wtorek, 9 czerwca 2015

Sześć




Nie pamięta cię, bo niby dlaczego miałby pamiętać? Nie zdobyłaś świata, a twoje sukcesy nie były na tyle znaczące, by ktokolwiek mógłby o nich rozmawiać. Wspólna przeszłość? Thomas nigdy nie był typem człowieka, który żyje tym, co było; dla niego zawsze istniało tylko teraz. A teraz ma w swoim życiu setki innych osób - osób, które pasują do niego pod względem osiągnięć, które nie znają smaku porażki.
To naprawdę zabawne. Zaczynaliście w tym samym miejscu, a teraz on jest na samym szczycie, a ty obijasz się o dno. Nie umiesz zatrzymać rosnącej zazdrości, przejść obojętnie obok jego perfekcyjnego życia. Znajdujecie się na dwóch, odległych biegunach, oddzieleni tysiącami kilometrów. Nic was nie łączy, zupełnie nic.
Chcesz odejść, ale on znowu cię zatrzymuje. Jest w tym wszystkim taki autentyczny, zupełnie jakby mu zależało. Ale na czym? Chce z tobą porozmawiać, pochwalić się sukcesami, politować się nad twoim marnym życiem? Nie wiedząc czemu, kierujesz na niego cały gniew, który skrzętnie kumulowałaś w sobie od kilku dni. Gniew na Isaaka, na siebie, na niesprawiedliwość życia. Mur, za którym do tej pory się chowałaś, pęka, pozwalając wyjść twoim emocjom na zewnątrz.
- Nie interesowało cię to przez prawie dziesięć lat, więc dlaczego nagle jesteś taki dociekliwy? - Wybuchasz, posyłając Thomasowi jadowite spojrzenie. Mężczyzna wydaje się być zakłopotany, skromnie spuszcza oczy i marszczy czoło, jak zwykle, gdy usilnie nad czymś myśli.
Nie widzieliście się tyle czasu, a mimo to wciąż umiesz go rozszyfrować. I doskonale wiesz, że to działa w obie strony. Scheisse.
Więc może nie do końca jest tak, że teraz w ogóle się nie znacie i zupełnie nic was nie łączy? Może.
Nieważne.
- Widzę, że coś nie gra. Chcę tylko pomóc.
Prychasz głośno. Znalazł się bohater. Też coś. Wcale nie potrzebujesz jego pomocy. I bez niego odzyskasz kontrolę nad własnym życiem. To kwestia dni, otrzęsienia się z kurzu, który wzbił się w powietrze i osiadł na tobie, gdy twoje małżeństwo zaczęło się rozpadać. Poradzisz sobie sama. Wstawanie z kolan nie może być przecież takie trudne, prawda? Dasz radę, naprawdę dasz...
Właściwie nie jesteś tego taka pewna, uświadamiasz sobie, mocniej ściskając butelkę wina. Znalazłaś się w bardzo złym i ciemnym miejscu, z którego nie potrafisz dostrzec gwiazd. I za cholerę nie wiesz, w którą stronę powinnaś ruszyć.
Ale przecież nie powiesz tego wszystkiego Thomasowi. Nie zrozumie. Poza tym takich rzeczy nie mówi się po x lat niewidzenia się.
- Cokolwiek. Cześć. - Obrzucasz go jeszcze jednym zirytowanym spojrzeniem i odchodzisz, udając, że nie słyszysz jak krzyczy.
- Jakbyś chciała powspominać stare czasy...Wiesz, gdzie mnie szukać.
Na pewno nie, myślisz ze złością, gubiąc za sobą Thomasa i jego słowa, całą przeszłość i wspomnienia. Nie chcesz ich tak, jak nie chcesz swoich poprzednich żyć. Właściwie nie wiesz, czego chcesz, bo przecież zaczynanie od początku też nie jest dla ciebie dobrą opcją.
Chcesz po prostu zacząć chcieć. Chcieć cokolwiek, kogokolwiek.
