnięta, pewna siebie, w końskim kucyku i starannie dobranych sukienkach
nie odstępowała Thomasa na krok. Byli taką zgraną parą, wydawało się, że będą
razem już na zawsze.
Morgenstern.
Tłumisz parsknięcie, po czym uśmiechasz się
do Kristiny, choć twój uśmiech bardziej przypomina grymas.
- Kopę lat. Zmieniłaś się.
- Ty też - odpowiada. - Mogę wejść?
Przez chwilę się namyślasz.
- Przysłał cię Thomas, prawda?
- Elena...
- Zawsze lubił bawić się w Supermana -
przewracasz oczami zirytowana. Doceniasz jego troskę, w końcu to dzięki niemu zdecydowałaś
się na rozmowę z Isaakiem, ale koleś zaczyna przesadzać.
- Porozmawiajmy - prosi cicho blondynka. -
Kiedyś całkiem dobrze się dogadywałyśmy.
Mierzysz ją twardym spojrzeniem, przez co
uświadamiasz sobie, że właściwie patrzysz tak na wszystkich, którzy oferują ci
pomocną dłoń. Zamiast się cieszyć, że w gruncie rzeczy nie zostałaś całkowicie
sama, odpychasz każdego. Gdzie cię to zaprowadzi?
- Dobrze.
Wpuszczasz kobietę do środka, parzysz wam
herbatę, po czym siadacie przy kuchennym stole, pogrążając się w ciszy. W
skupieniu przejeżdżasz opuszkiem palca po wzorkach namalowanych na kubku, nawet
nie podnosząc wzroku na Kristinę. Zastanawiasz się, jaki cel miał w jej
wysłaniu Thomas, bo tego, że Kristi nie przyszła tutaj z całkowicie własnej
woli, jesteś pewna.
- Nie bądź zła na Thomasa, chce dobrze.
Podnosisz wzrok na blondynkę. Wydaje się
być nieco spięta i zaniepokojona.
- Czyli cię tu przysłał.
Kobieta wzrusza ramionami.
- Powiedzmy, że zasugerował mi, że powinnam
cię odwiedzić. Elena, wszyscy byliśmy kiedyś przyjaciółmi i naprawdę przykro
mi, że nasza paczka rozpadła się tak samoistnie, a jeszcze bardziej mi przykro,
gdy widzę cię taką... rozbitą. Chce ci pomóc tak, jak pomagałam ci, gdy
miałyśmy po piętnaście lat.
- Przechodziłaś przez coś podobnego i jakoś
mnie nie było przy tobie - wytykam, patrząc jej w oczy. Twarz Kristiny jest
poważna, nieco nieobecna. Brakuje jej dawnego błysku w oku, czegoś, co
sprawiało, że chciało się nią być, tą pewną siebie, przebojową dziewczyną,
która miała wszystko, co chciała.
Wszyscy się zmieniamy, prawda?
- To już nieważne. Mam wszystko za sobą.
- I dobrze ci z tym?
Kristi marszczy czoło, intensywnie
zastanawiając się nad odpowiedzą. W zamyśleniu chwyta za serwetkę i zaczyna ją
miętosić w palcach.
- Im dłużej myślę nad tym wszystkim, tym
coraz bardziej jestem przekonana, że to i tak by się skończyło. Dobrze nam było
razem, gdy byliśmy młodzi, ale potem, gdy przyszła cała reszta... wspólne
mieszkanie, poważny związek, jego kariera, moja kariera, dziecko... - kobieta
bierze głęboki wdech. - Życie nas przerosło. Mamy za bardzo różne wizje tego,
jak powinna wyglądać nasza przyszłość.
- Ale to nie tłumaczy jego zdrady - z jakąś
irracjonalną złością zaciskasz dłoń w pięść. Nie potrafisz zrozumieć toku
myślenia Kristiny.
Blondynka wzrusza ramionami.
- Minęło tyle czasu, patrzę na całą tamtą
sytuację z innej perspektywy. Owszem, na początku nie było mi łatwo,
nienawidziłam go za to, że zostawił mnie i Lilly, że wolał spędzać czas z inną
kobietą niż z nami. Ale pogodziłam się z tym. Teraz mam w nim świetnego
przyjaciela, widzę, jak stara się być w życiu Lilly - twarz Cernic łagodnieje.
- Oboje ruszyliśmy naprzód, bo wciąż przed nami wiele do przeżycia. Nie warto
marnować czasu na wzajemne pretensje, wojny, trwanie w związku, który przestał
dawać satysfakcję.
Patrzysz na Kristinę i masz nadzieję, że
też taka kiedyś będziesz. Że znajdziesz w sobie siłę, zaakceptujesz miłosną
porażkę i z nadzieją popatrzysz w przyszłość. Zgadujesz, że jej było łatwiej
przez wgląd na to, że musiała być twarda dla własnej córki. Ty nie masz nikogo,
dla kogo nie powinnaś się poddawać.
Ale czy naprawdę?
Nagle myślisz o rodzicach, Sonji,
Kristinie, która przyszła do ciebie, gdy usłyszała, że masz problem, nawet o
tym irytującym Morgensternie. Jeszcze masz dla kogo żyć. Bo przecież to nie
tak, że jesteś całkowicie sama. Sama będziesz, jeśli nie przestaniesz odrzucać
od siebie ludzi.
Bierzesz głęboki oddech.
Z Isaaka może jeszcze się wyleczysz.
- Kochasz go? - pytasz nagle, z
zainteresowaniem obserwując Kristinę.
Kobieta milczy przez chwilę. Ma łagodną
twarz, pogodne spojrzenie, ani śladu gniewu w czekoladowych oczach.
- Na jakiś sposób zawsze będę go kochać -
uśmiecha się lekko.
*******
Gdy równy rok temu publikowałam pierwszy rozdział, chyba nie wierzyłam, że przetrwam tutaj rok, że nie rzucę tego opowiadania po kilku rozdziałach. Ale stało się i dzisiaj wciąż tu jestem. Przede wszystkim chciałabym podziękować Wam, że wytrwałyście ten rok ze mną, mimo moich krótszych i dłuższych pauz oraz licznych narzekań. Jesteście najlepsze! Thomasowi i Elenie życzę, by lepiej ze mną współpracowali. Dodatkowo Elenie, żeby się ogarnęła, bo mnie już denerwuje. :p
Cóż, od siebie dodam, że obiecuję, iż kończę z chałą. W następnym, elenowym rozdziale będzie "odwilż".
Trzymajcie się! <3