Docierasz do brzegu zamarzniętego jeziora. Ręką zgarniasz śnieg z głazu i siadasz na nim, nie przejmując się przenikającym cię chłodem. Otwierasz wino, po czym przystawiasz butelkę do ust i pociągasz kilka potężnych łyków. Trunek nie jest dobry, smakuje trocinami, ale przynajmniej sprawia, że we wnętrzu twojego serca nie jest tak przeraźliwie pusto i zimno, a kłębiące się w głowie kłopotliwe pytania znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wzdychasz głęboko, rozkoszując się kojącą ciszą od czasu do czasu przerywaną krakaniem wron, czystym powietrzem i górami piętrzącymi się nad miastem. Przez chwilę możesz poudawać, że twój świat się nie wali, możesz go zatrzymać i cieszyć się tymi kilkoma minutami podczas, których jesteś tylko ty i przyroda. Potrzebujesz oderwać się od tego wszystkiego, co ostatnio się stało, musisz się zresetować i spojrzeć na wszystko z innej strony.
Wiesz o tym doskonale. Ale nie potrafisz tego zrobić.
To znowu do ciebie wraca, a jedynym sposobem, by się od tego oderwać jest kolejne przechylenie butelki i wino przełknięte w pośpiechu. Krzywisz się po każdym łyku, ale wiesz, że tak będzie lepiej, chociaż na jedną, złudną chwilę. Tylko tak, nie inaczej. Bo, jak szybko się przekonałaś, płacz niczego nie dawał, właściwie tylko pogarszał sytuację. Więc przestałaś płakać. Aa nawet jeśli chcesz, by łzy oczyściły cię z wszelkich emocji - płacz nie nadchodzi. Łatwiej jest wejść w całkowitą obojętność, zdystansować się od tego gówna, które niegdyś było twoim życiem. I to tak bardzo nie boli.
Ale... co dalej?
Wygrzebujesz z kieszeni telefon, po czym przeglądasz listę kontaktów. Gdy podświetla się nazwa Isaak, mimowolnie zamykasz oczy i bierzesz głęboki wdech. Liczysz do dziesięciu. Potrząsasz głową. Bierzesz łyk wina. Nie dzwonisz. Nie tęsknisz. Nie kochasz.
Chcesz zniknąć. Po prostu zniknąć.
*
- Elena! Na litość boską, gdzie byłaś tyle czasu?
Słyszysz, gdy tylko przekraczasz próg domu. Nieśpiesznie zdejmujesz płaszcz i buty, z trudem walcząc z opadającymi powiekami i bólem, który wręcz rozsadza twoją głowę. Powoli przechodzisz do kuchni, po czym nalewasz do szklanki zimnej wody. Kładziesz naczynie na blacie i szukasz w szafkach tabletek przeciwbólowych. Po kilku nieudanych próbach, otwierasz właściwie drzwiczki. Z ulgą połykasz tabletkę i popijasz ją łapczywie wodą.
- Przecież sama mówiłaś, żebym wreszcie gdzieś wyszła. - Mruczysz pod nosem, obrzucając matkę obojętnym spojrzeniem.
Prawie w ogóle nie czujesz już alkoholu, mimo to świat wydaje ci się być schowany jakby za lekką mgłą. Jesteś tak cudownie zobojętniona, że czujesz, iż wreszcie prześpisz spokojnie całą noc. O niczym innym nie marzysz.
- Nie było cię kilka godzin. Martwiłam się.
- Niepotrzebnie.
- Elena…
- Dobranoc.
Bierzesz z szafki karton soku i wychodzisz z kuchni. Przez chwilę czujesz coś na kształt wyrzutów sumienia za takie oschłe traktowanie mamy, ale szybko zduszasz je w sobie. Przez pięć minut masz wolną od wszystkich przykrych rzeczy głowę - po co to psuć?
- Spotkałaś się z kimś chociaż?
Zatrzymujesz się w połowie schodów i w skupieniu patrzysz na idącą za tobą kobietę. Po chwili posyłasz jej wymuszony uśmiech.
- Tak. Thomasa.
Twoja mama jest zdziwiona, ale nic nie mówi. Jeszcze raz powtarzasz cicho dobranoc i odchodzisz. Zanim jednak położysz się spać, bierzesz jeszcze gorący prysznic. a gdy wracasz z łazienki do pokoju, widzisz na ekranie telefonu jedno nieodebrane połączenie.
Ignorujesz je i kładziesz się na łóżku. Szczelnie przykrywasz się kołdrę i śpisz tak spokojnie, jak dawno już nie spałaś.

wake me up if everything changes
and nothing's what it seems.

***********
Beznadziejnie to dodaję. I mam nadzieję, że ktoś jeszcze czeka na jakieś nowości.